Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

52 {Bal}

Nadszedł ten jeden dzień, jeden dzień, gdy powinnam lubić szkołę.

Stoję przed lustrem już od dobrych trzech godzin. Kupiłam te niebieską sukienkę w Londynie. Ma dużo koronki, a także tiulu. Zakręciłam włosy, żeby wyglądać jak księżniczka i Kate twierdzi, że faktycznie mi się to udało.

Mama zrobiła mi już niezliczoną ilość zdjęć, a Dylan niezliczoną ilość razy wywrócił oczami.

Teraz czekamy na Luke'a.

I właśnie w tym momencie słyszę dzwonek do drzwi.

Biorę głęboki wdech, ale nie biegnę na dół.

Słyszę go jak idzie, a raczej biegnie po schodach.

Puka do drzwi...po czym szybko je otwiera.

– Cześć, spoźniłem się?

Obracam się, a on wygląda jakby się czegoś wystraszył.

– Wow – mówi – Zawsze wiedziałem, że moja dziewczyna jest śliczna, ale że jest księżniczką?

Podchodzi do mnie i łapie mnie za biodro. Drugą rękę ma cały czas ukrytą za plecami.

Opieram ręce na jego ramionach.

– Nie masz krawatu – informuję go – Ale masz muchę.

– Mam zmienić na krawat?

Kręcę głową.

– Może księżniczka..

– Żadna ze mnie księżniczka, kurwa.

– I o to moja dziewczyna – całuje mnie, zanim ja zdążę to zrobić – Pięknie wyglądasz – szepcze przy moich ustach – Gotowa trochę potańczyć?

Gładzę jego ramiona, przyglądając się jego idealnie doładowanemu garniturowi.

– Jesteś takim przystojniachą – nie mogę się nie uśmiechnąć – I idziesz ze mną na bal.

Całuje mnie w nos, po czym pochyla się do mojego ucha.

– Słońce, zrobię z tobą o wiele więcej niż pójdę na bal.

Wybucham śmiechem.

— To cię naprawdę bawi?

Oplatam ramionami jego szyje i wtedy dostrzegam bukieciki za jego plecami.

– Co tam masz? – puszczam go, żeby mu to zabrać, a wtedy on się odsuwa.

– Daj rękę.

– Oświadczyny? Bo jeśli tak to będę musiała powiedzieć nie.

— Cóż, bądź spokojna, nie oświadczę ci się, dopóki nie będziemy w tym samym mieście na stale.

– Brzmi groźnie.

Nonszalancko wyciągam przed siebie rękę. Luke się ze mnie śmieje. Całuje jej wnętrze, po czym zakłada na moją dłoń kolorowy bukieciki, który idealnie pasuje do sukienki.

— Myślisz, że mają tam alkohol? Bo nie wiem, czy wytrzymam to na trzeźwo.

– Na pewno ktoś doprawi poncz. A teraz chodź, nie możemy przegapić koronacji na króla i królową.

Jęczę z niezadowolenia.

– Im szybciej tam pójdziemy, tym szybciej stamtąd wyjedziemy, Wendy.

– Okej, to mnie przekonało.

Wychodzę na przód i szybko słyszę dziwny dźwięk..

– Bardzo podobają mi się twoje pośladki w tej sukience, kurczaki.

Wyciąga dłoń, żeby ich dotknąć, ale ja odsuwam się do przodu.

Może to nie jest ta noc, ale zarazem to jest ta noc.

Dojeżdżamy do szkoły, a ja łapię za jego rękę zdecydowanie za mocno. Luke całuje mnie w czoło, próbując mnie uspokoić.

– Podobało ci się na twoim balu?

– Tak – jest taki prosty i oczywisty.

– Pewnie byłeś przewodniczącym rocznika i wszyscy chcieli mieć twój podpis w roczniku.

– Skąd wiedziałaś?

Wchodzimy na sale i nikt nawet tego nie zauważa. Całe boisko pokrywa dywan w dziwnym odcieniu czarnego, a na suficie wisi zbyt duża ilość kul dyskotekowych.

– Zabij mnie – szepczę do niego.

Nikt nie tańczy. Wszyscy stoją w swoich grupkach.. ale Luke'a to nie obchodzi.

– Mówiłem ci, że jestem tanecznym mistrzem?

Zespół, który wynajęli gra jakąś muzykę. Typowy pop uderza w bębenki moich uszu.,

– Nie ma...

Ciągnie mnie na nieistniejący parkiet, sam go tworzy. Przyciąga mnie do siebie jak najbliżej się da. Nie jesteśmy tu nawet jeszcze od pięciu minut, a on już przekracza moje granice.

– Pokażmy tym sztywniakom jak się bawić. Kurczaki, pamiętam mój bal, gdy tylko się weszło było czuć klimat miejsca....

– Sztywniakom?

– Dzieciakom, które nie doceniają wartościowych ludzi.

– Teraz mowa o mnie?

Odsuwa mnie od siebie, żeby właściwie zmusić mnie do obrotu.

– Znam więcej ruchów – szepcze mi na ucho – Pokazać ci?

Kiwam głową.

Zaplatam ręce wokół jego szyi, on kładzie ręce na moich biodrach.

Może ludzie się gapią, ale ja nawet już nie patrzę.

Luke odmienia wszystko w przeciągu chwili i czyni beznadziejne chwile, nieco lepszymi. No dobrze, dużo lepszymi. Moje obcasy pozwalają mi bez problemu, pocałować go w szyje.

Wokół nas zbiera się więcej ludzi, którzy także postanawiają tańczyć.

– Chyba wyznaczamy trendy. Piłkarzyk i projektantka mody.

Śmieję się w jego szyje.

– Podoba ci się taka wizja?

– Duża odpowiedzialność – szepczę mu na ucho – Może jesteśmy nowymi Bradem i Angeliną?

– Kurczaki, kochanie, chcesz mieć, aż tyle dzieci?

– Nie mam pojęcia, ile chcę mieć dzieci – przyznaję szczerze – W ogóle nie wiem jak to będzie w przyszłości, ale wiem, że chcę w niej ciebie.

– Kocham cię.

Gładzę jego plecy, odprężając się na sali gimnastycznej, której nienawidziłam przez większość życia..

– Napijmy się ponczu – proponuję – Tylko nie przesadźmy, oboje mamy słabe głowy.

Czuję jakbym była na prywatnym dwuosobowym balu i nic tego nie popsuje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro