Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28.

Rano mój budzik zadzwonił o szóstej trzydzieści. Delikatnie wyszedłem z łóżka i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej szare dresy i zwykłą białą koszulkę. Wszedłem do łazienki i zrobiłem poranną toaletę. Wyszedłem z pomieszczenia i wszedłem do swojego pokoju. Wziąłem do ręki telefon i sprawdziłem godzinę. Zegarek wskazywał szóstą pięćdziesiąt. Podszedłem do łóżka i lekko szturchnąłem Mercy w ramię, żeby się obudziła. Mruknęła coś pod nosem i odwróciła się na drugi bok.

- Mercy wstawaj. - powiedziałem.

- Daj mi spokój Louis. - mruknęła, a ja się zaśmiałem.

- Przepraszam skarbie, ale to nie Louis. - zdarłem z niej kołdrę, wziąłem ją na ręce i postawiłem na ziemi.

- To było okrutne! - próbowała krzyknąć, ale chrypa w głosie jej to uniemożliwiła.

- Czekam na dole. - pocałowałem ją w czoło i wyszedłem z pokoju. Zszedłem na dół i nie znalazłem tam swoich rodziców. Za to znalazłem kartkę.

''Wyszliśmy wcześniej do pracy.

W lodówce masz śniadanie dla siebie i Mercy :)

Kochamy Cię,

Mama i Tata :) ''

Odłożyłem kartkę na stół i podszedłem do lodówki. Wyciągnąłem z niej talerz z kanapkami i odstawiłem go na stół. Z szafki wyciągnąłem dwa kubki i zrobiłem w nich herbatę. Po chwili na dół zeszła brunetka. Uśmiechnąłem się do niej, a Ona usiadła przy stole.

- Mers, dobrze się czujesz? - zapytałem. Niebieskooka nie wyglądała dobrze tego dnia.

- Tak. - powiedziała cicho i upiła łyk herbaty. Skończyliśmy swoje śniadanie i zabraliśmy swoje rzeczy. Wyszliśmy z domu i zakluczyłem drzwi. Złapałem dziewczynę za rękę i zaprowadziłem w stronę samochodu. Wsiedliśmy do auta i wyjechałem z posesji. Kierowałem się w stronę szkoły, a Mercy patrzyła przez szybę, po której zaczęły spływać kropelki deszczu. Po chwili byliśmy już pod szkołą. Wysiadłem szybko z auta i podszedłem do drzwi od strony pasażera. Dziewczyna wysiadła z auta i schował się pod bluzą, którą miałem w rękach. Zamknąłem auto i biegiem ruszyliśmy w stronę wejścia do budynku. Kiedy byliśmy już w środku opuściłem bluzę i ruszyliśmy w kierunku naszych znajomych.

***

Przez cały dzień Mercy wyglądała nie wyraźnie. Była blada, a w jej oczach nie tańczyły iskierki radości. Czułem, że jest coś nie tak, ale Ona upierała się, że wszystko jest w porządku.

- Niall słabo mi. - usłyszałem jej słaby głos, a po chwili była już w moich ramionach nie przytomna.

- Mercy, Mercy otwórz oczy. - mówiłem do niej. Po chwili podbiegł do nas Pan Wood i zadzwonił po pogotowie. - Mercy otwórz oczy. - powiedziałem i lekko poklepałem ją po policzku. W moich oczach pojawiły się łzy. Wszystko działo się tak szybko. Przyjazd karetki, kłócenie się z ratownikiem i przyjazd do szpitala. Nie wiedziałem co się z nią dzieje, bo nikt nie chciał mi udzielić informacji, ponieważ nie byłem z rodziny. Szybko wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Louis'a, który zjawił się po kilkunastu minutach w szpitalu.

- Niall, spokojnie. Powiedz mi co się stało. - powiedział niebieskooki.

- No więc Mercy nie wyglądała dziś zbyt dobrze. Widziałem, że było coś nie tak, ale Ona pozostawała przy swoim i mówiła, że jest wszystko w porządku. Dalej wiesz co się stało. - opowiedziałem i schowałem twarz w dłoniach.

- Spokojnie, pójdę się czegoś dowiedzieć. W której Ona jest sali? - zapytał, a ja wskazałem na pokój z numerem dwadzieścia cztery. Brunet poklepał mnie po ramieniu i ruszył w kierunku sali, gdzie leżała jego siostra. Siedziałem na krześle, a twarz miałem schowaną w dłoniach. Po chwili wrócił do mnie Louis. Poderwałem się z miejsca i podszedłem do niego. - To tylko przez tą pogodę. - wytłumaczył, a ja odetchnąłem z ulgą.

- Mogę do niej wejść? -zapytałem po chwili.

- Tak, ale jest jeszcze nie przytomna. Za chwilę powinna się wybudzić. - odpowiedział brunet, a ja skinąłem głową i wszedłem do sali, w której leżała Mercy. Miała zamknięte oczy, a w jej lewą dłoń była wbita igła od kroplówki. Usiadłem po jej prawej stronie i chwyciłem jej dłoń.

- Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś. - powiedziałem i spuściłem głowę. Poczułem uścisk jej dłoni i usłyszałem jej głos.

- Niall. - wychrypiała cicho. Podniosłem głowę i uśmiechnąłem się.

- Już się wybudziłaś. - usłyszałem męski głos. Spojrzałem w stronę drzwi i zobaczyłem mężczyznę w białym fartuchu. - Narobiłaś wielkiego stracha temu chłopakowi. - dodał, a brunetka uśmiechnęła się lekko.

- Muszę zadzwonić do Louis'a. - powiedziała.

- Spokojnie, Louis jest na korytarzu. - powiedziałem i przytrzymałem jej dłoń.

- Zostaniesz w szpitalu jeszcze jakąś godzinę, dopóki kroplówka nie zejdzie, a potem możesz iść do domu. - powiedział lekarz i wyszedł z sali. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi, a w środku pojawił się Louis.

- Nawet nie wiesz co Niall tutaj przechodził. - zaśmiał się brunet.

- Wyobrażam to sobie. - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. - Chcę już stąd wyjść. - mruknęła.

- Wytrzymasz jeszcze godzinę. - powiedział Louis i uśmiechnął się. - Przepraszam Cię Mercy, ale muszę wracać do firmy. - dodał.

- Dam sobie radę. - uśmiechnęła się do bruneta.

- Na pewno? - spytał.

- Tak. - potwierdziła.

- Przecież ja tu jeszcze jestem. - odezwałem się. Louis uśmiechnął się i pocałował Mercy w czoło.

- Masz od razu jechać do domu. - powiedział, kiedy był już przy drzwiach.

- Tak jest. - uśmiechnęła się, a brunet wyszedł z sali. - I co ja mam tu robić? - zapytała i usiadła na łóżku. Zaśmiałem się widząc jej minę. Wyglądała jak pięciolatka, która musi siedzieć w jednym miejscu. A wszyscy dobrze wiemy, że Mercy nie usiedzi na jednym miejscu.

***

Godzinę później wyszliśmy już ze szpitala. Wsiedliśmy do mojego auta i odjechałem spod budynku, kierując się w stronę mojego domu, żeby dziewczyna mogła zabrać swoje rzeczy.

- Zaraz wracam. - powiedziałem i wysiadłem z auta. Wbiegłem do domu i schodami wszedłem na górę do swojego pokoju. Zabrałem rzeczy brunetki i wyszedłem z pokoju. Zbiegłem na dół i wyszedłem z domu. Torbę Mercy wsadziłem a tylne siedzenie i po chwili siedziałem już na miejscu kierowcy. Odpaliłem silnik i włączyłem się do ruchu drogowego. Po kilki minutach byliśmy już pod domem mojej dziewczyny. Wysiadła z auta i chciała wziąć swoją torbę, ale wyprzedziłem ją. Brunetka podeszła do drzwi i otworzyła je. Weszliśmy do środka i weszliśmy na górę. Mercy od razu rzuciła się na swoje łóżko, a ja odłożyłem jej rzeczy na ziemię i usiadłem obok niej. - Nigdy więcej mnie tak nie strasz. - odezwałem się.

- To nie ja wybrałam taką pogodę. - powiedziała.

- Tak, ale mogłaś chociaż powiedzieć, że źle się czujesz. - powiedziałem.

- Nie chciałam, żeby ktoś się martwił. - mruknęła.

- Martwiłem się kiedy leżałaś w szpitalu nie przytomna. - położyłem się obok niej.

- Idziemy do skatepark'u? - spytała po chwili ciszy 

- Dopiero byłaś w szpitalu i chcesz iść do skatepark'u? Nie ma mowy. - odpowiedziałem.

- Dobrze, mamo. - burknęła, a ja się zaśmiałem.

- Prześpij się. - powiedziałem i przykryłem ją kołdrą. Pocałowałem ją w czoło i wtuliłem w siebie. Dziewczyna po chwili zasnęła, a ja po chwili także usnąłem.

XXXX

Witam w nowym rozdziale :)

Marcelina x


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: