Rozdział 5
— Więc od czego chciałbyś zacząć?
Hermiona popatrzyła pytająco na Severusa uśmiechając się przy tym ciepło, ale z przekąsem. Nie oczekiwała usłyszeć wiele, ale liczyła, że usłyszy cokolwiek. Wykazał chęć zawierania relacji bazujących na czymś więcej niż niechęć, obrzydzenie czy zwyczajne ignorowanie, a to dało jej dużo nadziei — może naiwnej, może infantylnej, ale wciąż nadziei.
Poza tym ktoś z nich musiał być optymistą.
— Powiedz mi coś, czego nikt o tobie nie wie, Granger — usłyszała.
Uniosła zaskoczona brew, widząc, że Snape przygląda się jej pytająco.
— Hmm — mruknęła, chwilę myśląc nad odpowiedzią, choć przecież nie powinna być zaskoczona. W końcu sama zaczęła. — Uwielbiam łyżwiarstwo. Jak była dzieckiem dużo jeździłam i byłam w tym całkiem niezła — powiedziała, zarabiając wymowne spojrzenie Severusa; okraszone jego drwiącym, chełpliwym uśmieszkiem mówiącym dobitne: "Jakżeby inaczej". Zbyła go, dodając: — Gdyby nie okazało się, że jestem czarownicą, pewnie zrobiłabym z tym coś więcej.
Siedzący na podłodze przed nią mężczyzna wyglądał na zaskoczonego, ale we wręcz zawiedziony sposób. Zaciekawiło ją to — i nagle zapragnęła dowiedzieć się, co o tym myślał. Choć zawsze stresowały ją sytuacje, w których była na celowniku Snape'a, z biegiem lat zaczęła być odporna na jego krytykę, wyciągając z nich konstruktywną opinię. A po kilku latach pracy z nim, zaczęła nawet odnosić z tego przyjemność.
On jeden potrafił być z nią brutalnie szczery i nie stronił od uszczypliwych komentarzy, kiedy ich potrzebowała, a do tego miał na jej temat całkiem sporo do powiedzenia — nawet jeśli czasem były to rzeczy, których nie chciała słuchać czy przyjąć do wiadomości. Mimo wszystko wolała gorzką, ciężką do przełknięcia prawdę niż pstrokate, pięknie błyszczące się kłamstwo.
— Łyżwiarstwo — powtórzył. — Naprawdę.
Hermiona uśmiechnęła się pobłażliwie.
— Naprawdę.
— To nie jest coś, czego nigdy nikomu byś nie powiedziała — stwierdził.
— Zgadza się — odparła kobieta, wzruszając ramionami nieco lekceważąco. — Ale to coś, czego nikt o mnie nie wie.
Snape nie wyglądał na wzruszonego jej żałosną, w jego oczach, próbą uniknięcia odpowiedzi.
— Jestem pewien, że twoi rodzice musieli coś podejrzewać — mruknął drwiąco.
Młodsza czarownica roześmiała się cicho pod nosem, a wzdłuż jego kręgosłupa przebiegł krótki, ale zaskakująco przyjemny impuls.
— Dobrze wiesz, o co mi chodzi — powiedziała, od razu słysząc:
— I vice versa.
Znalazła się nieoczekiwanie na drugim końcu surowego, wręcz upominającego spojrzenia i w odpowiedzi wręcz odruchowo uniosła kącik ust w krnąbrnym uśmieszku. Severus musiał przyznać — pasował jej ten wyraz, zwłaszcza, że coraz częściej miał okazję obserwować go na jej wargach. Które, swoją drogą, również do nieurodziwych nie należały.
Zresztą jak cała Granger. Nigdy nie myślał o niej w kategoriach brzydka-ładna, ale teraz, czekając na jej odpowiedź — wbrew oczekiwaniom dość niecierpliwie — przyjrzał się jej buzi, stwierdzając, że była całkiem znośna dla oka. Obiektywnie, oczywiście, mógłby nawet uznać ją za atrakcyjną; gdyby tylko nie wiedział, jaką oktawę potrafi osiągać jej głos i jak irytująco wygląda nierozsądna, niepohamowana zawziętość w jej oczach.
— Nie lubię się uczyć — powiedziała w końcu.
Snape uniósł powoli brew, zupełnie nie oczekując tego, co usłyszał. Poczuł się trochę, jakby ktoś nagle stwierdził, że cykuta nie jest trująca, albo że trupi fetor był idealnym materiałem na perfumy. Zaintrygowało go jednak, co Hermiona miała na ten temat do powiedzenia.
— Dobre kłamstwo musi być przede wszystkim wiarygodne, Granger — upomniał ją.
— Tyle, że to prawda — powiedziała kobieta z pobłażliwym uśmiechem, a jej ton przesiąknął lekką kpiną, gdy dodała: — Nie wiem, po co miałabym cię okłamywać, skoro sama zaczęłam. Nie jestem na tyle odważna, żeby nawet próbować, ale schlebia mi, że takie masz o mnie zdanie.
Uśmiechnęła się szerzej, widząc rozbawiony grymas na ustach Severusa, który zaczął coraz częściej pojawiać się na jego twarzy. Zupełnie jakby sama go wywoływała.
— Naprawdę, nie cierpię studiować rzeczy — wyjaśniła. — Czytanie książek to najnudniejsza rzecz, jaką moim zdaniem można robić, jeśli chodzi o naukę. To znaczy nie zrozum mnie źle — mruknęła, poruszając wymownie brwią — uwielbiam poznawać nowe rzeczy. Nienawidzę o nich czytać. — Nie była pewna, czy Snape zrozumie, co ma na myśli, więc mając wygodną wymówkę, postanowiła dodać: — Dlatego tak bardzo lubiłam z tobą rozmawiać, zwłaszcza gdy razem pracowaliśmy. Mogłam uczyć się rzeczy nie ślęcząc nad księgami, tylko widząc je na własne oczy. Robiąc je własnymi rękoma. I to pod okiem eksperta.
Poczuła, że gorąc wędrujący wzdłuż jej klatki piersiowej dotarł w końcu do policzków. Dziękowała, że znajdują się w mimo wszystko słabo oświetlonej przestrzeni, bo spaliłaby się ze wstydu, gdyby Severus dostrzegł, jak zareagowało jej ciało. Choć nic nie mogła na to poradzić. Od jakiegoś czasu mężczyzna wywoływał w niej mieszane uczucia i nic nie umiała z tym zrobić.
Niespecjalnie nawet chciała.
— Trzeba było korzystać, a nie ciągle gadać — prychnął Snape, choć w odczuciu Hermiony zrobił to w bardzo przyjemny, niezłośliwy sposób. Jakby wcale nie miał jej za złe, że próbowała wtedy nawiązać z nim nić porozumienia, co, koniec końców, i tak udało jej się zrobić. — Czyli co — zapytał — chcesz zjeść ciastko, ale nienawidzisz piec?
— Całe szczęście, że istnieją takie miejsca, jak cukiernie — odparła przekornie kobieta.
Czuła, że każdy kpiący uśmieszek, który otrzymywała od Snape'a, był jak nagroda i łechtał ego w bardzo przyjemny sposób. Jakby tylko ona go widziała — jakby tylko jej udało się go rozbawić; rozśmieszyć na tyle, żeby zachowywał się tak swobodnie. I choć czuła, że może nie do końca była jedyna, wiedziała, że z pewnością znajdowała się w bardzo, bardzo wąskim gronie.
— Ale tak, to dość adekwatne porównanie — przyznała. — Chociaż... — Kobieta poprawiła się, siadając na jednej nodze, a drugą podciągając pod brodę. — Żeby była jasność. To nie tak, że tego nie lubię. Zwyczajnie mnie to nudzi. Uważam, że to niepraktyczne, mało efektywne i nie przynosi takich rezultatów jak robienie czegoś samemu. Ćwiczenie ponad teorię.
Severus uniósł brew zaintrygowany tym, co Hermiona mówiła i zahipnotyzowany sposobem, w jaki to robiła. Obserwował szczupłe dłonie, które choć złożone na kolanie, co jakiś czas unosiły się w subtelny, wyważony sposób. Powoli poruszające się usta, które miały wyjątkowo niesymetryczną, a przez to niezwykle estetyczną krzywiznę. Zmarszczki, które pojawiały się dookoła jej nosa, ilekroć się uśmiechała. Brwi, które poruszały się z każdym akcentowanym słowem.
To wszystko przyciągnęło zdecydowanie zbyt wiele jego uwagi.
— Oczywiście zdaję sobie sprawę, że czasem trzeba to zrobić — dodała, nieświadoma że wzrok Snape'a skanował każdy jej ruch. — Ale kiedy nie jest to konieczne...
Wzruszyła ramionami, a mężczyzna prychnął pod nosem.
— Mam nadzieję, że konsultowałaś sposób prowadzenia zajęć z Minerwą, zanim podjęłaś się zastępstwa — zakpił.
Hermiona posłała mu wymowny, pobłażliwy uśmieszek.
— Wyjdź czasem z lochów i wpadnij na moje zajęcia to sam się przekonasz, czy była taka potrzeba — odparła krnąbrnie, a Severus prychnął:
— Sprawdzę, kiedy mam lukę w grafiku.
Pierwszy raz dostrzegła, że wyraz, który pojawił się na jego ustach, nie był grymasem. Był uśmiechem. Kwaśnym, owszem, ale najprawdziwszym jaki do tej pory dane jej było widzieć. Aż uchyliła wargi zanim te samoistnie nie rozciągnęły się niemal od ucha do ucha — i musiała przyznać, że ten widok nadał twarzy mężczyzny czegoś...
Łagodność — to było pierwsze, co przyszło jej do głowy.
Nie było wielką tajemnicą, że Snape nie był wylewnym człowiekiem. Zawsze stoicki, opanowany, trzymający swoje reakcje na wodzy. Bardzo rzadko pokazywał, co tak naprawdę czuł. Jedyne co pokazywał to niezadowolenie, dlatego większość ludzi myślała, że tylko to odczuwał — uniesiona kpiąco brew, drwiący grymas i zmarszczone nozdrza wyryły się na jego twarzy w formie popisowej miny, o istnieniu której Hermiona zapomniała, gdy tylko zrozumiała, że była maską.
Maską, którą wszyscy — włącznie z nim samym — mieli za jedyną, jaką posiadał. Maską, pod którą Hermionie udało się zaglądnąć i zobaczyć, że Severus, jak każdy, był tylko człowiekiem. I miał w sobie wszystkie emocje jakie za tym szły. Tylko po prostu ukrywał je głębiej, niż inni.
— Dlaczego w takim razie podjęłaś się tej pracy? — zapytał nagle. — Czemu wróciłaś?
Czemu?
Patrzył na nią tak przenikliwie, że na moment straciła zdolność mowy. Nie wiedziała też zresztą co ma mu powiedzieć. Pół-prawdę, bez zagłębiania się w szczegóły? Czy powinna opowiedzieć mu tę samą historię, jaką usłyszała Minerwa? Nie byłoby to fair. Namawiała go do szczerej rozmowy, do budowania relacji — równie dobrze więc mogła po prostu powiedzieć wszystko, co powinno zostać w temacie wyznane.
— Bo tutaj mogę coś zmienić — przyznała. Snape uniósł brew, przyprawiając ją o cichy śmiech. — Mówiłam ci, kocham poznawać nowe rzeczy. I kocham tę wiedzę przekazywać. Tylko niekoniecznie w konwencjonalny sposób.
— Inaczej niż inni? — zadrwił, wypominając jej własne słowa.
Hermiona uśmiechnęła się pod nosem.
— Widzisz? Jesteśmy całkiem podobni — powiedziała rozbawiona. Zerknęła na ramę obrazu i dodała: — Prawdę mówiąc nie ma za tym jakiejś wielkiej historii. Do Ministerstwa poszłam z tego samego powodu. Chciałam coś zmienić. Naprawić system — prychnęła. — Poza tym byłabym głupia, gdybym odrzuciła ofertę, którą wtedy dostałam. — Snape zmarszczył brwi, widząc że jej spojrzenie stało się nieco apatyczne i straciło blask. — Ale potem zderzyłam się z rzeczywistością. Łatwo naprawia się coś, co tego wymaga. Ale kiedy zrobisz już wszystko, co możesz...
— Znudziło ci się?
Spojrzała na Severusa, który nie odrywał od niej natarczywego, ciekawskiego wzroku.
— Poniekąd — mruknęła. — Po wszystkim, co zrobiliśmy z Kingsleyem... nie było nic więcej. Tylko codzienność, w której wszystko chodziło jak w zegarku. I w pewnej chwili zaczęłam się zastanawiać, czy to naprawdę już. Czy to wszystko, co mogłam w życiu osiągnąć.
Dostrzegła kątem oka, że siedzący naprzeciw mężczyzna uniósł brew, tnąc ją zaskoczonym spojrzeniem i wiedziała, że usłyszy coś mocnego. Znała ten wyraz twarzy aż za dobrze.
— Wszystko? — zapytał z naciskiem, który pojawił się tam mimowolnie. — Pomogłaś wygrać wojnę. Przyczyniłaś się do obalenia jednego z potężniejszych czarnoksiężników ostatnich lat. Byłaś częścią największej rewolucji magicznego systemu — wymieniał, a Hermiona poczuła przyjemne mrowienie w lędźwiach słysząc ton, z jakim do niej mówił. — Nie wiem, co więcej chciałabyś osiągnąć w swoim życiu, ale podziel się tymi przemyśleniami z ludźmi, którzy nie zrobili ze sobą nic.
Nie za bardzo wiedział czego spodziewać się w odpowiedzi, ale zdecydowanie nie liczył na szczery i przyjemny uśmiech na ustach Hermiony. Uśmiech, który zdążył dotrzeć aż do orzechowych oczu, zanim te uciekły z jego pola widzenia, gdy kobieta spuściła głowę — ku jego zaskoczeniu — z zawstydzeniem.
Snape przez moment po prostu przyglądał się siedzącej przed nim gryfonce, ale im dłużej to robił, tym więcej detali widział na jej twarzy. Choć żył w przekonaniu, że dostrzegł już wszystkie.
— Mówiłam, że potrafisz być całkiem zabawny, ale tym razem ci nie wyszło — usłyszał i od razu odciął się:
— To nie był żart.
Hermiona posłała mu dziwne, puste spojrzenie.
— Wiem — odparła wymownie. — Sam to powiedziałeś, ja się tylko do tego wszystkiego przyczyniłam. Ale tak naprawdę nie zrobiłam niczego sama. To nie było... moje. — Choć na twarzy Severusa nie dostrzegła nic poza nieprzeniknionym spojrzeniem i wyczekującą miną, mężczyzna nie odpowiedział. Uznała to za sukces i kontynuowała: — Obiecałam sobie, że do kolejnych urodzin zrobię coś, przez co nie będę mieć do siebie takiego wyrzutu. Propozycja Minerwy pojawiła się po prostu w dobrym momencie. Stwierdziłam, że to dobra okazja, żeby zrobić ze sobą coś więcej, zanim skończę trzydziestkę. Mieć na koncie coś tylko swojego.
Uśmiechnęła się kwaśno, wzruszając ramionami i nie oczekując żadnego komentarza. Tym razem nie miała jednak zostać pozostawiona na pastwę ciszy odbijającej się pustym echem od wysokich, chłodnych ścian ich tymczasowego więzienia.
— Wygląda na to, że wciąż ci nie wyszło — mruknął kpiąco Snape.
Gryfonka siedząca naprzeciw niego uśmiechnęła się szeroko, prychając z rozbawieniem:
— Mam jeszcze kilka miesięcy.
Ciemnowłosy czarodziej poruszył wymownie brwiami.
— Miałaś trzydzieści lat — zauważył.
— Niektórzy mieli nawet więcej — odcięła się Hermiona.
Poczuła wyrzuty sumienia, że okłamała Severusa. Za nic jednak nie przyznałaby się do tego, że uwielbiała się z nim przekomarzać i jaką przyjemność jej to sprawiało. Przynajmniej nie teraz. Choć godziny, które spędzali w zamknięciu — zmuszeni do prowadzenia rozmów o niczym, żeby tylko zabić czas, a nie siebie nawzajem — sprawiały, że zaczynała o tym myśleć. Zaczęła zastanawiać się czy po opuszczeniu więzienia nie zrobić kroku, o którym od jakiegoś czasu nieśmiało myślała.
I powoli przekonywała się, że być może byłby to krok w stronę, w którą nie poszłaby sama.
— Widzę, że i tobie zdarza się mieć poczucie humoru — stwierdził Snape.
Hermiona popatrzyła na niego, a jej usta rozciągnęły się w jeszcze szerszym uśmiechu — co nie sądziła, że było w ogóle możliwe.
— Kolejna wspólna cecha — mruknęła, dodając przekornie: — Czy to już moment, w którym zaczynamy uznawać się za przyjaciół?
Snape posłał jej mordercze spojrzenie, za którym czaiło się drwiące rozbawienie.
— Musiałbym kompletnie stracić rozum, żeby nazwać jakiegokolwiek gryfona przyjacielem — stwierdził, z teatralną pogardą niemal wypluwając ostatnie słowo. Nie doczekał się komentarza, a kiedy Hermiona wywróciła pobłażliwie oczami, dodał: — Znajomi, co najwyżej.
Poczuł się dziwnie, gdy wyzywające oczy zlustrowały go jakby poza świadomością młodej kobiety. Uśmiechała się przy tym tak lekceważąco, że miał ochotę zetrzeć ten wyraz z jej ust — jednak zwyczajnie nie był w stanie oderwać od nich wzroku. Chwilę siedzieli więc w ciszy, czekając na ruch drugiej strony, aż w końcu Hermiona ścisnęła lekko wargi, unosząc ich kącik w krnąbrnym grymasie.
— Niech będzie — stwierdziła. — Na początek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro