Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38 {Zostań}

Stoimy przed moim domem, ściskając sobie ręce i patrząc w moje okna.

Dlaczego po prostu nie idę do domu?

Co jest ze mną nie tak?

Obracam się do niego i on też trochę się obraca.

– Co jest? – no właśnie?

– Chcesz wejść? – dużo odwagi wymaga zapytanie go o to.

– Lepiej będzie, jeśli wrócę do siebie.

Nie chcę, żeby wracał do siebie.

Nie jestem na niego zła, nie w ten sposób, co myślałam, że jestem.

Wyciąga dłoń i dotyka nią mojego policzka.

Ten weekend jest jeszcze dziwniejszy od każdego weekendu w Londynie.

– Chciałbym cię zabrać na randkę w tygodniu.

Unoszę oczy, żeby na niego spojrzeć.

– Randkę, co?

Uśmiecha się, co traktuję jako dobry znak. Dlaczego jego uśmiechy już mnie nie drażnią? A przynajmniej nie tak bardzo.

– No. Fajnie będzie się ładnie ubrać. Pokaż mi swoją kolejną ładną sukienkę... ja ubiorę coś.. co może wybierzesz?

– Jesteś głupi – mówię w końcu – Możesz ubrać koszule.

– Tak, mogę? – no i proszę, minęła chwila, a jego głupi uśmiech już mnie wkurza.

– Gdzie chcesz mnie zabrać w tych swoich paskudnych koszulach?

Wyciągam rękę i ściskam jego bluzę w pięści.

– Wiesz, dlaczego noszę koszule?

– Chyba już mówiłeś – robię krok w jego stronę.

Dlaczego jest mi tak trudno się z nim rozstać?

Chyba rzucił na mnie urok.

– Noszę te moje... – zatrzymuje się na chwile – Jak je nazwałaś? – kretyn się uśmiecha – Obrzydliwe koszule, żeby podkreślić, jak coś jest dla mnie ważne i jak bardzo to szanuję.

Kolejna rzecz, która nas różni.

Mogę szanować świat w japonkach i za dużej bluzie i nie muszę nikomu tego udowadniać. 

On lubi podkreślać ważne rzeczy, że są ważne.

To już brzmi głupio. Przynajmniej w mojej głowie.

– Po za tym chcę jeszcze raz zobaczyć cię w sukience.

– Na złość tobie ubiorę spodnie – droczę się.

– Podobasz mi się też w spodniach – nie dotyka mnie jednak poniżej bioder. Bioder w sumie także nie.

– Chodź do środka – zachęcam go – Nie chcę być dzisiaj sama.

– A co z twoją rodziną, hm?

Przyciąga mnie do siebie, póki go nie przytulam. Chowam głowę pod jego brodą.

– Nie będą mieli nic przeciwko. Nie mogę tego samego powiedzieć o moich sąsiadach, ale mam to, kurwa, gdzieś.

Przytula mnie mocniej.

Wcale mnie to nie dziwi.

– No chodź już. Robi się zimno.

– Muszę przyznać, że nie sądziłem, że tak to się skończy. Byłem gotowy na szaloną kłótnie albo w ogóle na to, że nie będziesz już chciała ze mną być.

– Moja mama robi pyszną jajecznicę. Czy to jest dobre na kaca? Chyba tak robią w filmach...

– Och, zaopiekujesz się mną?

– Trochę mi ciebie żal, jednonocny pijaczyno – patrzę na niego – Mogę z tego żartować ile mi się żywnie podoba za to, co odwaliłeś.

Ściska mocniej moją dłoń.

W końcu wchodzimy do mojego domu, gdzie wita mnie cała moja rodzinka, która jest chyba zaskoczona tym, że jesteśmy tu we dwoje. Pewnie sądzili, że ten wyjazd sprawi, że się rozstaniemy. Wcale się im nie dziwie. Tak naprawdę to nie wiem, czy bliżej było do rozstania, czy do rzucenia się na siebie.

– Luke zostaje, w porządku?

– Nie chciałbym...

Ten chłopak jest niemożliwy.

Patrzę to na moją mamę to na mojego tatę.

– Wendy....

Luke jest już gotowy odpuścić i wyjść.

To mnie w nim trochę wkurza. Za bardzo liczy się ze wszystkimi po za mną. Ten jego pijacki wybuch też był tego dowodem.

– Mamo, proszę..

Potrzebuję go.

Nie mam odwagi powiedzieć tego na głos, znowu.

– No dobrze, ale zostawcie otwarte drzwi.

Kurwa.

– Jedliście już śniadanie? – pyta mama – Szybko wróciliście. Myślałam, że będziecie wieczorem – jest podejrzliwa i słusznie, ale nie powiem jej, co się wydarzyło.

– Zrobię śniadanie – proponuje Luke, mimo, że widać, że nie czuje się najlepiej – Jeśli mi państwo oczywiście pozwolicie – zmieszany uśmiech pojawia się na jego twarzy. Widzę, jak jego dłoń sunie do włosów, ale ostatecznie opada po jego boku.

– Jasne – zaprasza go ojciec – Zrób wszystkim śniadanie..

Lukowi nie trzeba dwa razy powtarzać. Niemal biegnie do kuchni, po to, żeby zrobić dobre wrażenie na moich rodzicach. A może taki po prostu jest i to zadba chęć robienia wrażenia. Chyba jestem na to zbyt cyniczna, żeby uwierzyć w jego bezinteresowność.

Chciałabym, żebyśmy oboje nie musieli nikomu niczego udowadniać, nawet jeśli tym kimś jesteśmy my sami.

Nie wiem ile czasu mija zanim zostajemy sami, ale wydaje się to całą wiecznością. Przebieram się w dresy, gdy Luke po raz pierwszy ma czas, żeby obejrzeć mój pokój. Nie ma w nim nic szczególnego. Są jakieś wycinki z gazet, czy zdjęcia moich ulubionych stylizacji. Wszędzie leżą ubrania, które pasują do czegoś na innej kupce. Lustro jest trochę brudne, bo ostatnio miałam wenę na pisanie i tylko lustro było pod ręką.

Nie wiem gdzie iść, to znaczy gdzie usiąść, żeby nie być zbyt dosłowną albo chuj wie jaką.

Okej, teraz byłam wulgarna.

Fantastycznie, kurwa.

Ups.

Ja pierdole.

I tak jest właśnie, gdy próbuję przestać przeklinać.

– Co ci chodzi po głowie?

– Tylko brzydkie słowa.

Uśmiecha się.

Nie wiem, jak może mu to nie przeszkadzać.

Jest taki dziwny.

– I co chcesz robić, Wendy?

Cóż, może rumieniec na moich policzkach jest zbyt dużą podpowiedzią.

Podchodzi do mnie, a ja czekam, co wydarzy się dalej.

Nie mam odwagi, żeby sama wykonać ruch, a on chodzi wokół mnie na paluszkach, co mnie wkurza, a zarazem to rozumiem, bo gdy tego nie robi to ja zachowuję się, jak szalona.

Jakbym musiała utrzymać moją niezależną i obojętną pozycje, a on nie ma na tyle odwagi, żeby rzucić mi w twarz, że to gówno i czas z tym skończyć.

A zarazem nie wyobrażam sobie, żeby go tu nie było.

Ten związek nie ma prawa się udać.

Luke łapie mnie w talii i podnosi.

– Co robisz, piłkarzyku?

A potem po prostu wiem, bo rzuca mnie na łóżko.

Drzwi są otwarte, więc nie zaszalejemy.

– Idziemy spać. Mamy pełne brzuchy, możemy spać.

Kładzie się obok mnie, ale tak naprawdę szybko owija się dookoła mnie. Wtulając głowę w moją szyje. Nasze ręce są gdzieś przede mną. Moja głową leży na jego ramieniu, a druga ręka jest spleciona z jego na moim brzuchu.

– W porządku? – nie chcę, żeby musiał mnie o to pytać. Kiwam głową, za co dostaję buziaka w policzek. Wtulam się w niego bardziej – No to dobranoc i kocham cię.

I

Kocham

Cię

Wiem, że nie wymaga, żebym mu odpowiedziała.

Pocieram ucho, do którego wyszeptał te słowa, a gdy zabieram dłoń on mnie w nie całuje.

Zamykam oczy.

Sen jest wszystkim czego potrzebuję.

I o dziwo przychodzi łatwo.

Tak samo, jak łatwo znika.

Słyszę rozmowę, która odgrywa się za moimi plecami. To głos mojego brata.

– Pobawisz się ze mną? – Luke nie śpi? – No chodź, Luke.

Ten wariat jest gotowy wstać. Właściwie to wstaje, a raczej próbuje, bo gdy tylko jego ramie mnie puszcza, ja ciągnę go na siebie, aż jego policzek nie uderza o mój. Słyszę jego śmiech.

– Przepraszam młody, twoja siostra mnie potrzebuje. Przyjdę potem, okej?

– To moja siostra, więc dobrze – nawet ja się uśmiecham, gdy słyszę to oświadczenie mojego brata – A skoro ja jestem jej bratem.. to wiedz, że musisz być dla niej dobry.

Mój kochany młodszy braciszek.

– Będę obiecuję, jak twoja siostra będzie dobra to pozwoli mi potem do ciebie przyjść.

Pozwoliłabym mu od razu, ale to takie dobre uczucie, gdy jest owinięty dookoła mnie.

– Super! Będę czekać!

Słyszę, jak wybiega z pokoju.

– Po prostu mnie przytul, Luke.

– A co właśnie robię? – nabija się ze mnie i ma racje, bo przecież mnie ściska.

Ale czuję, jakby nie mógł zrobić tego dostatecznie mocno, żeby mi wystarczyło.

To wszystko w mojej głowie jest sprzeczne.

On jest sprzecznością mojego życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro