poniedziałek
❝ W poniedziałek
możesz się załamać ❞
W poniedziałek przyszedłem do szkoły szczęśliwy. Moje życie nagle zrobiło gwałtowny skręt na lepsze: przeszło z okropnego do cudownego w ciągu zaledwie jednego dnia.
Nie rozmawiałem z Zarą od piątku, kiedy u mnie nocowała. Wyszła bardzo wcześnie w sobotę, nawet się nie żegnając, a także nie zostawiając notki. Nie zaskoczyło mnie to, Zara nigdy nie lubiła mówić ludziom, gdzie musi iść ani dlaczego.
Spodziewałem się, że będzie czekała przy mojej szafce, tak jak w piątek, ale nigdzie nie było po niej śladu. Domyśliłem się, że pewnie rozmawiała z przyjaciółmi przy swojej własnej szafce i nie mam się czym martwić. Szczególnie że powiedziała, iż mnie kocha. Ten tydzień nie mógł się powtórzyć, prawda?
Nie, powiedziałem sobie. Nie może mnie ignorować tak, jak w zeszłym tygodniu. Potrzebowała czasu, więc go dostała, a teraz wszystko jest dobrze. Lepiej niż dobrze.
Ponownie cicho się zapewniłem i zamknąłem szafkę. A kiedy się odwróciłem, stanąłem twarzą w twarz z Zarą, która stanęła w miejscu z szeroko otwartymi oczami.
— Hej, Zara. — Uśmiechnąłem się szeroko, a ona spuściła wzrok na swoje stopy.
Delikatnie przygryzła wargę, gdy czekałem, aż mi odpowie.
— Hej, Calum — powiedziała, wyglądając, jakby ledwo była w stanie wypowiedzieć te dwa słowa.
Rozejrzała się dookoła, przyglądając każdemu kątowi korytarza. Następnie popatrzyła na mnie z tak ogromnym smutkiem w oczach, że wydawało mi się, iż mogłaby w każdej chwili się popłakać. Nie zrobiła tego — jedynie ucałowała mój policzek i odbiegła.
— J-ja... — Chciałem coś powiedzieć, ale to i tak nie miałoby żadnego znaczenia, bo dziewczyna już zniknęła.
Nie rozumiałem, nic nie miało sensu. Myślałem, że po tym, co wydarzyło się w piątek w szafie, wszystko wróci do normalności — a przynajmniej znowu będziemy tak blisko, jak wcześniej. Ale ona znowu zaczęła się tak zachowywać, a ja nie wiedziałem dlaczego. Zara grała ze mną w jakąś grę. Dziwnągrę, która nadal nie miała sensu, chociaż czytałeś zasady już siedem razy,nawet jeśli były one w innym języku, którego nawet nie znasz, ale ona nadal niemiała sensu. Nic nie miało sensu.
Chciałem powiedzieć sobie, żebym przestał mieć obsesję na punkcie tej dziewczyny, ale nie mogłem się do tego zebrać. Bo była kimś więcej niż tylko dziewczyną, była dla mnie wszystkim. I pomyślałem, że może, tylko może, ona czuje do mnie to samo.
Michael pojawił się za mną, razem z Lukiem niedaleko za nim. Poklepał mnie po plecach i westchnął.
— Nie rozumiem — przyznałem cicho, nadal patrząc w kierunku, gdzie odbiegła Zara.
— Kocha cię, Calum — powiedział Michael, jakby czytał mi w myślach.
— Wiem — wyszeptałem i spuściłem wzrok na moje buty.
— Po prostu jeszcze tego nie wie.
— Wie.
Chłopcy wymienili pomiędzy sobą dziwne spojrzenia i coś do siebie wymamrotali. Och, nie to znowu.
— Powiedziała mi.
Ponownie na siebie popatrzyli, a Michael nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Luke się zaśmiał, a później przybili sobie piątkę i ruszyli w przeciwnym kierunku.
Ta gra stała się jeszcze bardziej skomplikowana, a ja, Calum, nadal jej nie rozumiałem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro