Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jesteś irytująca...

Od kilku godzin patrzyłam na ćwiczących piłkarzy, którzy po ostatnim wieczorze bardziej walczyli z własnymi siłami niż z poleceniami i trudnościami jakie sprawiać mogłyby moje wymagania.
- Promieniejesz gdy oni umierają w męczarniach. - usłyszałam głos Pepa.
- Gdyby nikt nie zaszedł by mi za skórę, nikt by nie umierał. A tak muszą trzymać się tego, że jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
- Mam rozumieć, że problemy w raju? - spojrzałam na niego zdezorientowana. - Neymar nie jest dziś zbyt wylewny. Wszyscy mówią, że macie problemy w związku. Wiesz, że jeśli chcesz to możesz na mnie zawsze liczyć?
- O co wam wszystkim chodzi!? Nie jesteśmy razem! Odbiło wam już te Brazylijskie słońce czy jak?
- Wszyscy czują między wami te napięcie. Nie mów, że ty nic do niego nie czujesz, bo nie uwierzę.
- Chyba napięcie nerwicowe. A czuję do niego jedynie obrzydzenie.
- I dlatego rozbierasz go wzrokiem?
- O czym Ty do cholery mówisz?!
- Nie udawaj. Wszyscy widzieliśmy, że nie patrzył się na nikogo innego wczoraj niż na ciebie. - Pep roześmiał się gardłowo. - A jak ktoś do ciebie podszedł... mmmm najgorszy alkohol był chyba dla niego tym najlepszym. Zbił nawet dwie szklanki ze złości.
- Chyba ze złości, że tylko on postrzega mnie jako chłopczycę. - prychnęłam zła do granic możliwości.
- Myślę, że długo i tak nie wytrzymacie. To jak was do siebie ciągnie jest coraz silniejsze. Im bardziej wypieracie się tego oboje tym bardziej siebie pragniecie. - czułam jak cała kipie ze złości.
- Pragnę przywalić mu w ten pusty łeb.
- A ja myślę, że przespanie się z nim mogłoby rozwiązać wasze wszelkie problemy. Potrzebujesz faceta, Rose. Bez tego jesteś strasznie zrzędliwa.
- Śmiało. Prześpij się z nim. Nie wiem w czym to pomoże, ale skoro tak uwazasz, to próbuj.
- Możesz nie być taka zgryźliwa? Ostatnio robisz się zoraz gorsza.
- Bo co raz częściej słyszę wasze fanaberie i wymysły.
- Pasujecie do siebie i to widać, że pożeracie się wzrokiem.
- Idź i zajmij się organizacją, a nie mnie denerwujesz.
- Ktoś powinien cię nieźle wyr...
- Panowie podziękujcie trenerowi!! - krzyknęłam na cały głos. - jeszcze dodatkową rundkę pompeczek i kółek wokół stadionu poproszę!!! - piłkarze wrogo spojrzeli na naszą dwójkę na co jedynie wysłałam im buziaka w powietrzu i wyprostowałam się dumnie.
- Gorzej jak z dzieckiem...
- Może trener dołączy do swoich podopiecznych? Dodatkowe ćwiczenia znajdę z chęcią. - uśmiechnęłam się promieniście.
- Mam dużo roboty. Muszę iść. - i ruszył w kierunku reszty sztabu.
- Tak myślałam. - mruknęłam do siebie. - Neymar rusz się bo zaraz zamienisz się w słup i będziesz tak stał wieczność!!!
- Stał to jemu wczoraj!!! - odkrzyknął Pique, który po chwili oberwał w nos piłką.
- Żebyś Ty zaraz nie siedział na ławce na kolejnym meczu! - usłyszałam głos Neymara.
- Smerf maruda ma zły dzień! - Gerard oddał Neymarowi piłką w twarz.
- Te ważniak, bo zęby stracisz! - Ney nie dawał za wygraną.
- Smerfetko, ratuj swego rycerza!
- Klakier bierz go! - krzyknęłam do Crisa, który siedział na trybunach z Davim od początku treningu.
- Oho, Gargamel się odezwał. - Neymar pokazał mi środkowy palec, ale po chwili zwijał się z bólu, bo Cris ugryzł go w ten palec, a Davi kopnął w piszczel.- I ty Brutusie przeciwko mnie?! - jęknął z bólu i usiadł na murawie.
- Rose to Smerfetka. Ładna i mądra. Taką mamę mógłbym mieć. Ale mam ślepego ojca.
- Żebym ja zaraz nie miał syna zamkniętego w domu na czas turnieju.
- Jeśli tylko będę siedział w nim z Crisem i nie przyprowadzisz tych pustych pustaków to spoko. - młody odszedł oburzony i usiadł na trybunach.
- Ciebie powinni zamknąć w klatce. Zachowujes się jak balan. - dodał Cris i dołączył do swojego rówieśnika.
- Idiota. - powiedziałam roześmiana.
- Kretynka.
- Debil. Do szatni barana! Później do fizjoterapeuty i na koniec sauny.
- Pożałujesz kiedyś tego niewyparzonego języka. - usłyszałam za uchem gdy szłam korytarzem.
- Tyle lat minęło i nie pożałowałam. - prychnęłam jednak po chwili poczułam jak ktoś pcha mnie w nieznanym mi kierunku.
- Otwórzcie to debile! - usłyszałam wśród uderzeń o drzwi.
- Ciemno tu trochę. - mruknęłam niezadowolona.
- Na żarty się im zebrało. - głos z ciemności przedostawał się w moim kierunku z echem.
- Dobrze przynajmniej że światła nie ma. Oszczędzili mi widoku na twój beznadziejny ryj. - mruknęłam i uderzyłam w drzwi.
- Odpuść chociaż teraz i wymyśl coś skoro jesteś taka genialna... - Warknął na mnie. Od razu rozległ się huk kubłów i hałas spowodowany upadkiem Neymara. Wpadłam w niepohamowany śmiech, który szybko stłumił mój upadek, jak się okazało, tuż obok chłopaka, który zaczął się śmiać.
- Jak się śmiejesz to jesteś nawet do wytrzymania. - powiedzieliśmy jednocześnie. Moje oczy wciąż próbowały przyzwyczaić się do ciemności, jednak nie było to proste. Podniosłam się jednak niezdarnie i otrzepałam spodnie. Po chwili poczułam przy sobie obecność bruneta, który również otrzepywał ubrania.
- Nienawidzę cię. - mruknął na co jedynie prychnęłam i gdy tylko poczułam ścianę za sobą, oparłam się o nią.
- I vice versa. - szepnęłam do siebie i z nudów zaczęłam nucić swoją nową piosenkę, która nie była dokończona.
- Nowa?
- Mhm.
- Zawsze ciągnęło cię do muzyki. - Nieudolnie odnalazł tę samą ścianę i również oparł się o nią. Nie widziałam go, jednak stał na tyle blisko, że czułam jego obecność.
- Od kiedy ty zwracasz na mnie uwagę, hm? - dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że tym pytaniem wkroczyłam na grząski grunt. - Trochę tu zimno. - mruknęłam szybko, by zmienić temat. Pomieszczenie musiało być jakimś składzikiem na środki czystości toteż nie było tu żadnego okna z dostępem do światła. Nie było również mowy o grzejniku, bo chemikalia mogłyby szybciej utracić datę ważności. Toteż pomieszczenie nie należało do najcieplejszego.
W pewnym momencie poczułam jak chłopak nieudolnie próbuje włożyć mi materiał na ramiona.
- Mi nie jest zimno, bo jestem po treningu. - mruknął ledwie słyszalnie.
- Weź to. Bo się jeszcze czymś zarażę. - odepchnęłam jego ręce, z jak się okazało, bluzą.
- Czy ty chociaż raz możesz przestać się burzyć? Chce być miły, a ty zawsze musisz być uszczypliwa i wredna. Chcę jakoś polepszyć nasze relacje...
- Wyzywając mnie? Dobre sposoby.
- Jesteś irytująca i często nie da się z tobą inaczej żyć. Są momenty gdy staram się, ale ty wszystko niszczysz!
- Ty to zniszczyłeś w liceum. I nie da się o tym zapomnieć z dnia na dzień. Dodatkowo robisz cały czas to samo, więc nie ma mowy o zapominaniu.
- Nie moja wina, że zachowujesz się i ubierasz jak chłop. - czułam jak jego ton głosu łagodnieje, a oddech uspokaja się. Między nami zaczęła panowac dziwna atmosfera. Powietrze stało się ciężkie, a cisza krępująca. Coś wciąż podpowiadało mi, że to co aktualnie miało miejsce, nie skończy się dobrze.

- Wiesz co? Może i tak się zachowuje i ubieram, ale może zastanowiłbyś się skąd to się wzięło hm? Jesteś zwykłym idiotą widzącym czubek własnego nosa. Masz gdzieś uczucia innych i nie patrzysz na konsekwencje jakie mogą za sobą nieść słow....- nim się obejrzałam i zdążyłam dokończyć wypowiedź na moich ramionach ponownie pojawiła się ciepła bluza, przede mną stał brunet. Nawet nie zdążyłam zareagować, gdy pociągnął za kołnierzyk bluzy i przyciągnął mnie w ten sposób do siebie. Chwilę później runął swoim ciałem na mnie i przywarł mnie do ściany.
Cały ciężar z powietrza zniknął w momencie, gdy jego usta zetknęły się z moimi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro