Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

•rozdział 3•

Rozdział niesprawdzony!

Szybko rozebrałam buty i kurtke i niepewnie weszłam do salonu.

-Dobry wieczór tato- mruknelam cicho.- jestes głodny? Przygotuje ci cos..- już miałam sie odwracać i pedzić do kuchni, ale wstal i chwycil mnie mocno za nadgarstek, odwracając w swoja strone. Wstrzymałam oddech i sposcilam glowe w dol, by na niego nie patrzeć.

-Gdzie byłaś?!- wrzasnąl swoim pijackim głosem.

-Na treningu. Przecież zostawiłam ci kartkę na lodowce.- spojrzalam na niego juz bardziej pewnie, a on nie wytrzymał i uderzył mnie w twarz, tak mocno, ze az upadłam.

-Trening nie trwał tyle czasu. Spoznilas sie jakieś 20 minut! Kim ty jestes, zeby robic co sobie zechcesz?!-znow poczulam bol na policzku- i nastepnym razem masz powiedziec mi conajmniej dzien wczesniej o treningach! Przez ciebie nie zjadlem obiadu!

-Zapomniałam, ze jest trening.- wstałam.- nie jestem tu na sluzbie.- i po tych slowach moja odwaga sie skonczyla. Ze tez nie moglam sie ugryzc w jezyk. Teraz za to zaplace..

-Ty niewdzieczny bachorze!- uderzył mnie z piesci w zebra i zepchnal na ziemie. Zaczal mnie kopac w kazdym miejscu, oprócz głowy, bo wie, ze to nie skonczylo sie dobrze. Zwijałam sie z bólu. Prosiłam, błagałam, płakałam, ale nic z tego. Po kilku mimutach, gdy wyżył sie na mnie, wziął do reki pasek i zaczał mnie nim bić po plecach i nogach. Krzyczalam, ale zdalam sobie sprawe, ze to tylko wszyatko pogorszy, wiec przestałam i już pomału odpływałam, ale gdy to zobaczyl, przestał i podniosl mnie gwaltownie na rowne nogi. Pisnełam, bo nie spodziewałam sie tego, poza tym kazda czesc mojego ciała piekla mnie i bolała niemiłosiernie. Coz, chyba taki jest mój los..

-A teraz grzecznie pojdziesz spac, a nastepnym razem nie radze sie spozniac, bo bedzie o wiele gorzej.- puscil mnie i popchnal w strone schodow, po czym odszedl do kuchni, pewnie po jakis alkohol.

Ostatnimi silami wciagnelam sie po schodach do gory. Wzielam moja piżame i udalam sie pod prysznic, by ukoic moj bol, jednak ciepla woda tylko pogorsyla sprawe. Zalrecilam ja i usiadlam na krzesełku. Łzy splywaly mi po policzkach, a z ust wydobywał sie cichy szloch. Po okolo pietnastu minutach, zaczela bolec mnie juz glowa, wiec wyszlam z kabiny. Stanelam przed listrem i o malo nie upadłam z powodu tego co zobaczylam. Tak jeszcze nigdy nie wygladałam.. Wytarlam sie delikatnie i ubralam w pizame. Nastepnie wyszlam z lazienki i polozylam sie do łożka, po czym zasnełam w trybie natychmiastowym.

Rano obudzilam sie jak zawsze, o piatej nad ranem. Ubrałam sie w czarne rurki z rozcieciami na kolanach, siwo-czarna bluze z logo adidasa i czarne superstary. Na twarz nałożyłam tylko troche maskary, korektor i jasno-rozowy blyszczyk. Włosy związałam w niechlujnego koka i zeszłam na dol. Oczywiscie posprzatalam, zrobilam sobie kawe i kanapke do szkoly oraz sniadanie, czyli pancakes z syropem klonowym i owocami. Zjadlam dwa a reszte zostaeilam ladnie udekorowana na stole. Poszlam na gore spakowac ksiazki. Dzis bylo troche cieplej, ale jednak jest jesien, wiec załozyłam czarna kamizelke i zeszlam na dol. Spojrzalam na zegarek, ups znow sie spoznilam. No niestety, wszystko boki mnie tak, ze robie to co zawsze w trzy grazy wolniejszym tempie.. Wyszlam z domu, a pod moim podjazdem stal samochod, a o niego opierał sie Mike. Zakluczyłam drzwi i szlam powoli, bo plecy dawaly o sobie znac. Na poczatku patrzyl na mnie zly, no nie lubi jak sie spozniam, ale z kazdym moim bolesnym krokiem jego twarz wykrzywiala siw w zdziwieniu i niezrozumieniu. Przytulilam go, co okazało sie błedem, bo syknelam z bolu. Oderwal sie ode mnie i spojrzal przerażony na szyje, na ktorej widac bylo jednego z wiekszych siniakow, ktortch nie da sie ukryc.

-Spadłam zs schodow.- sklamalam lekko, smiejac sie przy tym smutno, by wyszlo prawdziwie.

-Jak to spadlas ze schodow?! Wygladasz jakby cie ktos pobil..- spojrzal na mnie z troska. Cale szczescie wymyslilam cos na przykrywke..- jak to sie stalo?- zapytal, gdy wsiedlismy. Probowalam zapiac pas, ale nieoglam wziac reki do tylu. Michael widzac to, spojrzal na mnie smutno i sam go zapial. Westchnal i spojrzal na mnie wyczekujaco i wlaczyl sie do ruchu.

-Wylaczyli nam wczoraj prad, a ja bylam sama w domu, w dodatku w swpik pokoju. Bezpieczniki mamy na dole, wiec musialam zejsc, ale nie wyszlo tak jak chciałam i spadłam na doł. Pozniej przyszedl tata i wlaczyl prad.

-Moja ty biedaczko..- złapał mnie za reke i położył ja na skrzyni biegow, by przykryc ja swoją. Nie ukrywam, bylo to bardzo miłe, a ja juz zaczelam wyobrazac sobie jakies dziwne sceny z namo w roli glownej.

-Jestesmy.- usmiechnal sie blado i odpial nasze pasy. Wysiadl i otworzyl mi drzwi. Wyszlam z samochodu i chwycilam go pod ramie. Oczywiscie wszystkie te fladry patrzyly na mnie, jakbym conajmniej kogos zabila ale to tylko szczegol. W polowie naszej powolnej drogi ktos pociagnal mnie z calej sily za ramie i odrocil w swoja strone.

-aaa..- zawyłam i prawie upadłam, ale para silnym ramion mnie przytrzymała. Moze w normalnych warunkach byloby to nawet romantyczne, ale nie, gdy kazdy, nawet najmniejszy dotyk az pali moja skore. Podnioslam wzrok na osobe, ktora to spowodowała i az wytrzeszczylam oczy. Przede mna stala Cassandra. Co ona tu robi?

-Co ty tu do cholery robisz?! Przeciez jestes zawieszona!- krzyknelam.

-Juz nie jestem- zadrwila- widzisz, dyro jest łasy na kase, a ja mam jej wystarczajaco, by robil co kaze, wiec lepiej odnos sie do mnie, bo ty pierwsza stad wylecisz. Poza tym co ty robisz z moim facetem?! Malo ci wytlumaczylam, ze masz sie do niego nie zblizac?- zaoytala, a Mike chyba jie wytrzymal, bo puscil moja talie, ktora podtrzymywal i podszedl do niej, sciskaja mocno nadgarstek.

-Posluchaj mnie uwaznie, bo nie bede powtarzal! Nie jestem twoja wlasnoscia i nie zycze sobie bys na mnie wogole patrzyla! Ponadto masz zostawic Sam w swietym spokoju, wystarczajaco jej krzywdy narobilas!- wrzasnal i jeszcze mocniej scisnal jej eeke na co zaskomlala, na co opamietal sie i puscil ja, a ona szybko pobiegla do szkoly. Nawet nie zauwazylam, kiedy po moich policzkach zaczely splywac łzy.
Podszedl do mnie szybko i starl je.

-Co sie stało Samie?

-Mam dosc Mike.. Moje zycie jest nic nie warte. Widzisz, dyrektor za pare dolarow nie zwrocil uwagi na moja krzywde. A gdyby mnie zabila?!- wyszlochalam i usiadlam na krawezniku- chociaz moze gdybym nie zyla bylby spokoj, przeciez i tak nikomu nie jestem potrzebna.- wyszeptalam, a on gdy to uslyszal kucnal przede mna i zlapal moja twarz w swoje dlonie.

-Nawet tak nie mysl. Ja cie potrzebuje. I to bardziej niz kogokolwiek innego. Nie pozwole jej juz cie skrzywdzic. Nawet do ciebie nie podejdzie..- pocałowal mnie w czolo, co robil zawsze, gdy chcialam zrobic cos glupiego..- nie zrob sobie znowu nic, prosze cie.. Naogladalem sie ciebie wystarczajaco dlugo w szpotalnym łóżku. Ze wszystkiego dalas rade wyjsc. Nie mozesz sie poddac i mnie zostawic, slyszysz?- popatrzylam na niego, bo wczesniej skilupialam sie na kazdym innym punkcie, tylko nie na nim. On płakał. Najwiekszy lamacz serc z calej szkoly plakal. A tego widoku nienawidze. Zreszta tylko ja to widzialam z czego sie nie ciesze, bo zawsze to jest przezw mnie.- obiecaj, ze mnie nie zostawisz.- wutarłam jego łzy i przytulilam najbardziej jak dalam rade, a on delikatnie mnie obial, by nie zrobic mi wiekszej krzywdy.

-obiecuje Michael.- wyszeptalam.- tylko dla ciebie jeszcze tu jestem, innych nie interesuje.. Obiecuje, ze bede walczyc, ale tylko wtedy, gdy bedziesz przy mnie.

-Bede księżniczko.- uwielbiam gdy to mowi..-dosc juz tych smutkow.- wstal i pomogl zrobic to samo mnie- jutro jest piatek. Odpuszcze sobie impreze,a ty wpadniesz do mnie na noc. Ostatnio noc filnowa mielismy ponad miesiac temu. Zdecydowanie za dlugo. - zasmial sie.

-nie sadze zeby ojciec sie zgodzil. Wiesz jaki jest,  a poza tym wczoraj sie spoznilam i nie byl zadowolony.

-pogadam z mama, powie, ze musimy sie uczyc do sesji z matmy i zgodzi sie. A ja wtedy zajme sie toba i twoim humorem. Z tymi siniakami tez bedzie trzeba cos zrobic..

-wiesz, ze nie lubie jak odmawiasz chlopakom. Czuje sie winna waszym klotniom..-weszlismy do szkoly.

-nie przesadzaj- zasmial sie.- dobra ja lece na lekcje. Uwazaj na siebie i nie zwracaj uwagi na Cassandre. Widzimy sie na lunchu.- cmoknal mnie w policzek i poszedl do chlopakow, a ja z ledwoscia wspielam sie po schodach na 2 pietro,bo tam mam teraz jezyk angielski. W sali nie bylo jeszcze nauczyciela, ale Emily juz na mnie czekala. Oczywiscie jej takze musialam wcisnac kit ze schodami, ale nic nie poradze, ze nie moge im powiedziec prawdy..

Na dlugiej przerwie jadlam kanapke przy stoliku Michaelem, Emily i Tomem, czyli jej przyjacielem, ktory doszedl do naszej klasy. Na poczatku byl w klasie "c" ale tam jest za duzo uczniow, zreszta on jest za madry jak na ich poziom. Jest on wysokim wysportowanym blondynem o szarych oczach. Polubilam go, ale on chyba na cos liczy. No tak, przeciez w szkole uwazaja mnie za najwieksza laske, alw ja jestem wstydliwa, zreszta Cass wszystkich ode mnie odciagnela, dlatego jestem sama z Mikiem i teraz ta dwojka. Mochael udaje, ze nie przeszkadza mu on, ale widze w jego oczach coa co wyglada jak zazdrosc, ale jak moze byc zazdrosny o przykaciolke? Nie wiem, ale wolalabym, aby to on byl teraz Tomem, ktory chce zebym z nim gdzies wyskoczyla..

-co robisz jutro Samantho?- uu, juz sobie nagrabil. Michael zasmial sie, a oni nie wiedzieli o co chodzi.

-Samie nienawidzi jak mowi sie do niej pelnym imieniem. Nie zaimponowałes kolego.- znow sie zasmial.

-No to co robisz jutro Samie?

-o przepraszam i wypraszam, ale tak moge mowic tylko ja- wyprezyl dumnie piers, a ja zasmiałam sie i pocalowalam go w policzek.

-Mow po prostu Sam. Znasz mnie dopiero pare godzin, a takie rzeczy wie o mnie tylko Misiek- zasmialam sie.

-Oo, Misiek powiadasz- zakpil z niego Tom, a ja mordowalam go wzrokiem.

-Zarezerwowane tylko dla mnie. Lubie ten skrot od jego imienia, ale tylko i wylacznie ja- podkreslilam- moge go uzywac- teraz to on mnie cmoknal

-dobrze, wracajmy do pytania. To co robisz jutro? Dasz sie gdzies zaprosic?

-Nie, przykro mi ale mam plany- usmiechnelam sie.

-no dobra to meski wypad co Michael?- zapytal z nadzieja Tom.

-Mamy wspolne plany, nie uwzgledniajace nikogo innego. Nie pytajcie, bo to nasza tajemnica- zasmial sie, a ja wraz z nim, a rezta tylko burknela cos pod nosem.

Po szkole, Mike odwizl mnie do domu, a ja zrobilam obiad. Ugotowałam zupe pomidorową, na dwa dni i zrobiłam sałatke z kurczakiem na drugie danie. Wiem co lubi tata, poza tym mam ksiazke kucharska mamy. Wspomonajac o mamie, to za tydzien jest rocznica smierci.. W ren dzien nigdy nie chodze do szkoly, a ojciex do pracy. Idziemy na cmentarz. Posprzatamy, zapalimy znicze, polozymy kwiaty i idziemy do domu. Pozniej ojciec pije do tzw. Zgonu a ja rycze pol nocy. Po prostu kocham ten dzien, ale nie spodziewam sie tego co stanie sie w ta rocznice..

Gdy ojciec przyszedl, zjedlismy i rozmawialismy o moim nocowaniu u Mike'a. Cale szczescie sie zgodzil, ale powiedziak ze zapyta mnie z tego, czego sie nauczylam. Zreszta jak zawsze. Po obiedzie, odrobilam lekcje, a poniewaz gdy skonczylam, bylo pozno, wykapalam siw ostroznie i poszlam spac.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro