Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VIII

Rozdział trochu dłuższy, jako rekompensata za brak rozdziału w tamtą sobotę ;-;
Enjoy :3

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 Alex naprawdę nie lubił podejmować decyzji. Wszelkie wybory od zawsze sprawiały mu trudność. Bał się konsekwencji, które może pociągnąć za sobą nawet najprostszy z nich. Często wahał się lub stał przez zbyt długi czas zastanawiając się nad czymś niezbyt istotnym. Wolał, by o ważniejszych sprawach decydowali ludzie bardziej odpowiedzialni i rozgarnięci od niego.

Tamtego dnia nie potrafił nawet wybrać sobie koszuli, w której wyglądałby najlepiej. Denerwował się przed spotkaniem z Miriam. W akcie desperacji zwrócił się do swojego kota:

-Czerwona czy czarna?- spytał, stając przed zwierzęciem, które uniosło leniwie głowę, patrząc na swojego właściciela z wyrzutem.-Przepraszam, że pytam, ale to całkiem ważne.

Mruk przymknął powieki sygnalizując, że problem Alexa wcale nie jest taki ważny, na jaki wygląda. Zwierzę wróciło do niekulturalnie przerwanej mu drzemki. Chłopak wziął głęboki oddech i machnął ręką.

-Wezmę T-shirt- rzucił. Zastanawiał się czasem, czy w zupełności normalne jest rozmawianie ze swoim kotem.

Po przebraniu się, przeczesał niedbale włosy dłonią i stanął przed lustrem. Może powinien kupić Miriam kwiaty? W końcu nie wypada przychodzić na spotkanie z dawnym przyjacielem bez upominku. Pomyślał jednak o tym, że w końcu Miriam pracuje w kwiaciarni, więc ma kolorowych roślin pod dostatkiem. Jednak... zawsze lubiła kwiaty... Nie mógł się zdecydować.

Może da jej jakieś osobliwe zdjęcie? W jednym z jego licznych pudełek na pewno znalazłoby się jakieś zdjęcie. Ta opcja wydała mu się najbardziej w porządku. Miał pełno zdjęć z dawną przyjaciółką. Żadnego nie wyrzucił.

Pamiętając lekcję z dzieciństwa, uśmiechnął się słabo do swojego lustrzanego odbicia.

Spokojnym krokiem ruszył przez pokój, tym razem ostrożnie, by nie potknąć się o śpiące na środku dywanu zwierzęcia. Jego kot posiadał niezwykłe umiejętności teleportowania się w przestrzeni, więc Alex musiał uważać cały czas, by przypadkiem nie nadepnąć na leżący na podłodze puchaty ogon, którego właściciel chwilę temu mógł znajdować się... na przykład na biurku.
Klęknął przy łóżku i pochylił się, błądząc dłonią pod meblem. Po chwili trafił na twardy przedmiot i wyciągną go. Uniósł jeden kącik ust, obracając ostrożnie niewielkie, pomazane markerami, drewniane pudełeczko. Otworzył delikatnie wieczko, a jego oczom ukazała się sterta niewielkich fotografii, robionych starym polaroidem.

Nie mógł powstrzymać się od obejrzenia każdej z nich. Zamknięte przez tyle czasu w pudełku zatrzymały swoją osobliwość. Pachniały lasem, deszczem i słońcem, gwiazdami i markerami, którymi Miriam zawsze miała porysowane ubranie, oraz czymś... innym, a jakże znajomym dla Alexa.

Na jednej była stojąca w oknie Miriam. Miała wyciągniętą jedną rękę ku niebu, jakby chciała coś chwycić i uśmiechała się szeroko. A on... bardzo się wtedy bał.

Na drugiej również była Miriam. Stała przed narysowanymi na ścianie kolorowymi postaciami, które miały symbolizować nieprzemijającą przyjaźń jej i chłopca. Zastanawiał się, czy nadal zdobią Szopę.

Na trzeciej... również była Miriam. Przytulała się do wielkiego, puszystego owczarka niemieckiego. Pamiętał tamten dzień.

*

-Nauczę cię gwizdać!- zawołała dziewczynka, siadając obok chłopca na pniu przewróconego drzewa. Podkulił nogi i usiadł na wprost niej, a ona uczyniła podobnie. Wydęła usta w dziubek i wydała dźwięk. Chłopiec próbował ją naśladować, lecz marnie mu to wychodziło. Zawsze chciał nauczyć się gwizdać. Może ta umiejętność nie była niezbędna do jego codziennego funkcjonowania, ale na pewno dostarczała dużo frajdy. Spuścił wzrok na znak rezygnacji.

-Ej, nie poddawaj się! Spójrz. Robisz tak...-dziewczynka wskazała na swoje usta- a potem taaak... i dmuchasz!

-Nie umiem- odparł ze smutkiem.

-Nauczysz się- zapewniła dziewczynka. Chłopiec pokręcił głową.

-Chyba nie...

-Eeej, ja się nauczyłam! Ty też dasz radę!- uśmiechnęła się. Chłopiec uniósł niepewnie wzrok.-Tylko... nie poddawaj się, dobrze?

-Nie będę- odpowiedział, uśmiechając się lekko.

-I tak trzymaj!- zacisnęła pięści w radości. Taka motywacja odrobinkę go onieśmielała.

Nagle uwagę chłopca przyciągnął dziwny cień, wyłaniający się powoli za rogu domku.

-T-tam- szepnął do dziewczynki, wskazując na dziwne zjawisko. Miriam odwróciła głowę w tamtą stronę i zmrużyła oczy. Stworzenie przypominające dużego psa zatrzymało się, bacznie obserwując dzieci. Po chwili jednak znów ruszyło w ich stronę, powoli wyłaniając się z cienia rzucanego przez domek.

Był to wielki, ubłocony, owczarek niemiecki.

Alex przestraszył się. Zawsze w pewnym stopniu obawiał się psów. Jednak kiedy zobaczył oczy stworzenia, poziom jego przerażenia opadł. Spojrzenie psa było przesycone lękiem i... czymś na kształt determinacji. Jakby istota walczyła sama ze sobą.

-Hej, to tylko pies- usłyszał głos Miriam i poczuł jak dziewczynka zsuwa się z pnia.

-Miriam, n-nie...- próbował powstrzymać przyjaciółkę, lecz ta była już w połowie drogi do zwierzęcia. Pies cofnął się, lecz nie uciekł. Mierzył tylko dziewczynkę czujnym wzrokiem. Alex niechętnie zszedł z drzewa i ostrożnie, lecz szybko, dotarł do Miriam.

Nie potrafił jej zrozumieć. Zupełnie niczego się nie bała.

-Cześć, piesku- zagadnęła dziewczynka, siadając na trawie w bezpiecznej odległości do stworzenia.-Nie bój się nas, nie zrobimy ci krzywdy...

Trwali parę chwil w ciszy, a Alex obserwował wymianę spojrzeń między psem a dziewczynką. Zwierzę w końcu usiadło na trawie, a jego spojrzenie złagodniało. Miriam przysunęła się bliżej.

-Nie powinniśmy...-zaczął, lecz dziewczynka go zignorowała, co jakiś czas przesuwając się niewiele bliżej do psa. Nie robiła przy tym żadnych gwałtownych ruchów.

-Alex- szepnęła do niego w końcu.-Znajdź jakąś miskę i nalej deszczówki.

Chłopiec był trochę zaskoczony prośbą dziewczynki, lecz powoli skierował się głębiej w Ogród, gdzie znajdowały się różne przedmioty przyniesione przez niego do zabawy. Wśród nich była również metalowa miska, którą jego mama pozwoliła mu się bawić, więc wziął ją ze sobą do Królestwa. Chwycił naczynie i ruszył w stronę zardzewiałej beczki z wodą opadową, która stała tam... pewnie od wieków. Opłukał w niej miskę i napełnił wodą, by potem szybko, lecz starając się nie wylać za dużo cieczy, wrócił do dziewczynki. Siedziała o wiele bliżej psa niż wcześniej. Zwierzę nawet nie drgnęło.

-O, dobrze. Daj ją- chwyciła miskę i wstała, powoli idąc w stronę zwierzęcia. Zatrzymała się w połowie dzielącej ich odległości i położyła naczynie na ziemi, po czym cofnęła się. Pies poruszył się i zerknął niepewnie na Miriam. Zwierzę nie zastanawiało się długo i podszedł do miski, by zaraz łapczywie wypić znajdującą się tam wodę. Dziewczynka zaśmiała się.

-Jak go nazwiemy?- spytała, zwracając się do Alexa. Chłopiec zamrugał, zaskoczony, po czym wzruszył ramionami. Miriam wydęła usta.-Później nad tym pomyślimy.

Pies wywalił jęzor, patrząc się z radością na dziewczynkę. Podeszła do niego i wyciągając ku niemu dłoń. Zwierzę odsunęło się na początku, lecz już niebawem łasiło się do dziewczynki. Zachichotała.

-Przypomina niedźwiedzia- zauważyła.-Nazwiemy go Teddy.

Chłopiec przystał na to. Całkiem podobało mu się to imię. Wyglądało na to, że pies również jest zadowolony. Choć sprawiał wrażenie całkowicie spokojnego, Alex wolał do niego nie podchodzić. Nadal zbyt mocno się bał.

Później spędzili parę ładnych kwadransów, próbując zabawkowymi konewkami opłukać psa z błota i doprowadzić do porządku. Nie należało to do łatwych zadań, oj nie. Zwierzę biegało wkoło domku, utrudniając dzieciom sytuację.

-Wiesz, czasem wystarczy zrobić dla kogoś małą rzecz, by był ci wdzięczny do końca życia- powiedziała cicho Miriam, kiedy odpoczywali na pniu. Teddy leżał przy nich, grzejąc się w zachodzącym słońcu i „wysychając" powoli. Chłopiec pokiwał głową, nie mając siły na dalszą rozmowę.

*

Głośne miauknięcie kota sprowadziło Alexa na ziemię. Chłopak szybko zerknął na zegar i uznał, że najwyższy czas się ruszyć. Zdecydował, że weźmie ze sobą wszystkie trzy zdjęcia, by Miriam mogła wybrać te, które zatrzyma. Wsunął je do torby razem z telefonem, portfelem oraz innymi drobiazgami i przewiesił ją sobie przez ramię. Niespiesznie zszedł po schodach na dół, wziął pierwszego z brzegu pączka i zostawił mamie kartkę, by wiedziała, gdzie jej syn się znajduje. Zręcznie rozplątał słuchawki i wyszedł z domu.

Gdy mijał swoje miejsce pracy, uśmiechnął się lekko do znajdujących się za oknem regałów z książkami. Przeprosił je w myślach, że dziś nie przyjdzie. Przeszedł przez ulicę, po chwili mijając kwiaciarnię. Była zamknięta, a na chodniku nie stał żaden kosz z kwiatami. Przez to, ulica wyglądała bardziej smutno niż zazwyczaj. Alex poczuł dziwną pustkę.

„Sometimes the only payoff for having any faith
Is when it's tested again and again everyday
I'm still comparing your past to my future
It might be your wound, but they're my sutures"

W parku było wyjątkowo przyjemnie. Chłopak czuł na skórze lekki, ciepły wiatr zwiastujący niedługie nadejście lata. Po drodze pod fontannę minęły go roześmiane dzieci z balonami w rękach, gdzieś między drzewami jakaś para jadła arbuzy, a na polanie nieopodal wysoki mężczyzna rzucał psu patyk. Park tętnił życiem jak nigdy wcześniej.

Może dlatego, że ona też tam była.

Stała przy fontannie lekko uśmiechnięta i, ściskając nerwowo pasek swojej torby, obserwowała otoczenie. Promienie słońca padały na jej twarz, sprawiała wrażenie, jakby promieniała. Jakby stanowiła centrum parku, wokół którego wszystko krąży, a ona sama pozostaje niewzruszona. Alex nagle zatrzymał się w cieniu drzew, nie potrafiąc zrobić kroku naprzód. Wsunął ręce do kieszeni. Co jej powie? Co zrobi? Jak zareaguje?

-Aleeeex!- usłyszał radosny głos i spiął się. Niebieskowłosa machała do niego z szerokim uśmiechem. Odetchnął głęboko i zrobił krok do przodu, potem następny, i następny. Tak dotarł pod fontannę.

-Cześć- powiedział nieśmiało, stając naprzeciwko dziewczyny. Była troszkę niższa od niego, lecz pewnością siebie i radością górowała nad nim.

-Boże, jakiś ty wysoki! Świetny T-shirt, tak w ogóle. Co się z tobą działo? Dlaczego...- zasypała go lawina słów. Wyciągnął słuchawki z uszu i schował je do torby w czasie, gdy dziewczyna mówiła. Wziął głęboki oddech.

-Chodźmy... gdzieś usiąść. Mam coś dla ciebie- powiedział, uśmiechając się lekko. Dziewczyna założyła zbłąkany, niebieski kosmyk włosów za ucho.

-Jasne- rzuciła beztrosko, a chłopak zauważył, jak jej ręce drżały z podekscytowania.

„Cause we could be immortals, immortals
Just not for long, for long" 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Z okazji tego, że w poniedziałek wypadają moje 15 urodziny, planuję dać coś w rodzaju... rozdziału, gdzie skupię się na przeszłości Alexa i jego brata :D Idk, czy dać to jako rozdział 9 czy co... ;-;
Nom, to tyle... miłego dnia :D

PS: Piosenka: Fall Out Boy - Immortals

~Sowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro