3 {Realia w szkole}
Prosty fakt.
Nienawidzę szkoły.
To miejsce, które sprawia, że czuję się źle ze sobą. Jeszcze bardziej, niż po za nią. To miejsce, gdzie zaczynam wątpić we wszystko.
Może to głupie, ale tutaj nie jestem nawet pewna, czy to w co jestem ubrana, jest chociażby przyzwoite. Lubię ubierać spódniczki, ale nie czuję się w nich pewnie. To najgorsze uczucie na świecie. Ubierać coś ładnego i cieszyć się tym tylko przed lustrem.
Nienawidzę szkoły, sprawia, że to kim jestem jest wadą, a nie zaletą. Male miasteczko potęguje to wszystko,
Nie mam tu przyjaciół.
Oni myślą, że się wywyższam, ja nie wierzę, że oni mają coś do powiedzenia. Ja staram się nie wchodzić im w drogę, gdy oni nie potrafią mi odpuścić.
Obciągam spódniczkę, której zazdrości mi sama Kate. Jest śliczna, ale nikogo tutaj to nie obchodzi. Liczy się tylko to, że jest przed kolano, a rajstopy mają wzór.
Broń Boże, żeby wyjść poza schemat.
To jest kolejna rzecz, która drażni mnie w wierze. Jest schematyczna.
Robisz coś złego, idziesz do spowiedzi, zło wymazane.
Nie myślisz nad prawdziwym rozwiązaniem, bo ktoś stawia przed tobą z góry ustalone.
Czekam, aż ta szkoła się skończy, aż będę mogła być sobą, aż wyjadę do Londynu.
Tam będę mogła być kimkolwiek będę chciała, a chcę być tylko sobą.
Zajmuję moje stale miejsce podczas przerwy obiadowej i wymieniam się z Kate zdjęciami naszych dzisiejszych stylizacji.
Nie wiem, dlaczego moja bratnia dusza musi być tak daleko. Czuję przez to, jakby ten rok miał trwać o wiele więcej, niż trzysta sześćdziesiąt pięć dni.
Kate wysyła mi stroje swoich koleżanek. Ona komentuje, co by w nich zmieniła, a ja dodaje kółka swoich pomysłów. W każdym razie widzimy w nich potencjał.
Gdy w końcu kończę moje prywatne piekło, jadę do pracy.
Robię wszystko, żeby być niezależną. Kupiłam swój pierwszy samochód za własne pieniądze. Wiele rzeczy było trzeba wymienić lub po prostu naprawić. Pracuję w okolicznym sklepie z używaną odzieżą. Pracuję tu os całych wieków, a właścicielka trzyma mnie tylko z powodu tego, że sprzedaję kupę rzeczy. Oczywiście póki gośćmi jest ktoś inny, niż ludzie z liceum.
Tak naprawdę to kłamstwo.
Chciałabym, żeby tak było.
Jednak tylko siedzę na małym magazynie, gdzie przyjeżdzają wszystkie dostawy, a ja rozkładam te rzeczy, segregując je w sposób, w jaki oczekuje tego właścicielka.
Nie wypuszcza mnie na sklep, bo moje pomysły nie pasują do osobowości tutejszych ludzi. Moje niestandardowe rozwiązania straszą klientów, tak właśnie powiedziała mi moja szefowa.
Potrzebuję tej pracy. Nawet jeśli w jakiś sposób chce mi się płakać każdego dnia, gdy tu jestem. Gdy wszyscy traktują mnie, jakbym była z innej planety.
Ciężko pracuję.
Walczę każdego dnia o samą siebie.
Kiedy to się w końcu skończy?
Ocieram pojedynczą łzę, bo postanowieniem na ten tydzień jest to, że nie będę płakać w pracy..
A wtedy drzwi, które prowadzą do tylnego wyjścia się otwierają. Obracam głowę, żeby zobaczyć kto to...
Nie no, to są chyba jakieś jaja.
Czy on jest wszędzie?
Trzyma na rękach kartony, które szybko odstawia na ziemie.
– Cześć, Monic popsuł się samochód, a ja akurat byłem w pobliżu, więc postanowiłem jej pomóc z tym towarem.
Dzisiaj jest ubrany pośrodku tego, co lubię. Ma białą koszulkę, a na nią zarzuconą flanelową koszule w czarno czerwoną kratę. Do tego ma trochę luźne jeansy, trochę za luźne. Przy jego wzroście, właściwie przy każdym, luźne spodnie skracają mu nogi i ukrywają to co najlepsze. Raczej nie powinnam mu tego mówić. Na głowie znowu ma obróconą czapkę z daszkiem. To wydaje się idealnie do niego pasować..
A mu na dodatek dobroć kipi z uszu.
Uśmiecha się do mnie, czy on kiedykolwiek przestaje?
– Cześć – odpowiadam tylko.
– Muszę iść jeszcze raz, a potem mogę pomóc ci to rozpakować..
Nie potrzebuję pomocy. Świetnie radzę tu sobie sama. A może on chce zająć moje miejsce?
– To idę – i znowu się uśmiecha, czy w ogóle przestał?
Myślę o tych jego za dużych, a raczej za luźnych spodniach, które burzą jego proporcje.. facet ma mieć wąskie biodra, a on w ten sposób wygląda, jakby miał więcej, niż jedną pare bioder.
Wracam do pracy, ale podświadomie zastanawiam się, czy mamy tu spodnie, które by na niego dobrze pasowały.
Cholera.
Jeden jedyny raz widzę w tej pracy człowieka i od razu robię z niego mojego modela.
Co jest ze mną nie tak?
Po jakimś czasie wraca z większą ilością pudel i..
– Lubisz kawę? Pomyślałem, że się napijemy, gdy będziemy to rozpakowywać.
Naprawdę przyniósł mi kawę?
Czy ktoś kiedykolwiek przyniósł mi kawę?
Albo cokolwiek?
Nie, bo tego nie potrzebuję.
– Nie musisz mi w tym pomagać, to moja praca.
– Mam chwile wolnego – jak przystało na prawdziwego dżentelmena zdejmuje czapkę z głowy. Próbuje ułożyć swoje niesforne włosy, które są dziwnie przycięte.
Przyłapuje mnie na gapienia się i po prostu się uśmiecha.
– Lubisz kawę?
– Tak.
– No to proszę – stawia ją obok mnie, a zarazem siada na drugim krześle.
– Dzięki – szczerze nie lubię dziękować za rzeczy, których nie chcę, ani nie potrzebuję.
Nie lubię, gdy ludzie uszczęśliwiają mnie na sile, ale on się tak szeroko uśmiecha, że nie potrafię powiedzieć mu ‚nie'. Jakby ta kawa była jakimś sposobem na jego samodoskonalenie się. A proszę bardzo, stary, możesz to sobie odhaczyć na swojej liście.
– Jak długo tu pracujesz?
Nie jestem w nastroju na pogaduszki.
Nie z kimś, kto kompletnie by nie zrozumiał, jak bardzo ta praca mnie frustruje, a zarazem jak bardzo jej potrzebuję.
Wiem, jak będzie wyglądać ta rozmowa. Ja odpowiem na jego durne pytania, a on będzie przytakiwać i mówić, jakie to jest super.
Nie chcę w ogóle z nim rozmawiać.
Dlatego traktuję to, jako atak i odbijam piłeczkę.
– Te spodnie są na ciebie za duże.
Jego uśmiech nie gaśnie, może nawet się poszerza.
– Przyglądałaś się moim nogom, co? To bardzo miłe z twojej strony. Jednak nie dam się złapać na ten chwyt sprzedawcy. Nie poczuję zaraz, że potrzebuję nową pare – celuje we mnie palcem – Przejrzałem cię – próbuje zachować powagę, ale nie potrafi – Często naciągasz tu ludzi na coś czego nie potrzebują?
Już mam mu odpowiedzieć i to nie jest wcale coś miłego, gdy jego telefon zaczyna dzwonić, a on wymachuje ręką w moją stronę, jakby mówił, że mam zaczekać.
Wsadź se te rękę w tyłek, koleś.
Kończy rozmowę tak szybko, jak zaczął i równie szybko wstaje.
– Kurka, muszę iść, ale jeszcze wpadnę – przeczesuje włosy – Cieszysz się?
– Czy ty właśnie powiedziałeś ‚kurka'?
Tylko się uśmiecha, łapie już za klamkę, gdy krzyczy o wiele głośniej, niż to konieczne.
– Nie gap się na moje spodnie! Nawet ten morderczy wzrok nie przekona mnie do kupna nowych! Niepotrzebnym rzeczom mówimy nie!
– Ale one są ci bardzo potrzebne,
– Nie! – obraca się w moim kierunku – Cześć, do zobaczenia.
Wcale nie chcę go zobaczyć.
Jego pozytywna energia doprowadza mnie do szału. Gada sam do siebie i chyba nawet nie oczekuje odpowiedzi.
Trudno mi myśleć o tym facecie, ponieważ on absorbuje tego bardzo samego siebie, że w pomieszczeniu nie ma miejsca na nic innego, nawet na moje myślenie.
Skąd on się wziął? I dlaczego jest taki pozytywny?
Proszę, niech nie zbliża się do mnie z tym nastawieniem kochajmy wszystko i wszystkich. Nie znoszę tego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro