Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

// Część IV \\


              Kiedy się obudziłam było jeszcze ciemno. Sięgnęłam po zegarek i sprawdziłam godzinę - 4:28. Opadłam na poduszkę i przymknęłam oczy. Ostatnio nie za dobrze sypiam (czasami jakiś cud się zdarzy). Codziennie budzę się zaledwie 6 godzin od zaśnięcia, jak nie mniej, a w tym budzę się jeszcze kilka razy w nocy, więc tak około to śpię 4 godziny dziennie, jednak to mi w zupełności wystarczy, co graniczy z cudem. Rano budzę się wyspana i mam dużo siły.
              Postanowiłam jako pierwsza się ogarnąć. Wzięłam ubrania i bieliznę do łazienki, oczywiście moją kosmetyczkę już miałam rozpakowaną na miejscu. Napuściłam do wanny do pełna gorącej wody, wlałam płyn do robienia piany i mieszałam aż zrobi się piana. Ściągnęłam piżamę i zanurzyłam się do szyi w wodzie. Myślałam głównie co dzisiaj będę robić, czyli taka lista. Od zawsze byłam perfekcjonistką - bałagan mnie wkurzał, musiałam mieć wszystko idealnie poukładane, a nawet oceny musiałam mieć Wybitny, bo inaczej poprawiałam.
               Zanim na opuszkach palców zobaczyłam lekkie zmarszczki minęła chyba dobra godzina. Wyszłam z wanny, owinęłam się ręcznikiem i podeszłam do lustra. Tam zaczęłam rozczesywać włosy i doprowadzać moją twarz do porządku. Gdy skończyłam uśmiechnęłam się do siebie i zaczęłam ubierać się w mundurek szkolny. Idealnie na mnie pasował, chociaż czułam się w nim niekomfortowo. Uczesałam moje włosy w tzw. kok samuraja, pomalowałam rzęsy i usta, po czym wyszłam z łazienki, żeby trochę poćwiczyć (no wiecie - poranne ćwiczenia, które zawsze robię). Po robieniu brzuszków i pompek spojrzałam na zegar, akurat gdy pora wszystkich budzić. Na szczęście mamy lekcję na 8:30, więc mam dużo czasu dla siebie, a potem obudzę dziewczyny.
                Wyszłam na balkon, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Słońce ledwo wzeszło ponad horyzont, ale jeszcze niebo było w pastelowych i różnobarwnych kolorach. Kręciłam wzrokiem po krajobrazie i coś dziwnego przykuło moją uwagę. Na Błoniach kręcił się jakiś czarny pies z jeleniem. Pies wyglądał prawie jak ponurak, więc zdziwiło mnie to, że łazi z jeleniem. Przyjrzałam się im, wchodzili pod jakieś drzewo, a chwilę po tym wychodzą Syriusz i James, spojrzeli w moją stronę, jednak w porę schowałam się do dormitorium. Mam nadzieję, że nie widzieli mnie. Zastanawiałam się dosyć długo nad tym zdarzeniem, bo przecież skąd, do cholery, o 7 nad ranem Black i Potter wychodzą na Błonia, żeby, no nie wiem, spotkać się ze zwierzętami, które nigdy w życiu nie występują obok siebie?!
                 Zostało półtorej godziny do lekcji, więc postanowiłam obudzić współlokatorki. Niestety nie dało się ich obudzić, więc wykorzystałam to, co mi wyjawiły.

- Lily, James się włamał do naszego pokoju.- szepnęłam jej na ucho. Od razu się zerwała z łóżka i zrobiła grymas na twarzy, kiedy się skapnęła, że to był żart.

- Meadowes, ktoś cię okradł i nie masz swojej ulubionej szminki! - Dorcas jak na zawołanie pobiegła szybko do łazienki i przeszukała swoją kosmetyczkę. - Masz ją półce, ślepoto!

- Mar, spóźniłaś się na śniadanie! - krzyknęłam przestraszona do McKinnon. Ta odgarnęła szybko pierzynę i zaczęła szukać swojego mundurka.

               Wszystkie w tym samym czasie podeszły do mnie i skarciły mnie wzrokiem. Ja tylko wzruszyłam ramionami i wyszłam z dormitorium, kierując się do Wielkiej Sali. Po drodze zerknęłam na mój zegarek - 7:30. Miałam godzinę na zjedzenie śniadania i powtórzyć to, co było na OPCM (Obrona Przed Czarną Magią). Kiedy doszłam do celu zauważyłam jak moje przyjaciółki wpatrują się we mnie przy jednym stole, a mianowicie przy stole Gryffindoru. Szybkim krokiem zmierzałam do przyjaciółek, po czym się dosiadłam.

- No siemano moje dziubaski! - przywitałam się z dziewczynami.- Co się stało, ze prawie wszystkich tu nie ma?

- Siemka ziomeczku. - zaczęła Roni - No właśnie nie wiemy, ale to musi mieć związek z moim domem.

- W sumie może to być prawda. Przecież Ślizgoni siedzą jako jedyni w zapełnionym stole. - przyznała Vi Lola, na co wszystkie przytaknęłyśmy. Spojrzałam w stronę domu Veronici - Faktycznie, ich stół był prawie, że pełen, tylko brakuje...

- Patrzcie, Severus! - krzyknęła Kate, kiedy do Wielkiej Sali wszedł Snape z McGonagall, a z tyłu szła reszta szkoły. Kiedy się tak przyglądałam dostrzegłam huncwotów, jak się śmieją z czegoś, ale nie było ich 4, lecz 3, chyba ten Pettigrew poszedł coś zjeść, głodomor jeden.

- Ej, myślicie, że to sprawka huncwotów? - zapytałam niepewnie. - A w sumie to już nie wiem, przecież po smarkerusie nic spodziewać się nie można. - wzruszyłam ramionami, a Kate od razu skarciła mnie wzrokiem. Wszystkie wiedziałyśmy, że dla Bonnet Sev jest kimś bardziej niż tylko przyjacielem, jednak nie chce się przyznać. Ostatnio ci dwoje dość się do siebie zbliżyli.

            Dopiero teraz zauważyłam, że każda z nas zaczyna jeść, więc nie będąc gorsza, zaczęłam nakładać sobie naleśniki z dżemem i czekoladą. Rozejrzałam się po sali, gdy nagle zatrzymałam wzrok na Syriuszu jak się śmieje. Odruchowo się uśmiechnęłam, na szczęście nikt tego nie zauważył, ale niestety Black odwrócił wzrok w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały. Patrzyliśmy tak na siebie dobre 5 minut, kiedy Roni to zobaczyła i szepnęła mi do ucha:

 - Co, podoba ci się? - zapytała. Od razu odwróciłam się w jej stronę, podniosłam jedną brew do góry i przechyliłam głowę na bok, przez co pewnie wyglądałam komicznie.

 - Nie?- Bardziej zapytałam niż stwierdziłam. - Złożyłam obietnicę i jej dotrzymam, więc nie ma mowy.

 - Ależ oczywiście...- powiedziała z ironią w głosie. - Tylko nie marudź mi tu za chwilę, jaki to on nie jest przystojny, żmijo. - przewróciłam oczami na przezwisko, nigdy nie lubiłam, jak przyjaciółki i przyjaciele nazywają mnie tak, czasami jednak jak chcą mnie wnerwić to używają tego pseudonimu cały czas.

 - Bo wcale nie jest przystojny. - skwitowałam.

         Zobaczyłam, że za 7 minut są lekcje ze Slytherinem, więc pożegnałam się z dziewczynami oraz przypomniałam Roni o lekcjach i ruszyłam w stronę klasy. Po drodze czytałam podręcznik od obrony. Akurat zadzwonił dzwonek, gdy doszłam do sali. Usiadłam tam gdzie zawsze, czyli w pierwszym rzędzie koło okna, a miejsce obok mnie zawsze było wolne, przykre to trochę, ale w sumie nawet nikogo nie chciałam mieć obok siebie, bo by jeszcze przeszkadzał mi, a ja umiem tylko się uczyć z lekcji. Nauczyciel chciał już zacząć lekcje, omawiając tematy z zeszłego roku, lecz w ostatniej chwili do klasy z hukiem weszła Veronica z jakimś typem z mojego domu. To chyba był.... Peter? CO?! Peter z Roni?! Nie może być. Oj, mamy do pogadania Lodge...
         Ta lekcja była tak nudna, że przespałam większość czasu, na szczęście nie był to żadny nowy temat. Uczyłam się bardzo dobrze i nie musiałam powtarzać materiału godzinami. Kiedy zadzwonił dzwonek spakowałam się i chciałam zatrzymać Roni, ale zanim się spostrzegłam już jej nie było. Kiedy weszłam do ukrytego korytarza skierowałam się na sam koniec by przerobić temat od innych lekcji. Byłam tak zamyślona, że wpadłam na kogoś i rozsypałam pergaminy, pióra i kałamarze, podręczniki i różnych bzdetów, które nie potrzebnie nosiłam w torbie, na dodatek jeszcze się wywróciłam.

- Przepraszam jak najmocniej! Już pomagam. - zaczął się mi podlizywać brunet o miodowych oczach. Kiedy już posprzątaliśmy zawartość mojej torby wstaliśmy, a ja przedstawiłam się jak na damę przystało.

- Może mnie znasz, w końcu jestem z tego samego domu co ty, ale jestem Victoria Roud, a ty?

- Remus Lupin.- przedstawił się Gryfon ukazując szereg białych zębów. Co mnie zdziwiło najbardziej to to, że jako jedyny z huncwotów nie miał takiego uwodzicielskiego uśmiechu. - Wiesz... Jak każdy w tej szkole cię znam, ale chyba mieliśmy bliższe relacje, czyż nie tak było?

- Jak najbardziej. Przecież 2 lata temu się przyjaźniliśmy my i reszta naszych przyjaciół.

- No własnie, przyjaźniliśmy, a dlaczego nie teraz? - trochę zdziwił mnie tym pytaniem. W sumie sama nie wiem dokładnie dlaczego przestaliśmy w ogóle ze sobą rozmawiać.

- Hmmm... O! przecież Syrii zranił Dorcas, Potter uwodził Lolę, a ja wszystkie musiałam pocieszać. Wtedy właśnie złożyliśmy obietnicę. - odpowiedziałam i przypomniałam sobie zdarzenie.

- Eh, no to szkoda... - zamyślił się. - Ej mamy teraz transmutację?

- Tak.

- No to dasz się zaprowadzić pod klasę? Już i tak nie mamy czasu na naukę to przeznaczmy go na rozmowę. - przytaknęłam, na co wyciągnął ramę w moją stronę, po czym złapałam jego i skierowaliśmy się pod salę.

               Śmialiśmy się co chwilę wspominając czasy z huncwotami. Jak już byliśmy w klasie spytałam się czy mogę z nim usiąść, na co się zgodził. Dzisiaj przerabialiśmy transmutowanie różnych rzeczy i zwierząt. Wszystko zrobiłam doskonale, dzięki czemu zdobyłam dla swojego domu 10 punktów. Pod koniec lekcji zastanawiałam się, czy to aby nie złamanie obietnicy. Jednak odpuściłam sobie rozmyślanie bo znowu na kogoś wpadnę.
               Reszta lekcji minęła mi dość dobrze, ale zanudziłam się na śmierć. Skierowałam się do pokoju wspólnego Slytherinu, gdzie miało się odbyć nocowanie dla naszej 4 i kilka innych dziewczyn z naszych domów.

~*~

No hejjjj... (nie wiem co tu napisać :') ) Jak wam się podoba dotychczasowe części? Pewnie w ogóle ;) Tak, pesymizm przede wszystkim :) nie chce mi się żyć i jestem totalnie zmęczona i na pewno nie tylko ja, także łączmy się.

~ Do następnego Dziubaski.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro