// Część III \\
Stałam właśnie w ogromnej pastelowej sukience ślubnej. Przede mną był czerwony skittles, a z mojej lewej - misiowy żelek w ubraniu dla księdza. Według mnie to był ślub, ale jakiś dziwny.
- Czy ty, Victorio, chcesz pożreć tego oto skittlesa? - zapytał mnie misiowy żelek.
- Tak, oczywiście.
- A czy ty, skittlesie, chcesz oddać się Victorii? - znów zapytał "ksiądz"
Jednak nie dane mi było poznać odpowiedzi, ponieważ zadzwoniła najgorsza rzecz, którą ludzkość wymyśliła, czyli budzik. Mozolnie otworzyłam powieki, wyłączyłam budzik i sprawdziłam godzinę: 9.00. Chwilkę poleżałam, aż skapnęłam się, że dzisiaj jest wyjazd do Hogwartu. Jak strzała wyskoczyłam z łóżka i podbiegłam do szafy. Wzięłam moje ulubione barwy. Jako, że były dzisiaj resztki ciepłych dni wykorzystałam okazję i założyłam biały top, ciemno-bordową spódniczkę do połowy ud, siwy kardigan oraz czarne zakolanówki. Poszłam do łazienki, żeby się umyć i przebrać. Po krótkim prysznicu oraz przebraniu się podeszłam do lustra, chwyciłam szczotkę i zaczęłam rozczesywać włosy. Kiedy już to zrobiłam, bawiłam się moimi włosami, żeby zrobić jakąś fryzurę. Zrezygnowałam, bo moje włosy są nie posłuszne i nawet w kitku wyglądam jakby mnie piorun trzasnął. Nie pozostało mi nic innego jak zostawić rozpuszczone. Postanowiłam zaszaleć i zrobiłam lekki makijaż, ubrałam choker, który dostałam od mamy na urodziny, zegarek od starszego brata oraz dwie srebrne bransoletki od siostry. Znów sprawdziłam godzinę, była już 9.45. Miałam już wszystko zapakowane, ale na wszelki wypadek wolałam to sprawdzić, przecież przezorny zawsze ubezpieczony, a poza tym jestem perfekcjonistką. Na białym biurku obok metalowego łóżka leżał mały pergamin z listą pakunków. Gdy już wszystko sprawdziłam zeszłam na dół do kuchni.
- Hejo wariatkowo! - zakradłam się do rodziny i krzyknęłam, na co tata wypluł kawę na mamę, mama wrzasnęła z przerażenia, Robert spadł z krzesła, a Kelly schowała się pod stół. Ja, nie mogąc opanować śmiechu, położyłam się na podłodze i zaczęłam się niepohamowanie śmiać, co potem kontynuował mój młodszy brat.
- Ty normalna jesteś?! - oburzył się bracki, na co rodzice na niego spojrzeli ze wściekłością w oczach.
- No chyba oczywiste, że nie jestem. - wzruszyłam ramionami, po czym siadłam do stołu i zaczęłam jeść wcześniej przygotowane przez rodzicielkę jogurtowe płatki.
Po śniadaniu wybiła na dużym, brązowym zegarze godzina 11.00. Tata zapytał się nas, czy mamy wszystko spakowane. Ja odpowiedziałam, że tak, Robson też, ale jak zwykle będzie potrzebował kilkunastu rzeczy, bo zapomniał. Mieliśmy 25 minut dla siebie, zanim przeteleportujemy się na peron 9 i 3/4. Po upłynięciu tego czasu pożegnaliśmy się z mamą i z siostrą i młodszym bratem, a tata przeteleportował nas dzięki sieci Fiu na stację Kings Cross.
Ale się ekscytuję! Ciekawe co przyniesie nam ten rok nauki. Wśród tłumów dostrzegłam moje przyjaciółki, lecz bez Caroline. Od razu do mnie przybiegły. Zaczęłyśmy się przytulać na powitanie, niestety brat jak zawsze miał do mnie pretensje.
- Przecież widziałyście się 2 tygodnie temu! - opuścił ręce z głośnym westchnięciem i przewrócił oczami.
- Oj nie marudź. Ciągle tylko marudzisz. - skwitował ojciec - Dobra! To ja się zmywam, ale najpierw... Przytulas!! - Robert ze mną oraz przyjaciółkami wskoczyliśmy na tatę, co poskutkowało przewróceniem się. Pożegnałyśmy się ostatni raz z ojcem, tym razem jak cywilizowani ludzie i w tym momencie dołączyła do nas Caroline. Poszłyśmy razem z moim brackim do pociągu, żeby zająć miejsca. Oczywiście Veronica spakowała cały pokój, więc nie mogła wziąć swojego kufra, lecz mój brat jej pomógł. Kiedy weszłyśmy do wolnego przedziału, włożyliśmy kufry do góry do schowka.
- Ej, wiesz co? Dopiero to zauważyłam, ale twój brat jest przystojny- zwróciła się do mnie Vi, na co wszystkie przytaknęły, prócz mnie.
- I umięśniony - powiedziała Kate.
- I opiekuńczy... - rozmarzyła się Lola.
- Jest wolny?! - szybko zapytała Roni.
- Ej, ej, ej. - zatrzymałam przyjaciółki - To jest mój brat, do ciula was powaliło?!
- Ale wolny jest? - powtórzyła pytanie, na co nie wytrzymałam. Wrzasnęłam, żeby się go same zapytały, a one zaczęły się między sobą konsultować, jaki to mój brat jest cudowny. Wyszłam z przedziału na korytarz jak najdalej od mojego i wpatrywałam się w niebo przez szybę w pociągu. Wyłączyłam się na chwilę i rozmarzyłam, lecz nie na długo, bo ktoś na mnie wpadł. To był chłopak, który jest wyższy ode mnie co najmniej o głowę, ma piękne kruczoczarne włosy, szare tęczówki, które aktualnie się we mnie wpatrywały. Nie powiem, był przystojny i nie chciałam przerywać kontaktu wzrokowego, lecz skądś znałam tę buzię. Zmarszczyłam lekko brwi, na co szatyn lekko się zaśmiał i uśmiechnął się arogancko.
- Wyglądasz słodko, kiedy marszczysz brwi. - zauważył. - Przepraszam, ale czy my się znamy?
Teraz dopiero mi się przypomniało. Ten głos słyszałam prawie na każdym ukrytym korytarzu. Syriusz Black! Och, Syriusz Black... nie za bardzo go lubię w sumie. Zawsze się uśmiecha w ten sam sposób, prawie każda dziewczyna się w nim kocha. A no właśnie: prawie każda. Do tych osób zaliczam się ja i kilkoro dziewczyn w szkole. Moje przyjaciółki raz w życiu zauroczyły się w nim, jednak szybko im to przeminęło. No i dobrze. Ja z Roni dla zabawy się z nim umawiałam (co było kompletnym bezsensem, nadal nie wiemy co nas do tego kusiło), ale nic poza tym.
- Możliwe. - odpowiedziałam. - Tak, czy inaczej, jestem Victoria Roud, a ty? - zauważyłam lekkie zdziwienie ze strony chłopaka. Albo myślał, że go nie znam, albo, że rozmawia właśnie ze mną, jedną z królowych Hogwartu. Aczkolwiek szybko to zniknęło, a zamiast zaskoczenia znów widziałam ten sam uśmiech, który nie schodzi mu z twarzy.
- Jestem Syriusz Black, z TYCH Blacków. - podkreślił, a moje podejrzenia okazały się słuszne. Mogę się mylić, ale czy przypadkiem nie należy od do Slytherinu, jak reszta jego rodziny?- Pewnie o mnie słyszałaś, bo WSZYSTKIE dziewczyny się we mnie kochają.
- Chyba zapomniałeś o słowie prawie - użyłam sarkazmu. Ciekawe czy zauważył.
- Nie, a jeśli tak, to kto się na przykład we mnie nie kochał? Przynajmniej raz? - przybliżył się o krok, na co musiałam jeszcze wyżej patrzyć, żeby widzieć jego oczy. Jednak już stykaliśmy się ciałem. Postanowiłam zrobić ten sam uśmieszek co on.
- Na przykład? To ja, Roni, Lola i Kate. Mam więcej przykładów, chcesz więcej?
- Wy?! - zaskoczył się i momentalnie się ode mnie odsunął na ponad 1 metr.
- A coś nie tak? Masz z tym problem?
- No bo... - zmieszał się, biedny... chłopaczyna zaniemówił.- Yyy.... Czyli wy, to Królowe Hogwartu?
- Tak. Jedna stoi przed tobą, a reszta mają naradę gdzieś tam. - pokazywałam rękami do tyłu pokazując na przedziały.
- Czyli ty to która? Ta Gryfonka, czy Ślizgoznka? - powiem szczerze, zaskoczyło mnie to. Przedstawiłam się, ale nie mógł rozpoznać która. Ale dlaczego nie zapytał czy jestem Krukonką lub Puchonką? Czy jestem aż tak podobna do Ślizgonów? Przez te pytania zamyśliłam się, przez co chłopak odchrząknął.
- Coś mówiłeś? Aha. Dobra. To jestem tą Gryfonką. - Kolejne zdziwienie dzisiejszego dnia ze strony chłopaka. Teraz już naprawdę nie wiem, co go zdziwiło.
- A ty mnie nie widzisz w pokoju wspólnym?
- CO?! Jak to?!
- No... Też jestem z Gryffindoru dla twojej wiadomości.
- Czekaj ty jesteś ten jeden z huncwotów? - Teraz to ja pytałam odnośnie do tego z kim się trzyma.
- No ba! - rzekł z dumą, a ja złapałam się za głowę. Dopiero teraz mi się przypomniało, że miałam z dziewczynami umowę: nigdy nie będziemy się umawiać ani rozmawiać z huncwotami. NIGDY! Amen.
- Przepraszam, ale wyskoczyło mi coś! - oprzytomniałam i powiedziałam, odchodząc. Zostawiłam chłopaka z otwartą buzią, pewnie chciał coś powiedzieć. Skierowałam się do mojego przedziału.
- Gdzieś ty była! - zawołały chórkiem i skoczyły na mnie za nim zdążyłam coś powiedzieć. Wstałam i opowiedziałam im historię z Syriuszem. Były w takim szoku co ja, zadały te same pytania co ja w myślach, a kiedy skończyłam miały taki sam wyraz twarzy jak jeden z huncwotów. Chciałam coś na ten temat powiedzieć, ale wszedł do przedziału Syriusz z przyjacielem zdyszani i mówili do siebie, jakby nas tu nie było:
- Widzisz? Mówiłem. - Powiedział Syriusz. - Dajesz mi 5 sykli.
- WY SIĘ O NAS ZAKŁADALIŚCIE?! - wszystkie wstałyśmy i krzyknęłyśmy.
- Można tak powiedzieć. Założyłem się z Łapą, bo mówił, że jesteście obok nas w przedziale. - opadły nam szczęki.
- a Wy to kto? - zapytały Lola z Roni.
- CO!? Wy nie wiecie kim MY jesteśmy? - odezwał się brunet.
- No chyba jak pytamy, to chyba nie wiemy, no nie? - spytała Kate.
- No mnie już pewnie znacie, a ten gościu to Potter. James Potter. - przedstawił ich szatyn niczym z Jamesa Bonda.
- Przyszliśmy też powiedzieć, że za 10 minut będziemy w Hogwarcie i macie się przebrać w szaty, ale również możemy zostać i popatrzeć.- zaczesał włosy do tyłu James i uśmiechnął się nonszalancko. Od razu zareagowałyśmy i wyrzuciłyśmy ich z naszego przedziału oraz zasłoniłyśmy zasłony na szybie. Kiedy się już przebrałyśmy i przygotowałyśmy do wyjścia pociąg się zatrzymał i mieliśmy wychodzić. Jak już wszystkie czynności wykonałyśmy zobaczyłam przed sobą Hogwart nocą. To był najpiękniejszy krajobraz jaki kiedykolwiek widziałam. Wsiedliśmy do dorożek konnych, które zaprowadziły nas do szkoły. Weszliśmy do Wielkiej Sali. Niestety to ten czas, kiedy królowe siedzą osobno. Na szczęście żadna z nas nie musi siedzieć w samotności, bo w swoich domach też mają bliskich przyjaciół. W moim przypadku, towarzystwem dla mnie był Brian - brat Kate oraz dziewczyny, z którymi mam dormitorium, czyli Lily Evans, Dorcas Meadows oraz Marlena McKinnon. Usiadłam pomiędzy Brianem, a Dorcas i przytuliłam ich na powitanie.
Byłam strasznie głodna. Nic nie jadłam od czasu śniadania, czyli nie jadłam tak około 10 godzin, co graniczyło z cudem, że tyle wytrzymałam. Po przydzieleniu pierwszorocznych do domów i po monologu dyrektora wreszcie przyszedł czas na kolację. Jadłam jak szalona i w ogóle nie zwracając na innych uwagę. Bekłam dosyć głośno, na co prawie cały stół mojego domu zaśmiał się. Rozpętałam burzę beków, ponieważ każdy się kłócił z innymi kto głośniej beknie. My jesteśmy normalni, tak, czasami myślę, że o kulturze Gryfonów Ślizgoni mówią prawdę. Śmiałam się z nimi też, ale więcej jadłam. Kiedy skończyłam wypięłam brzuch i wyglądałam, jakbym była w ciąży. Brian się spytał który miesiąc i z kim, na co powiedziałam 21 miesiąc i z ciastem dyniowym, które stało przede mną na pół zjedzone. Oczywiście to ja zjadłam tą połowę. W świetnych humorach poszliśmy do pokoju wspólnego Gryffindoru. Pożegnałam się z przyjaciółmi i poszłam się położyć. Byłam tak zmęczona, że nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.
~*~
Siemano Kolano, moje rzycie ssie :)
Nie no, jak wam podoba się relacja Syriusza z Viki? Hmm???
Jestem ciekawa czy powstaną shipy inne niż ja i kilkoro innych osób propagują (krótko: oprócz kanonów).
~ Paa koteckii ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro