Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

43 {Chyba bliżej}

– Nie znoszę tego pokoju – przewracam się z pleców na brzuch w jego pokoju w domu Shelly – Jest taki bezosobowy.

Podnoszę się z łóżka i podchodzę do pustej ściany. Pieprzona korkowa ściana w pokoju gościnnym. Chyba chciała zaoszczędzić.

– Budzisz się codziennie na to patrząc? – wskazuję  na nią.

Luke siedzi na łóżku i się uśmiecha.

– Cieszyłbym się, gdybym codziennie się budził patrząc na ciebie.

– Bardzo śmieszne – pokazuję mu środkowy palec – Ale serio, jestem tu pierwszy raz i już mam tego dosyć. A ty spędzisz tu jeszcze pół roku.

– Ty jesteś bardzo wymagająca i zrzędliwa.

Znowu pokazuję mu środkowy palec.

A on się znowu uśmiecha.

Jesteśmy bardzo przewidywalni.

– Trochę mi cię żal, bo tu mieszkasz, jak w gościach, a tam nie masz swojego pokoju. Tylko ten nastoletni.

– Dzięki to pocieszające. Chodź do mnie i mnie pociesz – wyciąga przed siebie ręce, a ja do niego podchodzę. Cóż, nie wiem, które z nas jest tutaj owieczką.

Oplata mnie ramionami w pasie i opiera głowę o mój brzuch, gdy ja wplatam palce w jego włosy.

– Kiedy Shelly wraca?

– A co? – przesuwa ręką po moich plecach, po czym nagle dwiema dłońmi ściska moje pośladki. Aż podskakuję – Mamy ochotę trochę zgrzeszyć przed ślubem?

– Nie powiedziałeś tego – ciągnę go mocniej za jego blond kosmyki.

Czuję jego zęby na mojej koszulce, a po chwili mój brzuch owiewa zimne powietrze. Całuje mój nagi brzuch, a na jego nos opada materiał mojej koszulki.

Jak ja go kocham.

To przychodzi samo.

Wygląda w ten sposób cholernie uroczo, gdy obcałowuje mój pępek dookoła, a na jego nos opada kawałek materiału.

Podziwiam jego podzielną uwagę, gdy jedna z dłoni zaciska się na moim pośladku.

– Wiesz, że nie obrażam tego pokoju... nie w ten zły sposób.

– Och, tak? – unosi na mnie oczy, co sprawia, że materiał bardziej osadza się na jego nosie.

– Powinniśmy coś z tym zrobić. Nie możesz tak żyć.

– Po prostu powiedz. Skarbie, chcę robić sobie z tobą zdjęcia i zająć całą tą obrzydliwie wielką tablice.

– Musisz mieć na co patrzeć, gdy nie będziemy widząc się codziennie.

Wtedy wstaje i podnosi mnie, żeby rzucić na swoje łóżko. Moja koszulka dalej jest podwinięta, ale mam to gdzieś.

– Jesteś piękna, wiesz? – odgarnia mi włosy z twarzy – I kocham, jak reagujesz na moje pocałunki. Uwielbiam te włoski wokół twojego pępka, które stoją dęba, gdy  cię tam całuję.

Chyba się rumienię.

– I kocham twój rumieniec – całuje mnie w szczękę, po czym przesuwa usta po moim policzku, aż nie dopada moich ust.

Wsuwam ręce pod jego koszulkę i gładzę jego plecy w kolistych ruchach.

– Wiesz, że jesteś całkiem delikatna? Nie wiem, czego się spodziewałem, ale chyba nie tego.

– Spodziewałeś się czegoś? W sumie nie dziwię się, że rozmyślałeś o mnie w tej okropnej sypialni.

Kładzie się obok mnie, więc to ja wspinam się na niego.

Siadam okrakiem na jego brzuchu, a on od razu kładzie ręce na moich biodrach i delikatnie pieści moje kości biodrowe.

– Chcę cię o coś zapytać, a ty nie musisz się zgodzić. W końcu jesteś na to za stary, a ja nie będę tam miała nic...

Gładzę jego pierś, zamiast spojrzeć mu w oczy.

– Jeśli pytasz o kochanie przez ciuchy to jestem, jak najbardziej za.

Morduję go wzrokiem.

– Co jest koleś z tobą nie tak? To nawet nie pasuje do tego, co powiedziałam, piłkarzyku.

– Pasuje do trzy czwarte tego, co powiedziałaś.

– Okej, myliłam się. Pasujesz wiekiem do tego miejsca, do którego chcę cię zabrać.

– Plac zabaw? Chyba musiałabyś znaleźć taki z naprawdę długą zjeżdżalnią, bo jeśli położę się na większości...

– Zamknij się – zduszam jego usta w dzióbek – Cieszę się, że zrobiłeś się takim odważnym zarozumialcem.

– O co chciałaś zapytać? – przesuwa ręką po brzegu moich spodni, co uniemożliwia mi skupienie się – Jesteś taka piękna... przepraszam, cały czas nie mogę uwierzyć, że jesteś moją dziewczyną.

– Tylko mi się nie popłacz.

Pochylam się i przykładam czoło do jego.

– Kochasz moje komplementy, nie mogłabyś bez nich żyć.

Zarzucam moje długie włosy na plecy, bo wpadają nam do ust. Oboje się uśmiechamy, jak jacyś zakochani. Fuj.

– O co chciałaś zapytać? Ja się tu niecierpliwię, skarbie.

– Nie planowałam na to iść, bo to głupie i jeszcze długo do tego... ale ty się pewnie będziesz chciał przygotować.

– Oczywiście, że pójdę z tobą na twój bal na zakończenie szkoły.

– Skąd wiedziałeś?

– Bo wiedziałem – całuje mnie w ucho – Cieszę się, że idziesz. To fajne doświadczenie. Potańczymy, napijemy się alkoholu. Zrobimy sobie zdjęcia.. powspominasz swoje liceum..

Ściskam jego koszulkę w pięści.

– Nienawidzę liceum i jestem zła, że ty już je skończyłeś i że nie było ciebie tutaj ze mną i że nie mamy z niego wspólnych wspomnień i że nie mamy za wiele wspólnego. Strasznie mnie to wkurza.

– To nie znaczy, że nie możemy się tam dobrze bawić.

– Nienawidzę liceum – powstrzymuję łzy.

– Na studiach będzie lepiej. Będziesz wolna i w ogóle.. naprawdę nie masz tu nikogo?

Kręcę głową.

Opadam na niego, chowając głowę w jego szyi, a on mocno mnie przytula.

– Wiem, że nienawidzisz, gdy to mówię, ale uważam, że powinnaś pojechać ze mną do Manchesteru.

– Nie rozumiesz... tam ty masz życie, nie ja. Wszystko byłoby twoje.. chcę tylko..

– Wiem, czego chcesz – szepcze mi na ucho – Coś wymyślimy..

– Tak bardzo cię kocham, że sobie z tym nie radzę – przyznaję się, gdy nie muszę na niego patrzeć – Marzyłam o czymś przed tobą, a o tobie nie marzyłam. Gdybym o niczym nie marzyła... wiesz... gdyby nie marzenia, oszalałabym tutaj.

– Mogę dać ci przestrzeń w Manchesterze, Wendy.

– Już nie chcę o tym gadać – mówię żałośnie – Jaki film chcesz obejrzeć?

– Wendy....

– Po prostu chciałabym być kimś innym.

– A ja kocham cię właśnie taką.

Szalenie mocno mnie przytula.

Nie chcę, żeby był wszystkim, co mam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro