Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

V

Życie było dla Alexa czymś... nierealnym. Złudnym. Podziwiał ludzi, którzy potrafią się nim cieszyć. On sam po prostu egzystował, bez określonego celu. „Jeszcze z jakieś 50 lat i umrę", myślał.

Jednak nie potrafił narzekać. Cóż... tkwił w stagnacji, lecz przynajmniej nie miał problemów finansowych ani nie był na nic chory. Mimo tego... nie był usatysfakcjonowany swoją sytuacją. Choć doceniał wszystko, co miał, czegoś mu brakowało.

Człowiek jest przedziwną istotą. Spędza życie na szukaniu szczęścia. A kiedy już je znajduje, albo zaraz je traci, albo zmienia priorytety.


W domu zastał mamę, która siedziała na kanapie i oglądała film. Odpoczywała. Później miała iść na nocną zmianę do szpitala. Wracała jednak zawsze w porę, by zrobić Alexowi śniadanie. Jednak przez ich odmienne grafiki bardzo często się mijali.

-Cześć, synku- przywitała go. Uśmiechnął się i pomachał jej.-Oglądam „Wszystko za życie"*, wiesz? Fajny film.

Alex zwrócił wzrok ku ekranowi. Zobaczył mężczyznę, który stał na autobusie. Wydawał się chłopakowi... szczęśliwy.

-Rzucił wszystko i zaczął podróżować- mówiła.-Niesamowita historia...

Alex również chciałby coś rzucić- najlepiej się pod pociąg. Jednak, musiał przyznać, że nie miałby odwagi wyruszyć sam w nieznane. Nigdy o tym nawet nie myślał.

-Ale potem koleś umiera i nie jest tak kolorowo- zaśmiała się. Alex przewrócił oczami.-Synku?

Zwrócił ku niej głowę.

-Gdybyś ty również chciał gdzieś wyjechać... nie przeszkodziłabym ci.

Ściągnął brwi, nie rozumiejąc.

-Jesteś taki, jak twój ojciec- tutaj uśmiechnęła się przelotnie.-Dzikie zwierzęta nie lubią być trzymane w klatce, Alex.

Zamilkła. Chłopak stał jeszcze przez chwilę w miejscu, całkiem zaskoczony słowami rodzicielki. Nie często wspominała mu o tacie, więc porównanie Alexa do niego było całkiem nieoczekiwane. Po momencie odwrócił się i skierował się w stronę swojego pokoju, chcąc wszystko przemyśleć.

Doszedł do wniosku, że również- podświadomie- dużo myślał o wolności.

~*~

Do pracy przyszedł wcześniej niż zwykle. W nocy nie mógł zmrużyć oka: obejrzał film od początku do końca. Rozmyślał, czy starczyłoby mu odwagi, by podążyć w ślady bohatera.
W domu nie miał za bardzo co zrobić, toteż przyszedł do jednego z niewielu miejsc na Ziemi, w którym go nie oceniano.

W ciszy, jaka panowała w księgarni, mógł spokojnie pomyśleć. Spojrzał przez duże okno na ulicę. O tej porze była prawie pusta- jedynie parę osób szło bez pośpiechu do sobie tylko znanej lokacji. Może szli do pracy? Do rodziny? A może na śmierć? Zastanawiało go to.

Zastanawiał się również, co w tej chwili może robić Miriam. Czy jest w domu, który pragnęła znaleźć od dzieciństwa?

*

-Kiedyś znajdę swój dom!- krzyczała dziewczynka, radośnie machając rękami. Stała na pniu przewróconego drzewa, od czasu do czasu przechadzając się po nim. Chłopiec natomiast spokojnie siedział, zastanawiając się.

-Czy sierociniec nie jest twoim domem?- spytał cicho. Dziewczynka spojrzała na niego dziwnie, jakby powiedział coś nieprawdopodobnie głupiego. Dlatego, między innymi, nie lubił się odzywać.

-Nie?- odparła z sarkazmem.-Znajdę prawdziwy dom!

-Jednak...mieszkasz w nim. Więc to twój dom- chłopiec odważnie bronił swojego zdania.

-Nie. Dom do nie tylko budynek. To... takie uczucie- wyjaśniła. Chłopiec posłał jej pytające spojrzenie.-No wiesz... takie coś, kiedy... dobrze się tam czujesz.

-Czy Szopę, znaczy, Królestwo, możemy nazwać domem?- spytał, bawiąc się rękawami sweterka.

-Tak, to jeden z naszych domów. Ty masz pewnie jeszcze jeden, prawda? Masz tam rodziców i zabawki i książki i w ogóle, nie?

Pokiwał głową.

-Ja go nie mam. Ale kiedyś znajdę. Będą tam ludzie, którzy mnie będą ak-cep-to-wać i dla których będę ważna- dotknęła dłonią miejsca, gdzie znajdowało się serce.

-A co, jeśli...nie znajdziesz?- spytał chłopiec szeptem. Nie chciał zasmucać dziewczynki, lecz był ciekawy odpowiedzi. Jednak Miriam nie wydawała się ani trochę przejmować pesymistycznymi myślami Alexa.

-To pójdę na drugi koniec kraju i będę szukać.

-A... jeśli nawet tam go nie będzie?

-Musi być!- tupnęła nogą. Choć nawet jej stanowczy ton nie przekonał chłopca, nie wspomniał o tym.

-Czy... jeśli będziesz chciała go szukać... zabierzesz mnie ze sobą?- spytał nieśmiało, co rozbawiło dziewczynkę.

-Jasne. Jesteś moim przyjacielem! Przyjaciół się nie zostawia- powiedziała, rozkładając ręce dla zachowania równowagi i przeszła wzdłuż pnia.

-Nie zostawia...-powtórzył.

-Coś taki rozmowny dziś jesteś! Cieszy mnie to- wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Wzruszył ramionami. Przy dziewczynce czuł się o wiele pewniej niż zwykle.

-Jestem jaskółką!- zawołała i z gracją zeskoczyła z pnia, machając rękoma. Po chwili znów zaczęła się na niego wspinać.

Alex zaśmiał się, po chwili rozglądając się dookoła. Zauważył, że Szopa i ogród wyglądają odrobinkę inaczej. Bardziej... żywo, przytulnie, zielono. Jakby stary budynek cieszył się, że w otoczeniu znów przebywają ludzie, a podwórko było dumne z faktu, że znów jest użytkowane. Był pewien, że to głownie dzięki Miriam, jej uśmiechowi i kolorowych rysunkach na ścianach. Potrafiła sprawić, że nawet tak smutne miejsce jak Szopa zaczęło odżywać.

-Pięknie tu, prawda?- usłyszał po swojej lewej. Miriam siedziała obok niego, beztrosko machając nogami w powietrzu. Uśmiechnął się, kiwając głową.

*

Był bardzo ciekawy, czy znalazła dom, o którym wtedy mówiła. Miał jednak wyrzuty sumienia, ponieważ... „przyjaciół się nie zostawia". On ją zostawił.

„To nie była twoja wina"- wołał Rozum.

„To jak najbardziej była twoja wina"- mówiło spokojnie Serce...

Jego rozmyślania przerwał dźwięk powiadomienia, który wydał jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz: nowa wiadomość od -Jane. Dotknął palcem ekranu.

Jane: Cześć Alex, jak się miewasz?

To była zwykła wiadomość, o niezbyt ważnej treści, a jednak ucieszyła Alexa. Kogoś obchodził jego los.
Jane nigdy do niego nie dzwoniła, z czego bardzo się cieszył. Nie przepadał za rozmowami przez telefon. Robił to tylko w wyjątkowych przypadkach.

Alex: Całkiem dobrze, Jane. Co u ciebie?

Prawie natychmiast dostał odpowiedź.

Jane: W porządku, po prostu... cieszę się, że wszystko u ciebie dobrze :)

Zdziwiła go trochę treść tej wiadomości. Miał dziwne wrażenie, że stało się coś złego.

Alex: Jane, na pewno wszystko dobrze?

Jane: Tak, jasne... spotkamy się niedługo?

Jego złe przeczucia przybrały na sile. Chciał odpisać, lecz w tym samym momencie rozległ się dźwięk dzwonka. Ktoś wszedł do księgarni.

-Dzień dobry!- usłyszał. Natychmiast wstał z krzesła. Przy ladzie stała niebieskowłosa florystka, uśmiechając się szeroko. Jednak, kiedy zobaczyła Alexa, jej uśmiech zbladł, a wzrok zatrzymał się na jego twarzy.

-Mmm... wszystko w porządku?- spytał w końcu, trochę zakłopotany. Dziewczyna potrząsnęła lekko głową, po czym machnęła ręką i uśmiechnęła się.

-T-tak, tylko... przypominasz mi trochę mojego anioła stróża.

„Everyone I come across in cages they bought
they think of me and my wandering
but I'm never what they thought
got my indignation but I'm pure in all my thoughts
I'm alive..."

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Piosenka: Eddie Vedder - Guaranteed**

*Into the Wild (po polsku nie brzmi tak ładnie, ale cóż ;-;)

**piosenka z filmu

BUM SZAKALAKA tego się nie spodziewaliście XD

Chyba obejrzę ten film :v Piosenka końcowa była w sumie... dużym natchnieniem do napisania tego opowiadania :3

~Sowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro