// Część V \\
Tydzień później, piątek
Obudziłam się znów o 4:45. Nie chcąc już spać wstałam i podeszłam do szafy po ubrania. Jako, że dzisiaj miało być ciepło wyciągnęłam czarne kabaretki, jeansowe, krótkie spodenki z wysokim stanem, biały crop-top i czarną bieliznę. Poszłam do łazienki się wykąpać oraz ubrać
Po porannej rutynie i ćwiczeniach skierowałam się na balkon. Ostatnio dzieją się na błoniach rano ciekawe widoki, jak np. ucieczka przez dwojga uczniów i pojawienie się pięknych, magicznych stworzeń. Tym razem mojej uwagi nie uszły dwa piękne lisy, które zmieniają sierść niczym kameleon. Powędrowałam wzrokiem po letnim krajobrazie i zobaczyłam, jak piętro niżej po lewej stronie stoi jakiś gryfon. Rozpoznałam go, to musiał być Syriusz, ale kto normalny (bo ja nie jestem normalna) wstaje ot tak o 5 nad ranem?! Przecież huncwoci są znani z tego, że lubią spać. Przyglądałam się chwile chłopakowi, lecz odwrócił wzrok w moją stronę. Zapatrzyliśmy się na chwilę na siebie, po czym szatyn podniósł do góry prawy kącik ust i gestem ręki pokazał, żebym szła do pokoju wspólnego, w sumie ja to tak odebrałam. Zeszłam po schodach, jednak nikogo nie było. Usiadłam na dywanie opierając się o fotel i zamknęłam oczy. Ponuciłam jeszcze moją ulubioną rockową piosenkę. Przypomniało mi się, kiedy codziennie zakradałam się do pokoju rodziców i grałam na fortepianie tą melodię. Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie.
- Buu! - krzyknął Syriusz. Tak się wystraszyłam, że dałam odruchowo chłopakowi z liścia. Usiadł obok mnie. - Ała! Och, myślałem, że ujdzie mi to na sucho u Królowej Żmij.
- Tsaa. Chciałbyś słonko. A teraz wytłumacz mi proszę dlaczego, do cholery, nie śpisz o 5 nad ranem?
- Nie mogłem spać, a ty?
- Taki styl życia. - wzruszyłam ramionami i zaczęłam patrzeć w ogień w kominku.
- Wiesz, ze to nie zdrowe? Ale co mi się martwić o ciebie. To co chcesz robić? - wiedziałam, że chce zmienić temat. Od zawsze nie lubił mówić o snach, ale więcej już nie drążyłam sprawy, chociaż ta wredna strona podpowiada mi, że mam dalej mówić o tym temacie, jednak może zachowam to dla siebie.
- Nie wiem. Może w nic i będzie spokój? - nie chciałam z nim rozmawiać, co innego Remus, ale jeszcze jakby dziewczyny to odkryły, wtedy by się zaczęło "Awww jakie to słodkie!" albo "To kiedy będę miała szwagra?", a jako, że jesteśmy w swoim towarzystwie zboczone to padło by "I co? Ruchaliście się już?".
Chłopak wstał i usiadł na fotel, o którego się opierałam i zaczął bawić się moimi włosami. Nienawidziłam, jak ktoś dotykał moich włosów, ale jednak on to robił delikatnie i z profesjonalizmem. Zaburczało mi w brzuchu, a chłopak się zaśmiał.
- Jak chcesz, to możemy iść do kuchni coś zjeść. - zaproponował. Trochę mnie to zdziwiło, ale jedzenie jest ważniejsze w tej chwili. Otóż kocham jeść, to moje hobby, znam się na każdym jedzeniu - tym mugolskim i tym ze świata czarodziei, nie wspomnę już o przyprawach...
Znałam skróty do kuchni, więc wstałam, złapałam gryfona mocno za rękę, po czym biegiem ruszyłam do kuchni. Kiedy biegłam przez różne korytarze spojrzałam na niego z ukosa. Okazywał zdumienie, nie wiem dlaczego, może to dlatego, że w życiu nie widział tych korytarzy, ale wątpię, albo też zdziwił się, że jestem aż tak szybka? Jak dobiegliśmy do ostatniego korytarza za którym była kuchnia, a obok pokój wspólny puchonów, chłopak zatrzymał mnie, po czym podparł się rękoma o kolana i spojrzał na mnie. Jak to ja patrzyłam na niego z satysfakcją oraz wyższością, w końcu przecież raz jest niższy ode mnie.
- Kiedy nauczyłaś się tak szybko i na dodatek długo biegać? - zapytał, jak się już rozprostował. Przybliżył się do mnie o krok, więc musiałam podnieść lekko w górę głowę, aby spojrzeć mu w oczy.
- No wiesz... - westchnęłam, po czym wyciągnęłam na wysokości ramion dłoń i zaczęłam wyliczać. - Poranne ćwiczenia, Quidditch, uciekanie w wakacje przed policjantami i różne sprzeczki z randomowymi ludźmi, a i jeszcze jestem trenerką na siłowni w mojej dzielnicy.
Black przewrócił oczami oraz prychnął, po czym gdy skończyłam mówić złapał mnie w pasie, przerzucił na swój bark, i skierował się do kuchni. Gdy obok nas pojawił się skrzat zapytał czy coś chcemy zjeść lub napić. Syriusz zamówił dla nas sok dyniowy i kanapki, jednak ja wolałam lepsze rzeczy.
- Niech ten pan który mnie uprowadził mówi za siebie, a ja poproszę tak: gorącą czekoladę z piankami i z cynamonem, naleśniki z owocami i czekoladą, kawę czarną bez mleka, ale z miodem, gofry, tak z pięć i posypanym cukrem pudrem, sałatkę z rukolą i mozzarellą, ciasteczka toffi, 3 kawałki ciasta tiramisu oraz zwykły chleb z masłem. - skrzat zapisywał moje zamówienie, a Syriusz poszedł do stołu i chciał chyba mnie posadzić na stole, jednak go wyprzedziłam i zsunęłam się robiąc fikołka na jego plecach trzymając za rękę i w mgnieniu oka to on leżał na ławce, a ja na nim okrakiem.
- Łooł, co to było? - zapytał zdumiony.
- Mówiłam, że znam sztuki walki i samoobrony.
- Ale dlaczego wcześniej tego nie zrobiłaś?
- Nogi mnie bolą, załatwiłeś mi przejażdżkę na twoim barku, więc skorzystałam z oferty. - uśmiechnęłam się, marszcząc noc, a on przewrócił oczami i zaczął mnie łaskotać. Dobrze wiedział, że nienawidzę tego, więc skorzystał z okazji i złapał mnie za nadgarstki i to on tym razem był górą.
- I co? Teraz ja się śmieje.- powiedział z satysfakcją.
- Jestem silniejsza, zwinniejsza, sprytniejsza, szybsza i wmawiasz mi właśnie, że masz przewagę. - Nie znał zasad samoobrony, więc zapomniał o nogach. Kopnęłam go w krocze i szybkim rucham uwolniłam się z jego sideł, stanęłam na stół i za pomocą różdżki włączyłam radio, które stało na szafce niedaleko obok nas. Kochałam muzykę i uwielbiałam tańczyć, więc zatańczyłam moje własne kroki. Gryfon spojrzał na mnie jakbym była jakąś nienormalną dziewczyną, która tańczy jakieś porąbane ruchy. Wyciągnął różdżkę, wstał i przełączył radio na którym akurat leciała moja ulubiona piosenka.
- Przyłączasz się? - zapytałam z nadzieją, bo wolę tańczyć z kimś niż samemu.
- Ja miałbym się nie przyłączyć do piosenki Michaela Jacksona? - wskazał na siebie podnosząc brwi do góry, a po chwili złapał mnie za talię i poruszał się, jakby był profesjonalnym tancerzem. Niestety nie dał mi pokierować sobą, więc ułożyłam rękę na jego ramieniu, a drugą złapałam jego rękę, ku mojemu zdziwieniu splótł nasze palce i zatańczył jak w latach 60. Umiałam te kroki, więc zatańczyłam jak on. Śmialiśmy się w niebo głosy. Kiedy ta piosenka ucichła leciała następna, wolniejsza. Myślałam, że Syriusz odpuści ten taniec i zasiądziemy do śniadania, które -nawet nie wiem kiedy - stało na osobnym stole. Jednakże się myliłam, bo przybliżył się do mnie zniżył głowę tak, aby mógł patrzeć mi prosto w oczy, a po chwili moje stopy padły na jego stopach i zatańczył walca. To było niepotrzebne, jednak tak się zapatrzyłam w jego szare tęczówki, że nawet nie wiem gdy piosenka się skończyła. Skończyliśmy taniec, a wtem zaczęły brzmieć oklaski kilkunastu rąk. Odskoczyliśmy od siebie i spojrzeliśmy w stronę dźwięku. Kilka metrów dalej od stołu na którym tańczyliśmy stał Dumbledore oraz chyba z 10 skrzatów.
- Długo już tak stoicie? - jak tylko brawa ucichły zabrałam pierwsza głos.
- Odkąd skończyła się muzyka, czyli tak około 5 minut temu.- odpowiedział Albus, po czym się uśmiechnął. - Pozwólcie, że was wyprzedzę kochani, przyszedłem tu po to, żeby sprawdzić czy wszystko gotowe na śniadanie. - Powiedział to, jakby czytał w myślach, spojrzałam na zegarek - 6:50. Ja nie mogę! Spędzaliśmy razem czas 2 godziny nie skacząc sobie do gardeł? Boże, co się ze mną dzieje?
- Profesorze, a czy mogłabym zjeść śniadanie tutaj? - zapytałam. Nie chciałam iść teraz do Wielkiej Sali, przecież dziewczyny od razu by rozgadały z kim byłam dzisiaj itd. Dyrektor się zgodził i jednym machnięciem różdżki nie było jedzenia na których były posiłki dla uczniów, jak i niego. Gryfon podszedł do mnie i powiedział, ze może zostać ze mną. Zjedliśmy posiłek, żartowaliśmy chwilę, jednak szatyn zaczął mówić poważnie.
- Czemu nie chciałaś iść do Wielkiej Sali?
- Jak wiesz, - zaczęłam niepewnie. - codziennie siedzimy razem na posiłkach i mówimy co się działo wcześniej. Chcę uniknąć po prostu niewygodnych pytań dotyczące z kim się szwendam i gdzie. A ty czemu zostałeś?
- Nie chciałem, żebyś siedziała sama i wpieprzyła też moją porcję. - parsknęliśmy śmiechem, a potem dokończył z powagą. - Ale też mam taką samą sytuację co ty, chłopaki będą się mnie pytali z kim byłem.
- A dlaczego z kim, a nie np. gdzie?
- Miałem tyle dziewczyn, że wolą zapytać z kim, żeby wiedzieli z jaką się nie umawiać.
- Tak... Zrozumiałe. - zachichotałam i spojrzałam na zegarek. - Shit! Za minutę lekcję, a ja nawet nie mam torby wziętej!
- Spokojnie, Dumbledore napisał na karteczce, że torby są przy drzwiach. Idziemy?
- To chyba oczywiste! Nie chcę mieć braków z takich błahych powodów jak te!
- Czyli uważasz, że ta sytuacja jest bezsensowna?
- Pomyśl dziecko. Gdy twoi kumple i moje przyjaciółki dowiedzą się, że nas obydwu nie ma, myślisz, iż co by pomyśleli? A jak jeszcze byśmy poszli na wagary to już totalnie bezsensowny pomysł. - mówiłam, gdy zaczęłam się zbierać. Syriusz musiał nade mną nadążać, bo naprawdę nie chciałam się spóźnić.
- Pff, kujon.
- Hah, nieuk.
~*~
Jeeej! Jak fajnie że wyzywają się jak dzieciaczki z przedszkola! TO takie dorosłe :)
Mam nadzieję, ze ktomukolwiek się to spodoba, bo praktycznie pisze to DLA JEDNEJ OSOBY, TAK NADAL CI TO BĘDĘ WYPOMINAĆ, KOCIE.
~ papatki, dziubaski <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro