Rób co chcesz
- Neymar... - mruknęłam gdy oderwał się ode mnie po kilku minutach intensywnego całowania.
- Skoro to jeden, jak zgaduję, z nielicznych sposobów na uciszanie cię, to muszę robić to częściej. Nie dość, że skuteczne, to jeszcze zaskakująco dobrze całujesz. - ostatnie zdanie powiedział ciszej, wciąż szybko oddychając.
- Nienawidzę cię. - warknęłam na co zaśmiał się.
- Teraz wiem, że pani trener też nie potrafi oprzeć się mojemu urokowi.
- Nigdy więcej tego nie rób.
- Czemu? Boisz się, że mogłoby dojść do czegoś więcej? - zaśmiał się delikatnie.
- Podobno kijem byś mnie nie dotknął.
- Coś jest w tobie, że w ziemniaku na worki byś dobrze wyglądała. - pokręciłam głową z rozbawieniem. Dopiero teraz zobaczyłam, że jego ciało wciąż przyciska moje do ściany.
- Co?
- Nico, ziemniaku na worki. Odsuń się ode mnie. Śmierdzisz po treningu.
Po chwili zamek w drzwiach zaczął zgrzytać, a do pomieszczenia wpadły pierwsze promienie światła, rażąc nas w oczy.
- Jutro nie żyjecie. - warknęłam do Gerarda, który stał rozbawiony.
- Jak zawsze niebezpieczna. - Warknął jak tygrys i powiedział z uśmiechem, na co wywróciłam oczami.
Resztę dnia spędziłam na samotnych treningach i przygotowaniach do mojego występu. Miałam niesamowity mętlik w głowie. Nie wiedziałam co myśleć.
Z jednej strony nienawidziłam go z całego serca.
Z drugiej, Pep miał rację mówiąc, że jest między nim jakąś dziwna atmosfera.
Skąd to wszystko się brało? Nie mam pojęcia. Ciągnęło mnie do niego, a zarazem odtrącało mnie coś.
Jedno było pewne. Dobrze całował i bez wątpienia zrobiłabym drugi raz to samo.
Oczywiście tylko jako urozmaicenie i chwilowa przyjemność. Bez uczuć i angażowania się w coś większego.
Karciłam siebie za to. Za wszystko. A przede wszystkim za to, że nie przerwałam tego na samym początku. Po prostu nie potrafiłam.
Nie można było okłamywać samej siebie. Związek z Neymarem to udręka większą niż piekło. Ale nie miałam zamiaru też wypierać z siebie, że podobało mi się to co wydarzyło się wcześniej. Tak samo jak nie będę udawała przed sobą, że pod względem fizycznym Neymar nie był zły...
No dobra. Był ok?. Bardzo ok.
- Halo! Księżniczko! Budź się! - usłyszałam głos Gerarda. - Już jesteśmy spóźnieni.
- Na co?
- Leo robi u siebie małą posiadówkę. Zapomniałaś?
- Faktycznie. - podskoczyłam z podłogi i pobiegłam przebrać się w coś innego. Postawiłam na top z odkrytym brzuchem, krótkie spodenki zwykłą bluzę, ktorą zapięłam, więc wyglądałam jakbym miała tylko ją, bo zakrywała spodenki.
- Gotowa?
- Mhm. - mruknęłam i zapięłam pasy.
- Co ty taka zamyślona? - Shakira odkręciła się do tyłu i spojrzała na mnie.
- Nie, nic. Martwię się meczem.
- W ogóle wiecie czemu przesunęli godzinę i dzień?
- Podobno jakieś problemy techniczne na stadionie. Niepotrzebne zamieszanie tylko zrobili. - Pique był wyraźnie zły.
- Trudno. Będzie o jeden trening więcej.
- O boże... - mruknął i już się nie odzywał.
Dojechaliśmy do jakiegoś niedużego klubu, gdzie już wszyscy byli. Każdy był ubrany w luźne ubrania, więc nie czułam się nie swojo. Oprócz nas było jeszcze kilka innych osób, które wcześniej zarezerwowały wejściówki, ale nie było ich wiele. Do lokalu wpuszczali już tylko osoby z naszej kadry, więc było kameralnie.
Od samego początku alkohol szedł litrami i groźby odnośnie jutrzejszego treningu nie dawały żadnych efektów.
- Uodparniamy się fizycznie na twoje treningi. - Usłyszałam głos Messiego.
- O to właśnie w tym chodzi. Macie budować kondycję, ale nie zapominać o ustawieniach i technice. Jutro będzie bardziej psychologiczny trening, ale fizyczny też.
- Gdzie Neymar? - Shakira rozejrzała się po sali. Jedynie wzruszyłam ramionami.
- Ta opiekunka jest ok? - zapytałam zmartwiona.
- Spokojnie, moi chłopcy ją ubóstwiają. Cris też ją polubi. - do loży w tym czasie przyszła śliczna brunetka, a za nią Neymar.
- Hej wszystkim! - powiedziała radośnie, mnie aż wzięło na wymioty. Nie polubimy się... Czuję to.
- Hej, sorry za spóźnienie. To Bruna, Bruna to nasza drużyna.
Od ponad dwóch godzin patrzyłam jak brunetka nawija o tym jak dobrze zna drużynę, co nie było wielką niespodzianką. Była Brazylijką, a Brazylijczycy żyją piłką nożną, toteż nie da się nie wiedzieć podstawowych informacji odnośnie głównych drużyn.
- Ney, idziemy zatańczyć? - podskoczyła radośnie, na co wywróciłam oczami. Moje spojrzenie skrzyżowało się z tym należącym do Neymara. Ten patrzył na mnie obojętnie, po czym wstał i ruszył na parkiet gdzie zaczął obściskiwać się z brunetką.
- Chłopaki, polejcie kolejne. - mruknęłam, a oni spojrzeli na mnie z prawie pełnymi szklankami drinków. - To był rozkaz. - warknęłam, a po chwili miałam swój trunek. - Zaraz zwymiotuje. - i duszkiem wypiłam całą zawartość szklanki.
- Ktoś tu chyba jest zazdrosny. - Antonella, żona Messiego.
- Zniesmaczony. - poprawiłam ją. Alkohol niestety rozwiązywał mi język, przez co po chwili rzuciłam:
- Na wymioty mnie bierze, jak pomyślę, że pocałował mnie największy kobieciarz na świecie, który teraz liże tę tapetę. Jak zagra w najbliższym meczu to już w ogóle nie będzie wychodził z łóżka. Pieprzony bad boy. Jedna laska na jedną noc. A mnie pocałował, żeby mi pokazać, że mu się nie opre. To się pomylił. Nie mam zamiaru latać za zurzytą piłką.
- Całowaliście się?! - obok mnie pojawiła się Shakira.
- Weź nic nie mów. Aż mnie skręca od środka. - mruknęłam zniesmaczona.
- No to powiem wam, że Santos zachował się podle. - dodała kolejna z nich.
- No chyba trochę zaczyna mu odbijać.
- Sława go zniszczy.
- Przez bycie popularnym będzie jeszcze gorszy.
- Przecież on zrobi z siebie gwiazdeczkę, a nie piłkarza.
- Dajcie spokój. - przerwałam dyskusje na jego temat. - On taki był zawsze. Spokojna głowa. Zahartowany jest. W liceum też zmieniał szmaty jak rękawiczki.
- Znacie się tak długo? - do dyskusji przyłączyła się już wcześniej również Elena, partnerka Sergio Busquetsa.
- Niestety.
- I od tamtej pory tak bardzo się nie lubicie?
-Powiedzmy. Jego nienawiść do mnie wtedy była większa. Moja też.
- Może być większa? - dziewczyny zaśmiały się na docinkę Shakiry.
- Wkładanie jego głowy do kosza, podkładanie wody z kibla zamiast wody do picia, zasypywanie ubrań proszkiem powodującym swędzenie to tylko takie delikatne uszczypliwości.
- Czemu on cię tak nie lubi?
- Nie wiem. Od zawsze mnie to zastanawia.
- A ty go czemu?
- Bo to on jako pierwszy upokorzył mnie przy całej klasie. Dalej poszła lawina. Nie byłam mu dłużna. On mi też. - mruknęłam upijając kolejną porcję alkoholu rozmieszanego z sokiem. Spojrzałam na parkiet, gdzie Neymar wpychał tej wywłoce język do buzi.
- Idziemy potańczyć?- Pomysł jednej z dziewczyn wydawał się być jednym z lepszych. Zdjęłam bluzę, odsłaniając top. Od razu ruszyłyśmy na parkiet, gdzie przez alkohol nasze ruchy były znacznie odważniejsze. Chłopcy dołączyli do swoich partnerek lub tańczyli w kółku.
- Nie smuć się. - usłyszałam za plecami głos Philippe'a. Jego dłonie owinęły mnie w talii, ale nie były zimne, więc nie miałam gęsiej skórki. Mężczyzna tańczył za mną. Położył brodę na moim ramieniu, więc przy okazji lepiej go słyszałam.
- Kiedy ja nie jestem smutna.
- Oczy cię zdradzają. Słyszałem co się stało.
- Ale mi serio nie jest smutno. Bardziej mi nie dobrze jak sobie przypomnę, że przede mną było ich miliard.
- Fakt. Ohyda. - po skończonej piosence Coutinho poszedł po drinki, ale nie czekałam długo. Podczas bachaty, jednego ze zmysłowych, dominikańskich tańców, poczułam dłonie kogoś innego.
- Mogę? - usłyszałam przy uchu. Odwróciłam się powoli, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak Karim Benzema. Nie przerywałam tańca, jednak obserwowałam go bacznie.
- Przeszpiegi? - spojrzałam podejrzliwie.
- Spokojnie, to działka Ronaldo. Wyrywanie dziewczyn piłkarzy i wypytywanie ich to jego domena.
- Będę pamiętać.
- Zdradzasz własny klub, oddając sie przeciwnikowi? Nowa taktyka? - kpina Neymara doprowadziła do tego, że puściły mi nerwy. Moja ręką spotkała się z jego policzkiem.
- Masz zwracać się do mnie z szacunkiem. Potrafię rozróżnić życie prywatne od zawodowego. I nie muszę Ci się tłumaczyć z żadnego z nich. To co zrobiłeś jest obrzydliwe, ale nie mi cię pouczać. Rób ze swoim życiem co chcesz, ale moje zostaw w spokoju
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro