Rozdział 21
Jest godzina 3:25. Szłam z Benem spokojnie przez las, do rezydencji. Noc była dość spokojna, czasami było słychać szum wiatru, albo ćwierkanie niektórych ptaków.
- Um, Ben... - zaczęłam.
- Tak Julie? - powiedział, łapiąc mnie mocniej za rękę - chcesz o coś zapytać?
- Owszem... Za ile będziemy w rezydencji? Wiesz, nogi mi odpadają, a ja lubie zrzędzić hehe.
On tylko na mnie spojrzał wzrokiem „naprawdę?", po czym wziął mnie na ręce i szedł dalej.
- A czy teraz, księżniczce jest dobrze? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Oczywiście, zacny milordzie - zaśmiałam się.
Ten również się zaśmiał i pocałował mnie w czółko.
~*~
- No to jesteśmy - powiedział stawiając mnie na ziemi - teraz musimy być cicho, inaczej będę mył podłogi w całej rezydencji.
- Chyba nic ci się przez to nie stanie? To tylko parę godzin, nie martw się, zdążę cię zrzucić z rangi w CS'sie (jak to się odmienia? ;-;).
- Ha ha, bardzo śmieszne - odparł zażenowany.
Wystawiłam język w jego stronę i się lekko zaśmiałam. Eh... Czasami to mam wrażenie że to gry są ważniejsze ode mnie... Ale cóż, to tylko przeczucie.
Ben złapał mnie za rękę i ciągnął za sobą do jego pokoju. Staraliśmy się iść jak najciszej się dało... Cóż, próbowaliśmy, dopóki Ben nie stanął na takim miejscu gdzie podłoga zaskrzypiała, dosyć głośno.
- Cholera... - odparł - dobra szybko do mojego pokoju!
- Okej - powiedziałam i pobiegłam do jego pokoju, po czym zamknęłam za sobą drzwi.
Uf.. Przynajmniej mnie Slender nie złapie.
*POV Ben*
Stałem sobie na środku korytarza i czekałem na Slendera. Czekałem i czekałem... I się nie zjawił.
- Wale to, idę do pokoju - stwierdziłem i poszedłem w stronę drzwi do swojego pokoju, gdzie obecnie przebywała Julie.
W momencie gdy chwyciłem za klamkę, poczułem rękę na swoim ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem..
- Oh... Slender... Miło mi cię widzieć - powiedziałem drapiąc się po karku.
- Co ty robisz o tej porze? Wszyscy śpią, a ty co? Rozum ci odebrało? - powiedział zirytowany.
- Nie, chodzi o to, że Julie dom spłonął... Jakiś idiota go podpalił, jej mama tam zginęła... Zabrałem ją ze sobą, i stwierdziłem że zamieszka tutaj, ze mną.
- Hm... - odparł - No dobrze, niech ci będzie. Daruje ci tylko dzisiaj, to mycie podłóg w rezydencji, ale zapamiętaj sobie, że to jest tylko ten jedyny raz - po tych słowach, teleportował się do siebie.
Odetchnąłem z ulgą. Przynajmniej nie zostanę jednodniowym pośmiewiskiem rezydencji haha...
Wszedłem do pokoju i zapaliłem światło. Spojrzałem się w stronę łóżka i zobaczyłem tam śpiącą już Julie.
- Co za śpioszek... - zaśmiałem się lekkko podchodząc do łóżka.
Narzuciłem na nią koc, by nie zmarzła i dobrze ją nim opatuliłem. Za dużo już na dzisiaj przeszła, najwyższa pora by odpoczęła.
Położyłem się koło niej i rysowałem wzroki na jej plecach. Przez jej ciało przeszły dreszcze, więc się lekko uśmiechnąłem. O dziwo, nie reaguje na to jakoś szczególnie.
Po chwili przestałem i przysunąłem się bliżej niej. Przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem. Zamknąłem oczy, i dałem się oddać w objęcia snu...
Wesołych Świąt!!❤️🎄
Ps. Wracam! Kolejny rozdział w weekend <33
I mam dla was informacje - książka będzie posiadała tylko 25 rozdziałów, bo nie widzę sensu rozwijania tej historii - przepraszam was za to...
I dziękuję tym, którzy zostali! Czytając wasze komentarze pod informacją że zawieszam, zrobiło mi się tak miło bardzo... Czuje że jakaś część motywacji która mnie pcha w stronę pisania książek, wraca❤️
Dziękuję i przepraszam, że jestem taką słabą autorką🤪
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro