Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Freudyzm

Nigdy nie skreśliłem człowieka, który na to nie zasługiwał. Wyjątkiem był on.

Byliśmy w tej samej grupie na zajęciach w laboratorium. Początkowo w żaden sposób nie wzbudził mojej uwagi, choć coś w jego zamglonym spojrzeniu zawsze sprawiało, że przebiegał mnie nieprzyjemny dreszcz. Nie przypuszczałem jednak, że te oczy mogą skrywać tak obrzydliwą tajemnicę.

Pracowaliśmy przy tym samym stole; początkowo większość wiedzy mogliśmy przyswoić wyłącznie w teorii i pracy z mikroskopami, które nigdy zbytnio mnie nie interesowały. Wówczas on także nie przejawiał zbytniego entuzjazmu w oglądaniu tkanek. Nigdy nie zabierał głosu, kiedy nie został wskazany przez profesora lub wykładowcę. Za to na kolokwiach i odpytywaniach zawsze otrzymywał zaskakująco wysokie noty. Nigdy nie zszedł poniżej trzech. 

Przez całe trzy lata nauki wszyscy podejrzewaliśmy, że dostał się dzięki łapówkom lub znajomościom, dlatego kiedy aktywność była wskazana siedział cicho, a za zamkniętymi drzwiami, wraz z kolejnym przekazanym banknotem otrzymywał takie, a nie inne oceny. 

Prawdę poznaliśmy dopiero na czwartym roku. Wcześniej — owszem, dało się zauważyć, że ma wprawną rękę, ale wydało mi się niemożliwym, aby bez wcześniejszego przeszkolenia tak sprawnie posługiwać się skalpelem. Swój niepokój i podejrzenie zrzuciłem jednak na zwykłą, tłumioną zawiść, w końcu z wiedzą z książek radziłem sobie lepiej niż z tą, którą otrzymywałem na zajęciach praktycznych. A on, który nigdy przy grupie nie chwalił się poziomem swoich umiejętności, teraz, przy stole, także okazał się być najlepszym.

Przez parę kolejnych miesięcy starałem się przestać o nim myśleć, ale widok jego wiecznie niewzruszonej, jakby wykutej w kamieniu twarzy upstrzonej kroplami świeżej krwi powracała do mnie ilekroć otwierałem podręcznik objaśniający podstawy anatomii. Stał się moją obsesją. Odsunąłem się od znajomych i rodziny, przyłapywałem siebie na coraz częstszym popadaniu w letargi podczas których śniłem na jawie. Nie były to jednak marzenia, których doświadcza każdy człowiek w fazie REM; to było coś zupełnie innego. Wstydziłem się tego przed samym sobą, ale zauważyłem, że wyobrażanie go sobie w białym fartuchu upstrzonym plamami krwi, pochylonego nad martwymi ciałami osobliwie zniekształconych pacjentów w pewien obrzydliwy sposób podniecało mnie. Najbardziej odrzucającym mnie samego od siebie w takich momentach było to, że bardziej od niego samego fascynowała mnie sama sekcja, choć podczas zajęć nie miałem żadnych niepokojących myśli o charakterze podobnym do tego, co przeżywałem poza prosektorium.

Uspokoiłem się dopiero podczas praktyk, które odbywałem w szpitalu znajdującym się dość daleko od uczelni. Droga do niego zajmowała mi średnio dwie godziny jazdy samochodem, który pożyczył mi brat na wieczne nieoddanie. Pochłonięty ludźmi z krwi i kości nierzadko umierającymi na rękach oddałem się pracy do tego stopnia, że perwersyjne myśli o jego urojonych zabiegach zepchnąłem do podświadomości na tyle głęboko, że przez dobre pół roku nie powróciły do mnie ani razu. Nie jestem jednak do końca pewien, co na powrót je uwolniło, przypominanie sobie tych wydarzeń jest dla mnie teraz jak kluczenie przez mgłę.

Daj mi chwilę.

Dobrze, już pamiętam. Tak myślę. To stało się na tydzień po tym, jak rozpocząłem kolejny staż. Spotkałem go na ulicy, po prostu. Przeszedł obok, obdarzając moją osobę zaledwie krótkim skinięciem głowy — nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy, sam nie wiem dlaczego. Byłem chyba zbyt nieśmiały, aby odezwać się do niego pierwszy, zapewne ze względu na jego wiecznie nieobecne spojrzenie i wąskie usta zaciśnięte w linię, co tym bardziej zwracało uwagę na jego wyraźne kości policzkowe, upodabniające go do trupa. Przeszliśmy więc obok siebie, nie wymieniając nawet krótkiego przywitania. Dla osoby postronnej wyglądaliśmy pewnie jak dwie kompletnie obce dla siebie osoby.

Jeszcze tego samego dnia znowu popadłem w owe osobliwe otępienie i, jak gdyby śniąc na jawie, zwiedziłem jego mieszkanie, które w istocie było wyłącznie projekcją mojego umysłu. Zaniepokojony stanami, w których się znajdowałem, rozważałem nawet wizytę u psychiatry. Bałem się jednak, że ta wizyta zaważy na otrzymaniu przeze mnie dyplomu. Przecież nikt nie chciałby iść pod skalpel niezrównoważonego chirurga, prawda?

Owe iście schizofreniczne majaki opuściły mnie zupełnie tego samego dnia, w którym on zaprosił mnie na obiad. W pierwszym odruchu poczułem tak silne napięcie i obezwładniający strach, że nieomal nie zwymiotowałem na jego zmatowiałe, ale nadal bardzo szykowne skórzane buty. Nie chciałem mu odmawiać, a jednocześnie nie mogłem pozbyć się natrętnej myśli, że albo ja dołączę do kanibalistycznej uczty, albo sam stanę się jej daniem. Ignorując swoje obawy przyjąłem jego zaproszenie zostając w odpowiedzi obdarzonym najsubtelniejszym, a zarazem najpiękniejszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek dane mi było zobaczyć.

Nie chcę opowiadać o tym, jak przebiegło nasze spotkanie, wystarczy, że wspomnę, że skończyło się w jego sypialni, z której wyszedłem obolały, przesiąknięty wonią jego perfum i całkowicie spokojny. Oboje jego rodzice parali się chirurgią, stąd jego niebywałe w moim odczuciu zdolności władania skalpelem. I tak — do końca studiów naprawdę w to wierzyłem, choć nie było to jedyne kłamstwo, którym pozwalałem mu się później karmić. Nigdy nie wybaczyłem sobie swojej lekkomyślności, ale... Chryste, nigdy nie żałowałem tego, że dzięki niemu zostałem kanibalem. Początkowo — oczywiście — nieświadomie, ale kiedy któregoś dnia zastałem w laboratorium pod jego domem jeszcze jedną osobę — nie przeszkadzało mi to. Nie czuję do siebie wstrętu za to, co robiliśmy. Potrafiłem operować ludzi w szpitalu, a w zaciszu jego domu ćwiartowałem i porcjowałem ich w sposób, jaki mi pokazał. Nie czuję żadnych wyrzutów sumienia, chociaż wiem, że to, co robiliśmy, było jednym z najgorszych plugastw, które człowiek może wyrządzić przedstawicielowi swojego gatunku.

A ty? Kim jesteś, żeby mnie oceniać?

— Pańskim psychiatrą. A pan nigdy nie studiował medycyny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro