Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Sekundy, które Severus zmuszony był spędzać w zamknięciu z panną Granger, powoli zamieniały się w minuty luźnej pogawędki, a te, nieuchronnie, rozciągały się w pierwsze umykające im godziny. Mężczyzna zupełnie nie czuł upływu czasu, choć początkowo sądził, że będzie to droga przez mękę. Myślał, że Hermiona będzie źródłem jego bólu głowy — nie przypuszczał nawet, że okaże się na nie lekarstwem.

Duży wpływ miał na to zapewne fakt, że młoda gryfonka traktowała go normalnie — przynajmniej według jego własnych standardów. Z szacunkiem, ale bez pardonu. Z wyczuciem, ale przebijając się stopniowo przez jego skamieniały mur; na tyle, na ile jej pozwolił. Ukąsiła, jeśli zaczął, jednak każdą uwagę, którą posyłała w jego stronę, łagodził ciepły uśmiech — który z każdym razem, gdy pojawiał się na jej ustach, stawał się bardziej pewny siebie.

Co, właściwie, nie powinno go dziwić. Ich znajomość ewoluowała już jakiś czas temu i od dłuższego czasu już rozmawiali na zupełnie innej stopie niż dotychczas, często nawet nieświadomie — i w granicach komfortu obu stron — zahaczając nawet o tematy prywatne.

Snape po części nie miał nic przeciwko — a w pewnej chwili na jego zachowaniu zaczęło nawet odciskać się piętno wyrzutów sumienia. Choć nic, co robił, nie było nimi sygnowane.

W końcu Granger miała rację — Ugh — a on rzeczywiście nie miał przyjaciół. Mało istniało osób, które z własnej woli chciały przebywać w jego towarzystwie, a jeszcze mniejsze grono szczyciło się wzajemną relacją tego typu. Ona, oczywiście, musiała być wyjątkiem.

Ostatnie kilkadziesiąt minut spędziła śmiejąc się z jego niezwykle słabych żartów i nie wyglądała, jakby chciała przestać, mimo iż okraszał je gburowatym grymasem. Pytała — on odpowiadał. Czasem pokusił się o własne, niezobowiązujące pytanie, które ona z entuzjazmem zamieniała w kolejny temat, któremu on, w większości przypadków, przytakiwał. Jeśli milczał, upewniała się, żeby cisza nie zdążyła przerodzić się w tę niezręczną i zmieniała kierunek rozmowy — przez co Severus nie miał wiele czasu, aby skupiać się na ścianach, które powoli zaciskały się dookoła niego.

I nie wyglądała przy tym, jakby robiła to wszystko z przymusu — nawet w zaistniałej sytuacji. Sprawiała wrażenie, jakby naprawdę lubiła jego towarzystwo. Jakby szczerze lubiła z nim rozmawiać i dobrze się przy tym bawiła; nawet jeśli jego inicjatywy ograniczały się do minimum. Przez to on sam chętniej chciał angażować się w rozmowy, które "narzucała". Chętniej chciał spędzać czas w jej otoczeniu. Chętniej chciał spędzać czas z nią.

A sama Hermiona powoli zyskiwała miano osoby, której był skłonny ten czas poświęcić i nie uznać go przy tym za zmarnowany.

— Severusie?

Spojrzał na nią, widząc zmęczone już nieco oczy wpatrzone w niego z prowokującym błyskiem. Uniósł pytająco brew, czekając na pytanie, którego powinien się był spodziewać — w końcu sam zaczął tę dyskusję.

— Nie powiedziałeś mi w końcu czego nikt o tobie nie wie — przypomniała.

Snape prychnął kpiąco.

— Obiecałaś ratunek, o torturach nie było mowy — odgryzł się.

Ponownie, w nagrodę za swój posępny komentarz, otrzymał szczery uśmiech panny Granger.

— Oko za oko — mruknęła. Zignorowała fakt, że wywrócił oczami i dodała: — Nawet ślizgoni mają swoją godność. Powiedz mi coś, co mnie zaskoczy.

Zaczęło intrygować go już dawno temu, że wytrzymywała jego spojrzenie. Nie w niezręczny sposób — jakby patrzenie na niego było dla niej karą. Nie. Nie unikała kontaktu wzrokowego, nie uciekała jak inni, których raczył tnącym, surowym wzrokiem. Ona po prostu go oddawała. Skalowała jego twarz badając jej skrawki, jakby ciekawa jego reakcji. Czasem nawet zapuszczała się dalej — i choć jej wzrok błądzący po jego ciele nie był najprzyjemniejszym uczuciem jakie znał, nie był również najgorszym.

Po prawdzie — nie znajdował się nawet blisko.

— Nie mamy całego dnia — stwierdził.

Hermiona uśmiechnęła się do niego nieco pobłażliwie.

— Jedna rzecz — powiedziała, na co on natychmiast prychnął.

— Każda cię zaskoczy.

— Zatem to banalnie proste zadanie. — Kiedy uraczył ją milczącym spojrzeniem, jej uśmiech zbladł na ułamek sekundy. Zobaczył po jej minie, że nie liczyła, że cokolwiek od niego usłyszy, a mimo to zawiodła się, że tak się stało. — Cóż. Przynajmniej nie mogę powiedzieć, że nie próbowałam.

Coś w nim pękło. Słysząc ton pełen szczerego rozbawienia przeplatanego gorzkim zawodem, który Hermiona próbowała przed nim ukryć, poczuł kolejną falę wyrzutów sumienia.

Faktycznie, próbowała. Ciągnęła tę rozmowę, znajdując kierunek, w którym oboje byli skłonni iść, a on — mimo iż powoli się poddawał — podświadomie dalej z nią walczył.

— Nienawidzę, kiedy ktoś zwraca się do mnie po imieniu — wyznał.

Obserwował lawinę reakcji, jaką wywołało jego krótkie wyznanie, i nie mógł się nadziwić jak niewiele zaangażowania wymagało od niego osiągnięcie takiego efektu. Nie zrobił praktycznie nic — a w zamian za to oczy Hermiony rozszerzyły się, wypełniając błyskiem zaintrygowania, jej brew uniosła się, a usta lekko rozchyliły, układając w nieco zszokowany, niedowierzający uśmiech.

Wszystko to trwało zaledwie kilka sekund. On miał wrażenie jednak, jakby był wystawiony na jej widok zdecydowanie za długo.

— Naprawdę? — zapytała nieco głupio, ale on nie miał ochoty na pyskówki.

Skinął więc głową jakby od niechcenia.

— Był czas, kiedy to lubiłem — przyznał. Wiedział, co chce powiedzieć i niemal zakrztusił się tak prywatną informacją, jednak zachęcająca mina Hermiony pchnęła go do wyznania: — Kiedy byłem młodszy, uważałem że "Severus" jako słowo jest bardzo estetyczne. Wyrobiłem sobie nawet podpis, aż nazbyt elegancki, tylko po to, żeby móc się nim chwalić. Jak to młodzież teraz mówi... szpanować nim przed innymi.

Nie oczekiwał usłyszeć chichotu, ale dokładnie to wyrwało się zza zaciśniętych warg młodej kobiety. Spojrzał na nią od razu, widząc, że przytknęła dłoń do twarzy — jakby obawiając się, czy nie odbierze tego jako wyśmiewanie się. Jego kącik ust drgnął jednak instynktownie, jakby to było zupełnie naturalna reakcja na cichy, zaskakująco przyjemny dźwięk, jaki gryfonka z siebie wydawała.

— Więc co się stało? — zapytała po chwili, a Severus odparł:

— Wiele rzeczy. Przede wszystkim z wiekiem zmieniają się gusta.

Ich oczy spotkały się na moment, a uśmiech na ustach Hermiony nieoczekiwanie nabrał kokieterii — nieśmiałej, ale nie pruderyjnej. Nie odwróciła przy tym wzroku przez co Snape, nieco skonsternowany jej zachowaniem, mimo woli ściął przelotnie jej twarz.

Ponownie — nie trwało to dłużej niż ułamek sekundy.

— Poza tym w ustach niektórych osób to imię zaczęło brzmieć zbyt... dziwnie — dodał, a gryfonka zmarszczyła lekko brwi. — Dumbledore chociażby miał manierę dodawania do niego "mój drogi".

— Pamiętam — przyznała Hermiona. — W strasznie lekceważący, umniejszający sposób. Choć zakładam, że nie taka była jego intencja.

Severus prychnął gorzko pod nosem.

— Dokładnie taka była jego intencja. Pretensjonalny starzec — mruknął, dodając poważnie: — Ale Voldemort był gorszy. Nie dość, że wypowiadał słowa jakby chciał cię nimi przekląć, to pod koniec syczał, jakby naprawdę był wężem. Pluł mi moim własnym imieniem prosto w twarz przeciągając litery w taki sposób, że doprowadzało mnie to do szału — warknął pod nosem. — Wtedy do reszty je znienawidziłem.

Na zaskakująco długą chwilę w wąskim pomieszczeniu zapadła cisza. Snape nie umiał odczytać z twarzy Hermiony o czym myślała — czy źle zrobił, przywołując wspomnienia sprzed lat? Czy zbytnio się uzewnętrznił? To zdecydowanie. Sam źle się z tym czuł. Uznał jednak, że kobieta sama o to prosiła, więc pozostawało poczekać na jej reakcję.

Pod ostrzałem nie roześmianych, nie zalotnych, za to spokojnych, badawczych oczu spędził kilka sekund, w końcu dostrzegając bardzo subtelny, nerwowy ruch gęstych brwi.

— Nigdy bym nie pomyślała, że tyle może kryć się za tak błahą sprawą — powiedziała Hermiona.

Mężczyzna prychnął, spuszczając brodę z krzywym grymasem na ustach, a gdy ponownie spojrzał na siedzącą przed nim kobietę, dostrzegł jej ciepły uśmiech.

Zaskakiwała go ta zależność i to, jak ich mimiki szły ze sobą w parze. Sztywności i goryczy jego ust nierzadko odpowiadała przyjemna, subtelna krzywizna — promieniująca tym jaśniej, im chłodniejsza mina gościła na jego wargach. Tak jakby jej wyraz twarzy uzależniony był od tego, co pojawiało się na jego własnym obliczu. Tak jakby jej piękny, szeroki uśmiech to była jego zasługa.

— Dlatego zdecydowanie wolę, gdy ludzie zwracając się do mnie po nazwisku — stwierdził. Posłał Hermionie przeciągłe spojrzenie, na sekundę dłużej zatrzymując na niej wzrok, po czym dodał: — W zasadzie tylko ty i Minerwa tego nie robicie. Przynajmniej w szkole.

Młoda gryfonka uchyliła zaskoczona usta, zza których wyrwało się ciche westchnienie.

— Och. Ja... — Doskonale wiedział, co usłyszy. — Przepra...

— Nie przeszkadza mi to — wtrącił, zanim zdążyła dokończyć.

Wyraźnie wprawił ją w zakłopotanie i choć nie taki był jego oryginalny zamiar — nie miał nic przeciwko. Hermiona Granger rumieniła się w wyjątkowo przyjemny dla oka sposób, co dostrzegł nawet w słabym świetle, jakie rzucał żyrandol z korytarza.

A być może właśnie dlatego to dostrzegł.

Musiał przyglądać się jej dokładniej, żeby coś dostrzec. Musiał wysilać wzrok, żeby nie umknęły mu jej reakcje. Zmuszała go do tego sytuacja. Naturalnie.

— Zresztą ja też mówię do ciebie po nazwisku — przypomniał obojętnie. — Sam nawet nie wiem czemu. Pewnie z przyzwyczajenia.

Orzechowe oczy zalśniły, kiedy młoda gryfonka uśmiechnęła się przekornie.

— Nie przeszkadza mi to.

Kącik warg Snape'a drgnął, a wyraz ten szybko przerodził się w rozbawiony grymas.

— A jeśli chcesz znać moją opinię... — dodała Hermiona, czemu Severus momentalnie skontrował pod nosem:

— Umieram z ciekawości.

— Uważam, że twoje imię jest bardzo ładne — stwierdziła, ignorując jego uwagę. — Jest unikatowe, intrygujące... Eleganckie. Estetyczne. — Mężczyzna prychnął, widząc że szatynka tylko szerzej uśmiechnęła się słysząc ten dźwięk. — Chciałabym zobaczyć ten twój podpis — dodała. — Założę się, że był świetny.

— Wręcz przeciwnie — odparł od razu Snape. — Był zmyślny, ale w przesadnie krzykliwy sposób. Pierwsza litera była tak dominująca, że dla reszty prawie w ogóle nie było miejsca.

Hermiona zaśmiała się wesoło.

— Cóż, w końcu imię ma pasować do charakteru tego, kto je nosi — mruknęła.

Dostrzegł jej uciekające spojrzenie. Dostrzegł jej uśmiech. I zrozumiał co miała na myśli.

— Łatwo mówić to komuś, kto ma na imię tak jak ty.

— Jak ja? Proszę cię. — Hermiona prychnęła, wywracając oczami. — Moje imię jest sztywne, suche. Brzmi jak harczenie dzikiego zwierzęcia.

Severus nie zdążył się wytłumaczyć, choć słowa, które pojawiły się odruchowo w jego myślach — i zapewne i tak zostałyby wyłącznie tam — zdecydowanie nie powielały się z tymi, które wyliczyła Hermiona.

— Co śmieszne — dodała — jak byłam młodsza robiłam to samo co ty. Myślę, że każdy w pewnej chwili tak robił. Każdy chciał mieć "dorosły" podpis, taki z przytupem. Szpanerski — zaśmiała się cicho, czemu Snape odpowiedział krzywym, przelotnym grymasem. — Ja akurat chciałam, żeby mój był delikatny, subtelny. A zawsze wychodził... prosty. Nudny. Nie było w nim nic nadzwyczajnego.

Uważała się za nudną i taką jak wszyscy? Niewyróżniającą się z tłumu? Na to wyglądało, patrząc na jej minę i wnioskując po tonie wypowiedzi — jakby była pogodzona ze swoim losem, nie nieszczęśliwa, ale świadoma. Nie spodobał mu się ten wyraz. Nie pasował do niej. Miał ochotę wyśmiać Hermionę i zakpić z żenujących uwag, jakie wyrażała na swój własny temat. Powiedzieć co o tym wszystkim myśli.

O niej — kobiecie, która przeczyła wszystkim stereotypom, jakie Severus znał na temat jej płci. Kobiecie, która jako pierwsza, i jedyna póki co, złamała złe pierwsze wrażenie i obróciła je absolutnie na swoją korzyść. Kobiecie, która z jakiegoś powodu potrafiła wymusić uśmiech na jego ustach. Kobiecie, która była ucieleśnieniem przeciwieństwa — Snape nie znał chyba bardziej irytującego tembru głosu, który potrafił mówić jednak na tyle rozsądne rzeczy, że kompletnie go rekompensowały.

A jej imię? Nic, co powiedziała, nie było prawdą. Było dźwięczne, harmonijne, ale jednocześnie przyjemnie klarowne. Ciężkie do pomylenia, nawet jeśli ktoś bardzo by próbował. W pewnym sensie — było takie, jak jego. Żadnych udziwnień, żadnych niespodzianek. Jedna wielka litera, prosta, estetyczna konstrukcja. Bynajmniej nie nudna.

— To coś złego? — zapytał.

Hermiona wzruszyła ramionami, niespecjalnie sprawiając wrażenie przybitej słowami, które padły z jej ust. Były z tyłu jej głowy, ale nie przeszkadzały, nie wchodziły w paradę. Po prostu tam były.

— Kwestia gustu — mruknęła.

Odnalazł jej spojrzenie, czując że ułamki sekund, podczas których ich oczy na siebie wpadały, powoli zaczynały kłębić się, nawarstwiać. Gęstniały w wąskim, ciasnym pomieszczeniu, dokładając ciężaru do i tak dusznego powietrza, którego nie przerzedził nawet chłód gołych ścian — ani usposobienie Snape'a, powoli ocieplające się pod wpływem uśmiechów Hermiony.

— Cóż, nie wszyscy go mają. Poza tym mylisz pojęcia — stwierdził nonszalancko. Kobieta zmarszczyła brwi, skonsternowana jego słowami, więc wyjaśnił: — Prostota nie jest równoznaczna nudzie.

Kobieta uśmiechnęła się nieco pobłażliwie, przez co aż zmarszczył czoło.

— Cóż — mruknęła. — Ciężko pomylić szorstkość z czymś delikatnym.

— A tobie, jak zwykle, musiało się udać — dodał Severus.

Dostrzegł, że wzrok Hermiony zmienił się i ściął go tak uważnie, że aż poczuł nieprzyjemne mrowienie na karku. Rzadko kiedy coś było w stanie go onieśmielić. A Hermiona Granger nie dość, że z jakiegoś powodu była w ogóle do tego zdolna, to postawiła temu zupełnie nową poprzeczkę.

Był skłonny jednak się z tym pogodzić. Był gotów zagryźć zęby i przeżyć zdeptane ego na rzecz oczu, które od jakiegoś czasu chętnie kierowały się w jego stronę — coraz częściej, na coraz dłużej. Nawet jeśli niszczyły wszystko, na co tak ciężko pracował. Co tak pieczołowicie budował. Co myślał, że wie.

Komu jak komu, ale jej, oczywiście, musiało się to udać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro