// Część X \\
✨☄️💥Pov Victoria✨☄️💥
Ze śmiechem weszłyśmy do kawiarni Starbucks. Wybrałyśmy sobie miejsce, przy którym każdy by się zmieścił. Moja mama spytała się nas, co chcemy, a potem poszła do lady. Rozmawiałyśmy o różnych pierdołach, gdy nagle drzwi od kawiarni się otworzyły, a w nich stanął Syriusz z Jamesem. Na szczęście tylko ja ich zauważyłam, więc szybko podbiegłam do nich, a bardziej do Blacka, bo Potter poszedł zapewne zarywać do Veronici.
- Co ty tutaj robisz? Jak zawsze w nieodpowiednim momencie?
- A kiedy ma niby być odpowiedni moment?
- W Hogwarcie, gdzie nie ma naszych mam.
- To są wasze mamy? Nawet, nawet...
- Nawet nie próbuj w ten sposób myśleć. One są zajęte, a przynajmniej niektóre. Dobra, nie ważne. Słuchaj, pewnie wiesz, jakie są matki i jak nas zauważą, to będzie źle.
- Wiesz... nie wiem jak to jest, bo moja matka się mnie wyrzekła.
- No to one są... - zaczęłam już mu tłumaczyć, o co mi chodzi, jednak moja mama zrobiła to za mnie.
- Victorio! Proszę tu przyjść z tym twoim "kolegą". - uśmiechnęła się do mnie Ana, robiąc cudzysłów rękoma. No i zaczęło się. Przewróciłam melodyjnie oczami i pociągnęłam Syriusza w stronę stolika. - No, przedstawisz nam go?
- Dobrze, - westchnęłam. - a więc to jest Syriusz Orion Black. Z TYCH Blacków.
- Tak? No to dobrze wybrałaś. Kasy ma dość, przystojny jest, no, widzę tu całkiem niezłą sztukę. I jak wam się układa w związku? - zilustrowała nas tym razem mama Roni.
- Ale my nie jesteśmy... - w związku. Chciałam dokończyć, ale niestety to określenie komuś się to spodobało.
- No dobrze, dobrze. Jesteśmy kochającą się parą. - Tym razem gościu przesadził. Złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. Na moje cholerne nieszczęście jeszcze wszedł do pomieszczenia mój obecny chłopak - Brian. Podszedł do nas z tak groźną miną, że jakby mógł, to by już zabił połowę ludzi w kawiarni. - Kim jesteś, mogę wiedzieć?
- Jestem chłopakiem Victorii, a ty to Syriusz, jak mniemam? - warknął do Blacka, nie zważając, że obok niego jest właśnie jego matka.
- We własnej osobie. - uniósł głowę, by pokazać, że jest wyższy. Prychnęłam, bo tak, czy siak, nie był nawet na równi z Brianem.
- Czekaj, czekaj. Ty lecisz na dwa fronty?! Z moim synem?! - krzyknęła mama Kate. W tym momencie tak się wkurzyłam, że złapałam za uszy i Briana, i Syriusza pociągając do pustego stolika.
- Co wy do cholery odwalacie?! Brian, wiedziałeś, że mamy babski dzień i że będziemy w tej galerii. Po cholerę tu jesteś?! Syriusz, ty idioto. Nie jesteśmy parą, rodzice nie wiedzą o TYM, a w szczególności... zaraz, gdzie James?
- Ty mi powiedz, gdzie jest waszej wysokości Veronica? - przewrócił oczami Syriusz.
- Jamie i Roni?! - krzyknęliśmy oboje z Blackiem. Wstaliśmy jak najszybciej od stołu rozglądając się na wszystkie strony gdzie by mogli być. Nagle dostaliśmy oświecenia. - Łazienka!
Szybko pobiegliśmy w stronę toalet a za otwartymi drzwiami Lodge obściskiwała się z Potterem.
- SERIO?! - krzyknęłam. Jak poparzeni odskoczyli od siebie. Dopiero teraz znalazłam zadziwiające fakty. - Zaraz, zaraz. Przecież ty jesteś z Regiem, a jego brat właśnie tu stoi. Nie wierzę! Vera, ty go jeszcze kochasz w ogóle?!
- No trudno powiedzieć... Raczej tak... Ale nie powiesz Regusiowi o tym, co tu zaszło?! - zwróciła się do starszego Blacka. Osobiście wątpię, że powie, gdyż nie jest kablem, a tym bardziej nie lubi swojego brata. Mamy większą szansę na to, że cała ta sytuacja, jak i ta obecna, jak i z przed chwili nie będzie miała miejsca i wyjdziemy na prostą.
- Przecież nawet z nim nie rozmawiam, a co dopiero powiedzieć mu coś o jego dziewczynie. Chociaż jest naiwny i by w takie bzdety uwierzył. No ale i tak nie powiem. Masz moje słowo.
- Uff... - odetchnęłyśmy równocześnie.
- Ej, Vika, czy ty się czasem nie za bardzo martwisz? - zapytał Potter.
- Co? Pfff... weź przestań. Lodge to moja przyjaciółka, a o nią jak najbardziej mogę się martwić. - machnęłam ręką na tą uwagę. Może lepiej zmienię temat na jakiś wygodniejszy. Przynajmniej dla mnie. - To co? W końcu dalej jesteś z Regusiem, czy lecisz jednak na dwa fronty?
- No raczej będę z Regiem. Chyba, że coś pójdzie nie tak, ale pewnie Rogacz ma jakąś inną. W sumie wisi mi to. Może lepiej zostanę singielką? - zatkało mnie. Zawsze to tylko patrzyła na to, kogo by tu wyrwać, by nie być sama. A tu proszę - chce zostać singielką. Jestem ciekawa na jak długo?
- Po pierwsze, nie mam jakiejś innej, jeszcze, a po drugie, nie będziesz singielką, bo będziesz ze mną. - odezwał się James i poruszał znacząco brwiami. Jeszcze z tym swoim "uwodzicielskim" uśmiechem. Prychnęłam na jego zachowanie. O dziwo nie sama, ale z Syriuszem. - Co tak prychacie? Jak tak jesteście do siebie podobni, to wy powinniście być razem.
Od razu zaczęły się sprzeczki. Ja zaprzeczałam, Black też, a Roni szeptała coś na ucho brunetowi, a on się śmiał. Po 5 minutach "kłótni" zaproponowałam, żebyśmy wrócili, bo pewnie się martwią. Wszyscy zgodzili się na tą propozycję. Tyle, że kiedy wróciliśmy... reszty już nie było.
- To co teraz zrobimy?! - zaczęła histeryzować Veronica. Och, u niej to typowe, lecz ona złapała się za głowę i gorączkowo szukała ich wzrokiem.
- Roni, oddychaj. Wdech... i wydech... - nakazałam brunetce. Teraz, jak to widzę, to chyba naprawdę za bardzo się martwię. Ach, pieprzyć. Kiedy zielonooka się uspokoiła mogliśmy w spokoju nad tym pomyśleć. - Dobra. Ja idę ich poszukać, a wy się stąd nie ruszajcie, bo was zgubię i będzie problem.
- Dobrze. - zgodził się Łapa. - Mamuśko.
- O nie. - szepnęła Lodge. - Masz przejebane.
I w tym momencie złapałam Syriusza za kark i jednym ściśnięciem chłopak leżał już na ziemi. Veronica, nie wiem skąd, podała mi taśmę, a ja zakleiłam mu usta i ręce. Faktycznie, miał przejebane. Ja wstałam z niego, przeczesałam włosy ręką i uśmiechnęłam się do siebie, po czym wyszłam szukać naszych zgub.
Po półgodzinie znalazłam całą zgraję przy jakiejś taniej kawiarni z lodami, która znajduję się na drugiej stronie galerii od Starbucksa.
- Gdzie wy do cholery zniknęliście?! - wykrzyczałam im prosto w twarz, przez co niektórzy przechodnie uciekali od nas albo się patrzyli na nas jak na idiotów. - szukałam was prawie godzinę!
- Ok. Uspokój się Viki. Wszystko już dobrze... oddychaj. - nakazała Coraline. Wykonałam polecenie i już w normalnym tempie kontynuowałam.
- Teraz ładnie wszyscy pójdą ze mną do Starbucksa, Bo Roni siedzi tam z dwoma chłopakami, więc nie wiadomo co się stanie.
Coraline, Kate i jej brat zerwali się z miejsc, jak na zawołanie. Spojrzeliśmy na siebie z porozumiewawczym spojrzeniem i biegiem ruszyliśmy ku wcześniejszej kawiarni. Na szczęście zastaliśmy tam całą trójkę, którzy nic sobie nie zrobili oprócz rozwiązania Blacka. Równocześnie odetchnęliśmy z ulgą.
- Ok, więc jeśli nic nikomu się nie stało, to może pójdziemy kupować buty? - zaproponowała Katherine.
- Świetny pomysł! - zawołałyśmy wszystkie razem. Obróciłyśmy się na piętach i wzięłyśmy mamy pod ramię, które dopiero co przyszły patrząc na nas zdezorientowane, kierując się do wyjścia.
- A co z nami? - zapytał Brian. Wszystkie odwróciłyśmy się w ich stronę i warknęłyśmy tylko :
- Zajmijcie się sobą.
🐶☀️🥇Pov Syriusz🐶☀️🥇
Dziewczyny powiedziały to tak, jakbyśmy im coś zrobili. Staliśmy wryci tak z 5 minut, a zapewne nasze "koleżanki" już dawno dotarły do sklepu, chyba że chodzą do jakichś niestworzonych. Nagle Rogacz się odezwał:
- To co, idziemy za nimi? Bo ja nie mam co robić i chętnie popatrzę na te zgrabne nogi i resztę pięknych ciał.
- Ja z chęcią, ale nie wiem jak ten kurdupel. Przecież ma dziewczynę i w ogóle. - Prychnąłem w stronę Briana, który wcale nie powinien chodzić do Gryffindoru. Jakiś podejrzany...
- Mówiłeś to do mnie?! - warknął. Przytaknąłem z dumnym uśmiechem i już zacząłem iść w stronę wyjścia, w tym czasie dogonił mnie Potter. - Ej! To, że jestem niższy o kilka centymetrów nie znaczy, że możesz tak do mnie mówić! A w ogóle to...
Westchnąłem i wyłączyłem słuch na chwilę, a bardziej nie słuchałem tego debila. O jej! Ma dziewczynę, najlepszą partię w Hogwarcie i tak się tym chwali, że głowa mała. Jest zazdrosny czy co? Na Merlina! Potter tylko powiedział, że idziemy pooglądać dupy, a ja że jest kurduplem. I co? Robi z tego jakąś dramę. Jak powiedziałem tak do dziewczyny (jego oczywiście) to tylko oburzyła się lekko, ale potem śmiała się z tego! Współczuję Kate, że ma takiego brata.
Szliśmy tak w ciszy (na szczęście skrzat się uciszył) aż w końcu skręciliśmy w zakręt i tam znaleźliśmy nastolatki z matkami, które kłócą się do jakiego sklepu iść. Niewiele myśląc podeszliśmy do nich, a ten cały Brian zawiesił rękę na Victorii i chciał ją pocałować, ale niestety (a może stety) ona się odchyliła - zapewne dlatego, iż nie chciała przy matce się całować.
- No to gdzie idziemy w końcu? - zapytał James.
- Chyba do tego. - wskazała palcem Coraline na dość duży sklep, który wyglądał na drogi.
- Nie! Do tego! - krzyknęła w stronę blondynki chyba mama Veronici. Tak oto wznowiła się kłótnia.
Coraline tylko westchnęła i weszła do tego drogiego ciągnąc za sobą Kate. Zdaje mi się, że całowała się ze Smarkerusem na balu, ale nie mam pewności. Zaraz za nimi biegła Roni z Victorią, a ta z kolei złapała mamę za rękę również ciągnąć w stronę sklepu. Dwie matki, które zostały, przewróciły melodyjnie oczami i skierowały się za córkami. My wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia i poszliśmy za nimi. Gdy weszliśmy do sklepu naszym oczom ukazała się piękna kanapa, na której nikt nie siedział. Szybko wskoczyliśmy na nią i zacząłem się rozglądać za Victorią, eee... To znaczy za dziewczynami... tylko że prawie każda była w innym miejscu - Matki były na drugim końcu sklepu, Blanc i Roud były razem przy jakimś dziale z butami na niskiej podeszwie i botkach, a siostra tego bęcwała z Roni biegały odtąd dotąd szukając odpowiednich par obuwia.
- Ej, tak szczerze, to kogo byście wyrwali? - zapytałem z zaciekawienia. James to wiem, ale nie jestem pewien co do wyboru Briana.
- Ja? Oczywiście, że Królową Slytherinu, a ty, Brian? - bez zastanowienia odezwał się Potter. Miałem rację. On jest jak otwarta księga.
- Powinienem wybrać Victorię, ale chłopaki nie mówicie nikomu, ja bym zarywał do Blanc. - Ja z Potterem od razu wytrzeszczyliśmy oczy. Przypuszczałem, że wybierze Roni, ale Lola? Uch... Remus będzie miał konkurencję... - A ty, Black? Którą?
- Ja chyba bym wziął Vikę, ale nie mam pewności...
- Ty cały czas nie masz pewności! Black! Opamiętaj się! Cały czas chodzisz z głową w chmurach! - krzyknął na całe pomieszczenie Rogacz aż niektórzy na nas zwrócili uwagę, choć dobrze, że nie wszyscy.
- Dobra, zmieńmy temat na jakiś inny niż tylko ten idiota. - powiedział Bonnet.
- Ja?! Spójrz na siebie! Nawet nie kochasz swojej dziewczyny!
- Mówi to największy Casanova w Hogwarcie!
- Dobrze, już spokojnie. Gryziecie się jak pies z kotem. - uspokoił nas James. - Ej, a myślisz, że po ilu dniach rozejdą się Roni i...
- Reguś! - Krzyknęła Lodge po chwili już tuląc się do mojego brata. CO?! Kiedy przyszedł tu Regulus?!
Spojrzałem się do tyłu, a tam moja mama z ojcem rozmawiają z rodzicielkami Nastolatek. No tak, bo oczywiście każdy mój wypad musi się skończyć jakąś klapą. Typowe. Oczywiście Brian wykorzystał okazję i podszedł bez wiedzy Victorii do Coraline. A ja? Ja postanowiłem się przejść po sklepie tak, żeby mnie nikt nie widział. Szedłem tak sobie, jak to James mówi - "Z głową w chmurach". Nagle poczułem coś, a raczej kogoś na mojej klatce piersiowej. Schyliłem głowę i zobaczyłem drobną, blondwłosą główkę. Owa główka podniosła wzrok z mojego brzucha wprost na moje oczy i ujrzałem tą piękną, zadbaną twarzyczkę, która należała do Roud. Uśmiechnęła się cwaniacko.
- Czy ty właśnie szedłeś podglądać dziewczyny w przebieralniach? - zagadnęła i nie próbowała się ode mnie odkleić, a to nawet mi się podobało.
- Co? Nawet nie wiedziałem, że tu są przymierzalnie. Po prostu szedłem nie zważając na świat poza moją głową. - uśmiechnąłem się równie przebiegle. Jestem ciekaw co teraz zrobi.
- Ta, na pewno, a ja jestem twoją dziewczyną. - prychnęła i odsunęła się ode mnie, by założyć ręce na piersiach.
- No wiesz... W sumie to może być prawda. - nachyliłem się tak, by moja twarz była bardzo blisko jej.
Wydaje mi się, że urosła dużo od naszego spotkania w zeszłym roku. Albo się nie przyglądałem. Teraz to ona i tak jest skrzatem, ale za to jakim ładnym. Chciałem zrobić kolejny ruch, ale - no właśnie. Zawsze musi być jakieś ale. To mnie kurwa wkurza już - wyminęła mnie, przez co prawie się przewróciłem.
- Haha - zaśmiała się jak typowa dziewczyna ze Slytherinu. - Taki wysportowany i ''najlepszy" w Quiditchu, a jednak z równowagą masz problem. Nie wiem, jak ty sobie radzisz na miotle.
- Jakoś daję radę nie narzekam. A ty taka giętka i przebiegła, a jednak nie grasz w Quiditcha.
- Po co mam się pchać w jakiś sport, w którego nie lubię grać? - odwróciła się i poszła w stronę przebieralni.
- Ty? Nie lubisz grać w sport, który uwielbiasz? - zszokowało mnie to. Przecież na meczach jest, najbardziej nam kibicuje, na zwykłych treningach też jest, nawet pomaga obmyślać nam taktykę, która zawsze działa. Aczkolwiek jest jedna opcja... - Czy ty nie umiesz grać w tą grę?
- A co Cię to obchodzi? - zasłoniła się zasłoną i (przypuszczalnie) zaczęła się przebierać w wybrane rzeczy.
- Nie wierzę! Ty naprawdę nie umiesz grać w Quiditcha! - siadłem na małej sofie, która stała przed korytarzykiem do przebieralni. Śmiałem się w niebogłosy, przez co niektórzy na mnie patrzyli dziwnym wzrokiem. - Ciekawe, co by powiedział Brian na taką wiadomość...
- TYLKO MU NIE MÓW! - zagroziła mi palcem wyłaniając się w jakiejś czerwonej, mocno obcisłej sukience. Przepraszam, ale to nie miały być buty kupowane? Dobra, nie będę wnikał. Wracając do tematu, to Brian nie lubi, a wręcz nienawidzi tych, którzy nie umieją grać w ten sport, bo on przecież jest taaaki łatwy. No to będzie lekkie zdziwko, gdy się dowie, że jego dziewczyna (teraz to nie wiem, czy tak mam ją nazywać, gdyż przyznał sam, iż woli inną i to jeszcze jej przyjaciółkę) nie umie grać w taką "prosta" grę.
- A jak powiem to co mi zrobisz? - zapytałem. Ona nie zwróciła na mnie w ogóle uwagi, tylko przeglądała się w lustrze.
- Co? A tak. Nie będziesz miał życia podwójnie. - rzekła po dłuższej chwili poprawiając włosy.
- A można dokładniej?
- Jakby opisać mój plan idiocie... - zamyśliła się powracając za swą kotarę. - Mam znajomości, twoi rodzice oddadzą cię do Domu Dziecka, a potem z niego zapewne uciekniesz do Pottera, ale dzięki moim rodzicom, będą cię szukać i jak znajdą to pójdziesz do poprawczaka, a tam są gorsze typki od ciebie i mówiąc jednym zdaniem, to zrobią ci to, co ty robisz Snape'owi. A jak już wyjdziesz, bo będziesz dorosły, praktycznie nikt nie będzie cię mógł zatrudnić, gdyż masz złe CV i tam reszty pierdołów. Następnie skończysz pod mostem jako bezdomny i zginiesz marnie z głodu i z zimna. Pasuje?
- Jestem ciekaw, czy to zadziała... Może się przekonamy? Briaaaan! - już zacząłem go wołać, ale wiedziałem, że nie przyjdzie, ponieważ był na drugim końcu sklepu, a poza tym jest głuchy.
- Och, ja nie wiem jak cię przekonać. Dobra, rób co chcesz, ja mam to w dupie, najwyżej stracę kolejnego. - wyszła zza zasłony i siatką na ramieniu, której zapewne wcześniej nie zauważyłem. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałem. Nigdy tak nie zareagowała. Zawsze pilnowała swojej wersji i swojego "planu". Czy naprawdę się zmieniła tak mocno przez jeden rok? Skierowaliśmy się do dużej kanapy na środku sklepu, by pewnie poczekać na resztę.
- Ej, ej, ej. Co tobie? Nigdy tak nie reagowałaś.
- Ludzie się zmieniają idioto. Coś mi się zdaję, że nie tylko ja się zmieniłam. Ty też się zmieniłeś na głupszego. Jednak nie, poczekaj, przecież ty zawsze byłeś taki głupi. Jak mogłam zapomnieć inteligencję na takim poziomie? - no to teraz zamieniła się w Królową Żmiję i nie będę mógł z nią normalnie porozmawiać. Świetnie, wszystko spieprzyłeś Black. Teraz bym chciał zmienić temat, bo jestem ciekaw, jakie ma buty kupione, no ale odpowie mi typowym zobaczysz lub nie twój interes.
W końcu po 15 minutach niezręcznej ciszy doszedł James z Veronicą, Katie i Lolą. A reszta poszła się walić. Brat Katherine poszedł "obgadać" coś z Regulusem, a moja przyszła teściowa i reszta matek wyszły razem z moją i Lucjusza mamą na ploteczki. Blanc nas wygoniła gdzieś indziej, żeby się do nich nie zbliżaliśmy, bo chcą iść też na "babskie ploteczki". Ta, już to widzę. Rozmowy o chłopakach i kto się na ciebie spojrzał jest równie nudne, jak słuchanie ględzenia Brianaka.
🌸🌼🌻Pov Kate🌸🌼🌻
Wreszcie pozbyliśmy się tych idiotów. Każda z nas też miała kupione swoje wymarzone buty, choć nie spodziewałam się wyboru Victorii, no ale o gustach się nie dyskutuje. Poszliśmy do jakiejś restauracji, która była najbliżej nas, by - jak to Caroline mówi - się nie zmęczyć. Zamówiłyśmy największą i domówiłyśmy nasze ulubione dodatki. Każda każdych butów nie widziała, dlatego wyciągnęłyśmy obuwie i omawiałyśmy co się podoba w nich, a co nie. Wyszło tak, że Lola wybrała sobie zwyczajne czerwone trampki przed kostkę, Viki też trampki, tylko że zielone, Roni kupiła czerwone sandałki na obcasie z zamkniętym czubkiem, a ja dosyć zaszalałam i zaopatrzyłam się w czerwone szpilki z 10 centymetrowym białym i miękkim materiałem, a z boku mieli jeszcze ozdobę zielono-złotą. Pomimo komentarzy ja byłam z moich zakupów bardzo dumna.
🌸 🌼 🌻
Cześć, czołem! Kolejna część za nami, a ja powoli tracę nadzieję, że nikt tego nie czyta, prócz @Pani_Park , so Vi, masz to czytać, bo dla nikogo praktycznie tej serii nie piszę -,-
~ kochu was, dzieciaczki🌸🌼🌻
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro