Prolog
Było przed pierwszą w nocy i jak na tę porę, termometr pokazywał
całkiem wysoką temperaturę. Na ulicach panowały
cisza i spokój, a jedyne światło padało z latarni. Lekki wiatr
przyjemnie ochładzał moją skórę i bawił się włosami.
Aktualnie trwała impreza urodzinowa mojej przyjaciółki,
jak co roku pod koniec letnich wakacji. Te były specjalne,
w końcu osiemnastka jest na swój sposób wyjątkowa.
W większości krajów na świecie zostanie uznana za pełnoletnią.
Westchnęłam.
Powinnam cieszyć się razem z nią, tymczasem, ale to dosłownie
kilka minut temu, wydarzyło się coś, co całkowicie
zmieniło mój nastrój. W jednej chwili z wesołego stał się
przygnębiony i raczej się to nie zmieni.
Westchnęłam głośno po raz kolejny i kopnęłam kamyk,
który jakimś cudem znajdował się na ścieżce prowadzącej
do domu Lily. Chyba jako jedyna byłam przed domem,
reszta przebywała w środku albo z tyłu w ogrodzie, gdzie
toczyła się impreza. Przynajmniej mogłam pobyć chwilę
sama, tam byłoby to niemożliwe, a musiałam się trochę
uspokoić.
– Co tu robisz? – usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam się w stronę drzwi wejściowych, od razu
dostrzegając na schodkach blondyna.
– Alex. – Uśmiechnęłam się lekko. – Stoję, nie widać?
– zapytałam, na co ten zaśmiał się i usiadł na stopniu.
– Widzę. Co się dzieje?
Widziałam po jego minie, że wyczekiwał na odpowiedź.
Nie wywinę się. Wzruszyłam ramionami i zajęłam miejsce
obok niego, po czym oparłam głowę o jego ramię.
– Tom to dupek – mruknęłam cicho.
– To już wiem. Co dalej?
Wyprostowałam się na chwilę, aby zbesztać go srogim
spojrzeniem.
– Wyszłam, żeby do niego zadzwonić. Okazało się, że
zapomniał i że jest na jakiejś imprezie z kumplami. Więc
się wkurzyłam i powiedziałam mu, co o nim myślę. I tak
oto stałam się singielką.
– A myślałem, że ta historia będzie dłuższa – skomentował,
na co podniosłam się z miejsca i spojrzałam na niego,
mrużąc oczy.
– Wiesz... gdybym cię nie znała od pieluch i nie wiedziała,
że to twoja marna próba rozbawienia mnie, to byś
oberwał.
Przyglądał mi się z szerokim uśmiechem na ustach, ukazując
te swoje dołeczki, które na swój sposób uwielbiałam.
Nie mogłam długo nie odwzajemniać tego uśmiechu i on
dobrze o tym wiedział. Zaśmiałam się, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Zawsze poprawiał mi humor i to bez większego
wysiłku. Cieszyłam się, że go miałam.
– No i oto chodzi! – Objął mnie ramieniem, śmiejąc się
przy tym razem ze mną. – Ale wiesz, to nawet lepiej. Nie
lubiłem go.
– Nigdy bym na to nie wpadła.
Przewrócił oczami.
– No i wiem, że znajdziesz sobie kogoś lepszego.
– Podczas nieustannej nauki w ostatniej klasie liceum
i dodatkowym odrabianiu twoich zadań z matmy?
– No wiesz, to dodatkowe ćwiczenia dla ciebie, pomagają
ci przyswoić wiedzę.
– A ty jej nie potrzebujesz? – Spojrzałam na niego, miał
tę swoją zastanawiającą minę, która zawsze mnie bawiła.
Prychnęłam tylko.
– Poradzę sobie.
– Jak zawsze. – Wstałam z miejsca, otrzepując spodenki.
– Chyba pójdę już do domu. Na razie! – Udałam się przed
siebie, aby opuścić teren domu mojej przyjaciółki.
– Odprowadzę cię. – Szybko zrównał ze mną krok.
– Wiesz, że to tylko kilka uliczek? – zapytałam z przekąsem.
– Wcale nie odwiedzam cię kilka razy w tygodniu, odkąd
się urodziliśmy, wcale. – Pokręcił głową, jakby to miało
mnie przekonać do jego wypowiedzi.
Ponownie się zaśmiałam i chwyciłam go pod ramię.
– Dziękuję – powiedziałam cicho.
– No wiesz, jako mężczyzna nie mogę zostawić kobiety
w potrzebie. Nigdy nie wiadomo, kto pałęta się o tej porze
po ulicy.
– Taa... Na przykład ty – szepnęłam. – A podziękowania
były za to, że mnie wysłuchałeś i trochę poprawiłeś mi
humor.
– Przecież wiem. To, że nie mam tak wysokiej średniej
jak ty, nie znaczy, że jestem głupi.
Przytaknęłam, cicho chichocząc.
– Ej... Bo cię tu zostawię. – oburzył się.
– Już to widzę, Alec. – Sięgnęłam do jego głowy i rozczochrałam
jego blond loczki. Nigdy tego nie lubił, ale chyba
przyzwyczaił się już do tego gestu z mojej strony, bo nawet
przestał to komentować. – Już to widzę – powtórzyłam.
– Melly Jelly nie będzie zazdrosna?
– Dlaczego wy ją tak nazywacie?
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Powstanie
przezwiska jego dziewczyny miało swoją historię, a jego
autorem był nie kto inny jak jego najlepszy przyjaciel.
– Nadal się nie domyślasz? Matt jest dość kreatywny
w wymyślaniu przezwisk, często nietrafionych, ale to akurat
pasuje do niej idealnie. Kiedyś ci to ktoś może wyjaśni
albo w końcu sam się domyślisz. – Widziałam zrezygnowanie
na jego twarzy.
– Wracając do twojego pytania, jeśli posiedzi trochę
sama z innymi, to nic jej się nie stanie. Jak wychodziłem,
rozmawiała właśnie z Mattem, Lewisem, Lily i Amandą.
Zajmą się nią.
– Matthew szczególnie lubi jej dogryzać.
– Zauważyłem.
Po dziesięciominutowym spacerze, któremu towarzyszyła
nasza rozmowa i śmiech, zatrzymaliśmy się pod moim
domem. Przytuliłam się do niego, na co od razu odpowiedział
uściskiem. Zdecydowanie znaliśmy się za dobrze.
Oddychałam powoli, układając głowę wygodniej na jego
obojczyku. Lubiłam to w nim, że był wyższy ode mnie.
Sama byłam dość wysoka, bo miałam metr siedemdziesiąt
siedem. Czasami stanowiło to atut, a czasami przekleństwo.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem, wyczuwając
aromat perfum, które dostał ode mnie na urodziny.
Pasowały do niego.
– Dzięki za odprowadzenie. – Odsunęłam się z uśmiechem
na twarzy.
– Polecam się na przyszłość, jak zawsze.
Cmoknęłam go w policzek i skierowałam się do bramki.
– Do dzisiaj, tylko trochę później – usłyszałam.
Odwróciłam się, aby na niego spojrzeć, szczerzył się jak
głupi, machając na pożegnanie. Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
Zamknęłam za sobą bramkę i skierowałam się
do wejścia domu. Zatrzymując się przy drzwiach, usłyszałam
dźwięk swojego telefonu. Odebrałam od razu, widząc,
kto do mnie dzwoni.
– Stęskniłeś się czy co? – mruknęłam niby od niechcenia,
przekręciłam klucz w zamku i weszłam do środka.
– Odprowadziłem cię, a teraz mam sam wracać w ciszy?
No chyba nie! Musisz mnie jeszcze przez chwilę znosić.
Starałam się głośno nie roześmiać, nie chciałam zbudzić
rodziców.
– Jesteś niemożliwy, Alexie Walsh.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro