13 |Przyjaciele|
Luke
Wróciłem do mojego mieszkania i od razu zabrałem się do roboty. Znalazłem kilka skrętów, które przywiozłem z Portland i malowałem pokój.
Duże mieszkanie. Właściwie to niewynajęte, a kupione na kredyt. To było szaleństwo mieć swoje miejsce na świecie, swoje schronienie, ale tak się właśnie czułem. To była pierwsza rzecz całkowicie moja.
Uśmiechałem się jak głupi gdy widziałem białe ściany, zmieniające się zielone. To mogłem zrobić, upalić się i pomalować pokój. Może po prostu jestem samotnikiem? Gdybym miał prawdziwą rodzinę, nie mógłby tego palić lub wypełnić lodówki piwem, zamiast jedzeniem, o to też jutro będę musiał zadbać.
Dalej do mnie nie docierało to, że moje życie po raz kolejny zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, wysuwając mnie tym razem do bycia lepszym.
Słyszę pukanie do moich drzwi i wiem, że to może być tylko jedna osoba.
- Cześć - mówię do Ashtona.
- Cześć - wchodzi bez zaproszenia, ale to mnie nie dziwi. Już dawno temu przestał, udawać, że moje gówno na niego działa.
- Co tutaj robisz?
- Przyszedłem zobaczyć jak mieszka mój przyjaciel - podaję mu skręta, a on go przyjmuje.
- Amanda nie będzie zła? - pytam nie do końca żartem.
- Zamknij się, przyszedłem tutaj, ale to nie znaczy, że musimy gadać.
On zwiedza mieszkanie gdy ja idę po piwo. Znajduję go na tarasie, jedynej urządzanej przez właściciela przestrzeni.
- Co tutaj robisz, Ash? - w odpowiedzi wzrusza tylko ramionami.
- Nie chciałem powiedzieć tego całego gówna. Nie myślę o niej jako o rzeczy do zdobycia - spodziewałem się, że za to przeprosi - Po prostu wkurwiasz mnie, bo zawsze dostajesz wszystko czego inni pragną.
- Jakbyś chciał rozejrzeć się dookoła to nie nam nic.
- No tak, ale to przez to, że jesteś idiotą, a nie przez to, że świat nie leży u twoich stóp - cóż ma racje - Spodoba jej się tutaj - mówi w końcu - Naprawdę ją znasz.
- To nie dla niej kupiłem to mieszkanie.. - Ash kiwa głową.
- No tak, dla syna, Amanda nie ma dla ciebie znaczenia - nie dam się w to wciągnąć.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - pytam w końcu.
- Bo to była moja szansa, a ona i tak była słaba, cholernie słaba. Żyła jak zombie. Chodziła do szkoły, do lekarza, uśmiechała się tylko gdy dziecko kopało.
- Wykorzystałeś szanse?
- Ostatnio mnie pocałowała - patrzy na mnie - i dlaczego ja ci kurwa w ogóle o tym mówię? Ty nigdy na nią nie zasługiwałeś. Syn nie sprawia, że twoja karta jest czysta!
- Ashton, ja wiem, że ty myślisz, że to jest takie proste, ale nie jest - wymieniamy się skrętem - Chce tylko poznać mojego syna, spróbować być ojcem, nauczyć się tego. Nie chce niczego więcej, okej?
- Teraz to ja czuję się szalony - na ciebie chociaż nie patrzy z obrzydzeniem jedyna dziewczyna, która wywarła na twoim życiu znamię. Odruchowo dotykam tatuażu na karku.
Spędzamy czas razem jak starzy dobrzy przyjaciele. Wspominamy czasy gdy oboje kłamaliśmy, ale mimo wszystko byliśmy przyjaciółmi. Tak jak powiedziałem kiedyś Amandzie są granice przyjaźni, ale to nie znaczy, że przyjaźń przestaje istnieć. Dlatego możemy być tu dzisiaj razem, nie mając właściwie pojęcia dlaczego i po prostu być dwoma facetami, którzy grali kiedyś razem w zespole.
─ Wiesz, co jest najgorsze? ─ mówi już przy drzwiach ─ Że jeśli byś się postarał, ona by ci to wybaczyła, tak bardzo cię kocha.
Nie wiem czy jestem zbyt oniemiały tym, że używa czasu teraźniejszego czy tym, że kurwa sam bym sobie nie wybaczył, a przede wszystkim nie wybaczyłbym jej gdyby to ona mnie zdradziła. Hipokryzja? Nic mnie to nie obchodzi.
Z resztą, co mam do zaoferowania? Jej czy mojemu synowi? Ona sprawiała, że czułem, że mam do zaoferowania cały świat, oczywiście moja rodzina i przyjaciele wyprowadzali mnie z tego błędu.
─ Kochasz ją, Ashton? ─ uśmiecha się do mnie.
─ Nie zamierzam odpowiadać na to pytanie.
Wracam do pracy nad pokoikiem mojego syna, ale całkowicie nie wiem, co zrobić dalej.
Amanda
Siedzę w pokoju mojego syna i patrzę jak śpi. Spokój - to maluje się na jego twarzyczce. Czasem zastanawiam się czy jestem dobrą mamą i moją jedyną odpowiedzią jest, że nie. Nie czuję się taką mamą jaką chciałam być. Zawsze wyobrażałam sobie, że będę cieplejsza i lepsza od mojej matki, że moje dzieci będą miały przytulny dom i będą chciały słuchać historii o mnie i swoim tacie, a my będziemy zakochani tak samo jak wcześniej. Dobrze jest pomarzyć, co? Teraz patrząc na niego, czuję, że nie daję z siebie wszystkiego. Może mówię mu, że go kocham, a tak naprawdę tego nie czuję? Te uczucia są dezorientujące.
Po tym jak Luke w kółko powtarzał mi, że mnie kocha, a zdradzał mnie z kim popadnie, przestałam rozumieć czym właściwie jest miłość. Skoro to, co ja czułam do niego i to jak się przy nim czułam, nie wystarczyło to czym właściwie była miłość?
Obezwładniające uczucie
To jest to, co czuję patrząc na mojego syna, ale czy to wystarczy, żeby być dobrą matką?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro