25 {Rycerz na białym koniu}
Zmywam makijaż, który nie ma już dla mnie znaczenia. Nie mam nawet ochotę na kawę, jednak kupiłam i ją i butelkę wody, żeby mnie stąd nie wyrzucili.
Staram się nie myśleć o tym, co będzie jeśli nie przyjdzie. Będę musiała znowu wsiąść sama w pociąg i mierzyć się z tym, że... że co? Nie zależało mi na tyle? Że byłam szalona, że myślałam, że mógłby to dla mnie zrobić? Same złe myśli uderzają we mnie, gdy ten czas się tu tak dłuży i dłuży.
Za każdym razem, gdy nad drzwiami dzwoni dzwonek mam nadzieję.
Jestem już ciepło ubrana, jakby ubrania mogły przysłonić mój wstyd i strach.
Drzwi otwierają się chyba po raz piętnasty, a wtedy go dostrzegam. Szuka mnie i mogę zobaczyć w jego oczach przerażenie.
– Jesteś – mówi cicho.
– Przepraszam, to trzy godziny drogi...
– Potrzebowałaś mnie, jestem, nie przepraszaj.
Chyba chce mnie wziąć w uścisk, ale nie jestem w tym dobra. Wszystko jest dla mnie obce. Jestem przerażona. Wszystko mnie przeraża.
Luke siada obój mnie, a nie naprzeciw mnie. Moje dłonie trzęsą się na stole. Znowu jestem bliska łez.
A wtedy wyciąga dłoń i dotyka mojej.. niemal zamykam oczy, ale chcę to widzieć.
Jego palce delikatnie gładzą mój nadgarstek, są delikatne, bardzo delikatne, a wzbudzają we mnie reakcje, w których nie wzbudziło nic wcześniej. To stąd wzięły się ciarki na moim kręgosłupie, a także ściśnięte mięśnie w ramionach.. zatacza drobne kółeczka wokół moich żył.. nie wiem, jak zachować trzeźwość umysłu, co wydaje mi się szalone. Jego kciuk i palec wskazujący zamykają się na moim nadgarstku, zostawiając dużo przestrzeni pomiędzy, ale ja jej nie czuję. Jego kciuk muska mój kciuk, po czym znika do wnętrza mojego nadgarstka. Dotyk wszystkich jego palców jest oddłużający. Muskają wnętrze mojej dłoni, śledzą linie życia, miłości.. aż bardzo delikatnie wsuwają się pomiędzy moje naturalnie rozsunięte. Zaciska swoje palce na moich wyprostowanych. Wszystko, co muszę zrobić, to zamknąć swoje palce na jego, ale jestem odrętwiała. Moje palce są napięte, ściśnięte i bez możliwości poruszania. Wystarczy, że zacisnę dłoń na jego dłoni, tak samo jak on na mojej.
Jednak, co to wtedy będzie znaczyć?
Unosi nasze dłonie, nie złączone tak bardzo, jak powinny i całuje moją dłoń.
– Nie szkodzi.
Zaraz zacznę się trząść z uczucia jego dłoni w mojej. To takie łatwe, uścisnąć komuś dłoń, już ściskałam jego dłoń.
Dziwne, jak bardzo nie zwracamy na to uwagi.
Poznajemy kogoś, ściskamy jego rękę i zapominamy o tym.
Nie zdajemy sobie sprawy, jakie mają one wpływ na nasze życie.
Może ten uścisk.. może ta mała rzecz.. może to doprowadziło mnie tutaj?
Tą dłonią dotyka mojej dłoni.. jeśli mu pozwolę to będzie coś więcej, niż moja dłoń.
Jeśli tylko znowu zacisnę swoją dłoń na jego...
Nie przekonuje mnie kolejnym pocałunkiem w jej wierzch, kładzie nasze dłonie pomiędzy nami i to wszystko, co robi. Daje mi wybór. Nie naciska. Jakby rozumiał wagę tego uścisku.
Właśnie przez takie myślenie nie jestem normalna. Najpierw widzę konsekwencje, potem drogę. Wiem, że muszę ją przebyć do ostateczności, jaką są moje ukochane konsekwencje, ale.. one mnie przerażają.
Jednak ryzykuję i zaciskam moją dłoń na jego.
Zerkam na niego kątem oka i mogę dostrzec jego uśmiech, co z kolei wywołuje moje przewrócenie oczami.
W tej chwili wydaje się, że to wystarcza nam obojgu.
Jedna uścisk dłoni..
Drugi uścisk dłoni..
Dlaczego nigdy nie myślałam o tym, jakie są ważne?
– Możemy wracać do domu, proszę? – czuję, że jeśli teraz zacznę przeklinać to on każe mi wylądować na ziemi, dlatego od razu na niej staję.
– Byłem w Londynie tylko dwa razy. Raz ze szkołą, raz na turnieju, ale udało mi się trochę zwiedzić – ściska moją dłoń – Co wiedziałaś w Londynie?
– Kluby.
– Nie śpieszy mi się do domu. Chcesz zwiedzić trochę stolice Anglii?
Marzę o tym.
Kiwam głową. On się uśmiecha, ten uśmiech jest pokrzepiający.
– Jesteś głodna?
– A ty zmęczony?
– Nie – odpowiada tak pewnie, że jak mam mu nie uwierzyć?
– Ja też nie.
– No to chodźmy, na nocne zwiedzanie Londynu – teraz ten jego uśmiech nie jest już tak wkurzający, wręcz się cieszę, że to robi.
Bierze moją torbę, ale nie puszcza mojej dłoni.
Ja także nie chcę jej puścić. Boję się, że jeśli to zrobię już nigdy jej nie złapię. Ściskam jego dłoń mocniej, chcąc poczuć, że jest prawdziwa.
Ciarki znowu rozprzestrzeniają się po mojej skórze.
Jakimś cudem moje kąciki ust unoszą się ku górze.
– Zostawię tu samochód. Londyn lepiej wygląda pieszo i w metrze.
– Metro mnie przeraża – mówię szczerze.
– Mnie też, w końcu jeżdżę ciężarówką.
– Tak naprawdę to półciężarówka.
– Mądrala – niemal odwzajemniam jego uśmiech – Chcesz mi powiedzieć, co się wydarzyło?
Ściskam jego dłoń jeszcze mocniej.
Czy on jest moim chłopakiem? Czy połączyliśmy się i już nie będziemy musieli się rozdzielać?
Tylko, co gdy mu powiem, co dzisiaj robiłam?
Nie chcę.
– Nie chcę o tym rozmawiać.
– No dobrze, więc zobaczmy piękną stronę tego miasta.
Chyba faktycznie jeszcze jej nie widziałam.
Jechał tu trzy godziny i jest gotowy pokazać mi to miasto, tak po prostu.
Luke decyduje się zrezygnować z metra. Kieruje nami wraz z mapą na telefonie.
– Jako piłkarz muszę rozróżniać bramki, a nie cztery kierunki świata.
Po raz pierwszy wybucham przy nim śmiechem.
Coś się we mnie zmieniło, ale nie potrafię stwierdzić co.
Patrzy na mnie, jakby zobaczył szaleńca.
– No co?
– Pewnie byłeś harcerzem i doskonale znasz wszelkie kierunki.
– Mówiłem o tym? Kurczaki, masz mnie.
Przyciąga mnie bliżej, ale nie na tyle, żebym poczuła się niezręcznie.
Latarnie oświetlają nam drogę, śnieg nieco prószy.
– Myślisz, ze można coś podejrzeć w oknach Buckingham Palace?
– Jesteś podglądaczem, Luke?
– Kto wie, co można zobaczyć w oknach.
– Naprawdę jesteś ciekaw?
– Chodź – przyśpiesza. Mijamy Big Bena, który jest gigantyczny nawet przy Luke'u i szybko znajdujemy się przy pałacu królowej.
Stajemy i właściwie palą się może dwa światła. Widzimy żołnierza, czy kogoś na warcie, ubranego w te oficjalne ciuszki.
– To kiedyś było modne, nie? Takie żołnierskie stylizacje.
– Co? Podoba ci się to? – pytam z ledwo widocznym uśmiechem – To nie do końca mój styl.. chociaż..
– Już masz w głowie wizje?
Kiwam głową.
– O patrz! – wymachuję ręką w stronę świeżo zapalonego światła.
– Jak myślisz kto to?
– Nie mam pojęcia, ale pewnie jest ubrany w jakąś okropną bufiastą piżamę. Myślisz, że chodzą po pałacu nago?
– Myślisz, że mają dzień nagości?
Patrzymy na siebie i powstrzymujemy śmiech.
A wtedy brama się otwiera.
– Co państwo tutaj robią?
Chyba uznali nas za niebezpiecznych.
– Cieszymy się życiem.
I sobą. Mogłabym to dodać, ale tak naprawdę nie widzę takiej potrzeby.
– Czy możecie cieszyć się życiem przed pałacem rano?
Oboje energicznie kiwamy głowami.
Mija cała wieczność, zanim trafiamy nad Tamizę po drugiej stronie Big Bena przy London Eye. Luke wyrzuca nasze kubki z kawą. Oboje nie chcemy wracać niewiadomo dokąd, dlatego nie straszna nam noc i ciemno.
– Chcesz przyjść tu jutro za dnia i wsiąść na London Eye?
– Zostajemy do jutra?
– Czy wspomniałem o weekendzie?
Nie wiem.
Staram się zapamiętać wszystko, ale to trudne. Moje serce bije zbyt szybko.
Przysuwam się do niego, a on robi krok w moją stronę. Opieram się o jego pierś plecami, a on kładzie rękę przede mną na murku, oddzielającym nas od rzeki. Oracza mnie drugim ramieniem, przytulając policzek do mojego policzka.
– W porządku?
Kiwam głową, a on całuje mnie w skroń.
Przyjechał tu dla mnie.
Nigdy nikt nie zrobił dla mnie czegoś takiego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro