Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IV

Alex był człowiekiem o niesamowitej cierpliwości. Znosił stres dnia codziennego, humorki Rity, niezdecydowanie dzieciaków chcących kupić książki. Cierpliwość do ludzi towarzyszyła mu od zawsze, lecz- dość dawno temu- nauczył się podchodzić cierpliwie do samego siebie. Nie nadwyrężał swoich nerwów, żył niezwykle powoli, w przeciwieństwie do swoich rówieśników. Wciąż czekał: na poprawę swojej sytuacji psychicznej, na miłość, czy chociażby -codziennie- stojąc na przejściu dla pieszych w oczekiwaniu na zmianę światła na zielone. Czy chciał coś zmieniać w swoim życiu? Możliwe. Wciąż jednak czekał cierpliwie na jakikolwiek zwrot akcji w swoim scenariuszu. Był więźniem swojego własnego życia.

Był niczym liść niesiony przez podmuch wiatru, który posłusznie opada w miejsce, gdzie powinien opaść.

Właśnie przyglądał się kroplom deszczu spływającym po dużym oknie znajdującym się w niewielkiej księgarni. Obserwował ludzi- panie chwiejące się na szpilkach, zakrywające głowy teczkami i torebkami oraz panów, trochę bardziej opanowanych, tych truchtających do pracy i tych, co po prostu zakładali kaptury. Jakże niesamowite jest zróżnicowanie między ludźmi.

Zwrócił wzrok ku kwiaciarni, mieszczącej się naprzeciw. Płatki, liście i łodygi roślin drżały pod wpływem opadających na nie kropli. Przypominało to trochę chaotyczny układ taneczny. Wszystkie kwiaty... tańczyły.

Poczuł ukłucie zaskoczenia w sercu, kiedy- podnosząc wzrok- ujrzał w równie dużym oknie kwiaciarni pewną dziewczynę. Kiedy jednak uświadomił sobie, że nie patrzy wprost na niego, lecz na swoje kwiaty, odetchnął z ulgą. Jej oczy świeciły się, podobnie jak u małego dziecka. Obserwował, jak podchodzi do drzwi budynku i otwiera je na oścież, a po chwili staje w nich, opierając się o framugę. Dzięki temu ruchowi Alex mógł przyjrzeć się jej bliżej.

Jej włosy w różnych odcieniach niebieskiego falowały w porywach wiatru. Pod fartuchem z logo kwiaciarni widniała czerwona, flanelowa koszula. Na twarzy przez chwilę błąkał się niewielki grymas, który zaraz wykwitł w szeroki uśmiech. Patrzyła w niebo z radością i nostalgią w jasnych oczach. Prawdopodobnie miała na sobie lekki makijaż, lecz w żadnym aspekcie swojej urody nie przypominała typu „wytapetowanej, niebieskowłosej tumblr-girl"- o których opowiadała mu Rita, nierzadko sypiąc wyzwiskami na ich temat. Musiał wręcz przyznać, że była śliczna.

Ach... Alex podświadomie wypatrywał jej każdego dnia.

Intrygowało go jej zachowanie i to, jak bardzo wydawała mu się znajoma. Nie uciekała przed deszczem, jak inni ludzie, lecz wyszła nawet na zewnątrz, by mu się poprzyglądać. Jej zawsze obecny uśmiech przyciągał go do niej niczym magnes, a innych... miał wrażenie, że w pewnym sensie ich onieśmielał. Kwiaciarnia równie rzadko przyjmowała klientów, jak księgarnia naprzeciw niej. Dziwiło go to niezmiernie.

Dziewczyna zaczęła rozglądać się powoli na wszystkie strony, kiedy zauważyła, że deszcz przechodzi. Alex, czując ponowne ukucie w sercu, szybko schylił głowę w nadziei, że dziewczyna nie zauważyła jego wzroku. „Boże... żeby tylko nie uznała mnie za jakiegoś stalkera", pomyślał. Zerknął jeszcze raz w kierunku kwiaciarni, lecz dziewczyny już nie było. Ku swojemu zdziwieniu, przyprawiło go to o dziwny rodzaj smutku.

Taki sam smutek, zmieszany z niesamowitym żalem, odczuł 12 lat temu, kiedy przyszło mu opuścić Miriam.

*

Dzieci siedziały na grubej gałęzi drzewa, które rosło tuż przy Szopie. „Królestwie", wciąż poprawiał się w myślach chłopiec. Nie mógł się przyzwyczaić do nowej nazwy, jaką nadała budynkowi dziewczynka. W każdym razie drzewo było całkiem spore, z rozłożystymi gałęziami, a można się było na nie łatwo dostać przez dziurę w dachu domku. Okolica pokryła się zielenią, ptaki coraz częściej śpiewały. Jednak teraz, przy zachodzącym słońcu, wszystko powoli cichło, kładło się spać. Prócz dwójki dzieci, które z ciekawością przyglądały się gniazdu jaskółek, które uwiły je sobie pod dachem.

-Jaskółki są niesamowite- szepnęła z podziwem. Pokiwał głową, zgadzając się w zupełności.

-Hm...-wymruczała w pewnym momencie dziewczynka- Rodzice się o ciebie nie martwią, kiedy nie wracasz przed zmrokiem?

Alex zastanowił się przez chwilkę. Mama nigdy nie skrzyczała go z tego powodu. Może dlatego, że zakradał się cicho do swojego pokoju, kiedy drzemała na kanapie? Lub może dlatego, że zostawiał kartkę na swoim łóżku, by się nie martwiła? W każdym razie nie wysuwała żadnych pretensji z powodu jego nieobecności.

Pokręcił głową, uśmiechając się lekko.

-Łał, ale fajnie!- zawołała.-Moi się martwili.

Alex posmutniał, mimo że głos Miriam wcale nie był smutny. Zdał sobie sprawę, że dziewczynka nie ma rodziców... i zrobiło mu się przykro.

-Co się stało twoim rodzicom?- spytał cicho. Dziewczynka milczała przez chwilę, wpatrując się gdzieś w dal.

-O spójrz! Świetliki!- zawołała, uśmiechając się szeroko. Wskazała na zbliżające się owady, unikając odpowiedzi na pytanie chłopca.-Zaczekaj!

Zeskoczyła na dach i zniknęła. Alex został sam, rozglądając się dookoła. Zapadł już zmierzch, a wokół zaroiło się od świecących robaczków. Rozchylił usta, wpatrując się w jednego z nich.

-Już jestem- usłyszał. Miriam siedziała obok niego w tym samym miejscu na gałęzi, tuż przy pniu drzewa, ze słoikiem w dłoniach.-Już nie mam ochoty łapać żab.

Otworzyła usiane dziurkami wieczko słoika i, powoli, skierowała go w stronę znajdującego się najbliżej świetlika. Po chwili owad już był w słoiku. Alex chciał zaprotestować, że nie wolno więzić zwierząt, ale powstrzymało go spojrzenie dziewczynki. Było... przesycone podekscytowaniem.

-To dla ciebie-wręczyła chłopcu słoik, jakby był najświętszym przedmiotem, jaki posiadała- Nazwij go jak chcesz! Teraz to twój świetlik. Dbaj o niego.

Alex trzymał w dłoniach pojemnik, chłonąc wzrokiem światełko owada.

-A ty...?- chciał spytać dziewczynkę, czy ona również posiada jakieś świetliki.

-To wszystko jest moje- wyszeptała, rozkładając ręce. Wpatrywał się w nią z podziwem.-Jednak teraz to wszystko jest... nasze.

Ujęła go za dłoń.

-Wiesz...-zmrużyła oczy, uśmiechając się do niego- Przypominasz mi mojego anioła stróża.

Ścisnął delikatnie jej dłoń, uśmiechając się nieśmiało.

*

Uśmiechnął się nostalgicznie i... trochę ze smutkiem, przypominając sobie tamto zdarzenie. Musiał się przeprowadzić niedługo potem. Jego świetlik w końcu odszedł, dożywając swojego świetlikowego, sędziwego wieku. Miał wrażenie, że Miriam była jedyną osobą, dla której coś znaczył. Nie raz nawet jego własna matka zapominała, że ma syna, lecz nie miał jej tego za złe, a czasem nawet śmiał się z takich sytuacji.

Chciałby znów zobaczyć Miriam. Jednak...jego marzenia mają dziwną skłonność do niespełniania się.

Zapadał już zmierzch, kiedy Alex kończył pracę. Wyszedł z księgarni wraz z Ritą, gdyż starsza właścicielka zwykle zostawała dłużej. Nie był pewien, dlaczego to robi, ale nie chciał jej przeszkadzać swoją obecnością. Rita natomiast sprawiała wrażenie szczęśliwej, że wyszła z pracy.

Najkrótsza droga z księgarni do domu Alexa przebiegała obok kwiaciarni. Zauważył niebieskowłosą florystkę zamykającą drzwi na klucz. Zwykle przyjeżdżała do pracy rowerem, lecz wcześniej od niego, by poustawiać kosze z kwiatami przed budynkiem, i kończyła później. Jednak tego dnia prawdopodobnie gdzieś się spieszyła, gdyż donice już były wstawione do sklepu. Patrzył, jak bierze swój rower z powrotem, a potem odjeżdża. Kolejny raz...

„Would you let me see beneath your beautiful?
Would you let me see beneath your perfect?
Take it off now, girl, take it off now, girl
I wanna see inside
Would you let me see beneath your beautiful tonight?"

~~~~~~~~~~~~~

Piosenka: Labrinth - Beneath Your Beautiful

Mam dość spore plany co do tego opowiadania, muszę przyznać :D Akcja rozwinie się, ale bądźcie cierpliwi, podobnie jak nasz drogi Alex :x

~Sowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro