Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

// Część XII \\


✨☄️💥Pov. Victoria✨☄️💥

  Obudziłam się wyspana jak nigdy dotąd. Szok nie opuścił mnie do śniadania, bo wtedy zastąpiła to radość, że będę jeść naleśniki. Po śniadaniu szybko szłam się umyć, uczesać i ubrać, bo mama powiedziała, że mogę iść do domu Vi i pomóc jej i jej mamie przygotować przyjęcie. Po krótkim prysznicu związałam włosy w dwa warkocze i poszłam do szafy. Stamtąd wyciągnęłam czarne jeansy, jasnoróżowy sweter i zimowe skarpety, bo zawsze mi zimno w nogi. Złapałam torebkę i upewniłam się, że wszystko co potrzebne mam (przezorny zawsze ubezpieczony), po czym ubrałam kurtkę, czapkę, szalik, rękawiczki oraz zimowe botki i wyszłam z domu. Dosyć długo zajęła mi droga, ponieważ było tak ślisko, że co chwilę wywracałam się, a jak wstawałam to szłam wolno jak żółw. Inaczej się nie dało, uroki zimy. Gdy byłam przed drzwiami nie zdążyłam zadzwonić, bo już otworzyła mi pani Lodge.

- O! Pani spodziewała się mnie?

- Nie, ale akurat myłam drzwi i zobaczyłam, że idziesz. Chcesz, to możesz mi pomóc lub iść do Roni, ale ona sprząta swoją szafę...

- O nie, nie... Jeśli ona sprząta szafę, to ja pasuję. Pomogę pani.

    Zawiesiłyśmy serpentyny, bombki, ozdoby świąteczne, wyprasowałyśmy obrusy, ogarnęłyśmy też jadalnie i resztę domu. Gdy skończyłyśmy całość wyglądała nieziemsko. Patrzymy na nasze dzieło, a Veronica schodzi ze schodów. Oznajmiła, że sprzątnęła już szafę. Dla niej "już" to dla nas cztery godziny, a dla niej "dopiero" to dla nas dwa dni. Zjadłyśmy po kawałku ciasta, poplotkowałyśmy, a potem ja z moją przyjaciółką poszłyśmy na górę, do niej do pokoju. Również i tu pomogłam ogarnąć. Dobrze, że szafę ma sprzątniętą, bo ja bym się w tej dżungli nie odnalazła. Reszta poszła jak z płatka. Nim się spostrzegłyśmy dochodziła jedenasta, a nam się chciało spać. Opadłyśmy na łóżko od razu zasypiając. Spałyśmy i spałyśmy, ale istnieje coś takiego jak pobudka, a ją zrobił mój brat. A jaką pobudkę robi mój brat? Bolesną. Wyłaskotał nas za trzy lata.

- Wstawaj leniu, obiad jemy u tego murzyna - wskazał ręką na młodą Lodge. Miałyśmy do siebie dystans, więc po prostu się roześmiałyśmy.

    Wstałyśmy i zeszłyśmy na dół do kuchni. Na obiad była jakaś zupa, która o dziwo była dobra, jednak mojej przyjaciółce nie smakowała i nic nie zjadła. Czasami sobie myślę, czy ona jest taka leniwa, że nie podejdzie do lodówki i wyjmie sobie jogurt lub co jest, czy się głodzi. Stawiam na to pierwsze. 

📘📚📖Pov. Caroline📘📚📖

   Dzisiaj dzień balu, a ja się chyba rozchorowałam. Boli mnie głowa i nie mogę spać. Na dodatek mam katar i kaszel. Ech, mam nadzieję, że do wieczora wyzdrowieje.

- Kochanie, czemu nic nie jesz? - pyra z troską tata.

- Nie mam apetytu. - odpowiadam pochmurnie, po czym kicham.

- Choroba? O nie. Zostajesz w domu, nigdzie nie idziesz. - mówi stanowczo.

- Ale tato! - krzyczę, jednak ojciec ucisza mnie gestem ręki. Biorę jogurt naturalny z lodówki i ruszam do mojego pokoju.

    Kolejne kichnięcie. Poszłam w stronę szafy, by przebrać się w bardzo gruby sweter z Ravenclaw'u i trzy pary skarpet. Po ubraniu się w ciepłe ciuszki usiadłam na łóżku, by zanurzyć się w książkach. Po godzinie słyszę z dołu jakieś rozmowy, a kilkanaście sekund później zostaję przygnieciona moimi przyjaciółkami.

- Lola! Ale się stęskniłam! - wrzeszczy Kate.

- Widziałyśmy się kilka dni temu. - śmieje się.

- AŻ kilka dni temu. - stwierdza, na co kręcę głową z dezaprobatą. - Dziś impreza! Przyniosłyśmy wszystko, więc twój pokój to teraz nasza przebieralnia.

- Ja nie idę... - szepczę, a dziewczyny schodzą ze mnie. - Mój tatko nie pozwolił, bo niby jestem chora.

- Jak to?! Jesteś zdrowa jak ryba! - krzyczy Victoria, a ja kicham. - No dobra, prawie zdrowa. Ale to zwykły katar, a poza tym to będzie w domu.

- No tak, jednak wiecie jaki jest mój ojciec. - wzruszam ramionami i kładę się na łóżku.

- Chyba że... - zaczęła Veronica.

- ...Uciekniesz... - kontynuowała Viki.

- ...A ja się zamienię w ciebie. - skończyła Katie.

- Chyba śnicie! - krzyknęłam z moim tatą. Co? Mój ojciec? Skąd on się tu wziął? Ta, teraz pewnie dostanę szlaban na sto procent.

- Oj, no to teraz się zacznie. - szepnęła najniższa.

    Dostałyśmy wykład od bruneta, który trwał około z pół godziny. Potem prosiłyśmy go, żeby jednak mnie puścił, ale nadal się nie przekonał. Pozwolił, bym towarzyszyła im w przygotowaniach do balu w moim pokoju.

    Harmider panuje wszędzie. Niby kupiłyśmy wszystko, aczkolwiek jeszcze musiały sprawdzić moją szafę, więc wywróciły ją do góry nogami. W końcu jednak się opanowałyśmy i zaczęły się przebierać. Dwie godziny przebierania, a teraz makijaż. Każda chciała inny. Roni życzyła sobie mocny, ale nie za mocny. Vika marzyła o lekkim, ale z ustami zaszalała. A Katherine? Żaden. No jakby - miała tylko jasny błyszczyk i lekki tusz do rzęs. Trochę im zazdrościłam, że mogą zaszaleć ze wszystkim. Ech, akurat teraz zdarza mi się choroba. Ubranie się zajęło mało czasu. Przyniosły tylko potrzebne rzeczy, tylko że Roud coś nie pasowało.

- Czego ty chcesz? Wyglądasz wystrzałowo! - chwalę dziewczynę, a reszta przytakuje. - To, że Syriusz będzie się z ciebie śmiał, iż jesteś niska, to nie znaczy, że nie masz iść! Dla mnie wyglądasz lepiej w tym, niż w jakiejś puszczalskiej sukience.

- No nie wiem... - zamyśliła się dość długo. - A wiecie co? Chyba macie rację, ważne, że sama sobie się podobam! Mam gdzieś, że będą mówić na mnie, iż jestem niska!

- Właśnie! Tak trzymaj! - dopinguję Bonnet.

- Dobra, teraz fryz. - pogoniłam przyjaciółki. - Jakie sobie zamawiacie?

    Nie przesadziły z włosami. Każda chciała proste upięcie lub zwykłe rozpuszczone - Victoria z Veronicą mają rozpuszczone, a Kate dwa kosmyki włosów spięte z tyłu głowy jej ulubioną spinką.

   Wreszcie są gotowe, a wyglądają nieziemsko, jak zawsze. Tylko tak mi się pusto zrobiło w sercu, trochę zazdrości czułam, trochę przykrości i smutku, ale też dumy i radości, że przyszły do mnie. Jednak łzy naleciały mi do oczu i kilka spadło na policzek.

- Czy... czy ty płaczesz? - zmartwiła się niska brunetka. - To przez to, że nie idziesz?

- Nie... To znaczy, jakby... Bo... Ja chciałam z wami spędzić to przyjęcie, wywyższać się jak zawsze z tłumu kreacjami i zachowaniem, plotkować, podrywać, śmiać się do nieprzytomności... - rozpłakałam się na dobre. Wszystkie podeszły i mnie przytuliły, po czym też się rozpłakały. Makijaż już będzie do poprawienia.

   Stałyśmy tak przytulone z pięć minut i znów ojciec wszedł.

- Ej, ej, co się stało dziewczyny?

- Nic, tylko chodzi o to, że pańska córka nie będzie mogła spędzić z nami nocy. My nie jesteśmy przyzwyczajone do tego. - tłumaczy Veronica. Tato przybliżył się i spojrzał na nas współczującym wzrokiem.

- Wiecie co? Macie rację, powinniście się wyszaleć. Caroline, możesz iść na imprezę i państwa Lodge'ów.

- Boże, serio? Dziękuję ci tato! Jesteś najlepszy! Kocham cię! - skoczyłam w ramiona rodziciela. Od razu po mnie przytuliły się moje przyjaciółki krzycząc, to samo, co ja. - Poczekajcie, która godzina?

- Siedemnasta trzydzieści, a co?

- Mamy na osiemnastą, a ja pod grubą warstwą ubrań! - zaczęłam panikować.

    Zorganizowaliśmy się wszyscy w piątkę. Poszłam się wykąpać, a w tym czasie dziewczyny poprawiły tapetę na mordzie. Po kąpieli ubrałam się w moje rzeczy, po czym usiadłam na ozdobnym taboreciku, a reszta robiła mi włosy i makijaż. O dziwo mój ojciec uczesał mnie jak księżniczkę - polokował mi włosy, a upięcie było przepiękne, chociaż było podobne do fryzury Katie. Twarz zostawiłam dziewczynom (i słusznie), a one pocieniowały mi cudownie powieki, wybrały rewelacyjny kolor szminki, a rozświetlacz pięknie mienił się na mojej twarzy. Zdążyliśmy ledwo w pół godziny.

    Pewnie niby mogliśmy wyjść w każdej chwili na bal, ale my, jak to my, nie chcieliśmy przegapić niczego. Nawet bycia pierwszymi gośćmi nie potrafiliśmy przegapić.

    Teleportowaliśmy się razem z brunetem od sam dom. Otworzyła nam oczywiście mama Roni. Teraz po lekkim przemeblowaniu ten dom wydaje się osiem razy większy niż był. Żadnych zaklęć nie było, bo pomagałam przenosić meble.

📘📚📖

Jejejejej, jak fajnie jest wykorzystywać ojcowską miłość! Chociaż to akurat to było szczere. Mam nadzieję, że tak to też wygląda XD

~ pa pa, Bejbiki📘📚📖 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro