Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II

Alex siedział w swojej ławce, pozbawiony jakiejkolwiek chęci do nauki. Zdawał sobie sprawę z ważności nauk ścisłych i w ogóle, aczkolwiek nie przepadał za nimi. W zasadzie... to w tamtej chwili było mu wszystko jedno.

Fizyki uczyła kobieta wyglądająca na jakieś 40-50 lat, z opadającą prawą powieką. Alex nie mógł przypomnieć sobie jej nazwiska. Zawsze, kiedy chciano ponarzekać na nią na korytarzu, rzucano słowo „snajper" i od razu wszyscy wiedzieli, o kim mowa. Toteż Snajper była całkiem dziwną panią od fizyki, która miała groteskowy zwyczaj gestykulowania podczas lekcji i traktowania swoich uczniów jak przedszkolaki.

Jego klasa składała się z grupek ludzi o podobnych zainteresowaniach lub statusie reputacji. Królowali ludzie przeciętni. Znalazłoby się paru mięśniaków, entuzjastów fantastyki, istot niezwykle urodziwych i artystów, takich jak Alex. Ponieważ Alex...był fotografem- amatorem, kreatywnym umysłem, twórczą duszą. W dzieciństwie, przed śmiercią brata, latał wszędzie ze swoim aparatem i uwieczniał nawet sterty śmieci. Nie utożsamiał się jednak z żadną z istniejących grup.

Większość ludzi zwykła nie zwracać na niego uwagi. Nie posiadał przyjaciół jako takich, ale zawsze starał się wspierać ludzi w potrzebie lub dawać spisywać prace domowe. Uczniowie traktowali go różnie, od posyłania łagodnych uśmiechów na lekcji, przez popychanie na korytarzu, do obojętnego spojrzenia. Trochę izolował się od nich przez swoją powściągliwość. Po prostu...istniał, i było to tolerowane przez społeczność klasową.

Na przerwach siedział zwykle sam, ze słuchawkami w uszach. Jednak od jakiegoś czasu przysiadała się do niego pewna dziewczyna. Mogliby być rodzeństwem: miała ciemno-brązowe włosy, zwykle splecione w dwa warkocze; oczy o tym samym kolorze i okulary. Zauważył, że często chodziła w spódnicach. Była drobna, niska i nieśmiała, nie wyróżniała się z tłumu. To właśnie Jane najczęściej się do niego uśmiechała. Nie rozmawiali za dużo, ona również nie opowiadała wiele. Po prostu siedzieli i milczeli, a Alex po pewnym czasie pozwolił jej nawet słuchać ze sobą muzyki w słuchawkach. Przyzwyczaił się do niej i dobrze czuł się w jej towarzystwie. Cieszył się w duchu, że nie jest do końca samotny.

Odwrócił wzrok w stronę okna. Na niebie było pełno chmur, a przez szczeliny pomiędzy nimi w niektórych miejscach przedostawały się promienie słońca. Wiatr poruszał lekko gałęziami pobliskich drzew. Cóż.. dzień, jak każdy inny dzień, przynajmniej dla przeciętnego człowieka, który nie zawraca sobie głowy pogodą. Alex również nie powinien tego robić. Powinien się skupić na lekcji.

Jednak patrząc na zasłonięte chmurami niebo, przypomniał sobie kolejny epizod z dzieciństwa. Tamten dzień wyglądał zupełnie identycznie.

*

Chłopiec trzymał w dłoniach niewielki słoik, w końcu wykradziony niezauważenie z domowej spiżarki, który chciał podarować koleżance. Polaroid na smyczy huśtał się na jego szyi. To był pierwszy raz, kiedy sprzeciwił się rodzicom i nie miał wtedy zamiaru robić tego ponownie. Miriam wydawała się o wiele ważniejsza od nieuniknionej nagany. Zapragnął sprawić dziewczynce niespodziankę.

Tamtego dnia... nie było dziewczynki w Królestwie.

Wpierw zdziwiła go jej nieobecność na parterze, toteż odstawił słoik na dywan i wspiął się po schodach na poddasze, gdzie czasami z Miriam przesiadywali. Zbierali wtedy ptasie piórka do ozdabiania swoich pióropuszy. Nie zastał jej tam jednak.

Szukał w ogrodzie i w lesie, lecz nie zapuszczając się za daleko. Ani śladu dziewczynki.

Zmartwił się i chciał odjechać do domu, kiedy przypomniała mu się jedna, dosyć ważna rzecz.

Miriam zaprowadziła go pewnego dnia pod ogrodzenie sierocińca, mówiąc, że jeśli nie będzie jej w Królestwie, to może przyjść tutaj. Miał wtedy nadzieję, że nie będzie musiał nigdy odwiedzać jej w sierocińcu.

Z jakiegoś powodu miał złe przeczucia. Od pierwszego spotkania znajdował ją w tym niewielki, rozpadającym się domku, a teraz... pomyślał, że coś złego musiało się stać. Wziął szybko swój czerwony rower i ruszył w stronę placówki.

Zdziwił się, kiedy przed sierocińcem ujrzał wóz strażacki. Zjechał z drogi w las i zostawił rower przy jednym z drzew, a sam zakradł się bliżej ogrodzenia. Przestraszył się, że wybuchł pożar i... nie, tak się nie mogło stać. Po prostu... nie mogło.

Duża grupa ludzi stała na podwórzu, z głowami uniesionymi ku górze. Niektórzy pokrzykiwali lub wskazywali na coś palcami. Wóz strażacki wjechał na teren placówki i sięgał teraz tą długą drabiną pod jakieś okno.

Alex zmrużył oczy, chcąc dostrzec postać stojącą w oknie. Chwycił dłońmi pręty ogrodzenia w przypływie strachu. Miriam.

Chyba się uśmiechała- Alex nie potrafił jednoznacznie stwierdzić. Jednak jej postura i gesty wskazywały na brak jakiegokolwiek przerażenia wysokością, a raczej ukazywały dziwną beztroskę dziewczynki. Raz po raz wymachiwała nogą w powietrzu, przytrzymując się framugi. Nawet pomachała do tłumu.

Alex, kierowany nieznaną dotąd mocą, chwycił za aparat i zrobił zdjęcie. Następnie natychmiast schował je do kieszeni.

Obserwował, jak jeden ze strażaków stawiał ostrożnie kroki na drabinie i wyciągał ręce ku dziewczynce. Ruszał ustami, zapewne zachęcał ją do wycofania się. Ona tylko pokręcił głową z uśmiechem.

Wtem Miriam odwróciła się, złapały ją czyjeś ręce i wciągnęły gwałtownie do pokoju. Alex jeszcze przez chwilę obserwował okno, a kiedy nic nie nastąpiło, odetchnął. Dziewczynka prawdopodobnie była już bezpieczna, a wszyscy zaczynali się rozchodzić lub wbiegać do budynku. Strażacy również się zbierali.

Rozluźniając się już całkiem, wrócił do swojego roweru i pojechał jeszcze raz do Szopy zwanej Królestwem. Bardzo martwił się o dziewczynkę- chciał zobaczyć, czy jest cała i zdrowa, chciał złapać z nią wybraną żabę do słoika. Dlaczego... dlaczego chciała skoczyć? Mama mówiła mu, że nie wolno tak robić. Bo wtedy można umrzeć.

Podprowadził rower pod niszczejący domek i wszedł do środka. Wydawało mu się, jakby było tam ciszej niż zwykle. Ciszej i... jakby ciemniej. Dziewczynka rozświetlała Królestwo swoim promienistym uśmiechem.

Dlaczego tak się smucił? Przecież Miriam nic się nie stało. Nie skoczyła, choć mogła. Gdyby nie ten ktoś, kto wciągnął ją z powrotem do pokoju, dziewczynka skoczyłaby.

Usiadł na dywanie, skubiąc jego róg. Zerknął na stojący nieopodal słoik. Poczekają razem na Miriam.

W końcu położył się na dywanie, skulił i zasnął szybko, zapewne przez silne emocje.

Obudził go nagły trzask drzwiami. Otworzył oczy i usiadł gwałtownie na dywanie, zaraz dostrzegając w mroku zmierzchu postać dziewczynki siadającej niedaleko niego na dywanie. Szlochała. Podniósł się i szybko się do niej przysunął, chwytając niepewnie za jej drżące dłonie. Miriam natychmiast objęła go i przytuliła.

-Ja tylko chciałam latać...

*

Teraz, patrząc na to wszystko z perspektywy czasu, Alex dalej nie pojmował toku myślenia dziewczynki. Choć musiał przyznać, że również miał ochotę otworzyć okno i najlepiej skoczyć, zostawiając wszystko za sobą. Powstrzymywała go jednak nadzieja. Nadzieja, że jego życie nabierze sensu, zanim je sobie odbierze.

Nastąpił koniec kolejnej lekcji, z której nie wyciągnął żadnych wniosków.

-Hej, Alex...- usłyszał cichy głos, kiedy miał zamiar opuścić teren szkoły i nie wracać przez około 3 miesiące. Odwrócił się i ujrzał Jane, uśmiechającą się do niego ciepło. Odpowiedział jej lekki uśmiechem i pytającym spojrzeniem.

-Chcę ci powiedzieć... a raczej... życzyć, bezpiecznych i wesołych wakacji- powiedziała cicho, wzruszając nonszalancko ramionami.

-Miło z twojej strony. Wzajemnie- odpowiedział, trochę ciszej od dziewczyny. Ona natomiast uśmiechnęła się szeroko, jakby te 5 słów sprawiło jej wielką radość. W jednej sekundzie znalazła się bliżej chłopaka i objęła go, przyciskając policzek do jego klatki piersiowej. Zarumienił się i lekko wystraszył. Nieczęsto ktoś go dotykał, ani tym bardziej przytulał. Zebrał się jednak w sobie i również objął dziewczynę.

-Do zobaczenia- powiedziała, odsuwając się i odeszła. Alex jeszcze chwilę stał w miejscu, odprowadzając wzrokiem koleżankę, po czym potrząsnął głową, włożył słuchawki w uszy i zaczął odchodzić w swoją stronę.

„My whole life
Waiting for the right time
To tell you how I feel
Know I try to.
Tell you that I need you
Here I am without you
I feel so lost, but what can I do?"

~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Piosenka: Hurt- Stay 

~Sowa

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro