Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

// Część V \\


Tydzień później, piątek

                Obudziłam się znów o 4:45. Nie chcąc już spać wstałam i podeszłam do szafy po ubrania. Jako, że dzisiaj miało być ciepło wyciągnęłam czarne kabaretki, jeansowe, krótkie spodenki z wysokim stanem, biały crop-top i czarną bieliznę. Poszłam do łazienki się wykąpać oraz ubrać
                 Po porannej rutynie i ćwiczeniach skierowałam się na balkon. Ostatnio dzieją się na błoniach rano ciekawe widoki, jak np. ucieczka przez dwojga uczniów i pojawienie się pięknych, magicznych stworzeń. Tym razem mojej uwagi nie uszły dwa piękne lisy, które zmieniają sierść niczym kameleon. Powędrowałam wzrokiem po letnim krajobrazie i zobaczyłam, jak piętro niżej po lewej stronie stoi jakiś gryfon. Rozpoznałam go, to musiał być Syriusz, ale kto normalny (bo ja nie jestem normalna) wstaje ot tak o 5 nad ranem?! Przecież huncwoci są znani z tego, że lubią spać. Przyglądałam się chwile chłopakowi, lecz odwrócił wzrok w moją stronę. Zapatrzyliśmy się na chwilę na siebie, po czym szatyn podniósł do góry prawy kącik ust i gestem ręki pokazał, żebym szła do pokoju wspólnego, w sumie ja to tak odebrałam. Zeszłam po schodach, jednak nikogo nie było. Usiadłam na dywanie opierając się o fotel i zamknęłam oczy. Ponuciłam jeszcze moją ulubioną rockową piosenkę. Przypomniało mi się, kiedy codziennie zakradałam się do pokoju rodziców i grałam na fortepianie tą melodię. Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie.

- Buu! - krzyknął Syriusz. Tak się wystraszyłam, że dałam odruchowo chłopakowi z liścia. Usiadł obok mnie. - Ała! Och, myślałem, że ujdzie mi to na sucho u Królowej Żmij.

- Tsaa. Chciałbyś słonko. A teraz wytłumacz mi proszę dlaczego, do cholery, nie śpisz o 5 nad ranem?

- Nie mogłem spać, a ty?

- Taki styl życia. - wzruszyłam ramionami i zaczęłam patrzeć w ogień w kominku.

- Wiesz, ze to nie zdrowe? Ale co mi się martwić o ciebie. To co chcesz robić? - wiedziałam, że chce zmienić temat. Od zawsze nie lubił mówić o snach, ale więcej już nie drążyłam sprawy, chociaż ta wredna strona podpowiada mi, że mam dalej mówić o tym temacie, jednak może zachowam to dla siebie.

- Nie wiem. Może w nic i będzie spokój? - nie chciałam z nim rozmawiać, co innego Remus, ale jeszcze jakby dziewczyny to odkryły, wtedy by się zaczęło "Awww jakie to słodkie!" albo "To kiedy będę miała szwagra?", a jako, że jesteśmy w swoim towarzystwie zboczone to padło by "I co? Ruchaliście się już?".

           Chłopak wstał i usiadł na fotel, o którego się opierałam i zaczął bawić się moimi włosami. Nienawidziłam, jak ktoś dotykał moich włosów, ale jednak on to robił delikatnie i z profesjonalizmem. Zaburczało mi w brzuchu, a chłopak się zaśmiał.

- Jak chcesz, to możemy iść do kuchni coś zjeść. - zaproponował. Trochę mnie to zdziwiło, ale jedzenie jest ważniejsze w tej chwili. Otóż kocham jeść, to moje hobby, znam się na każdym jedzeniu - tym mugolskim i tym ze świata czarodziei, nie wspomnę już o przyprawach...

            Znałam skróty do kuchni, więc wstałam, złapałam gryfona mocno za rękę, po czym biegiem ruszyłam do kuchni. Kiedy biegłam przez różne korytarze spojrzałam na niego z ukosa. Okazywał zdumienie, nie wiem dlaczego, może to dlatego, że w życiu nie widział tych korytarzy, ale wątpię, albo też zdziwił się, że jestem aż tak szybka? Jak dobiegliśmy do ostatniego korytarza za którym była kuchnia, a obok pokój wspólny puchonów, chłopak zatrzymał mnie, po czym podparł się rękoma o kolana i spojrzał na mnie. Jak to ja patrzyłam na niego z satysfakcją oraz wyższością, w końcu przecież raz jest niższy ode mnie.

- Kiedy nauczyłaś się tak szybko i na dodatek długo biegać? - zapytał, jak się już rozprostował. Przybliżył się do mnie o krok, więc musiałam podnieść lekko w górę głowę, aby spojrzeć mu w oczy.

- No wiesz... - westchnęłam, po czym wyciągnęłam na wysokości ramion dłoń i zaczęłam wyliczać. - Poranne ćwiczenia, Quidditch, uciekanie w wakacje przed policjantami i różne sprzeczki z randomowymi ludźmi, a i jeszcze jestem trenerką na siłowni w mojej dzielnicy.

                Black przewrócił oczami oraz prychnął, po czym gdy skończyłam mówić złapał mnie w pasie, przerzucił na swój bark, i skierował się do kuchni. Gdy obok nas pojawił się skrzat zapytał czy coś chcemy zjeść lub napić. Syriusz zamówił dla nas sok dyniowy i kanapki, jednak ja wolałam lepsze rzeczy.

- Niech ten pan który mnie uprowadził mówi za siebie, a ja poproszę tak: gorącą czekoladę z piankami i z cynamonem, naleśniki z owocami i czekoladą, kawę czarną bez mleka, ale z miodem, gofry, tak z pięć i posypanym cukrem pudrem, sałatkę z rukolą i mozzarellą, ciasteczka toffi, 3 kawałki ciasta tiramisu oraz zwykły chleb z masłem. - skrzat zapisywał moje zamówienie, a Syriusz poszedł do stołu i chciał chyba mnie posadzić na stole, jednak go wyprzedziłam i zsunęłam się robiąc fikołka na jego plecach trzymając za rękę i w mgnieniu oka to on leżał na ławce, a ja na nim okrakiem.

- Łooł, co to było? - zapytał zdumiony.

- Mówiłam, że znam sztuki walki i samoobrony.

- Ale dlaczego wcześniej tego nie zrobiłaś?

- Nogi mnie bolą, załatwiłeś mi przejażdżkę na twoim barku, więc skorzystałam z oferty. - uśmiechnęłam się, marszcząc noc, a on przewrócił oczami i zaczął mnie łaskotać. Dobrze wiedział, że nienawidzę tego, więc skorzystał z okazji i złapał mnie za nadgarstki i to on tym razem był górą.

- I co? Teraz ja się śmieje.- powiedział z satysfakcją.

- Jestem silniejsza, zwinniejsza, sprytniejsza, szybsza i wmawiasz mi właśnie, że masz przewagę. - Nie znał zasad samoobrony, więc zapomniał o nogach. Kopnęłam go w krocze i szybkim rucham uwolniłam się z jego sideł, stanęłam na stół i za pomocą różdżki włączyłam radio, które stało na szafce niedaleko obok nas. Kochałam muzykę i uwielbiałam tańczyć, więc zatańczyłam moje własne kroki. Gryfon spojrzał na mnie jakbym była jakąś nienormalną dziewczyną, która tańczy jakieś porąbane ruchy. Wyciągnął różdżkę, wstał i przełączył radio na którym akurat leciała moja ulubiona piosenka.

- Przyłączasz się? - zapytałam z nadzieją, bo wolę tańczyć z kimś niż samemu.

- Ja miałbym się nie przyłączyć do piosenki Michaela Jacksona? - wskazał na siebie podnosząc brwi do góry, a po chwili złapał mnie za talię i poruszał się, jakby był profesjonalnym tancerzem. Niestety nie dał mi pokierować sobą, więc ułożyłam rękę na jego ramieniu, a drugą złapałam jego rękę, ku mojemu zdziwieniu splótł nasze palce i zatańczył jak w latach 60. Umiałam te kroki, więc zatańczyłam jak on. Śmialiśmy się w niebo głosy. Kiedy ta piosenka ucichła leciała następna, wolniejsza. Myślałam, że Syriusz odpuści ten taniec i zasiądziemy do śniadania, które -nawet nie wiem kiedy - stało na osobnym stole. Jednakże się myliłam, bo przybliżył się do mnie zniżył głowę tak, aby mógł patrzeć mi prosto w oczy, a po chwili moje stopy padły na jego stopach i zatańczył walca. To było niepotrzebne, jednak tak się zapatrzyłam w jego szare tęczówki, że nawet nie wiem gdy piosenka się skończyła. Skończyliśmy taniec, a wtem zaczęły brzmieć oklaski kilkunastu rąk. Odskoczyliśmy od siebie i spojrzeliśmy w stronę dźwięku. Kilka metrów dalej od stołu na którym tańczyliśmy stał Dumbledore oraz chyba z 10 skrzatów. 

- Długo już tak stoicie? - jak tylko brawa ucichły zabrałam pierwsza głos.

- Odkąd skończyła się muzyka, czyli tak około 5 minut temu.- odpowiedział Albus, po czym się uśmiechnął. - Pozwólcie, że was wyprzedzę kochani, przyszedłem tu po to, żeby sprawdzić czy wszystko gotowe na śniadanie. - Powiedział to, jakby czytał w myślach, spojrzałam na zegarek - 6:50. Ja nie mogę! Spędzaliśmy razem czas 2 godziny nie skacząc sobie do gardeł? Boże, co się ze mną dzieje?

- Profesorze, a czy mogłabym zjeść śniadanie tutaj? - zapytałam. Nie chciałam iść teraz do Wielkiej Sali, przecież dziewczyny od razu by rozgadały z kim byłam dzisiaj itd. Dyrektor się zgodził i jednym machnięciem różdżki nie było jedzenia na których były posiłki dla uczniów, jak i niego. Gryfon podszedł do mnie i powiedział, ze może zostać ze mną. Zjedliśmy posiłek, żartowaliśmy chwilę, jednak szatyn zaczął mówić poważnie.

- Czemu nie chciałaś iść do Wielkiej Sali?

- Jak wiesz, - zaczęłam niepewnie. - codziennie siedzimy razem na posiłkach i mówimy co się działo wcześniej. Chcę uniknąć po prostu niewygodnych pytań dotyczące z kim się szwendam i gdzie. A ty czemu zostałeś?

- Nie chciałem, żebyś siedziała sama i wpieprzyła też moją porcję. - parsknęliśmy śmiechem, a potem dokończył z powagą. - Ale też mam taką samą sytuację co ty, chłopaki będą się mnie pytali z kim byłem.

- A dlaczego z kim, a nie np. gdzie?

- Miałem tyle dziewczyn, że wolą zapytać z kim, żeby wiedzieli z jaką się nie umawiać.

- Tak... Zrozumiałe. - zachichotałam i spojrzałam na zegarek. - Shit! Za minutę lekcję, a ja nawet nie mam torby wziętej!

- Spokojnie, Dumbledore napisał na karteczce, że torby są przy drzwiach. Idziemy?

- To chyba oczywiste! Nie chcę mieć braków z takich błahych powodów jak te!

- Czyli uważasz, że ta sytuacja jest bezsensowna?

- Pomyśl dziecko. Gdy twoi kumple i moje przyjaciółki dowiedzą się, że nas obydwu nie ma, myślisz, iż co by pomyśleli? A jak jeszcze byśmy poszli na wagary to już totalnie bezsensowny pomysł. - mówiłam, gdy zaczęłam się zbierać. Syriusz musiał nade mną nadążać, bo naprawdę nie chciałam się spóźnić.

- Pff, kujon.

- Hah, nieuk.

~*~ 

Jeeej! Jak fajnie że wyzywają się jak dzieciaczki z przedszkola! TO takie dorosłe :)
Mam nadzieję, ze ktomukolwiek się to spodoba, bo praktycznie pisze to DLA JEDNEJ OSOBY, TAK NADAL CI TO BĘDĘ WYPOMINAĆ, KOCIE.

~ papatki, dziubaski <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro