Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

W całym swoim dorosłym życiu Hermiona myślała, że miłość to bujda. Pic na wodę – nic więcej niż zwykła mrzonka, którą wmawiano naiwnym dziewczynkom, aby ocieplić wizję przyszłości i odjąć od brutalnej rzeczywistości, jaka na nie czekała.

Severus Snape musiał jednak udowodnić jej, w jak wielkim błędzie żyła.

Ze wszystkich ludzi na świecie to właśnie on – nieprzystępny, powściągliwy w uczuciach i niechętny do ich okazywania Ślizgon – udowodnił jej, co to znaczy być dla kogoś kimś więcej. Pokazał jej, co znaczyło być w centrum czyjegoś wszechświata i jak czuł się ktoś, kto był czyimś wszystkim. Jak to było być dla kogoś najważniejszym.

Szanował przy tym wszystko, co należało tylko do niej – uczucia, zdanie, pragnienia. Nie odbierał nic z poczucia jej własnej wartości, za to nieustannie dokładał tam nowe pokłady pewności siebie i dumy z faktu bycia jego. I nawet jeśli nie miał wiele okazji, by okazać jej swój podziw, wykorzystywał każdą w pełni – a ona czuła się tak, jakby wcześniej nikt w nią nie wierzył.

Dlatego dała mu w zamian wszystko, co tylko mogła.

Wyłożyła swoje serce jak na dłoni, pozwalając, aby czerpał z niego zawsze, gdy tego potrzebował, a Snape, choć początkowo robił to niepewnie – badając granice swojego, ale i jej komfortu – z czasem zrozumiał, że to było wszystko, czego kiedykolwiek potrzebował.

Ze wszystkich ludzi na świecie to ona – wszędobylska, otwarta na ludzi i gotowa do pomocy im Gryfonka – musiała udowodnić mu, co to znaczy być dla kogoś kimś więcej. Pokazała mu, co znaczyło kochać kogoś bezwarunkowo i jak czuł się ktoś, kto miał obok siebie kogoś, na kogo zawsze mógł liczyć. Kogoś, dla kogo było się najważniejszym.

Szanowała przy tym wszystko, co należało tylko do niego – przestrzeń, wątpliwości, nawyki. Nie narzucała swojego zdania i nie przepychała swoich przekonań, za to potrafiła w racjonalny sposób dotrzeć do jego poglądów i wyjść im naprzeciw. I nawet jeśli miała ku temu wiele okazji, wiedziała, gdzie leżał umiar – a on czuł się tak, jakby wcześniej nikt go tak dobrze nie znał.

Dlatego dał jej w zamian wszystko, co tylko mógł.

Odsłonił przed nią skrawek serca, pozwalając, aby – kawałek po kawałku – Hermiona zabrała w końcu całe. Nie dlatego że przegapił moment, w którym niewiele mu z niego zostało – tylko dlatego że zrozumiał, że to było wszystko, czego potrzebowała.

~

— Collins!

Ciemne oczy Snape'a zwęziły się, dostrzegając niesfornego ucznia, który na środku peronu przepychał się ze swoimi kolegami – robiąc przy tym zdecydowanie więcej rabanu, niż mężczyzna by sobie życzył i psując fantastyczny humor, z jakim się obudził.

Częściowo zawdzięczał go właśnie tym gówniarzom, którzy z okazji końca roku nareszcie opuszczali zamek – jednak w większym stopniu przyczyniła się do tego pewna atrakcyjna czarownica, która po spędzonej u niego nocy, czmychnęła nad ranem z jego prywatnych kwater.

— Wytłumacz mi, czego dokładnie nie zrozumiałeś w poleceniu "czekać w spokoju"? — Wysoki mężczyzna obserwował z satysfakcją, jak na twarzy zarówno pulchnego chłopca jak i jego kompanów objawia się czysty szok, przerażenie i wyrzuty sumienia. Nie miał mimo to ochoty użerać się z nimi dłużej, niż to było konieczne. — Na koniec szeregu — polecił surowo, ale jego słowa wywołały okrągłe zero reakcji. — Marsz — syknął groźniej.

Wzrok dzieciaka niespodziewanie umknął za jego ramię. Snape zmarszczył brwi, w następnej sekundzie czując, że ktoś pojawił się u jego boku. Spojrzał w tamtą stronę, dostrzegając przyjaźnie uśmiechającą się do ucznia Hermionę.

— Profesor Snape wydał ci polecenie, dobrze słyszałam?

Chłopiec przytaknął, a młoda nauczycielka skinęła głową i wskazała wymownie brodą koniec szeregu, w którym stali. Uczeń zabrał swój podręczny plecak i w mgnieniu oka zniknął z ich pola widzenia, odseparowując się od grupy, a chwilę później cała kolumna ruszyła w stronę pociągu, mozolnie pakując się do środka w akompaniamencie śmiechów, pisków i przepychanek, których ani Hermiona, ani Snape nie zamierzali już uspokajać.

Podobnie jak nie zamierzali reagować na ukradkowe spojrzenia rzucane w ich stronę.

Rozkwit ich romansu nie umknął, naturalnie, uwadze czujnych oczu mieszkańców Hogwartu. Mimo iż od felernego incydentu po zamku roznosiły się jedynie plotki, z biegiem dni większość rozentuzjazmowanych nastolatek była już niemal pewna, że coś jest na rzeczy. Sami zainteresowani zresztą nie zamierzali na siłę ani dementować, ani potwierdzać owych plotek – zostawiając pole do popisu wyobraźni wszystkich, których ich związek aż tak bardzo ciekawił.

Choć oboje woleli, aby nikt za głęboko w te wyobrażenia nie wchodził.

— Jeszcze chwila, a całkowicie stracę swój autorytet — burknął mężczyzna.

Nie zerknął w bok, ale był pewien, że Granger uśmiechnęła się pod nosem.

— Strach pomyśleć, co gdyby rok szkolny się nie skończył — stwierdziła.

Zdecydowanie się uśmiechnęła.

— Dobrze, że wyjeżdżasz — mruknął Snape. — Przynajmniej nie będzie na to świadków.

Kątem oka dostrzegł, że Hermiona obróciła się w jego stronę, a kiedy na nią spojrzał, ujrzał krnąbrny uśmieszek i błysk w oku, za którym wręcz przepadał.

— Doprawdy.

Jej brew uniosła się wyzywająco, podczas gdy oczy zlustrowały go od stóp do głów – próbując pokazać, jak mało wiary dawała jego słowom. Severus wyszedł naprzeciw jej prowokującemu spojrzeniu, odwracając ciało w jej stronę, a gdy zadarł brodę, orzechowe tęczówki wypełniły się rozbawieniem.

— Cóż, mam złe wieści — mruknęła Hermiona. — Wrócę, zanim zdążysz się stęsknić.

Dostrzegła, że jego powieka drgnęła i wiedziała, że to i tak już się działo. Już za nią tęsknił – choć wolałby pewnie przez tydzień nosić gacie samego Merlina, niż to przyznać.

— Kiedy dokładnie?

To, jak próbował udawać, że pytał kompletnie niezobowiązująco, rozczuliło ją do reszty.

— Za kilka dni. W porywach tydzień — powiedziała. — Obiecałam mamie już wieki temu, że spędzę z nią kilka dni. Taki wiesz, babski urlop.

Snape skinął głową, chwilę podziwiając, jak do twarzy było jej w częściowo spiętych na tyle głowy włosach. Jak urokliwie i kobieco wyglądała w zwiewnej, letniej sukience w kolorze wyblakłej lawendy, którą w dodatku przepełniony był jej zapach.

— Całe szczęście nie brzmi to jak coś, na co miałem szansę być zaproszony — rzucił.

Hermiona roześmiała się wesoło, poprawiając torbę na ramieniu.

— Nie obawiaj się. Nie zmuszę cię, żebyś ją poznał. Zresztą... — Kobieta zagryzła wargę, rumieniąc się wściekle. — Matka mogła przypadkiem usłyszeć słowo czy dwa na twój temat...

Wysoki czarodziej ściął ją pytającym, teatralnie nieprzyjaznym spojrzeniem.

— Och nie patrz tak na mnie — poprosiła Hermiona, jednak Severus prychnął w odpowiedzi:

— Nie oczekuj, że po czymś takim kiedykolwiek spojrzę jej w oczy.

— Nie oczekuję.

Gryfonka uśmiechnęła się czule i zerknęła przez ramię, gdy do ich uszu dobiegł głośny jazgot grupy uczniów, która właśnie pchała się do wagonu. Jej wzrok trafił na przyglądającego się im Neville'a, z którym wymieniła niezręczne spojrzenie, umykając mu z jeszcze szerszym, bardzo wymownym uśmiechem.

— Naprawdę — powtórzyła, patrząc na Snape'a — nie powiedziałam jej niczego takiego. Nie wie nawet, jak się nazywasz. — Ciemnowłosy czarodziej nie wyglądał jednak na przekonanego, więc dodała: — Wie tylko, jak wspaniałym człowiekiem jesteś. Dobrym, wyrozumiałym...

Bezgłośnemu prychnięciu towarzyszył krzywy, zawadiacki grymas i przenikliwe spojrzenie, za którym i ona już powoli zaczynała tęsknić. Irracjonalnie, oczywiście – w końcu miało nie być jej zaledwie kilka dni. W porywach tydzień.

— Czyli same kłamstwa — sarknął gorzko Severus.

Hermiona przechyliła głowę, omiatając wzrokiem wysoką, szczupłą sylwetkę. Choć nie rozumiała, jak mógł nosić tak obszerne, grube szaty w ciepłe, duszne wręcz dni, dodawały mu tyle charakterystycznego uroku, że za nic nie chciałaby, aby zamienił je na coś innego.

— Albo zwyczajnie coś, czego nikt o tobie nie wie — odparła. — Nawet ty sam.

Ich oczy na moment się spotkały, skupiając się na sobie, jakby dookoła nie było nikogo innego. Szybko przypomnieli sobie jednak, że koniec końców nie byli sami. Głośny pisk niemal natychmiast przyciągnął ich uwagę, co z kolei wywołało popłoch w grupie nastolatek, które ich obserwowały – oraz nieudaną, żałosną wręcz próbę ukrycia, że podekscytowane odgłosy dobiegały z ich strony.

Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, widząc kątem oka, że na ustach Snape'a pojawił się krzywy, ale nieco rozbawiony grymas. Nieoczekiwanie maszynista zagwizdał, oznajmiając wszystkim, że do odjazdu ostatniego Hogwart Expressu w kierunku Londynu pozostało zaledwie kilka minut.

— Mam nadzieję, że jak wrócę, te plotki staną się mniej bezczelne — rzuciła kobieta, gdy znaleźli się przy wąskich drzwiczkach prowadzących do wnętrza wagonu.

Widząc, że Severus nie zareagował, wspięła się na pierwszy stopień i odwróciła, zamierzając z nim pożegnać, jednak nieoczekiwanie usłyszała:

— Może w takim razie powinniśmy po prostu je ukrócić.

Posłała mężczyźnie długie, pytające spojrzenie, a on odpowiedział zaskakująco pewnym siebie wyrazem twarzy. Z początku nie zrozumiała, co ma przez to na myśli, ale gdy zmarszczył brwi, skupiając na niej nawet więcej uwagi – co myślała, że było wręcz niemożliwe – dotarł do niej sens jego słów.

— Myślałam, że nie chcesz się z tym wychylać — powiedziała cicho.

Snape zbliżył się, nie odrywając od niej oczu, które znalazły się na wysokości jej własnych.

— Nie jestem gówniarzem, który wstydzi się tego, że ma dziewczynę — stwierdził nieco surowym tonem. Nie chciał zabrzmieć obcesowo, ale nie wiedział, czy było to dla niej oczywiste, czy nie – a chciał, żeby wyjechała, mając tego świadomość. Chciał, żeby wiedziała. — Pogodziłem się ze wszystkim, co wiąże się z posiadaniem ciebie. Włącznie z rzeczami, których nie lubię, jak na przykład bycie w centrum uwagi — sprecyzował. Oddech Hermiony stał się nierówny, a jej oczy nerwowo śledziły każdą najmniejszą mimikę jego twarzy. — Niezależnie od tego, czy są to uczniowie, twoi rodzice, czy cały świat...

— Nie obchodzi mnie cały świat — szepnęła kobieta, wchodząc mu w słowo.

Severus Snape uśmiechnął się krzywo. Choć nienawidził, jak ktoś mu przerywał, Hermiona Granger miała na to dożywotnie pozwolenie.

— Ani mnie — odparł.

Poczuł, że pochyliła się w jego stronę i odruchowo złapał jej talię, nie chcąc dopuścić do jej upadku – pozwalając za to, aby złożyła bardzo krótki, delikatny pocałunek na jego ustach, podczas gdy niemal każda para oczu w okolicy z zaciekawieniem zerkała w ich stronę.

~

Wieści o wydarzeniach, które miały miejsce na peronie w Hogsmeade, dotarły do gabinetu Minerwy McGonagall z prędkością światła – udowadniając po raz kolejny, że Hogwart dosłownie i w przenośni miał oczy i uszy praktycznie wszędzie. Czarownica zasiadła za swoim biurkiem, dopijając zimną już herbatę i niemal od razu skrzywiła się, odstawiając filiżankę na podstawkę.

— Cóż — stwierdziła, patrząc na drzwi, za którymi zniknęła Pomona Sprout, która przyniosła jej nieoczekiwane nowiny. — Nie powiem, że się tego spodziewałam.

Albus Dumbledore poprawił się triumfalnie na swoim fotelu, unosząc jedynie brew.

— Doprawdy? — zapytał z rozbawieniem, prychając gdy dostrzegł krzywe spojrzenie młodszej czarownicy. — Och, skończ ten teatrzyk, moja droga.

— To, że mieliśmy swoje podejrzenia, nie znaczy, że musiały się spełnić — mruknęła dyrektorka, próbując marnie wytłumaczyć swoje stanowisko. — Poza tym nie mówię, że się nie cieszę. Wręcz przeciwnie — dodała. — Ze wszystkich kandydatek, jakie mogliśmy sobie wyobrazić, panna Granger pasuje...

— Jak ulał? — dokończył Dumbledore.

— Mogłaby być ciut starsza — przyznała Minerwa. — Ale poza tym tak. Pasuje jak ulał.

Oboje wiedzieli, że Hermiona miała potencjał być dla Severusa tą jedyną wybranką, której potrzebował. Oboje też dokładnie tego dla niego chcieli, bo wiedzieli, że jak nikt inny zasłużył na szczęście. I jeśli to w ich byłej uczennicy miał je znaleźć – nie pozostawało im nic innego, jak tylko się z tym pogodzić.

— Wiek, Minerwo, to zaledwie liczba. Nie odzwierciedla absolutnie niczego — stwierdził Albus, ignorując bardzo wymowną minę, jaka pojawiła się na twarzy jego następczyni. — Dojrzałość to jedyne, co się liczy. I dopasowanie charakterów. A ta dwójka, jak słusznie zauważyłaś, pasuje do siebie wręcz idealnie.

Minerwa zerknęła na Albusa, który wyglądał niczym paw na wybiegu.

— Nie zamierzałam temu zaprzeczać — przypomniała, orientując się, że starzec był z siebie aż zbyt dumny. Zbyt wiele zasług zdawał się przypisywać sobie. Kobieta wstała powoli, obserwując go uważnie, mimo iż on nie wyglądał na poruszonego jej zachowaniem. — Albusie... — zaczęła poważnie. — Jeśli dowiem się, że miałeś z tym cokolwiek wspólnego...

— To...? — Stary czarodziej uniósł brew, przyglądając się jej wyczekująco – wręcz bezczelnie. — Daj spokój, moja droga. Sama doskonale słyszałaś. To wszystko wina Irytka — przypomniał. — To on podsłuchał, jak mówiłem o takim zaklęciu. To był jego pomysł, żeby komuś przypadkiem zrobić taki dowcip. Niefortunny, owszem... Ale bądź co bądź sprawił nam wszystkim przysługę.

Minerwa przez długą chwilę nie powiedziała ani słowa.

— Przysługę — powtórzyła powoli.

Choć powinna była domyślić się wcześniej, że dyrektor maczał w tym paluchy – albo przyznać przed samą sobą, że i tak była tego pewna – nieme przyznanie się Albusa do udziału w nieszczęsnym wypadku, jaki dotknął Severusa i Hermionę, wycisnęło zmęczony szok na jej twarzy.

— Severus wypatroszy twoją ramę albo wrzuci ją gdzieś głęboko do lochów za to, co zrobiłeś — powiedziała, krzyżując ramiona na piersi.

— Tylko, jeśli się dowie — mruknął Albus konspiracyjnie, puszczając jej przy tym oczko. Roześmiał się, widząc jej marszczące się brwi i dodał wesoło: — Poza tym kto wie? Równie dobrze może mi podziękować. Może nawet zaprosi mnie na ślub?

Minerwa uchyliła usta, kolejny raz kręcąc głową z niedowierzaniem.

— Jesteś niereformowalny — przyznała.

Wiedziała jednak, że fakty mówiły same za siebie – to wszystko to rzeczywiście była jedna, wielka, niefortunna przysługa.

— Jestem też przezorny — dodał Dumbledore, stukając palcem w końcówkę długiego, haczykowatego nosa. — Dobrze wiem, jak zabezpieczyć ramę przed działaniem jakichkolwiek zaklęć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro