Bonus I
To jest prawie tak samo beznadziejne jak ja, nie czytajcie tego ;-;
~~~~~~~~~~~~~~
-Uwielbiam to miejsce, Alex- westchnął Colin, przechadzając się co Ogrodzie.-Cicho, pięknie... a wiesz, co jest najlepsze?
Alex pokręcił głową, siadając na trawie. Jego starszy brat chodził to w jedną, to w drugą stronę, z wysoko uniesioną głową.
-Nikt nas tu nie kontroluje, Alex- wysyczał. Chłopiec słuchał go jak zaklęty, wodząc za nim oczami.-Możemy zrobić co tylko chcemy! D-dosłownie!
Alex bardzo różnił się od Colina. Jego starszy brat był... inny. Również cichy, lecz w bardziej niepokojący sposób, jakby cały czas coś ukrywał. Jego objawiająca się często porywczość, pewność siebie i towarzyszące mu nieustannie wrażenie, że jest kontrolowany, stanowiły istną mieszankę wybuchową w ciele młodego, zaledwie 16-letniego chłopaka. Alex miał wrażenie, że coś z jego bratem jest bardzo nie tak, lecz nie potrafił tego określić. Colin raz był miłą i sympatyczną osobą, raz potrafił roznieść swój pokój w pył, a raz natomiast siedział i apatycznie wpatrywał się w jakiś odległy punkt. Często zmieniał styl, farbował włosy... Dla chłopca zawsze jednak pozostawał kochanym, starszym bratem, nieważne co by się wydarzyło.
Ponoć to właśnie Colin najbardziej przeżył odejście ojca. Alex był jeszcze całkiem mały, gdy to się stało. Narastające w jego starszym bracie poczucie winy i stres sprawiały, że chłopak częściej wymykał się z domu, jeździł rowerem do Szopy i robił coś, czego Alex nigdy w życiu by pochwalił. Colin zawsze lubił rysować. Robił to naprawdę pięknie, według Alexa. Miał talent i powinien rysować na płótnie, a nie na swoich nadgarstkach. Tak właśnie to nazywał- „rysowanie". Było to dla niego prawdziwym przejawem „sztuki".
Sztuka nigdy nie rodzi się ze szczęścia.
Colin miał przyjaciółkę, która pisała wiersze. Często opowiadał o niej Alexowi. Ona, w przeciwieństwie do Colina, pisała wiersze żyletką po swoich rękach. Colin mówił, że jej rodzice jej nie kochają, dlatego to robi. Alex nie potrafił zrozumieć, jak można nie kochać tak sympatycznej dziewczyny, jaką była. Linn zawsze się uśmiechała, kiedy przychodziła do ich domu. Chłopiec nigdy by nie przypuszczał, że też robi to, co jego brat.
Oczywiście Colin starał się trzymać Alexa z dala od jakichkolwiek trosk, a szczególnie bał się, że jego młodszy brat będzie robił to, co on. Wiedział, że to nie było właściwe, ale nie potrafił przestać. Zresztą...nie robił tego tylko dlatego, by było mu lżej. „Rysowanie" na nadgarstkach było dla niego małym aktem buntu, którego tak bardzo potrzebował w swoim życiu.
Alex miał małą nadzieję, że pod ranami na rękach nadal chowa się jego dawny, starszy brat, który jakby... nie chce zostać odnaleziony.
-Tu jesteśmy wolni- Colin odetchnął głęboko, siadając blisko młodszego brata na trawie.-Nikt nie wie o tym miejscu.
-Colin?-zagadną niepewnie Alex, skubiąc rękawy swojej bluzy.
-Hm?- chłopak odwrócił się ku bratu.
-Nadal... rysujesz?- spytał, kiwając głową w stronę rąk blondyna. Zauważył, jak Colin zaciska usta w wąską linię, po chwili wzdychając i uśmiechając się szeroko.
-Kończę z tym, Alex. K-kończę- powtórzył, jakby chciał sam siebie przekonać.-Nie martw się.
-A... Linn?
-Ona... nie wiem... przekonam ją, by zaczęła pisać na papierze- uśmiechnął się krzywo. Chłopiec odetchnął z ulgą.
-Co teraz czujesz?- często się o to pytał. Wiedział, że brat tłumi większość uczuć i że to Alex był jedynym powiernikiem jego tajemnic i przemyśleń. Uważał się za pewnego rodzaju terapeutę swojego starszego brata. Colin zamarł, po chwili uciekając wzrokiem na swoje nadgarstki.
-Czuję... nic nie czuję, A-alex- powiedział, po chwili śmiejąc się histerycznie.-Nic.
-Colin...
-I jednocześnie czuję się tak wspaniale! J-ja...
-Colin!- zawołał, aż jego brat zwrócił ku niemu wzrok.-Nie rób tego znowu.
Starszy chłopak wydawał się być zaskoczony, jakby nie wiedział, o czym Alex mówi. Po chwili jednak westchnął, przysuwając się bliżej szatyna.
-Przepraszam, Alex. Muszę iść z tym do Linn. Ty jesteś jeszcze za mały, żeby zrozumieć, co czuję. Nie powinienem ci o tym w ogóle opowiadać- powiedział cicho, obejmując Alexa ramieniem i uśmiechając się łagodnie.-Hej, myślisz czasem o przyszłości?
-Czasem...
-I co widzisz?
-Nic nie widzę. Nie potrafię sobie wyobrazić przyszłości.
-A wiesz, co ja widzę? Widzę ciebie, poszukującego wolności. Ja już niedługo będę wolny. Mam nadzieję, że i ty się nie poddasz, braciszku.
-Jak to „będziesz wolny"?
-To znaczy... po prostu będę.
-Ale...
-Hej, wszystko będzie dobrze, Alex!-uśmiechnął się szeroko.- A powiedz mi... wierzysz w przypadki?
-Tak.
-Nie powinieneś. Nie ma przypadków.
„Drogi Alexie,
Pewnie nigdy nie znajdziesz tego listu, ale co tam. Jeśli to czytasz, to znaczy, że zrobiłem to, co zrobiłem, a ty masz wyjątkowe szczęście. Nie żyję. Umarłem. Zdechłem. Przestałem egzystować.
Lub nie.
Pewnie powiedzą ci, że zginąłem. Pewnie będziesz musiał wyjechać do dziadków w czasie... „mojego pogrzebu". Poprosiłem ją o to. Poprosiłem, a ona- o dziwo- mnie posłuchała. Może potraktowała to jako „ostatnią wolę swojego szalonego syna". Heh... żałosne.
Ach, mijam się z celem, wybacz. Zacznijmy od początku.
Kochany braciszku. Przepraszam. Skrzywdziłem cię.
Cóż... postąpiłem źle. Stoczyłem się. Przez moją głupotę cierpicie i będziecie cierpieć. Cóż... mówi się trudno. Teraz jestem daleeeeko. Nic mi już nie zrobicie, haha :)
To nie tak, że zrobiłem to z własnej woli... w sumie dobra, tak- zrobiłem. Z własnej woli brałem narkotyki, z własnej woli „rysowałem". Ale tak naprawdę to wszystko... to wszystko Jego wina! Gdyby nas wtedy nie zostawił, gdyby nie odszedł... może teraz wręczałbym ci prezent na 10 urodziny.
Ale potem próbowałem to wszystko odkręcić. Próbowałem przestać to robić. Ja... Alex, naprawdę próbowałem. I udało mi się! Alex, naprawdę mi się udało! Nawet Linn... próbowałem ją z tego wyciągnąć. Jednak była zbyt... słaba. I pogrążona w żyletkowej poezji. Jej by się... po prostu nie udało.
Swoją drogą... pisała piękne wiersze. Chyba to właśnie w nich się zakochałem.
Przykro mi, że nie mogłem jej ze sobą zabrać. Była naprawdę... świetnym człowiekiem.
Ech, tak przyjrzałem się temu listowi i wiesz, co ci powiem? Jest do dupy. Może po prostu streszczę ci całą historię.
Radio. Wolność. Ucieczka.
Przeszukaj Szope. Na poddaszu jest stare radio z ustawioną częstotliwością. Mam nadzieję, że za jakiś czas się spotkamy.
Kocham cię, braciszku.
Colin.
PS: Jeśli dotarłem tam, gdzie miałem plan dotrzeć... to jestem szczęśliwy.
~~~~~~~~~~~~~~
Jeśli to czytasz... to to przeczytałeś, wow, gratulacje :") Czyli chyba nie było aż tak źle :/
Ten rozdział chyba zdradza za dużo, meh ;-; Pamiętajcie jednak, że jest on, tak jakby „poza aktualną akcją", więc nie ma on wpływu na akcję w następnym rozdziale. Jeszcze będzie miał, i to całkiem dużo. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
~Sowa
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro