28 |Piaskowy potwór|
*drugi
Luke
Mija miesiąc gdy staramy się być rodziną i biegamy pomiędzy jednym mieszkaniem, a drugim. Robert przez większość czasu jest wykończony, bo nie pozwalam im siedzieć na tyłkach w domu i cały czas wymyślam jakieś atrakcje. Jednak dzisiaj mieli już dosyć, więc siedzimy po prostu na plaży przed moim domem. Amanda pomiędzy moimi nogami, a Robert pomiędzy jej. Zakopują sobie nawzajem stopy, śmiejąc się przy tym bez ustanku.
– Zakopmy stopy taty! – Amanda obraca się do mnie i skrada mi szybki pocałunek.
Czasem mam dosyć pracy, bo chce już być z nimi, a gdy jestem z nimi, nie myślę o tym, że mógłbym być gdzieś indziej. Dorosłość dobrze mi zrobiła. Każdy żyje swoim życiem i próbuje znaleźć własne szczęście.
Opieram brodę o głowę Amandy. Mam rodzinę, mogę z nią zrobić cokolwiek chce. Może to źle zabrzmiało. Mogę dać im to czego sam nie miałem, nie popełnić błędów taty, mieć pełną rodzinę. Kiedyś tego nie chciałem, cholera wolałem wszystko od tego gówna, a teraz? Myślę, że to mi pomaga. Może mój syn jest ratunkiem dla mojego bezsensownego życia. Chcę w to wierzyć, że dzięki niemu będę potrafił być tym kim nie byłem.
– A może zakopiemy całego tatę? – pyta Roberta – Pozwolisz zrobić z siebie piaskowego potwora? – ściska w dłoni mój policzek i przesuwa językiem po moich ustach – No dalej...
– Co ja z wami mam – oczy Amandy aż błyszczą.
– Zgódź się, tato! – i jakbym miał mu odmówić? Z resztą nawet cztery lata temu Amandzie też nigdy nie odmówiłem.
– Zgódź się – mówi Amanda. Specjalnie mnie całuje, żebym tym bardziej nie mógł jej odmówić.
– Cóż, ale mnie tutaj nie zostawicie? – oboje kręcą głową.
– Zgoda – zdejmuję z siebie koszulkę, na szczęście mam po za tym tylko shorty.
Widziałem pełne rodziny, które robią takie proste rzeczy i sprawiają im przyjemność. Tata bawił się z nami, a nawet wygłupiał. Jednak zawsze brakowało mamy, która patrzyłaby na to i robiła zdjęcia czy uśmiechała się z miłością do taty. Zazdrościłem innym, a mało brakowało, a mój syn musiałby patrzeć na inne pełne rodziny. Na chłopców z ojcami, którzy uczą ich grać w bejsbol, jeździć na rowerze czy robić inne rzeczy, które robił z nami tata.
Amanda
Patrzę na Luke'a zakopanego aż po głowę w piasku i mimo to uśmiechniętego. Robert siedzi na nim uśmiechając się równie pięknie, co jego tata.
– Taki bezbronny – pochylam się do niego, żeby go pocałować. On jak to on łapczywie sięga po więcej – Podobasz mi się taki bezbronny – Luke tylko jęczy.
Siadam za Robertem na brzuchu mojego faceta.
– Myślę, że mam piasek dosłownie wszędzie – przytulam Roberta do piersi – Czy sam się z tego odkopię?
– Jeszcze nie, tato! – Luke nie lubi być bezbronny, właściwie kto lubi? Ale nawet to go nie powstrzyma, żeby uszczęśliwić syna.
– Policzę się z wami potem – Robert śmieje się z jego złowrogiej miny – Hej, co tam masz? – wzrok Luke'a kieruje się na moją kostkę – Nowy tatuaż?
– Teraz widzę, że nie poświęcasz zbyt dużej uwagi moim kostką – stawiam ją na jego piaskowej piersi i pokazuję mu inicjały jego syna.
– Jak ma na nazwisko? – celowo unika imienia.
– Moje nazwisko – teraz się krzywi. Boję się, że wyskoczy z tego piasku i zacznie krzyczeć jak mogłam to zrobić.
– Nie widać tego tutaj – fakt na kostce jest RH, zamiast mojej litery z nazwiska – Chcę cię pocałować.
– Cóż w tej sytuacji musisz poprosić – Robert wyciąga przed siebie nóżki, prawie podstawiając je pod nos Lukowi.
– Robert, powiedz mamie, żeby mnie pocałowała – Robert uśmiecha się do mnie i sam mnie całuje.
– Twój syn nie chce się dzielić.
– Dosyć tego – chcę mi się śmiać z jego miny. Czuję jak się wierci pod nami.
Jakimś cudem udaje mu się wydostać z piasku, już trzymam Roberta za rękę i zaczynam przed nim uciekać. On oczywiście jako dwu metrowy facet dogania nas po chwili. Piasek leci z jego shortów, a ja jestem już przytulona do jego piersi.
– Za to należy mi się wspólna kąpiel – całuje mnie w szyje, po czym wrzuca do wody.
– Luke!
Robert chce wbiec do mnie do wody, ale Luke go zatrzymuje i tylko moczy jego nóżki.
– Chodźmy do domu, zrobimy jakaś kolacje, a potem pójdziemy spać – już widzę jak idzie spać.
– Do domu? – pytam go.
– Tak, Amanda idziemy do domu – czeka nas cholernie długa droga, żeby to naprawdę był dom.
Gdy Robert już śpi, my idziemy wziąć kąpiel. Oczywiście nie może być tak idealnie i gdy otwieram szafkę z ręcznikami, znajduję tam kilkanaście skrętów. Spodziewałam się tego, no bo w końcu to on. W jego mieszkaniu jest już dużo alkoholu, a teraz jeszcze wchodzi do łazienki z papierosem.
– Palisz? – obracam między palcami jedną z porcji skręconej trawki – Palisz gdy tu jesteśmy albo gdy przychodzisz do nas?
– Jest ich tam chyba piętnaście i nie palę tego gdy nie mam powodu.
– Nie możesz tego palić. Ćpasz?
– Czy wyglądam ci na ćpuna? – warczy na mnie.
– Lubiłeś kiedyś..
– Lubiłem też zdradzać. Myślisz, że to też robię? – no i znowu, moja ręka ląduje na jego policzku. To trwa chwile, to było szybkie, nie był w stanie mnie zatrzymać.
– Odbiło ci, kurwa? – odruchowo i typowo przyciska mnie do ściany.
– Co jeśli dalej jesteś tym samym pierdolonym sukinsynem i tylko mnie oszukujesz? Może wcale nie chodzisz do pracy? A gdy cię nie ma z nami to gdzie jesteś? – rzucam mu tym w twarz, bo pamiętam zapach trawki z wielu rzeczy, które sprawiały, że płakałam.
– Tak myślisz? – sięga ręką do szafki i wyjmuje wszystkie skręty – To patrz jaki ze mnie ćpun – wrzuca wszystko do toalety i spłukuje – Wyjdź, Amanda, kurwa, wyjdź – więc wychodzę.
Słyszę jak uderza pięścią w ścianę. Sama siadam pod inną i rozpadam się, przypominając sobie dosłownie każdą złą rzecz jaką mi zrobił. Widzę w głowie ten obrzydliwy dzień gdy on skończył szkołę i zabrał mnie na tamtą imprezę, te wszystkie dziewczyny.. jego tyłek gdy pieprzył tamtą dziewczynę, jego wpół twardy fiut.. co ja mu takiego zrobiłam?
***
Po roku pisania, przyszedł taki moment gdzie nie mam pomysłów i nie czuję bohaterów. Za każdym razem chcę coś napisać i się wściekam, bo nie potrafię.
Dokończę to opowiadanie i na jakiś czas to będzie ostatnie. Chyba, że wpadnie mi do głowy jakiś pomysł.
Mam nadzieję, że to wróci.
W każdym razie w przyszłym tygodniu skończę to opowiadanie:)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro