26 {Zbliżenie}
Gdy Luke znajduje hostel niedaleko samego centrum Londynu, jestem szczęśliwa, bo ten dzień mnie wykończył. Niesie nasze torby do pokoju, a gdy do niego wchodzę przeżywam szok, może małe rozczarowanie, może chwilową rozpacz.
Są dwa łóżka. Oddziela je od siebie szafka nocna.
Nie wiem, czy powinnam to skomentować.
A jednak robię to i to w najbardziej bezczelny sposób na świecie.
– Nie sypiasz z dziewczynami przed ślubem?
Odstawia nasze torby. Musiał zaplanować ten wyjazd jadąc tutaj, bo spakował swoje rzeczy. Po za tym jest bardzo odpowiedzialny i nie zdecydowałby się na prowadzenie samochodu dwukrotnie w tak krótkim odstępie czasu. To też w nim cenię. A teraz wychodzę na idiotkę.
Jak on może mnie lubić?
– Wendy, nie jestem głupi. To twój system obronny. Dwa łóżka to mój sposób na dawanie ci przestrzeni. Masz wybór. Zawsze go przy mnie masz.
Teraz powinnam podejść i pocałować go w policzek, zamiast tego kiwam głową.
A myślałam jeszcze przed chwilą o spaniu w jednym łóżku.
Mój telefon dzwoni.
To Kate.
Luke zagląda mi przez ramie..
– Mogę?
Zdecydowanie ja nie mam siły z nią rozmawiać.
Kiwam głową.
– Cześć, Kate, tu Luke. Spokojnie – czuję jego dłoń na moim karku, delikatnie go masuje, próbując mnie uspokoić. To tylko wywołuje dreszcz – Przyjechałem. Trochę za dużo dla niej wrażeń. Spędzę z nią tu weekend, więc będziesz mogła się pożegnać. Tak, z nią w porządku.
Chyba dopiero z jego powodu.
– Do zobaczenia, Kate.
Przejął inicjatywę.
Jest stanowczy.
Dotyka mojego karku.
Chyba jeszcze nie odkryłam wszystkich jego stron.
– Wszystko dobrze? – głaszcze mój kark, jego kciuk zatacza ledwo wyczuwalne kółka.
– Tak, już tak.
Posyła mi mały uśmiech.
– Kto pierwszy zajmuje łazienkę? Mam w torbie pastę, gdybyś nie miała swojej.
– Idealny facet.
– Idź wziąć prysznic – całuje mnie w głowę.
– Dobrze, panie stanowczy.
Bardzo podoba mi się ta jego strona. Nie wiem, jednak czy zniosłabym, gdyby przycisnął mnie do ściany i oczekiwał, że... że co? Tak naprawdę nie wiem, gdzie są moje granice. Na razie tylko wiem, co mi się podoba.
– Dobrze – powtarza po mnie.
Mam piżamę.
Myślę, że to za wcześnie na jego koszulki.
Prawda?
Są jakieś zasady?
Związuje włosy w kucyk i biorę szybki prysznic. Nie chcę się długo moczyć. Myję zęby i wychodzę. Wskakuję do łóżka, gdy on zamienia się ze mną miejscami. Oczywiście nie wskakuję do łóżka, na którym siedział. Nie chcę, żeby myślał...
Zimno mi w stopy.
Ale chyba zapomniałam wziąć na ten weekend grubych skarpet.
Chyba naprawdę postawiłam na modę.
Chowam stopy pod kołdrę, ale to nie wystarcza.
Do dupy.
Luke wraca szybciej, niż się spodziewałam. Chyba zawinęłam się w burito, a on się uśmiecha.
– Zimno? Mam włączyć ogrzewanie?
– To i tak nie pomoże moim stopom. Zapomniałam grubych skarpet. Wiesz, modowy weekend.
Mówię mu to, bo wydaje się, że słucha i rozumie.
Sięga po coś do torby, a ja dostrzegam w jego dłoni grube, wełniane skarpety.
Odwija moje burito i siada na brzegu łóżka, kładąc sobie moje stopy na udach.
– Nie musisz....
– Chcę – takie proste, prawda?
Zakłada skarpety na moje nogi, a ja przyglądam mu się, jakby był największym dziwakiem na świecie.
To stopy.
Stopy nie są najfajniejszą częścią ciała.
A może to taki jego fetysz?
Jego skarpety sięgają mi niemal do zakrytych kolan. Są ciepłe i mięciutkie.
– Dziękuję.
Uśmiecha się.
To nie etap noszenia jego koszulek, ale jego skarpet.
Przewracam w głowie oczami na te głupią rzecz.
– Chodźmy spać, żebyśmy rano mieli siłę na zwiedzanie.
Jest już gotowy wstać z mojego łóżka, ale wyciągam rękę i go powstrzymuję.
– Oddam ci polowe pieniędzy za ten pokój – patrzy na moją dłoń na swoim ramieniu.
Naprawdę po to go zatrzymałam? Żeby to powiedzieć?
– Nie przyjmę ich – w ogóle mnie to nie dziwi.
– Jesteś uparty. Zapłacę za twoje paliwo.
– Za nic nie zapłacisz, Wendy – znowu ten ton.
– Położysz się obok?
– Ale nie wchodzę pod kołdrę.
Ten układ chyba będzie w porządku dla nas obojgu. Wyciąga się na moim łóżku i obejmuje mnie ramieniem. Opieram głowę na jego piersi, przykrywając się kołdrą po samą szyje. Czuję jego bijące serce.
Nigdy nie byłam tak blisko czyjegoś serca i nigdy nie byłam tak blisko oddania kawałka swojego.
Gładzi delikatnie moje ramie, ale żadne z nas nic nie mówi.
– Nie lubię spać po za domem – dzielę się z nim, czymś, co wie tylko moja rodzina – Nigdy z nikim nie spałam w łóżku.
A nawet się nie całowałam.
– To jest w porządku?
Kiwam głową. On całuje mnie w głowę.
– Jeśli nie będziesz mogła zasnąć to powiedz. Ja szczerze jestem wykończony, ale niczego nie żałuję.
Niczego nie żałuje.
Ukrywam uśmiech w jego koszulce.
– Dobranoc, Luke.
– Dobranoc, Wendy.
Zamykam oczy i nawet nie wiem, kiedy zasypiam.
Budzę się pare razy w nocy, ale raczej z powodu obcego miejsca, niż go. Rano budzę się, owinięta nim dookoła siebie. Moje stopa otulona jego skarpetką, gładzi jego nogę, bardziej jako odruch bezwarunkowy. Zawsze robię tak rano. O własne nogi, o pościel... a teraz jest tu on.
Mruczy w moją szyje.
To miłe.
Bardzo miłe.
Chyba nie pozbędę się rumieńca, ani małego przerażenia z powodu wyglądu. Moje oczy są porankami zbyt małe i zawsze wyglądam na niewyspaną.
– Dzień dobry.
Męska poranna chrypka.
To naprawdę istnieje.
Słyszę to prosto w moim uchu.
To taki jakby koci pomruk, ale o wiele głębszy i sprawiający wiele różnych rzeczy..
– Dzień dobry – mówię z uśmiechem, na który mnie stać o tej godzinie.
Moja noga jeszcze kilka razy pociera jego, a on nie protestuje.
– Owinąłem się wokół ciebie, prawda?
– No co ty, kurwa, nie powiesz – rzucam jego ramieniem, które jest przeze mnie przerzucone – Ja nie uciekam.
– Ja też nie, ale muszę siku.
Parskam śmiechem, a on puszcza mnie, znowu całuje w głowę i znika w łazience.
Wykorzystuje jego nieobecność na przebranie się w świeże ciuchy.
– Mamy Londyn do zwiedzenia! – krzyczę, gdy widzi mnie ubraną – Idę myć zęby.
Dając mu jednocześnie czas na przebranie się. Nie przebrałam jego skarpet, bo sama nie mam takich, a za oknem prószy śnieg.
– Podoba mi się, że masz na sobie coś mojego – w jego uśmiechu coś iskrzy, coś czego nie było wcześniej.
Podoba mi się to.
Zostawiamy tu nasze rzeczy. Może spędzimy tu jeszcze jedną noc. Gdy on grzebie coś w samochodzie, ja zaglądam do sklepu i kupuję nam śniadanie i kawę.
Tak chyba robią dobre dziewczyny, prawda?
Jestem jego dziewczyną?
Jak do cholery, kurwa, działa to gówno?
Spacerujemy po Londynie trzymając się za ręce. Kupujemy bilety na London Eye, a w te pogodę i tak wcześnie nie ma zbyt dużego ruchu. Jesteśmy sami w małej kopule. Oglądając to wielkie miasto z góry.
Dalej mi się tu podoba.
Jest pięknie.
Wszystko wydaje się takie ważne, znaczące i efektowne.
Mogłabym codziennie przechadzać się tymi ulicami i popijać kawę nad Tamizą.
Pominęłabym wizyt w klubach.
Wznosimy się, co raz wyżej. Jesteśmy tu tylko we dwoje. Luke przyciąga moje plecy do swojej piersi, a ja obracam głowę, żeby chociaż na chwile zobaczyć go i kojarzyć go z tym miejscem.
Jednak w tej chwili coś się zmienia.
Obracam się cała. Stojąc do niego przodem. Jestem od niego niższa i musi się pochylić, żeby oprzeć czoło o moje czoło. Zarzucam ręce na jego szyje. On pochyla się bliżej.
Wiem, co się za chwile wydarzy.
Moje serce bije, jak szalone.
Luke dotyka mojego policzka, pieści go z niezwykłą delikatnością.
Nie chcę być już uparcie silna.
Pochyla się niżej..
– Muszę ci coś powiedzieć – chcę, żeby wiedział, żeby nie oczekiwał po mnie za dużo – nigdy się...
A zanim zdążę dokończyć to zdanie. On mnie całuje. Tak jakby to była potrzeba przewyższająca słowa.
Podoba mi się to.
Ale najbardziej podobają mi się...
Jego usta na moich ustach.
Nie wiem, co robię, ale mu wydaje się to nie przeszkadzać.
Przestaję myśleć.
Po prostu czuję..
A wtedy on...
– Co mówiłaś?
Nie chcę mu odpowiadać.
To już nie ma znaczenia.
Uśmiecha się na swoje głupie pytanie, bo wie, że wszystko się już zmieniło.
Zanim zdąży uśmiechnąć się jeszcze szerzej to ja go całuję.
W imię tego całego braku myślenia i w ogóle.
Gdy uśmiecha się przy moich ustach, mogę po raz pierwszy powiedzieć, że lubię jego uśmiechy.
Londyn z góry to miejsce, w którym faktycznie można się unieść wyżej, niż to w rzeczywistości możliwe.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro