Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45 |Beznadziejni|

Jesteśmy sami u mnie.

Babcia pojechała do brata taty, a moja rodzina pojechała z mamą do pracy.

Luke postanowił gotować. Zrobił nawet zakupy, mimo, że lodówka jest pełna jedzenia.

– Więc zostawili cię pod moją opieką?

– Bardzo śmieszne – robię lekcje przy kuchennym stole, więc nawet nie widzi mojego środkowego palca – Jesteś tylko cztery lata starszy.

– Cóż, nie czułem się taki, gdy twoja babcia nas przyłapała.

– Ja pierdole – rzucam – Straciłeś taką okazje.

– Gdybym tak bardzo nie martwił się o twoją edukacje, właśnie bym ją nadrobił. Podoba mi się ta koszulka. Czy ten dekolt to dla mnie?

– Jesteś okropny w flirtowaniu – kolejny środkowy palec.

– Zrobiłem się fanem tego palca.

– To będę pokazywać ci inny.

– Kocham wszystkie twoje palce.

Zamykam książkę z hukiem, a on wybucha śmiechem.

– Oszaleję, jeśli jeszcze przez minutę cię nie pocałuję.

Pochyla się do mnie, a ja przyciskam otwartą dłoń do jego twarzy. Czuję na niej, jak się uśmiecha.

– Ogarnia cię szaleństwo?

– Jestem zdania, że powinniśmy się dzisiaj upić.

– Słucham?

– Nigdy nie byłaś pijana, prawda?

– Okej, zaczynasz być dziwniejszy niż zazwyczaj, a to mnie przeraża.

– Będzie fajnie, obiecuję.

Krzywię się, a on bierze moją dłoń i całuje jej wnętrze, po czym bierze do ust kciuk i ssie.

– Co ty robisz, kurwa?

– Kocham się z twoimi palcami.

Całuje palec wskazujący.

Cholera.

Unosi oczy na mnie..

To gorące.

Chcę go odepchnąć, ale nie potrafię,

– A teraz... – całuje opuszki środkowego palca – Mój ulubiony palec, który tak często pojawia się przed moimi oczami...

– Jeśli tak dużo gadasz w łóżku, to nie jestem pewna, czy do niego trafimy.

– Ta, co do łóżka...

– Nie będzie żadnego ślubu – rzucam bez zastanowienia.

Uśmiecha się i przykłada moją dłoń do swojego policzka.

– Podobno jestem beznadziejny łóżku. Cóż, dziewczynom, z którymi byłem... nie wystarczałem i tak dalej.. a ty jesteś dosyć wymagająca..

– Zaraz zaczniesz się jąkać – szturcham kciukiem jego wargi.

Schodzę z krzesła i kucam przy nim na ziemi. Wraz z Sylwestrem coś się w nas zmieniło i w końcu jesteśmy trochę bardziej wolni. Luke osuwa się pod szafki, a ja siadam pomiędzy jego nogami.

– Trudno chcieć dla kogoś wszystkiego, co najlepsze gdy wiesz, że ty nie możesz mu tego dać. Myślę, że tak powstają toksyczne związki, wiesz? Jedna strona powstrzymuje drugą przed rozwijaniem, bo czuje, że wtedy go zostawi i znajdzie coś na co bardziej zasługuje. To wynika z chorej miłości...

Owijam ramiona wokół jego nóg i opieram głowę o jego kolano.

– Mam to, kurwa, gdzieś – naprawdę – Powiedziałeś, że chciałbyś, żebyśmy byli swoimi pierwszymi doświadczeniami. Trzymajmy się tego.

Uśmiecha się do mnie, niezbyt szeroko, ale jednak.

– Nie chciałaś takiego chłopaka, jak ja. Wolałabyś kogoś takiego, jak Ethan.

– Ale mam pecha – przesadzam z dramatyzmem w głosie – Trafiłam na chłopaka, który chce ze mną wszystkiego spróbować. Biedna ja. Przestań już się boczyć, bo jakieś dziwki powiedziały ci, że jesteś zły w łóżku.

– Po prostu chciałbym być wszystkim, co najlepsze dla ciebie.

– Cóż, całujesz całkiem fantastycznie. Może nawet teraz chętnie przygarnęłabym jakiś pocałunek od mojego chłopaka, który musi uwierzyć w siebie... – przesuwam się bliżej niego – Nikt mnie nigdy nie całował, jak ty..

– Bo..

Zasłaniam mu usta ręką.

– Bo nikt nie jest w tym taki fenomenalny.

Jego oczy błyszczą w rozbawieniu. Zabieram moją dłoń z jego ust, a on mnie całuje.

Oboje mamy przed sobą długą drogę.

Doceniam to, że oboje jesteśmy w takim, a nie innym położeniu, że nikt nas nie jest lepszy, czy pewniejszy, bo w ten sposób oboje się uczymy i oboje wiemy, co czuje druga strona. Chyba nie doceniałam relacji dwóch złamanych osób.

Mam go i już nie myślę, jakby to było z kimś innym.

– Kupiłem alkohol na te okazje.

– Upiję się z moim chłopakiem, gdy moich rodziców nie będzie w domu. Co za niebezpieczeństwo.

Luke śmieje się w moją szyje.

Jest naprawdę delikatny.

Siadamy na kanapie z jedzeniem, które dla nas przygotował i z wystawką alkoholu.

– Mamy to wszystko wypić? – dwie butelki wina, jedna wódki i trzy piwa.

Wariat.

– Nie mogłeś się postarać bardziej i przygotować kolorowych drinków?

– Przepraszam, kochanie. Następnym razem.

– Kto powiedział, że zrobimy to jeszcze raz?

– Cóż, fakt.

Wstaję po kieliszki i kufle taty. Luke śmieje się, gdy widzi to wszystko.

– Od czego zaczynamy?

Chce wciągnąć mnie na swoje kolana, ale ja sięgam po wódkę.

– Najcięższe dzieła na początek.

– Wiesz, że jeśli to zmieszamy...

– Mamy cały weekend. Idziesz do pracy?

– Chcesz pić cały weekend?

Otwieram butelkę i nalewam do dwóch kieliszków.

– To ty tyle tego przyniosłeś.

Podaję mu kieliszek.

– No to..

– Może najpierw coś zjedzmy?

– Prawdopodobnie to dobry pomysł – nie wiem, dlaczego to robimy.

Wpycham do ust całą kanapkę, a on ociera mi kącik ust, gdy sam zjada to, co przygotował. Nie wiem, dlaczego się denerwuję się tą sytuacją.

Ale potem gdy jestem już najedzona po prostu sięgam po kieliszek i wypijam go na raz, jak milion razy widziałam, że robią ludzie.

Pali.

Pali w ustach.

Luke podaje mi sok, cóż może o nim zapomniałam. Po czym nalewa mi jeszcze jeden już do polowy wymieszany z innym sokiem i wypija swój.

– To chyba nie będzie mój ulubiony smak.

Jednak gdzieś tak po trzecim, a może po czwartym to już nie ma znaczenia.

Jestem na tyle rozgrzana, a może powinnam powiedzieć nagrzana, że praktycznie zmuszam Luke'a do zdjęcia koszulki, gdy sama biegnę do wieży, żeby podłączyć do niej telefon z moją ulubioną ścieżką dźwiękową.

Wyję do muzyki, bo głosu to zdecydowanie nie mam, a Luke przygląda mi się wielkimi oczami, gdy nalewa nam kolejną dawkę alkoholu. Wstaje do mnie i przyciąga mnie do swojej piersi, po to, żeby ze mną zatańczyć.

Poruszamy się wbrew rytmowi, drocząc sobie stopy i chichocząc w swoje szyje.

– Mam pomysł.

W ten sposób właśnie kończę na kanapie z koszulką podwiniętą pod piersi, gdy on łaskocze ustami mój pępek. Próbuję mu się przyglądać, ale to trudne...

Podskakuję na łóżku, gdy on wlewa alkohol do mojego pępka.

– Zawsze chciałem to zrobić.

A po chwili przykład usta do mojego pępka i pozbywa się z niego alkoholu.

To łaskocze, przez co nieco śmieję się z sytuacji w jakiej się znajduję. Luke opiera głowę o mój nagi brzuch.

– Mogę jeszcze raz? Masz najsłodszy pępek na świecie.

– Moja kolej – zdjęłam z niego koszulkę, ale jeszcze nie dotykałam jego brzucha.

Niezgrabnie schodzę z kanapy, trochę się na niego rzucając, póki nie leży plecami na dywanie, a ja nie siedzę na nim okrakiem.

Całuję jego szyję, gdy dłońmi ściskam jego mięśnie.

– Nie miałbym nic przeciwko, gdybyś wylała na mnie alkohol i go zlizała.

– Gdzie mój świętoszek?

– Czasem dobrze nim nie być – czasem po prostu dobrze być sobą, w szczególności jeśli nikogo to nie krzywdzi.

Sięga po alkohol i wylewa go na swój brzuch.

Tak po prostu.

Szczerzy się w uśmiechu.

– Skosztujesz?

Odgarniam włosy z twarzy i pochylam się do jego brzucha...

Pieprzeni bezwstydnicy.

To dobre określenie na nas w tej chwili.

W szczególności, gdy ściska mój tyłek i odgarnia moje włosy lepiej pozwalając mi się skupić na jego brzuchu.

– Chodź tu – przyciąga moją głowę do swojej, po czym zasysa skórę na mojej szyi. Chyba ucieka mi sapnięcie.

Jesteśmy w tym tak beznadziejni, że zasypiam w tej pozycji i w tym miejscu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro