21 |Przyjacielska porada|
*drugi
Amanda
Tym razem to on spał na kanapie. Rano przywitał się z synem i powiedział, że musi biec do pracy, właściwie to ja też musiałam, ale nie chciałam wychodzić w tym samym czasie, co on.
Było mi go wczoraj żal, ale i zarazem sama byłam zażenowana. Nie rozumiałam, co zrobiłam źle, ale przede wszystkim dlaczego teraz? Tak bardzo przeraził się własnymi słowami o rodzinie? On całkowicie przyzwyczajony do tego, zrobił to w inny sposób. Czy muszę być precyzyjniejsza? W którejś chwili sama nie byłam pewna czy w ogóle tego chciałam, a nawet przemykały mi myśli ile dziewczyn tak zadowalał przez ostatnie cztery lata, żeby nie wyjść z wprawy.
– Cześć – Max całuje mnie w policzek – Czy masz na sobie jakiś nowy strój? Bo wyglądasz jeszcze lepiej..
– Dzięki, Max – chcę cmoknąć go w policzek, ale on nadstawia usta i muskam go w kącik ust – Ty flirciarzu... – szturcham go w ramie.
– Jestem nieustępliwy – a ja zagubiona.
– Wiesz – przysuwam się do niego i drażnię zębami jego ucho – Chcesz tylko seksu i oboje o tym wiemy. Bądź kreatywniejszy, Max – ciągnę zębami jego ucho, a potem daję mu lekkiego klapsa. Max jest zaskoczony, a ja rozbawiona.
Po raz pierwszy od bardzo dawna.. nie wiem jak to opisać, coś się we mnie zmieniło. Może to, że wykorzystuję Luke'a tak jak on wykorzystał mnie, a może to sam seks.. w każdym razie uśmiecham się, dużo.
Mój dzień jest udany, a kolacja z Ashtonem i Robertem jeszcze zwiększa mój dobry nastrój. Ignoruję pytania w mojej głowie na temat tego gdzie w tej chwili jest Luke. Ashton karmi mojego syna, a ja aż mam ochotę sięgnąć po aparat.
– Leci samolot, leci.. – Robert chichocze i szeroko otwiera usta – To długi lot, Robert.
No i wtedy do kuchni wchodzi Luke.
– Cześć, wszystkim.
– Tata! – Luke podchodzi do niego i całuje go w czoło.
– Cześć – mówi przy moim uchu i całuje mnie w czubek głowy. Czuję na sobie spojrzenie Ashtona, ale nie mam ochoty mu tego tłumaczyć. Byłby wściekły i nie mylcie tego z zazdrością. Po prostu on lepiej by wiedział, co jest dla mnie i Roberta lepsze – Mam niespodziankę. Dobrze, Ashton, że jesteś, bo w sumie to też dotyczy ciebie. Niedługo mam swoje dwudzieste szóste urodziny i mam ochotę na wycieczkę do oceanarium – oczywiście, że ma – Co wy na to?
– Dlaczego pytasz o to mnie? – Luke patrzy na mnie ─ Po za tym koleś, masz urodziny za pół roku.
─ No i co z tego? Chciałbym, żebyście już zarezerwowali weekend ─ patrzę na Luke'a, potem na Asha. Tak jak ten pierwszy się uśmiecha, ten drugi kompletnie nic nie rozumie.
─ Jak myślisz, chciałbyś zobaczyć kraby? ─ teraz nawet ja się uśmiecham.
─ Tak, tato! ─ Luke czochra mu włosy.
─ Chyba mu tego nie odbierzecie, co? ─ nie rozumiem dlaczego chce, żeby Ashton pojechał z nami. Zamierza podrywać inne gdy my będziemy opiekować się dzieckiem? Po co mu Ashton? I dlaczego do cholery przeszkadza mi on?
─ Dobra, zarezerwuję twój urodzinowy weekend ─ uśmiecha się do niego.
─ Zgoda ─ przez pół roku może się bardzo dużo wydarzyć..
─ Chcesz obiad? ─ pytam go.
─ Nie, jadłem już ─ stoi za moimi plecami, ale mnie nie dotyka, cóż nie dotykał dopóki o tym nie pomyślałam. Jego dłoń ściska moje ramię, jeśli jego wczorajsze wyzwanie, które dla mnie jest równie fałszywe jak jego kocham cię, było cholernie dezorientujące, tak jeszcze bardziej on takimi małymi gestami.
─ Dobra, co tutaj się dzieje? ─ pyta w końcu Ashton ─ Jesteście jacyś dziwni...
─ Szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia o co tutaj chodzi, ja też jestem zdezorientowany ─ mówi Luke ─ Ale nie narzekam, bo czasem można dostać coś czego nie miało się bardzo długo.. ─ mocniej ściska mój bark ─ W końcu nadaję się tylko..
─ Może wina? ─ mówię szybko.
─ Od kiedy macie tajemnice? ─ wzruszam ramionami i szukam wina, ale jedyne, co znajduję to papierosy, to też może być. Odpalam jednego i od razu czuję ulgę.
Faceci rozmawiają pomiędzy sobą, wciągając w rozmowę małego faceta, a ja po prostu palę, czując ulgę.
─ Hej, daj mi tego papierosa ─ ignoruję go, więc on sam wstaje i sięga po mojego papierosa, zaciąga się nim dwa razy i gasi ─ Zachowuj się jak cholerny rodzic ─ szepcze mi do ucha, prowokując mnie.
Nie mam pojęcia kto tu wygrywa, ani co jest wygraną. Mieszamy sobie w głowach gdy jedyne czym powinniśmy się zajmować jest nasz syn.
─ Przestań ─ chcę go ugryźć w szyję albo ścisnąć jego jaja, cokolwiek, ale żadnej z tych rzeczy nie mogę zrobić, bo jest tu Ashton, tak to faktycznie powinien być główny powód dlaczego nie mogę.
─ Znowu to macie ─ mówi Ashton ─ Nie.. nie robicie tego, powiedz kurwa, że tego nie robicie.
─ Brzydkie słowo! Buuu! ─ Luke się uśmiecha.
─ Wujek Ashton nie jest idealny! ─ ta rodzina nie jest normalna, stop, to nie jest rodzina, cholera.. ─ Gdybyście nie rozumieli mojego poczucia humoru, to żartuje ─ nie rozumiem go i jego humoru. Przede wszystkim nie mogę spojrzeć na jego uśmiech, bo.. wy chyba dobrze wiecie dlaczego.
─ Chcę mojego kraba! ─ krzyczy Robert ─ Krab, krab!
─ Więc chodźmy po kraba ─ Luke wyjmuje go z krzesełka i wychodzi z kuchni.
─ Amanda, co tu się dzieje? ─ obracam się do niego plecami.
─ Tak jakby się z nim przespałam..
─ Co do cholery zrobiłaś?! ─ wiedziałam, że będzie wściekły.
─ Uspokój się, mam wszystko pod kontrolą, używam go..
Luke
Używam go..
Czekam na ciąg dalszy, chcę usłyszeć, co mu powie.
─ Do tego się nadaje, prawda?
─ Przecież od lat się wkurza, że ma problemy.. kurwa.. nie wierzę, że w ogóle o tym mówię, ale to on gdy się upije jęczy jaki nie jest męski.
─ Naprawdę chcesz o tym rozmawiać? ─ Amanda, moja nieśmiała dziewczyna.
─ Nie, kurwa, masz racje ─ chwila ciszy.
─ Co jest złego w seksie? ─ pyta go ─ Jest w tym dobry..
─ Amanda, on cię zdradzał, myślisz, że skoro odzyskał.. ─ milknie ─ ugh.. swoją sprawność, to teraz będzie ci wierny?
─ Przestań! ─ krzyczy na niego ─ Nie obchodzi mnie to!
─ Jak długo to trwa?
─ Miesiąc? ─ rzuca od razu.
─ Amanda!
─ Obiecuję ci, że nic do niego nie czuję, po prostu uprawiamy seks, a potem się nienawidzimy nic takiego.
─ On nigdy nie darzył cię nienawiścią. Seks zgubił was raz, zgubi was i drugi. Jak zamierzasz to przerwać? A co gdy zobaczysz go z inną? Albo gdy on zobaczy cię z innym? Gdy założycie osobne rodziny..
─ Nie wiem!
─ Macie razem syna! Powinniście myśleć o nim, a nie o tym, co się dzieje w waszym majtkach! Kurwa! Kiedy dorośniesz, Amanda? Kiedy zapomnisz o tym, co ci zrobi i ruszysz do przodu? Nie ruszysz do przodu z nim! Dorośnij! ─ rzuca jako ostatnie słowo, a potem widzę go w salonie ─ Ty kurwa też!
Nikt z nas nie zachowuje się jak dorosły. Robert siedzi i nic nie rozumie.
─ Jesteśmy beznadziejni? ─ przygląda mi się chwilę, a potem się do mnie przytula.
─ Kocham cię, tato ─ obejmuję go ciasno. Nie mogę wykorzystywać miłości mojego syna, ale nie jestem kurwa pewien czy potrafię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro