Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Było przed pierwszą w nocy i jak na tę porę, termometr pokazywał

całkiem wysoką temperaturę. Na ulicach panowały

cisza i spokój, a jedyne światło padało z latarni. Lekki wiatr

przyjemnie ochładzał moją skórę i bawił się włosami.

Aktualnie trwała impreza urodzinowa mojej przyjaciółki,

jak co roku pod koniec letnich wakacji. Te były specjalne,

w końcu osiemnastka jest na swój sposób wyjątkowa.

W większości krajów na świecie zostanie uznana za pełnoletnią.

Westchnęłam.

Powinnam cieszyć się razem z nią, tymczasem, ale to dosłownie

kilka minut temu, wydarzyło się coś, co całkowicie

zmieniło mój nastrój. W jednej chwili z wesołego stał się

przygnębiony i raczej się to nie zmieni.

Westchnęłam głośno po raz kolejny i kopnęłam kamyk,

który jakimś cudem znajdował się na ścieżce prowadzącej

do domu Lily. Chyba jako jedyna byłam przed domem,

reszta przebywała w środku albo z tyłu w ogrodzie, gdzie

toczyła się impreza. Przynajmniej mogłam pobyć chwilę

sama, tam byłoby to niemożliwe, a musiałam się trochę

uspokoić.

– Co tu robisz? – usłyszałam znajomy głos.

Odwróciłam się w stronę drzwi wejściowych, od razu

dostrzegając na schodkach blondyna.

– Alex. – Uśmiechnęłam się lekko. – Stoję, nie widać?

– zapytałam, na co ten zaśmiał się i usiadł na stopniu.

– Widzę. Co się dzieje?

Widziałam po jego minie, że wyczekiwał na odpowiedź.

Nie wywinę się. Wzruszyłam ramionami i zajęłam miejsce

obok niego, po czym oparłam głowę o jego ramię.

– Tom to dupek – mruknęłam cicho.

– To już wiem. Co dalej?

Wyprostowałam się na chwilę, aby zbesztać go srogim

spojrzeniem.

– Wyszłam, żeby do niego zadzwonić. Okazało się, że

zapomniał i że jest na jakiejś imprezie z kumplami. Więc

się wkurzyłam i powiedziałam mu, co o nim myślę. I tak

oto stałam się singielką.

– A myślałem, że ta historia będzie dłuższa – skomentował,

na co podniosłam się z miejsca i spojrzałam na niego,

mrużąc oczy.

– Wiesz... gdybym cię nie znała od pieluch i nie wiedziała,

że to twoja marna próba rozbawienia mnie, to byś

oberwał.

Przyglądał mi się z szerokim uśmiechem na ustach, ukazując

te swoje dołeczki, które na swój sposób uwielbiałam.

Nie mogłam długo nie odwzajemniać tego uśmiechu i on

dobrze o tym wiedział. Zaśmiałam się, kręcąc głową z niedowierzaniem.

Zawsze poprawiał mi humor i to bez większego

wysiłku. Cieszyłam się, że go miałam.

– No i oto chodzi! – Objął mnie ramieniem, śmiejąc się

przy tym razem ze mną. – Ale wiesz, to nawet lepiej. Nie

lubiłem go.

– Nigdy bym na to nie wpadła.

Przewrócił oczami.

– No i wiem, że znajdziesz sobie kogoś lepszego.

– Podczas nieustannej nauki w ostatniej klasie liceum

i dodatkowym odrabianiu twoich zadań z matmy?

– No wiesz, to dodatkowe ćwiczenia dla ciebie, pomagają

ci przyswoić wiedzę.

– A ty jej nie potrzebujesz? – Spojrzałam na niego, miał

tę swoją zastanawiającą minę, która zawsze mnie bawiła.

Prychnęłam tylko.

– Poradzę sobie.

– Jak zawsze. – Wstałam z miejsca, otrzepując spodenki.

– Chyba pójdę już do domu. Na razie! – Udałam się przed

siebie, aby opuścić teren domu mojej przyjaciółki.

– Odprowadzę cię. – Szybko zrównał ze mną krok.

– Wiesz, że to tylko kilka uliczek? – zapytałam z przekąsem.

– Wcale nie odwiedzam cię kilka razy w tygodniu, odkąd

się urodziliśmy, wcale. – Pokręcił głową, jakby to miało

mnie przekonać do jego wypowiedzi.

Ponownie się zaśmiałam i chwyciłam go pod ramię.

– Dziękuję – powiedziałam cicho.

– No wiesz, jako mężczyzna nie mogę zostawić kobiety

w potrzebie. Nigdy nie wiadomo, kto pałęta się o tej porze

po ulicy.

– Taa... Na przykład ty – szepnęłam. – A podziękowania

były za to, że mnie wysłuchałeś i trochę poprawiłeś mi

humor.

– Przecież wiem. To, że nie mam tak wysokiej średniej

jak ty, nie znaczy, że jestem głupi.

Przytaknęłam, cicho chichocząc.

– Ej... Bo cię tu zostawię. – oburzył się.

– Już to widzę, Alec. – Sięgnęłam do jego głowy i rozczochrałam

jego blond loczki. Nigdy tego nie lubił, ale chyba

przyzwyczaił się już do tego gestu z mojej strony, bo nawet

przestał to komentować. – Już to widzę – powtórzyłam.

– Melly Jelly nie będzie zazdrosna?

– Dlaczego wy ją tak nazywacie?

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Powstanie

przezwiska jego dziewczyny miało swoją historię, a jego

autorem był nie kto inny jak jego najlepszy przyjaciel.

– Nadal się nie domyślasz? Matt jest dość kreatywny

w wymyślaniu przezwisk, często nietrafionych, ale to akurat

pasuje do niej idealnie. Kiedyś ci to ktoś może wyjaśni

albo w końcu sam się domyślisz. – Widziałam zrezygnowanie

na jego twarzy.

– Wracając do twojego pytania, jeśli posiedzi trochę

sama z innymi, to nic jej się nie stanie. Jak wychodziłem,

rozmawiała właśnie z Mattem, Lewisem, Lily i Amandą.

Zajmą się nią.

– Matthew szczególnie lubi jej dogryzać.

– Zauważyłem.

Po dziesięciominutowym spacerze, któremu towarzyszyła

nasza rozmowa i śmiech, zatrzymaliśmy się pod moim

domem. Przytuliłam się do niego, na co od razu odpowiedział

uściskiem. Zdecydowanie znaliśmy się za dobrze.

Oddychałam powoli, układając głowę wygodniej na jego

obojczyku. Lubiłam to w nim, że był wyższy ode mnie.

Sama byłam dość wysoka, bo miałam metr siedemdziesiąt

siedem. Czasami stanowiło to atut, a czasami przekleństwo.

Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, wyczuwając

aromat perfum, które dostał ode mnie na urodziny.

Pasowały do niego.

– Dzięki za odprowadzenie. – Odsunęłam się z uśmiechem

na twarzy.

– Polecam się na przyszłość, jak zawsze.

Cmoknęłam go w policzek i skierowałam się do bramki.

– Do dzisiaj, tylko trochę później – usłyszałam.

Odwróciłam się, aby na niego spojrzeć, szczerzył się jak

głupi, machając na pożegnanie. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

Zamknęłam za sobą bramkę i skierowałam się

do wejścia domu. Zatrzymując się przy drzwiach, usłyszałam

dźwięk swojego telefonu. Odebrałam od razu, widząc,

kto do mnie dzwoni.

– Stęskniłeś się czy co? – mruknęłam niby od niechcenia,

przekręciłam klucz w zamku i weszłam do środka.

– Odprowadziłem cię, a teraz mam sam wracać w ciszy?

No chyba nie! Musisz mnie jeszcze przez chwilę znosić.

Starałam się głośno nie roześmiać, nie chciałam zbudzić

rodziców.

– Jesteś niemożliwy, Alexie Walsh.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro