III
Dziesiątki samochodów zdążyły minąć Alexa idącego ulicą, zanim ten dotarł do malutkiej księgarni, w której dorabiał po szkole. A każdy samochód prowadziła osoba, której los chłopaka był kompletnie obojętny. Ot, przeciętny młody człowiek idący ulicą. Od niedawna rozmyślał nad tym...co by było, gdyby ludzi było mniej i wszyscy się znali? Czy wtedy nie istniałaby przeciętność?
Miał wrażenie, że jest definicją przeciętności.
Księgarnia była niewielka i skromna, utrzymana w odcieniach brązu i bieli. Ze szpary w uchylonym oknie wystawały śliczne, białe kwiaty kwitnące w glinianej doniczce, które znajdowały się również w innych miejscach w księgarni, pielęgnowane skrupulatnie przez właścicielkę. To miejsce było w dzieciństwie dla Alexa trzecim domem, poza rzeczywistym mieszkaniem i Królestwem. Uwielbiał tamtą ciszę i spokój, z którymi się utożsamiał, oraz przemiłą panią, która od zarania dziejów zajmowała się sprzedażą książek. Nie, zaraz... Nie „sprzedażą". Mówiła, że prowadzi „Dom dla osieroconych książek pani Lindy", a klienci „adoptują" lektury. Pozwalała Alexowi przesiadywać w czytelni do późna, traktowała go prawie że jak wnuka.
To ona nadała mu pseudonim „Lis", kiedy próbował podwędzić z lady cukierka, skradając się z niebywałą ciszą i determinacją. Powiedziała wtedy, że właśnie tak lisy polują. Strażniczka Książek od lat imponowała chłopakowi.
Alex był miłośnikiem dobrych książek i dobrych ludzi.
Teraz, kiedy już dorósł i pracował w księgarni, również uwielbiał tam przychodzić. Zawsze mógł posiedzieć i poczytać w spokoju, ponieważ nie panował tam duży ruch. Czasami jakieś dzieciaki dosłownie „wpadły" tam, kupić książki do szkoły, po czym- dosłownie- „wypadały", a Alex obserwował ich potem przez duże okno, jak znikają w jakimś barze z kebabem. Oj tak... duże okno miało swoje plusy. Miał doskonały widok na ulicę i na znajdującą się naprzeciw kwiaciarnię, której kwiatowy asortyment kwitł, przykuwając rozbiegany ludzki wzrok w wiosnę oraz lato. Kochał patrzeć, jak poszczególne istoty zatrzymują się przed wystawą, chłoną oczyma kolory różnorodnych roślin, decydują się wejść do środka, po czym wychodzą z budynku z bukietem w dłoni. Jednak nadal, ten artystycznie- analityczny umysł szukał w tych działaniach sensu.
Przypomniało mu się zdjęcie, które zrobił jednego z pierwszych dni pracy. Uchwycił na nim pewną niebieskowłosą florystkę, kiedy podlewała z uśmiechem hortensje. Od tamtej pory wytrwale wypatrywał dziewczyny, pracującej naprzeciw. Jej uśmiech... był niesamowicie znajomy...
-Witaj, Alexandrze- przywitała się właścicielka, kiedy Alex zajął już swoje miejsce przy ladzie. Drgnął, wyrwany z rozmyślań.
-Dzień dobry- powiedział głośniej niż zazwyczaj, uśmiechając się do kobiety. Ona uśmiechnęła się również, lecz jakby... bardziej leniwie niż Alex, powoli ogarniając spojrzeniem wnętrze swojej księgarni, z nostalgią w oczach.
-O, Lisie, jesteś już?- zza drzwi prowadzących do zaplecza wyłoniła się wnuczka właścicielki, blondwłosa Rita. Była, cóż... niską osobą o wysokim ego i specyficznym poczuciu humoru. Najprościej mówiąc. Miała również tendencję do używania przezwiska Alexa częściej niż jego imienia, przez co ono jeszcze bardziej do niego przylgnęło.
Przywitał się z nią gestem dłoni.
-Wiesz, nie to że coś, ale mógłbyś mi pomóc w zdjęciu paru książek z półki-powiedziała, po czym zniknęła za drzwiami, mrucząc po nosem coś w stylu „O-my-gy, czemu ja tu jeszcze pracuję?". Alex westchnął i chciał się uśmiechnąć przepraszająco do starszej kobiety, lecz nie zastał jej przed ladą, kiedy obrócił głowę. Zniknęła wśród drewnianych półek z książkami-skromnym dorobkiem jej życia.
Rita czekała na niego na zapleczu, przesuwając palcem po ekranie telefonu. Zauważył, jak unosi jedną brew do góry, po czym prycha i szepcze „szmata". Zapewne znów zastanawiała się, dlaczego ktoś inny ma więcej obserwujących na Instagramie on niej. Dopiero, kiedy Alex znalazł się w zasięgu jej wzroku- a raczej- ilorazu inteligencji, zwróciła na niego swoją uwagę i wskazała na pudło z książkami, które znajdowało się na najwyższej półce. Patrząc na karton, przypomniała mu się Miriam, która zresztą chodziła mu po głowie cały dzień. Pamiętał, jak razem z nią bawili się w kosmitów i, siedząc w dużym pudle, latali rakietą na odległe planety.
Atmosfera tamtego dnia sprawiała, że tęsknił za nią bardziej niż zwykle. Lecz powtarzał sobie: „Przecież ona mnie pewnie nawet nie pamięta..."
*
-Aliii!- krzyknęła radośnie dziewczynka, mrużąc oczy i śmiejąc się głośno. Chłopiec leżał na trawie, cały w ziemi.-Kapitan nie porzuca swojego statku i załogiiii!
Znaleźli niedaleko sierocińca wielkie, kartonowe pudło, które teraz służyło im za rakietę kosmiczną. Siedzieli w nim wraz z dziewczynką, która trzęsła „pojazdem", imitując dźwięki i ruchy statku kosmicznego. W pewnym momencie pudło przewróciło się i oboje dzieci wylądowały na trawie.
Kiedy coś bawiło Miriam, śmiała się całą sobą. W przeciwieństwie do Alexa, który patrzył na swoje ubrudzone ubranie, przerażony przyszłą reakcją mamy. Dziewczynka nagle ucichła, chichocząc tylko cicho pod nosem.
-Jesteś cały?- spytała, wstając i podając Alexowi dłoń. On jedynie spojrzał na nią, zaciskając usta w wąską linię, i wskazał na ubranie. Dziewczynka znów zachichotała.
-Przecież świat się nie zalali przez twój brudny sweter!- zaśmiała się.-Chodź, trzeba u-po-rząd-ko-wać statek!-powiedziała, sylabizując przedostatnie słowo, jakby poznała je dopiero niedawno, i pomogła wstać chłopcu.
-O nie!- jęknęła, kiedy zauważyła dziurę na środku dna „pojazdu". Usiadła gwałtownie na ziemi, zwieszając głowę.-I co teraz?
Alex, widząc jej zawód, zastanowił się przez chwilę. Dziura była na tyle duża, żeby przecisnąć przez nią głowę, a karton na tyle szeroki, by zmieściły się w nim ramiona. Uśmiechnął się lekko, podekscytowany własnym pomysłem.
-Mam plan-obwieścił cicho, podchodząc do przewróconego na bok pudła i oczyścił dłonią z ziemi, po czym założył na siebie, przeciskając głowę przez dziurę w dnie i krzyknął: „Ta da!". Dziewczynka podniosła się z ziemi, zachwycona.
-Super!- krzyknęła.-Ej, spróbujmy zrobić jeszcze dziury na ręce!
Tak więc próbowali zabrać się do roboty. Trochę pogubieni, bez jakichkolwiek narzędzi, wydłubali dziury w kartonie dość ostrym kamieniem i gwoździem.
-Gotowe- odetchnęła Miriam, kiedy skończyli.-Przymierz!
Alex założył na siebie pudło powolnymi ruchami i, choć było mu trochę niewygodnie, musiał przyznać, że wygląda jak rycerz w kartonowej zbroi. Kiedy zobaczył promienny uśmiech dziewczynki, sam również się uśmiechnął.
-Teraz jesteś peł-no-praw-nym rycerzem!- machała rękami w zachwycie. W pewnym momencie przybliżyła się do niego, spojrzała w oczy, dotknęła dłonią pudła... i krzyknęła „Berek!", po czym odbiegła. Alex natychmiast ruszył za nią w niewygodnym uniformie rycerza, potykając się niekiedy o wystające gałęzie. Oboje dzieci śmiało się głośno, biegając po podwórzu Królestwa.
*
Pokazała mu, jaką siłę ma wyobraźnia i uśmiech. A uśmiech nie znikał z jej twarzy. Zastanawiał się, czy dziś również taka jest...Miał nadzieję, że nie zapomniała o nim.
-Och, dziękuję ci bardzo, Lisku- zaszczebiotała Rita z udawaną wdzięcznością. Alex pokiwał głową z lekkim, sztucznym uśmiechem i odszedł.
Chciał wrócić do czasów, gdy na wszystko był czas, a wszechogarniająca wolność wykorzystywano w dobry sposób.
„And I find it kinda funny, I find it kinda sad
That dreams in which I'm dying are the best I've ever had.
I find it hard to tell you, I find it hard to take
When people run in circles its a very, very
Mad world.
Mad world..."
~~~~~~~~~~~~
Piosenka: Mad World - Gary Jules / Tears For Fears
Niedługo się zacznie coś dziać, obiecuję :')
~Sowa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro