Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

*POV Julie*

Obudziłam się mając głowę na ramieniu Bena. W ręcę nadal trzymałam konsolę po wczorajszym graniu. Spojrzałam na mojego towarzysza, który siedział oparty o łóżko i spał. Spojrzałam na zegarek. Jest godzina 8:43.

- Dzisiaj jest... O cholera jasna! - krzyknęłam i wstałam jak oparzona.

Szybko zaczęłam pakować plecak do szkoły. Nie spodziewanie obudził się Ben.

- Co ty robisz? - zapytał się mnie przeciągając się.

- Pakuje się do szkoły, bo nie zrobiłam tego wczoraj, a co gorsze to zaspałam! - krzyknęłam.

- Kobieto spokojnie. Nie spóźnisz się.

Miałam ochotę zrobić facepalm, ale się powstrzymałam.

- Ja już jestem spóźniona, Ben.

- No to słabo.

- Dla mnie na pewno - powiedziałam zakładając plecak na plecy.

- Dlaczego idziesz w ubraniach z wczoraj? - zapytał się mnie ze znakiem zapytania na twarzy.

- Bo nie mam czasu się przebrać - odpowiedziałam - zadajesz głupie pytania.

- Wiem - powiedział zamykając oczy i spuszczając głowę.

Może to go zachęci do życia... Pomyślałam. Na moją twarz prawdopodobnie wkradł się lekki rumieniec. Podeszłam do Bena i... Pocałowałam go w policzek (( ͡° ͜ʖ ͡° )Oł, ju tacz mi...). Potem szybko wyszłam z pokoju i gdy zamknęłam drzwi oparłam się o nie. Uśmiechnęłam się lekko i pędem wyszłam z domu. Szkoła...

*POV Ben*

- Za co t... - nie dokończyłem bo szybko wyszła z pokoju.

Siedziałem w bez ruchu przez jakiś czas. Nawet nie wiem czy oddychałem, po prostu zatkało mnie. Lekko się zarumieniłem i wstałem z podłogi. Podeszłem do biurka i położyłem na nim konsolę.

- No widzę że gorąco było.

- Hej Jeff - odwróciłem się do niego - proszę cię, to są tylko gry walające się po całym pokoju - powiedziałem - mogę wiedzieć co ty tu robisz?

- Slenderman się o ciebie martwi - powiedział i zaczął się śmiać.

- Ta jasne - przeciągając się - z czego się tak śmiejesz?

- Hmmm, no tak jakby... Masz coś lekko różowego na policzku. I to nie wyglądają jak rumieńce. Pomimo tego że je masz.

- C-co? - zapytałem się lekko zawstydzony.

- Widzisz to lustro na szafie? Odwróć się tak żebyś widział swój prawy policzek - powiedział ruszając specyficznie brwiami.

- Cholera - powiedziałem ręką zasłaniając prawy policzek - i jak ja mam się z tym pokazać?

- No nie wiem, idź to zmyj? To jest tylko różowa szminka, ona się szybko zmywa.

- A skąd to wiesz?

- Nie chcesz wiedzieć co Sally wczoraj ze mnie zrobiła.

- Mogę się tylko domyślić.

- Taa - powiedział drapiąc się po karku - Chodź do willi. Za mało w niej przebywasz, wogóle kiedy ostatni raz się ktoś przez ciebie zabił? Zaraz w telewizji lub w gazetach będą mówić lub pisać że umarłeś.

- Spokojnie. Jak wrócę, to wrócę i to w wielkim stylu.

*POV Julie*

Siedziałam w sali lekcyjnej i patrzyłam na krople deszczu spływające po szybie. No niestety padał deszcz. Fajne lato. W myślach jestem wściekła na nauczycielkę od matmy że właśnie w tej chwili, kiedy za tydzień jest koniec roku szkolnego ona musi nam robić lekcje z książkami zamiast czas wolny. To jest chore. No, ale cóż każdy nauczyciel jest inny i cóż na to poradzić. Moje zamyślenie przerwał ten piękny dźwięk. Dzwonek. Pędem wyszłam z klasy i zaczęłam się kierować w stronę szatni. Zanim zdążyłam zejść po schodach poczułam że ktoś łapie mnie za nadgarstek.

- Patrick? Co się stało? - zapytałam się go zaniepokojona widząc go smutnego. To nie jest do niego podobne.

- Mógłbym cię odprowadzić do domu? Chciałbym z tobą porozmawiać... - powiedział smutnym głosem.

- Tak, jasne. To chodź do szatni po rzeczy i możemy iść.

~*~

- No to jesteśmy już pod moim domem. Dziękuję że mnie odprowadziłeś - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. Jednak nie wiem czy to widział bo miał spuszczoną głowę i ledwo co trzymał parasol.

- Ja już n-nie mogę - powiedział cicho.

- Słucham? - zapytałam się go nie do końca rozumiejąc o co mu chodzi.

- Nie wytrzymam już! - krzyknął upuszczając parasol i przytulając się do mnie (za dużo Code Geass :')).

Byłam totalnie zaskoczona jego zachowaniem. Zawsze był uśmiechnięty, pozytywnie nastawiony do życia taki typowy optymista, a teraz? Smutny, przygbębiony nie wiem czym.

- Ja j-już nie mogę - powiedział zapłakany ciągle przytulając się do mnie.

- Czego nie możesz? - zapytałam się go nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi.

- Tęsknić za nią - powiedział i się już totalnie rozpłakał.

Czy to znaczy że...

- Patrick, czy ty...?

- Tak. Ja j-ją kocham i ja już nie wytrzymam dłużej tego rozstania... Po prostu... Brakuje mi jej. Ja wiem że to dopiero jeden dzień, ale...

- Rozumiem Patrick...

Chłopak zaczął bardzo głośno szlochać. Odwzajemniłam jego uścisk. Dosłownie wtuliłam się w niego na chwilę zamykając oczy. Po chwili je otworzyłam mówiąc:

- Nie martw się Patrick, będzie dobrze. Zobaczysz się z nią niedługo. Objecuję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro