Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11 |Ja i mój brat|

*drugi dziś

Luke

Jak wiele razy w życiu kochaliście kogoś? Kochaliście, ale zarazem nie potrafiliście kochać. Budziliście się w nocy, szukając drugiej połówki w łóżku, a jej nie było. Nie wiedzieliście, co czuliście. Ulgę, bo mieliście wolność? Czy rozpacz, bo nie mogliście jej dotknąć? Moje uczucia mieszały się w jedną wielką papkę. Nie potrafiłem rozróżnić, co jest czym,

Nie byłem szczęśliwy od lat. Nie byłem szczęśliwy przy Amandzie gdy ona była w Pacyfic City, a ja w Portland. Nie wiedziałem, co zrobić.

Szukałem cholernej trawki, którą zabrałem Mikowi z mieszkania. Nigdzie jej nie było, kurwa przetrząsnąłem całe to gówniane mieszkanie i nigdzie jej nie było.

Dwudziestu sześciu latek szukający zioła.

– Może kurwa poszedłbyś do pracy? – podpowiadał mi Jack, z którym mieszkałem.

– Moją robotą jest pozyskiwanie klientów, a sekretarka nie umówiła mi żadnego spotkania.

– Martwimy się o ciebie – prycham pod nosem.

– Wypełniłeś rodzinny obowiązek mówiąc to, teraz możesz się odpieprzyć.

– Jesteś kurwa dorosły! Zacznij zachowywać się jak dorosły! – ignoruję go.

– Chyba poszukam własnego mieszkania – mówię w końcu – Będę musiał gdzieś..

– Co ci siedzi w głowie, bracie?

– Myślałeś kiedyś o tym jak beznadziejne jest być Hemmingsem? To znaczy.. jesteś szczęśliwy? – ostatnio często zadaję ludziom to pytanie.

– Chyba tak – siadamy na kanapie.

– Myślałeś kiedyś o rodzinie? – patrzy na mnie dziwnie – Wiem, że tata mówi, że to nie jest tego warte, ale.. będziemy samotni do końca życia? On ma nas, a my będziemy mieli kogo? Dziwki?

– Czy ty znowu ćpasz? – mały epizod w moimi życiu, nie ważne.

– Nie – nic prócz trawki – Ale pomyśl o tym. Masz dwadzieścia osiem lat. Nie chciałbyś zrobić dobrze to, co tata albo mama spieprzyli? Tworzysz dom, rodzine, ciepło domowego ogniska.

– Znowu oglądałeś bajki Disneya? – udawajcie, że tego nie słyszeliście.

– Wyobraź sobie, że masz syna, co robisz? - Jack patrzy na mnie jak na szaleńca – Kochasz go? Opiekujesz się nim? Zmieniasz swoje życie dla niego? Co robisz?

– Ja pierdole, czasem zastanawiam się czy ty jesteś normalny.

– Nie, nie jestem – odpowiadam szczerze, a on wybucha śmiechem – Odpowiedz mi, proszę.

– Myślę, że bym zgłupiał. Może poszedłbym po radę do taty? A może zapytałbym matkę dziecka, co mam zrobić? Nie wiem, kurwa.

– Kochasz mnie, Jack? – to go szokuje, a ja czuję się jak idiota.

– Jesteśmy rodziną, Luke – klepie mnie w ramię – Możesz na mnie zawsze liczyć, ale te dwa słowa nie mają żadnego znaczenia. Spójrz na tatę i gdzie go doprowadziły.

Chcę krzyczeć, że do posiadania nas, że tata musi nas kochać skoro nas zatrzymał i się nami opiekował. Jack też mnie kocha i Ben też mnie kocha, a ja kurwa kocham moich braci. Brzmi to dla was żałośnie? Mam nadzieję, w takim razie, że wy rozumiecie miłość.

Dzisiaj.

Pieprzonego dwudziestego piątego kwietnia.

Zamierzam odkryć czym jest miłość, żeby móc okazać ją mojemu synowi.

Walczę ze sobą od lat, żeby chociaż zrozumieć o co chodzi w życiu. Chciałbym wiedzieć, co siedzi w głowie mojego ojca.

─ Chesz się napić, Jack? ─ szczerze? pytam go z nadzieją, że powie mi 'nie', że będzie chciał ze mnie wyciągnąć każdą rzecz jakiej mu nie powiedziałem.

─ Idziemy do baru? ─ no i o to proszę państwa rodzina Hemmingsów.

─ Może lepiej chodźmy do baru ze striptizem ─ oczy mu świecą. Dwudziestu ośmiu letni facet, który uwielbia bary ze striptizem.

─ No i teraz gadasz do rzeczy! ─ czy to źle, że mnie to bawi?

Więc idziemy do jego ulubionego baru, gdzie jest pełno pół nagich tancerek, a z każdą chwilą są bliżej bycia całkowicie nagimi. To zabawne, że jedyne, co tu na mnie działa to alkohol, tak samo jak zabawne są oczy mojego podekscytowanego brata. Gdy dwie dziewczyny siadają nam na kolanach, nie czuję nic. Jedyne, co widzę to twarz Amandy gdy zobaczyła mnie wtedy z tą laską.

Powtarzać komuś, że się go kocha, tak naprawdę nie mając pojęcia, co się mówi. Chcą zatrzymać ją tymi dwoma słowami, a jednocześnie nie dopuścić jej wystarczająco blisko, żeby nie zrozumiała jak bardzo pojebany jestem i jak bardzo nie mam pojęcia, co mówię.

Jack uśmiecha się do mnie i łapie za cycki blondynki siedzącej na nim. Życie jest takie piękne.

─ Niedługo kończę ─ szepcze na moje ucho ─ Moglibyśmy.. pójść do mnie ─ skubie zębami moje ucho.

─ Nie jestem zainteresowany ─ jej rozczarowanie jest widoczne na twarzy.

Zostawiam tam Jacka i wracam do mieszkania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro