Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ne me détestez pas

ne me détestez pas

– Myślę, że to już pora, by Mike poszedł spać – powiedział Luke, gdy starszy mężczyzna ziewnął po raz piąty.

Michael uśmiechnął się, raz jeszcze biorąc łyk swojego kofeinowego napoju. Myślał, że to go rozbudzi; mylił się.

– Teraz zawsze chodzi wcześnie spać – narzekała Clemence. – Ciągle tylko ogląda HGTV i śpi.

– To takie oklepane – zaśmiał się Luke, biorąc ich napoje do kosza na śmieci. Potknął się o własne nogi wracając do stolika i próbując wyglądać fajnie.

– Myślę, że powinniśmy niebawem iść – powiedział Michael. – Nie chcielibyśmy rozpuszczać C.

– Tato – jęknęła, przeciągając sylaby.

– O tym właśnie mówię. – Michael wstał, prostując plecy i przeczesując dłonią brązowe włosy.

– Dlaczego nie pójdziecie do mnie? Nie jest jeszcze tak późno – wyrzucił Luke szybko, nie chcąc, by już sobie poszli.

Michael objął córkę ramieniem, a ona włożyła swoją dłoń w jego i spojrzała w górę. 

– Proszę?

Mike zaśmiał się, kiwając głową. 

– Myślę, że możemy. Ale tylko na chwilę.

Zanim się zorientowali, ich trzy ciała były wciśnięte do małej żółtej taksówki. Ciemne niebo mijało ich szybciej niż kiedykolwiek, a uliczne światła ich oślepiały. Michael tęsknił za miastem, które nigdy nie spało, pochylił się nieco do przodu, próbując zobaczyć coś za oknem, nie leżąc tym samym na kolanach Luke'a. Clemence przyciskała swój mały nos do zimnego okna, zaś napięcie budowało się wokół niej.

Luke odchylił się do tyłu, pozwalając Michaelowi popatrzeć na miasto. 

– Tęsknisz za tym? – wyszeptał.

– Za miastem? Tak, bardzo – Mike usiadł z powrotem, kładąc dłonie na udach.

– Kiedy tu wróciłem, nie było takie samo. – Luke mówił krótkimi zdaniami, nie chcąc odkrywać bólu i tego, jak jego serce łamało się za każdym razem, gdy ich oczy się spotykały.

Nowy Jork nie był taki sam bez niewidomego Luke'a i sprzedawcy Michaela. Luke nie miał Caluma, nie miał koledżu. Luke miał tylko siebie i swoje wspomnienia. Próbował odwiedzać miejsca, które bolały najbardziej, mając nadzieję na pozbycie się uczucia zagubienia, ale minęło dziewięć lat i wciąż odczuwał ten ból.

– Siedzenie tutaj przypomina mi o wszystkich przygodach, które przeżyliśmy we trójkę. – Michael uśmiechnął się bez powodu. Cicha muzyka z radia była jedynym dźwiękiem wypełniającym samochód, nawet ich oddechy nie śmiały zakłócać ciszy.

Taksówka podjechała do krawężnika. 

– Te miesiące były najlepszym czasem w moim życiu – wyszeptał Luke, gdy Clemence otworzyła drzwi samochodu.

Luke zapłacił, Michael protestował, a C zamarzała w zimnym powietrzu. 

Luke R. Hemmings był niechlujną osobą, kiedy odzyskał wzrok znów stał się niszczycielem, którym kiedyś był. Na kanapie leżały bokserki i koszulki, nie wspominając o dziwnych plamach na wszystkich meblach.

Jego okna były pomazane i potrzebowały mycia (tak jak cała reszta domu). Obrazy na ciemnoszarych ścianach były przekrzywione, Clemence skrzywiła się na ten widok. Jego stolik był wyszczerbiony z jednej strony, a niepasujące krzesła tworzyły większy bałagan.

Schody na strych desperacko potrzebowały odkurzania, rozlane płatki (albo coś, co je przypominało) znajdowały się na każdym kroku. Mike cieszył się, że nie musi oglądać sypialni chłopaka.

Cała trójka stała w foyer, zaś Luke powiedział: 

– Witajcie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro