// Część IX \\
📘📚📖Pov Lola📘📚📖
Jak dobrze, że mamy trochę wolnego! Tak, mówię to ja, ta która jest kujonką, lubi się uczyć i ma najlepsze oceny z każdego przedmiotu. No ale cuda się zdarzają. Umówiłyśmy się, że na te święta przyjedziemy do Lodge'ów na kilka dni, a potem do mnie. Tylko, że u Veronici będzie impreza Bożonarodzeniowa i nie będzie tam tylko 2-3 rodziny, ale ponad 6. Oczywiście mój tata ze mną jest mile widziany w domu mojej przyjaciółki, chociaż jej matka (Roni w sumie trochę też) ma obsesję na punkcie czystości krwi. Wszystko dlatego, że załatwiliśmy Lodge'om więcej pieniędzy, ale tak poza tym, to świetnie się dogadujemy.
Za dokładnie tydzień jest owa impreza, więc umówiłyśmy się na zakupy z naszymi mamami. Nie wiem czy to wypali zważając na to, iż po prostu dadzą nam pieniądze i sobie pójdą do kawiarni, czy coś w tym stylu (wiem, bo raz tak zrobiłyśmy), aczkolwiek tym razem chcemy spędzić tą przerwę świąteczną z rodziną, zatem praktycznie będziemy je trzymać na smyczy.
Od tamtej gry Roni spotyka się z Regulusem (pewnie na imprezie będą cały czas chodzić ze sobą), Victoria z bratem Kate - Brianem, Bonnet z Severusem, a ja - no cóż, nie mam nikogo i na razie próbuję się tego trzymać, chociaż po Balu w Hogwarcie ten koleś, który mnie zaprosił, próbował zarywać i prawie mu się to udało, gdyby nie to, że on się dowiedział o pocałunku z Remusem, gdy graliśmy w butelkę. Tak, czy siak, by mógł zagadywać do mnie itp., tylko, że ja do cholery nie wiem jak się nazywa! Nie kojarzę go w ogóle! Ale z Remusem już shipują mnie kilka denerwujących osóbek, a mianowicie Kate - ona to najbardziej, Viki, Roni, współlokatorki Viki - Dorcas i Lily (Marlena ostatnio chyba się na nas obraziła), Syriusz, James i możliwe, że Pettigrew.
Ogólnie to mam wrażenie, że ten rok było o wiele lepszy od poprzedniego. Na razie...
- Halo, Jednorożec do Loli! - z zamyślenia wyrwał mnie głos przyjaciółki. Dopiero teraz zauważyłam, że twarz Victorii znajduję się 10 centymetrów od mojej.
- Co? O czym właściwie mówimy? - zdezorientowana przetarłam oczy ręką.
- Nie, nie, nie... - pokręciła głową z dezaprobatą Kate. - Pani Caroline Emma Blanc zamyśliła się nad swoim życiem... Gadałyśmy o imprezie u Vi i doszłyśmy do wniosku, że zaprosimy jeszcze kilka kolesi dla ciebie.
- Jak to dla mnie?! - wstałam z fotela.
- Ty! A może Kai jest wolny? - zignorowała mnie Victoria.
Już mnie to mało interesowało, więc wzięłam dość grubą książkę pt. "Norwegian wood" i wyszłam na korytarz, mówiąc przelotnie, że idę się przejść. Przeszłam kilkanaście kroków, oparłam się o ścianę i zjechałam na podłogę zatapiając się w lekturze. Kompletnie straciłam poczucie czasu i gdy przeczytałam całą książkę, już mieliśmy się zatrzymywać na stacji King's Cross. Wsiadłam do przedziału i zobaczyłam dziewczyny krzątające się po całym przedziale, by tylko mieć ze sobą wszystko.
- Hej, a może zawołamy braciszka Viki? - uśmiechnęłam się chytro. Wiedziałam, ze to słaby punkt mojej przyjaciółki, dlatego już mordowała mnie wzrokiem.
- Właśnie! On jest taki silny... - rozmarzyła się Veronica.
- I przystojny... - dokończyła Katherine.
- Dość! - krzyknęła czerwona już Roud. - Ugh... Wygrałaś, Caroline...
- I było ze mną zadzierać? - zapytałam. - No to może łaskawie się stąd wyniesiemy, bo już jesteśmy?
- Już? Ok! Mamy wszystko? - spytała Kate.
Ona praktycznie się nie integrowała w ten temat. Zapewne dlatego, iż ma Snape'a i było by śmiesznie, gdyby, mając chłopaka, mówić o innym. Przeleciała wzrokiem po półkach i siedzeniach, czy nic nie zostało, a potem wyszłyśmy z przedziału kierując się do wyjścia. Z tego co zauważyłam, to wysiadłyśmy ostatnie. No tak, zawsze wychodzimy ostatnie. Zauważyłam naszych rodziców, którzy rozmawiali o czymś. Podbiegłyśmy do nich rzucając wszystko i skacząc na nich przewracając nas na zimną posadzkę. Oni zaśmiali się tylko, jakby to był kabaret (mój tata codziennie śmiał się, że jesteśmy jak najśmieszniejszy kabaret), po czym teleportowali siebie, jak i nas do mojego domu, a dokładniej do ogromnego salonu z kuchnią i jadalnią w jednym pomieszczeniu. Usiedliśmy wszyscy na kanapie przed kominkiem, a mój tata z mamą Veronici poszli zrobić kawę bądź herbatę. Gdy była już zrobiona każdy pomógł zanieść na niski stolik przed kanapą m.in. Cukier, talerzyki i łyżeczki, napoje, mleko oraz ciasto. Wszyscy rozsiedli się wygodnie i zaczęłyśmy swoje monologi co takiego działo się w szkole (oczywiście pomijałyśmy spotkania z huncwotami, grę w butelkę i - niektórzy - z kim oto się spotykają). Po zjedzonym cieście i wypitej cieczy nasza czwórka przeniosła się z salonu na piętro do mojego pokoju. Ja usiadłam na szarym, ogromnym pufie, a reszta przeniosła się na dwuosobowe łóżko. Fakt. Miałam duży pokój i ogólnie cały dom, gdyż byliśmy dość bogaci, chociaż mój tatko nie ma pięknej pracy jak biznesmen, tylko jeździ po całej Wielkiej Brytanii zbierając zamówienia i rozdając paczki. Pomagam ojcu jak potrafię dorabiając w jakichś kawiarniach lub sklepach z odzieżą. Większość się dziwi, iż 13-latka może pracować, ale czasami tak jest potrzebna pomoc, że zatrudniają kogo popadnie. Rodzic mówi mi, że zarobek mam zostawić na przyszłość dla siebie, aczkolwiek ja temu zaradziłam i wrzucamy zarobione pieniądze do ogromnego słoika, który jest schowany w jakiejś szafce.
Wyciągnęłam z szuflady pod biurkiem karty, po czym zaczęłam je tasować i rozdawać.
- Eksplodujący dureń? - zapytała z nadzieją Kate.
- No ba! A jakąś inną grę w karty znasz wśród czarodziejów? - odpowiedziałam z lekką ironią.
Potem po kilku rundkach gry przestaliśmy grać i wspominałyśmy wydarzenia ze szkoły. Najdłużej opowiadała Blanc o balu sprzed półtora tygodnia. Ja słuchałam z zaciekawieniem, Roni nie mogła wytrzymać ze śmiechu i wiła się po podłodze, a Victoria wyciągnęła aparat i zrobiła ruchome zdjęcie. Rozmawiałyśmy jeszcze przez jakiś czas aż Viki zaczęła temat chłopaków, a ja postanowiłam uważnie słuchać. Może będą jakieś ciekawe historie.
- Katie, wiesz, że twój brat jest przecudnym chłopakiem? - zagadnęła Roud.
- Ta, a ja jestem jednorożcem. - dodała z ironią Bonnet. - Za to Sevuś jest uroczy!
- Uroczy może jest, ale jego włosy to już mniej. - odgryzłam się.
- Już nie. - puściła oczko do nas Bonnet.
- JAK TO?! - spytałyśmy chórem.
- No, bo twój tata robi imprezę. No i kazałam mu umyć włosy, ale nie chciał, więc ja mu umyłam. I teraz wygląda całkiem, całkiem. - powiedziała z dumą Kate.
- Nie mogę się doczekać! Ciekawe, jak będzie wyglądać. - przez pytanie Roni zastanawiałyśmy się nad tym dość długą chwilę, lecz niestety przerwał nam w tym momencie mój tata.
- Tato! My tu myślimy! - oburzyłam się. Tata tylko wzruszył ramionami, podszedł i usiadł na dywanie z nami i masował skroń tłumacząc się, że "myśli'. Właśnie za to go kocham.
- Ok, ale po co ty przyszedłeś? - spytałam.
- Wiecie, już jest wieczór, a raczej noc, bo zbliża się druga, więc wasi rodzice chcą się zbierać.
- DRUGA?! - Krzyknęłyśmy razem. - A co z nocowaniem?
- Spokojnie. Jutro pójdziecie na zakupy, a potem możecie zostać u nas na kilka dni.
- JUHU! - znów krzyknęłyśmy na raz i rzuciłyśmy się na mojego ojca przytulając go najmocniej.
- Ok, ale teraz musicie się już zbierać. - ponaglił dziewczyny, by wróciły już do domów.
Zeszliśmy razem i pożegnałam się z gośćmi, a gdy opuścili nasze (nie) skromne progi udałam się do pokoju, by wziąć piżamę. Skierowałam się do łazienki oraz wzięłam długi prysznic. Ubrałam się, a jak weszłam do pokoju rzuciłam gdzieś ubrania z dzisiaj, walnęłam się na łożę i, nawet nie wiem kiedy, pogrążyłam się w błogim śnie.
Obudziło mnie wołanie mojego taty. Przeciągnęłam się mozolnie na łóżku, po czym wstałam i podeszłam do okna rozsuwając zasłony. Otworzyłam drzwi i wyszłam na balkon. Słonce było już dość wysoko na niebie, pewnie jest około 10:30. Mimo że jest grudzień, a ja jestem na krótkich dresowych spodenkach i cienkim podkoszulku to nie jest mi zimno. Odwróciłam się i poczułam pojedynczą kroplę na twarzy. Czyżby śnieg? Spojrzałam na krajobraz raz jeszcze i zobaczyłam, że cała okolica znajduje się pod białym puchem i jest nim obsypywana. Wyszłam z balkonu, potem z pokoju i schodząc po schodach usłyszałam, jak tata rozmawia przez telefon. Sądząc z rozmowy, mogłam stwierdzić, że rozmawia z matką Veronici. Ich konwersacja zaczyna się mniej więcej tak:
- Halo? Ana?
- No hej.
- Co tam u córeczki?
- Dobrze, a u twojej?
- Wspaniale.
Potem zaczynają wspominać czas, kiedy to oni chodzili do szkoły (ciocia Ana do Hogwartu, a mój ojciec do normalnego gimnazjum) i staje na tym, że jak ktoś coś chce, to nie mówią, ale dopiero jak się spotkają.
Tym razem też tak było. Słyszałam śmiechy i chichy, ale sprawy, które zapewne mają do obgadania, poszły w las. Podeszłam do rodziciela i pocałowałam go w policzek, po czym sięgnęłam po pudełko z płatkami, miskę, łyżkę i wyciągnęłam z lodówki mleko. Robiąc płatki oglądałam wiadomości w małym telewizorku. Ktoś zmarł, jakiś wypadek, jakieś wybory i przeróżne pierdoły, których nikt nie słucha.
Wzięłam posiłek i usiadłam przy stole, by następnie zjeść jedzenie. Kiedy zjadłam, tata dalej rozmawiał z ciocią o różnych pierdołach (tak powtarzam się, ale nie wiem, jak inaczej nazwać "różne pierdoły"), więc ja postanowiłam pójść na górę i przygotować się do wyjścia. Otworzyłam swoją garderobę (nie, to nie była szafa, tylko pokoik z ubraniami, butami, torbami i z resztą pierdół, które rodzina nakupowała) i wybrałam długie, czarne spodnie z wysokim stanem i za duży golf w niebiesko-szare paski. Oczywiście nie obyło się bez mojego znaku rozpoznawczego, czyli różnorodne skarpety, byleby się wyróżniały, ale niekoniecznie pasujące do ogólnego outfitu - najlepiej wcale. Dzisiaj postanowiłam założyć z prosiaczkiem na żółtym tle z niebieskim napisem "Happy day".
Gdy już się ubrałam usiadłam przy niewielkiej (chyba jako jedyne w tym pokoju), ozdobnej toaletce, by potem zacząć się malować. Nigdy nie lubiłam mieć na sobie mocnej tapety, dlatego postawiłam na mascarę i śliwkową szminkę (zakrywać podkładem i resztą bzdetów mojej twarzy byłaby bez sensu, gdyż to by nic wielkiego nie zmieniło). Na koniec przeczesałam szybko włosy zostawiając rozpuszczone, po czym złapałam za torebkę oraz portfel i ruszyłam na dół. Oznajmiłam tacie, że jestem gotowa, na co on zgarnął coś ze stołu w kuchni i ubrał już buty. Gdy ubraliśmy trampki w jaskrawe kolory (to nasza tradycja i ubieramy takie buty wszędzie, nawet na pogrzeb, czy na jakieś ważne spotkanie) złapaliśmy za kurtki i pobiegliśmy w stronę czerwonego samochodu i już jechaliśmy w stronę domu Victorii.
📘📚📖
- To co? Jedziemy do największej galerii handlowej w mieście? - zapytała nas Mama Victorii, gdy byłyśmy już w ich samochodzie całą brygadą - ja, Viki, Roni, Kate, dwie Any (tak się nazywają mama Viki i Roni) i mama Kate - Jane. Mojej mamy niestety nie było. Powód jest taki, że była suką, dziwką, ździrą i inne najgorsze określenia. Owa kobieta poszła na jedną randkę z moim ojcem. Wsypała coś do jego szampana, potem ruchanko i ciąża. Ona chciała się pozbyć dziecka jak najszybciej, ale mój kochany tatulek chciał mieć dzieci, nawet bez kobiety, która by mu pomagała. Ona się zgodziła, urodziła mnie, ale od razu, gdy mogła wyjść ze szpitala, uciekła. Tak po prosu, uciekła. Ośmieliła się przyjechać do mnie w zeszłym roku w moje urodziny. To były najgorsze urodziny w życiu! W streszczeniu to wyglądało tak:
Masz urodziny. Wszystko fajnie, tort, prezenty aż tu nagle dzwonek do drzwi. Idziesz otworzyć, a tam obca kobieta stoi z prezentem. Twój ojciec przychodzi i wrzeszczy na tą wywłokę. Uspokajasz ich obu i wpuszczasz ją do środka. Opowiada ci, że była w Australii i jest mężatką, ale jednak zdradza go, bo go nie kocha. BARDZO LOGICZNE. Kiedy skończy każe ci otworzyć prezent. Kartka z napisem "wszystkiego najlepszego z okazji 8 urodzin!". Tak, gdy miałam 12 lat dostałam kartkę na 8 urodziny. Potem, by zamienić się w "grzeczną dziewczynkę" idziesz odprowadzić ją do drzwi. Dziękujesz z uśmiechem, przytulasz, bierzesz zapalniczkę i trzymasz przed nią ową kartkę i podpalasz ją. Wychodzisz z nią na dwór, bierzesz wąż ogrodowy i oblewasz kartkę razem z tą suką. Podchodzisz do niej i dajesz jej z liścia tak mocno, że zostaję po tym czerwony ślad. Wracasz do domu w podskokach z uśmiechem na twarzy i zamykasz z hukiem drzwi, po tym ona dobija się do drzwi z płaczem, a ty dzwonisz na policję, że to napad. Na koniec zapominacie całą sprawę i jest wszystko dobrze. Przepiękne urodziny! A jaką matkę wspaniałą!
Przyjechaliśmy już do galerii i kiedy wysiadałyśmy jakaś pani się przewróciła z wózkiem pełnym siatek. Wszystkie zauważając to biegłyśmy w stronę kobiety.
- Nic pani nie jest?! - zapytała mama Victorii oglądając całą kobietę wzrokiem.
- Nie, dziękuję. Ostatnio trochę jestem roztrzepana...
- Nie tylko pani! - zaśmiała się Jane. - Pomożemy. Gdzie jest twoje auto?
- Niech tylko spojrzę... O! tam! Chyba obok pani auta...
- No dobrze. Kate pomóż mi z tymi siatkami. - brunetka wzięła siatki i zaniosła je o samochodu, uprzednio biorąc od niej klucze. - Uch... Nie wiem czy mogę, ale pani jest w ciąży?
- Aż tak po mnie to widać? - zaśmiała się. Ana pomogła Jane przy wstawaniu. Faktycznie. Kiedy wstała i się wyprostowała zza dżinsowej kurtki, pod żółtą sukienka w kwiaty widniał lekko zaokrąglony brzuszek. Inni pewnie by pomyśleli, że po prostu jest gruba, ale u niej wyglądało naprawdę jakby była w ciąży - co oczywiście jest prawdą. - Dobrze, dziękuje za troskę, ale muszę już jechać, spóźnię się do pracy.
- PANI PRACUJĘ?! - powiedziałyśmy wszystkie razem z zaskoczeniem.
- Uch, to nie tak. Ja pracuję w domu i to nie jest paca wysiłkowa. Ja piszę książkę i mam ją napisać do końca miesiąca, ewentualnie do połowy stycznia. Na szczęście mam większość mam zapisane, co planowałam.
- Och, na pewno ją przeczytam, ale jak to mówi moja mama: wena zawsze przy dobrej kawie. Może by pani dała się skusić na mały wypadzik jutro lub nawet dzisiaj?
- Z chęcią, jednak dzisiaj odpada. Mam lekarza za godzinę, a w domu obiad trzeba zrobić i ta książka... - kiedy tam wymieniała chciało mi się płakać. Drugi raz, odkąd ta ździra do nas przyjechała widzę kobietę w ciąży. Ona chce tego dziecka. Moja matka mnie nie chciała...
- Więc jutro?
- Tak. Może o 15.00? - Ciocie przytaknęły szybko, po czym się wymieniły numerami. Pożegnały się i już całą brygadą szłyśmy do pierwszego lepszego sklepu nieważne z czym. Trafiło akurat na sukienki świąteczne oraz eleganckie i na nasze szczęście była aktualnie wyprzedaż. Mi wpadała w oko piękna srebrna sukienka do kolan z również srebrnymi zdobieniami, jak i kokardką o tym samym kolorze w cięciu w talii. Przy ramionach była zakryta cienką warstwą tiulu, zakańczając prawie przy samej szyi zdobieniami takimi jak na całej sukience. Miała bardzo dużo warstw tiulu i była rozkloszowana. To najbardziej mi się podoba w sukienkach. Poszłam przymierzyć i pasowała jak ulał. Podeszłam do kasy i kupiłam ją. Podeszłam do Victorii, by sprawdzić, co sobie wybrała.
- Hej, masz coś? - zapytałam.
- Zastanawiam się między przebraniem się za elfa, a znowu za królową balu.
- Hmm... Nie żeby coś, ale mam dwa powody do wybrania opcji pierwszej.
- No dajesz.
- Za królową balu byłaś kilka razy i się pewnie niektórym znudziło, a tak to wszystkich zaskoczysz, a drugi powód jest taki, że byś gorąco wyglądała w tych ciuszkach.
- Ale wiesz, że mamy 13 lat?
- Czy ktoś tu mówił o zakazie dodawania sobie kilku, by wyjść najbardziej seksi?
- No nie... Tak czy siak chyba wybiorę opcję z elfem, tylko do innych sklepów muszę iść szukać butów i dodatków, bo tu są za bardzo poważne, albo za małe, albo nie pasują do stroju. Idę przymierzyć. Idź zobacz u Katie co jest, bo chyba się czymś stresuje. - powiedziała Viki i odeszła w stronę przymierzalni.
Postanowiłam wykonać polecenie przyjaciółki i faktycznie Bonnet się czymś zamartwiała.
- Hej Katie. Co tam?
- Uch, pomożesz mi? Nie wiem, którą wybrać, by się spodobała Severusowi. Roni go też zaprosiła. - odpowiedziała na jednym oddechu bardzo szybko.
- Po pierwsze: oddychaj. No już, wdech, wydech... - uspokoiłam dziewczynę, a ta słusznie wykonała polecenie. - No dobrze, a teraz, z jakich sukienek mam wybrać najbardziej seksowną?
- Ym... no mam kilka propozycji... - odsunęła się lekko i pokazała mi chyba trzydzieści sukienek. Ona naprawdę się przejęła tym, że Snape będzie na imprezie u Roni. Zauważyłam kilka piękności, ale jedna przykuła moją uwagę od razu.
- Weź tą. - podałam przyjaciółce ciemnozieloną sukienkę do kolan, a nawet trochę za. Była przewiązana w tym samym kolorze wstążką we wcięciu w talii. Miała jeszcze na materiale doszytą koronkę, która pięknie dopasowała się do reszty. Tylko obawiam się, jak będzie wyglądać na Bonnet, bo ona nie lubi za bardzo dekoltów w serek. Ta zdobycz miała. Na szczęście plecy były zakryte, co na pewno spodoba się brunetce.
- jesteś tego pewna?
- Sama bym ją wzięła, ale ja już mam swoją ulubienice.
- Ale ty masz inny gust.
- coś ci się pomyliło... - zaczęłam. - Jeśli chcesz podobać się Ślizgonowi, ubieraj ciemnozielone sukienki. Jeśli chcesz zaimponować chłopakowi tym, że masz piękną figurę, ubieraj dekolty w serek z wcięciem w talii. Jeśli chcesz czuć się komfortowo masz zakryte plecy i nie jest mini. Lubisz kokardki i koronki. Idealna dla ciebie.
- Dobra. Wygrałaś. - westchnęła, po czym skierowała się do przymierzalni. Postanowiłam, jak z innymi, że pomogę lub zobaczę co wybrała.
Veronica miała dwie propozycje: ciemno zielona sukienka z koronką i zielona do połowy ud w odkrytymi ramionami i różnymi wycięciami przy barkach. Jedna mi się spodobała, a mianowicie ta druga.
- Ta. Idź ją przymierz, bo za chwilę idziemy do Starbucksa.
- Dobra, a ty już masz?
- Ja miałam pierwsza kupioną.
📘📚📖
No heeejkaaa. Dawno mnie tu nie było, ale wszystko robią święta i rodzinka 🙂 (I hateu jej)
A teraz cofam was to mediów, bikos tam jest cudowna piosenka, którą musicie posłuchać. Ta choreo jest cudowna.
~ baj, dzieciaczki 📘📚📖
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro