Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III

Dziesiątki samochodów zdążyły minąć Alexa idącego ulicą, zanim ten dotarł do malutkiej księgarni, w której dorabiał po szkole. A każdy samochód prowadziła osoba, której los chłopaka był kompletnie obojętny. Ot, przeciętny młody człowiek idący ulicą. Od niedawna rozmyślał nad tym...co by było, gdyby ludzi było mniej i wszyscy się znali? Czy wtedy nie istniałaby przeciętność?

Miał wrażenie, że jest definicją przeciętności.

Księgarnia była niewielka i skromna, utrzymana w odcieniach brązu i bieli. Ze szpary w uchylonym oknie wystawały śliczne, białe kwiaty kwitnące w glinianej doniczce, które znajdowały się również w innych miejscach w księgarni, pielęgnowane skrupulatnie przez właścicielkę. To miejsce było w dzieciństwie dla Alexa trzecim domem, poza rzeczywistym mieszkaniem i Królestwem. Uwielbiał tamtą ciszę i spokój, z którymi się utożsamiał, oraz przemiłą panią, która od zarania dziejów zajmowała się sprzedażą książek. Nie, zaraz... Nie „sprzedażą". Mówiła, że prowadzi „Dom dla osieroconych książek pani Lindy", a klienci „adoptują" lektury. Pozwalała Alexowi przesiadywać w czytelni do późna, traktowała go prawie że jak wnuka.

To ona nadała mu pseudonim „Lis", kiedy próbował podwędzić z lady cukierka, skradając się z niebywałą ciszą i determinacją. Powiedziała wtedy, że właśnie tak lisy polują. Strażniczka Książek od lat imponowała chłopakowi.

Alex był miłośnikiem dobrych książek i dobrych ludzi.

Teraz, kiedy już dorósł i pracował w księgarni, również uwielbiał tam przychodzić. Zawsze mógł posiedzieć i poczytać w spokoju, ponieważ nie panował tam duży ruch. Czasami jakieś dzieciaki dosłownie „wpadły" tam, kupić książki do szkoły, po czym- dosłownie- „wypadały", a Alex obserwował ich potem przez duże okno, jak znikają w jakimś barze z kebabem. Oj tak... duże okno miało swoje plusy. Miał doskonały widok na ulicę i na znajdującą się naprzeciw kwiaciarnię, której kwiatowy asortyment kwitł, przykuwając rozbiegany ludzki wzrok w wiosnę oraz lato. Kochał patrzeć, jak poszczególne istoty zatrzymują się przed wystawą, chłoną oczyma kolory różnorodnych roślin, decydują się wejść do środka, po czym wychodzą z budynku z bukietem w dłoni. Jednak nadal, ten artystycznie- analityczny umysł szukał w tych działaniach sensu.

Przypomniało mu się zdjęcie, które zrobił jednego z pierwszych dni pracy. Uchwycił na nim pewną niebieskowłosą florystkę, kiedy podlewała z uśmiechem hortensje. Od tamtej pory wytrwale wypatrywał dziewczyny, pracującej naprzeciw. Jej uśmiech... był niesamowicie znajomy...

-Witaj, Alexandrze- przywitała się właścicielka, kiedy Alex zajął już swoje miejsce przy ladzie. Drgnął, wyrwany z rozmyślań.

-Dzień dobry- powiedział głośniej niż zazwyczaj, uśmiechając się do kobiety. Ona uśmiechnęła się również, lecz jakby... bardziej leniwie niż Alex, powoli ogarniając spojrzeniem wnętrze swojej księgarni, z nostalgią w oczach.

-O, Lisie, jesteś już?- zza drzwi prowadzących do zaplecza wyłoniła się wnuczka właścicielki, blondwłosa Rita. Była, cóż... niską osobą o wysokim ego i specyficznym poczuciu humoru. Najprościej mówiąc. Miała również tendencję do używania przezwiska Alexa częściej niż jego imienia, przez co ono jeszcze bardziej do niego przylgnęło.

Przywitał się z nią gestem dłoni.

-Wiesz, nie to że coś, ale mógłbyś mi pomóc w zdjęciu paru książek z półki-powiedziała, po czym zniknęła za drzwiami, mrucząc po nosem coś w stylu „O-my-gy, czemu ja tu jeszcze pracuję?". Alex westchnął i chciał się uśmiechnąć przepraszająco do starszej kobiety, lecz nie zastał jej przed ladą, kiedy obrócił głowę. Zniknęła wśród drewnianych półek z książkami-skromnym dorobkiem jej życia.

Rita czekała na niego na zapleczu, przesuwając palcem po ekranie telefonu. Zauważył, jak unosi jedną brew do góry, po czym prycha i szepcze „szmata". Zapewne znów zastanawiała się, dlaczego ktoś inny ma więcej obserwujących na Instagramie on niej. Dopiero, kiedy Alex znalazł się w zasięgu jej wzroku- a raczej- ilorazu inteligencji, zwróciła na niego swoją uwagę i wskazała na pudło z książkami, które znajdowało się na najwyższej półce. Patrząc na karton, przypomniała mu się Miriam, która zresztą chodziła mu po głowie cały dzień. Pamiętał, jak razem z nią bawili się w kosmitów i, siedząc w dużym pudle, latali rakietą na odległe planety.

Atmosfera tamtego dnia sprawiała, że tęsknił za nią bardziej niż zwykle. Lecz powtarzał sobie: „Przecież ona mnie pewnie nawet nie pamięta..."

*

-Aliii!- krzyknęła radośnie dziewczynka, mrużąc oczy i śmiejąc się głośno. Chłopiec leżał na trawie, cały w ziemi.-Kapitan nie porzuca swojego statku i załogiiii!

Znaleźli niedaleko sierocińca wielkie, kartonowe pudło, które teraz służyło im za rakietę kosmiczną. Siedzieli w nim wraz z dziewczynką, która trzęsła „pojazdem", imitując dźwięki i ruchy statku kosmicznego. W pewnym momencie pudło przewróciło się i oboje dzieci wylądowały na trawie.

Kiedy coś bawiło Miriam, śmiała się całą sobą. W przeciwieństwie do Alexa, który patrzył na swoje ubrudzone ubranie, przerażony przyszłą reakcją mamy. Dziewczynka nagle ucichła, chichocząc tylko cicho pod nosem.

-Jesteś cały?- spytała, wstając i podając Alexowi dłoń. On jedynie spojrzał na nią, zaciskając usta w wąską linię, i wskazał na ubranie. Dziewczynka znów zachichotała.

-Przecież świat się nie zalali przez twój brudny sweter!- zaśmiała się.-Chodź, trzeba u-po-rząd-ko-wać statek!-powiedziała, sylabizując przedostatnie słowo, jakby poznała je dopiero niedawno, i pomogła wstać chłopcu.

-O nie!- jęknęła, kiedy zauważyła dziurę na środku dna „pojazdu". Usiadła gwałtownie na ziemi, zwieszając głowę.-I co teraz?

Alex, widząc jej zawód, zastanowił się przez chwilę. Dziura była na tyle duża, żeby przecisnąć przez nią głowę, a karton na tyle szeroki, by zmieściły się w nim ramiona. Uśmiechnął się lekko, podekscytowany własnym pomysłem.

-Mam plan-obwieścił cicho, podchodząc do przewróconego na bok pudła i oczyścił dłonią z ziemi, po czym założył na siebie, przeciskając głowę przez dziurę w dnie i krzyknął: „Ta da!". Dziewczynka podniosła się z ziemi, zachwycona.

-Super!- krzyknęła.-Ej, spróbujmy zrobić jeszcze dziury na ręce!

Tak więc próbowali zabrać się do roboty. Trochę pogubieni, bez jakichkolwiek narzędzi, wydłubali dziury w kartonie dość ostrym kamieniem i gwoździem.

-Gotowe- odetchnęła Miriam, kiedy skończyli.-Przymierz!

Alex założył na siebie pudło powolnymi ruchami i, choć było mu trochę niewygodnie, musiał przyznać, że wygląda jak rycerz w kartonowej zbroi. Kiedy zobaczył promienny uśmiech dziewczynki, sam również się uśmiechnął.

-Teraz jesteś peł-no-praw-nym rycerzem!- machała rękami w zachwycie. W pewnym momencie przybliżyła się do niego, spojrzała w oczy, dotknęła dłonią pudła... i krzyknęła „Berek!", po czym odbiegła. Alex natychmiast ruszył za nią w niewygodnym uniformie rycerza, potykając się niekiedy o wystające gałęzie. Oboje dzieci śmiało się głośno, biegając po podwórzu Królestwa.

*

Pokazała mu, jaką siłę ma wyobraźnia i uśmiech. A uśmiech nie znikał z jej twarzy. Zastanawiał się, czy dziś również taka jest...Miał nadzieję, że nie zapomniała o nim.

-Och, dziękuję ci bardzo, Lisku- zaszczebiotała Rita z udawaną wdzięcznością. Alex pokiwał głową z lekkim, sztucznym uśmiechem i odszedł.

Chciał wrócić do czasów, gdy na wszystko był czas, a wszechogarniająca wolność wykorzystywano w dobry sposób.

And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
I find it hard to tell you, I find it hard to take
When people run in circles its a very, very
Mad world.
Mad world..."

~~~~~~~~~~~~

Piosenka: Mad World - Gary Jules / Tears For Fears

Niedługo się zacznie coś dziać, obiecuję :')

~Sowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro