n'abandonnez pas
n'abandonnez pas
Było kilka minut przed dziewiątą, gdy cała trójka wróciła do hotelu. Luke automatycznie zwalił się na łóżko, jego plecy bolały od spaceru, który odbyli przez koledż. Zwinął się w zapachu Michaela, zamykając oczy.
– Mogę ubrać twój sweter jutro w samolocie? – spytała Clemence, ciasno składając parę jeansów.
– Tak, jasne – Michael machnął ręką, uśmiechając się do siebie, gdy spojrzał na telefon córki na jej własnym łóżku. – Ooo, Calum chce wiedzieć, czy nie śpisz.
Luke otworzył jedno oko, uśmiechając się, gdy spojrzał na swojego chłopaka. Clemence skoczyła na łóżko, zabierając telefon z rąk ojca i przesuwając po przycisku odblokowania.
– Co ukrywasz? – spytał Michael. Czuł się tak, jakby minęły wieki, odkąd C wylewała coś na podłogę i próbowała to ukryć. Pamiętał opierani dłoni na biodrach i pytanie co ukrywasz? Nigdy nie myślał, że kiedyś będzie to dotyczyło sąsiada z naprzeciwka.
– Nic, tatusiu – powiedziała, a sarkazm aż promieniował z jej głosu.
Luke wyciągnął ręce, wciągając na siebie Michaela.
– Chodź się przytulać.
– Nie – zaśmiał się Mike. – Muszę się pakować. – Pocałował Luke'a w szczękę. – Pozwól mi odejść.
– Jeśli mnie kochasz, pozwól mi odejść! – krzyknęli równo Luke i Clemence, śmiejąc się z ich nawiązania do Panic! At The Disco.
– Mają tyle lepszych piosenek – powiedziała Clemence, ponownie odkładając komórkę na stolik przy łóżku. – Taka szkoda.
Luke się zaśmiał, cmokając usta Michaela, kiedy czternastolatka nie patrzyła.
– Czy wasza dwójka naprawdę musi wyjeżdżać? Moglibyśmy kupić ładny duży dom za miastem i żyć tam na zawsze. Tylko nasza trójka.
Michael westchnął głośno, kładąc się na Luke'u, więc oddzielało ich tylko białe prześcieradło.
– Musimy wracać do słońca.
Clemence kontynuowała pakowanie, wpychając ubrania do jej przeładowanej walizki. Spojrzała kilka razy na obrzydliwą parę na łóżku, szepczącą sobie słodkie bzdury do uszu. Sprawią, że to zadziała. Przynajmniej dadzą temu szansę. Wszyscy przecież wiedzieli, że Luke i Michael byli dla siebie stworzeni. I jeśli byli dla siebie stworzenie, to pójdą nawet na koniec świata, by sprawić, że wszystko będzie dobrze. Prawdziwe promieniowanie, które wydzielała ta dwójka będąc razem była czymś, czego Clemence nigdy wcześniej nie widziała. U żadnej innej pary, żadnych kochanków, u nikogo.
– Powinienem się pakować – zadeklarował Mike, kiedy minęło kolejne pół godziny.
– Jeśli się nie spakujesz, nie pojedziesz – powiedział Luke, mocno oplatając ramionami pas Michaela.
– To niezbyt dobra logika, masz doktorat, nie potrafisz wymyślić czegoś lepszego? – Michael wyrwał się z uścisku młodszego chłopaka, przypadkowo pocierając policzkiem krok Luke'a. Blondyn potrzebował całej siły na świecie, by nie jęknąć.
Mike wstał, zaczynając upychać własne ubrania w walizce i nie przejmując się czy były czyste, czy nie.
– Mógłbyś nas odwiedzić – zaoferował. – Nie sądzę, żebyś ostatnio widział blask słońca.
– Mama będzie taka zazdrosna, gdy opowiem jej o tym weekendzie.
Clemence zachichotała.
– Jesteś największym chłopcem mamusi, jakiego w życiu widziałam. – Zapięła swoją ciemnoniebieską walizkę, rzucając ją pod drzwi. Pochyliła się, podnosząc brązowy tornister. Odpięła górę, wrzucając tam inne potrzebne jej przedmioty.
– Michael, twoja córka jest dla mnie wredna, kontroluj ją – narzekał Luke, kładąc się na plecach z dłonią we włosach.
– Cóż, myślę, że ona ma rację – zaśmiał się Michael. Poddał się ze składaniem i zaczął po prostu zwijać ubrania, próbując wepchnąć je do torby.
Clemence podłączyła komputer, kamerę i telefon, leżąc we własnym łóżku.
– Więc teraz jesteście oficjalni?
– Myślę, że tak – odpowiedział Luke, przekręcając głowę, by spojrzeć na niebieskowłosą dziewczynę.
– Możecie pominąć tę całą część z umawianiem się, wziąć ślub i zamieszkać razem? Nie chcę wyjeżdżać – wyznała.
Michael uśmiechnął się jak idiota, naprawdę kochał swoje życie. Luke był jego Ziemią i Księżycem, oraz wszystkim pomiędzy. Był jego słońcem, jego szczęściem, powodem do życia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro