// Część VII \\
Leżę właśnie w skrzydle szpitalnym około już 4 dni. Pani Pomfrey codziennie daje mi kilka leków na cięte rany, na uspokojenie i na bezsenność. Moje przyjaciółki odwiedzają mnie kilka razy dziennie, a raz nawet przyszli do mnie huncwoci. W sumie to nie wiem skąd oni mogą wiedzieć co mi się stało, bo wątpię, że dziewczyny by im powiedziały. Aczkolwiek istnieje taka możliwość, iż Roni powiedziała Regowi, a Reg jest dzieciaczkiem i powiedział Syiuszowi, by ten stał się zazdrosny, chociaż by nie pykło, a starszy Black powiedział reszcie zgrai i by tu przyszli. Tak, to robię, gdy mi się nudzi.
Do balu bożonarodzeniowego został tydzień, a ja nie mam jeszcze sukienki. Nagle do pomieszczenia weszła Kate, po czym usiadła na skraju mojego łóżka, biorąc moją rękę w swoje, mocno przy tym je ściskając.
- Nie uwierzysz! - na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam razem z nią. - Dobra, powiem ci za chwilę, a teraz zgaduj co się stało. SEVERUS SNAPE ZAPROSIŁ MNIE NA BAL BOŻONARODZENIOWY!! - ostatnie zdanie wykrzyknęła tak głośno, że przybiegła Popy, bo myślała, że coś mi się stało.
- O. Merlinie. To wspaniale! - przytuliłam przyjaciółkę i pisnęłam ze szczęścia, potem złapałam się głowę, a uśmiech zszedł mi z twarzy oraz przybrała twarz bólu.
- Co się stało?! - spanikowała brunetka.
- Nic, tylko głowa mnie lekko boli. Za dużo emocji.
- Ok. Ej, a z kim ty idziesz na bal? - zapytała, co kompletnie mnie zaskoczyło. Przecież pewnie każdy ma partnera bądź partnerkę, a ja nie!
- No właśnie yyy... O! Chyba pójdę sama.
- A Syriusz?
- Co?! Dlaczego akurat on?! - zaczęłam robi się czerwona i trzęsły mi sie ręce.
- Tak powiedziałam. Czyżbyś ukrywała coś przed najlepszymi przyjaciółkami?
- Umm... Nie! Dobra, skończmy ten temat.
- Ok. Słuchaj, mam niusa. 3 Następne dni są wolne! Idziemy na zakupy! - ucieszyłam się na tę wiadomość, ale zdziwiło mnie to, że jeszcze moje królewny (tak mówię na moje psiapsiółki) nie mają kupionych ubrań ani nic. Chciałam zapytać, jednakże przyszła do nas pielęgniarka i pozwoliła już wyjść.
Po drodze do wieży Ravenclawu (umówiłyśmy się tam ze wszystkimi) wytłumaczyła mi Bonnet, że czekały na te zakupy z niecierpliwością aż ja wyjdę ze skrzydła. Skręciliśmy w ostatni zakręt i zobaczyłam, jak Black całuje się z jakąś Krukonką. Podeszłyśmy, ale Kate nie zwróciła na nich uwagi. Ja jednak musiałam skomentować, jakbym tego nie zrobiła to bym nie była ja. Gdy mieliśmy już wchodzić powiedziałam przelotnie do dziewczyny:
- Tylko żeby cię nie zjadł, bo masz jeszcze po co żyć. - Oboje przestali, odwrócili się w moją stronę i spojrzeli na mnie, jak na idiotkę, po czym wrócili do swojej dawnej czynności. Prychnęłam i weszłam przez obraz. Na kanapie naprzeciwko kominka siedziały moje przyjaciółki.
- Viki! Jak dobrze, że jesteś! A teraz idź szukać kasy i prosto na zakupy! - krzyknęła Blanc i odwróciła się w moją stronę, a potem nerwowo poruszała ramieniem Roni.
Podbiegłam do nastolatek i przytuliłam je przewracając na ziemię. Już chciałyśmy wstać rzuciła się na nas Kate. Wstałyśmy po dość dużej chwili śmiania się na podłodze, a ja skierowałam się do wyjścia oraz wyznaczyłam czas i miejsce naszego spotkania: za 20 minut, Błonia.
Wypowiedziałam hasło do obrazu z grubą damą i weszłam do pokoju wspólnego. Przetarłam oczy ze zmęczenia i z zamkniętymi powiekami kierowałam się do czerwono-złotej kanapy. Opadłam przez oparcie na mebel, jednak zamiast znaleźć się na miękkim materiale, poczułam sylwetkę jakiegoś człowieka. Zmarszczyłam brwi oraz nos i otworzyłam oczy po krótkiej chwili. Pod sobą ujrzałam Syriusza szczerzącego się do mnie, jakby dostał najlepszą miotłę, która istnieje.
- Nie dla psa kiełbasa. - uśmiechnęłam się, marszcząc nos oraz przygryzłam lekko wargę.
- Ale ja widzę co innego. - tak samo, jak ja uśmiechnął się, ale nie przygryzł wargi tylko oblizał usta dookoła.
- To załóż okulary, jak nie dowidzisz. - powiedziałam, wstając z niego.
- To mi je przynieść, skrzacie. - również wstał i oparł się o ścianę.
- To zrób to za mnie, słabiaku. - związałam sobie włosy gumką, którą zawsze miałam w tylnej kieszeni spodni.
- Przegięłaś. - wstał i przerzucił mnie na jego barki, po czym kierował się do dormitorium chłopców. Nie wyrywałam się, bo wiedziałam, że to nic nie da. Otworzył z lekkim hukiem drzwi i położył, a raczej rzucił na pościelone łóżko, które zapewne nie należało do niego. Zaczął mnie łaskotać, a ja wybuchnęłam niepohamowanym śmiechem i kręciłam się na posłaniu tylko, żeby przestał.
- Proszę... przestań... spóźnię się... - ledwo co wysapałam, on przestał mnie torturować i zmarszczył czoło. Zaprzeczyć nie mogę - Wyglądał bardzo przystojnie, a ja niestety musiałam mu to pokazać, bo przygryzłam dolną wargę.
- A dokąd to się panna Rowena wybiera? - skąd do cholery zna moje drugie imię? Nigdy go nie używam, ale tak, moja mama wybrała drugie imię po Rowenie Ravenclaw, ponieważ myślała, że trafię do domu kruka. Inteligencją może by tam się dostałam, ale reszta? Nie wydaję mi się.
- Kto ci powiedział o tym imieniu? Dobra, nieważne, pogadamy później. - zignorowałam go i sprawnie wyminęłam, a po chwili znalazłam się już w pokoju wspólnym, ale tym razem poszłam do mojego dormitorium.
Portfel wyszukany, kurtka, szalik i bordowy beret założone oraz moje piękne czarne trapery, więc wszystko mam. Wyszłam na błonia, gdzie czekały już na mnie dziewczyny. Po ich spojrzeniach mogłam wyraźnie zobaczyć, że są wściekłe na mnie za spóźnienie.
- Nie było cię pół godziny! Gdzie żeś była?! - krzyknęła Lola już z daleka.
- Nieważne, a teraz idziemy czy nie, bo straciłyśmy dużo czasu przez wasze marudzenie. - powiedziałam z uśmiecham, gdy doszłam, a one tylko przewróciły melodyjnie oczami i złapały mnie za ręce, po chwili już idąc ze mną pod pachami.
Razem wyglądałyśmy jak prawdziwe królowe szkoły, a dodatkiem był chód, jakim posługiwałyśmy się idąc razem gdziekolwiek: zaczynałyśmy od prawej nogi stawiając dokładnie z przodu lewej nogi i tak cały czas. Rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym, ale na szczęście nie o tym, dlaczego mnie 40 minut nie było. Kiedy doszłyśmy do Hogsmeade zobaczyłam nowy sklep z pięknymi eleganckimi sukienkami i od razu pobiegłyśmy do niego.
Przymierzałyśmy każdą po kolei, ale nie mogłyśmy się zdecydować. Ustaliłyśmy, że wybierzemy stroje w kolorach naszych domów. Najszybciej wybrała sukienkę Coraline, która kupiła rozkloszowaną granatową sukienkę do kolan z trójkątem przy dekolcie, a przy falbanach jakiś wzorek. Potem Kate, która upatrzyła sobie złoto-żółtą sukienkę w stylu lat 60. oraz czerwoną apaszkę z przeróżnymi wzorami. Później ja nabyłam cudną szkarłatną sukienkę z koronką przy długich rękawach z tiulu, dół miała rozkloszowany z dwoma warstwami bawełnianego materiału, a dekolt był w serek i troszeczkę za duży, ale mam nadzieję, że nie będzie tak zwracano n to uwagi. Na koniec Veronica nie mogła się zdecydować między dwoma ciemno-zielonymi sukniami, ale w końcu wzięła całkowicie inną od tamtych, ponieważ "tamte nie były dość prestiżowe", a mianowicie do połowy ud zieloną rozkloszowaną sukienkę, która u góry miała srebrne kryształy, a dekolt w miarę zakrywał wszystko, jednak z tyłu odkrywała całe łopatki i trochę więcej.
Kiedy wychodziłyśmy ze sklepu zatrzymałyśmy się w pół kroku, bo przed nami szli pewnie do Trzech Mioteł nie kto inny jak huncwoci. Na ogromne szczęście nie zauważyli nas. To by było niezręczne, jak i dziwne, że w ogóle porozmawiamy. Poszłyśmy jeszcze po jakie dodatki typu torebka, bransoletki czy upięcia i ozdoby do włosów. Nakupowałyśmy tego tyle, że wyszłyśmy, oprócz czterech siatek z sukienkami, z około dziesięcioma reklamówkami napełnione po brzegi różnych pierdół.
~*~
Jej, skończyłam! Kolejna dawka świątecznej atmosfery jest na wattpadzie! Co gorsze, skończyły mi się wszystkie filmy świąteczne i nie mam co oglądać, a w TV nic nie ma. Ech...
~ Wesołych Świąt dzieciaczki!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro