Rozdział XXIII
Fragmenty po dłuższej przerwie wracają do łask. Rozdział jest lekko spóźniony i dlatego taki niedługi. Przepraszam i obiecuję poprawę! Przypominam również, że Ciel w tym opowiadaniu ma dwadzieścia pięć lat, gdyż akcja rozgrywa się w roku 1900. Zapraszam do czytania!
====================================
Płomienie kilku dogasających świec rzucały delikatny blask na terakotowe płytki. Niewielka łazienka skąpana była w odprężającym półmroku i wypełniona ciężkawym zapachem piżma. Ciepło wody, w której brałem kąpiel, wsiąkało w mięśnie, rozluźniając je przyjemnie. Prawdziwa uczta dla zmysłów. Przymknąłem oczy. Jedno ramię zwisało mi nad krawędzią wanny. Opuszkiem palca wodziłem wzdłuż krawędzi kieliszka, w którym jeszcze chwile temu zachlupotać mogłoby wino. Rumieniec wpełzał mi na policzki, choć nie była to wyłącznie sprawka alkoholu czy gorącej pary unoszącej się niczym mgła. Nie budziło wątpliwości, że dłonie wyznaczające swoje ścieżki na moim karku również miały w tym swój udział. Nie opierałem się im jednak ani trochę, a nawet lekko odchylałem szyję, tak niezwykle wrażliwą na każde muśnięcie.
Nie wiedziałem, za sprawą czego stałem się taki uległy wobec pieszczot. Igraszek, które bez trudu mogły zawładnąć czyimś umysłem. Nie miałem ich jednak dość, nawet jeżeli powinienem traktować je jako zapowiedź czegoś nieprzyjemnego. Opierałbym się? Na samo wspomnienie rozdzierającego bólu, przechodził mnie otrzeźwiający dreszcz. Traumatyczne doświadczenia odchodziły schodziły jednak na dalszy plan, kiedy kciuk przyciskał się do naczyń krwionośnych biegnących pod zaróżowioną skórą szyi, a pozostałe palce zaczepnie muskały szczękę po przeciwnej stronie głowy.
– O czym chciałeś porozmawiać? – zapytałem, zanim zupełnie zapomniałem o otaczającym mnie nieznanym świecie i sprawach z nim związanych.
W głowie powinien klarować mi się obraz różnych demonów, istot odległych w sensie przenośnym a także dosłownym. W końcu zamieszkiwały w większości obszary oddalone od Anglii o setki mil, a prawdopodobnie miały teraz większy wpływ na moje życie niż jakikolwiek człowiek. Czułem się nieco jak zwierzę, gdyż byłem zdany na łaskę kogoś silniejszego ode mnie, kto zapewniał mi bezpieczeństwo i karmił. Spijać mogłem z jego palców i miód i truciznę, lecz w momencie, w którym się w tym zorientuję, będzie już za późno, by zapobiec przykrym skutkom.
Za późno? Już od dawna jest dla ciebie za późno. Nie bądź naiwny...
– Hmmm? – Do moich uszu dotarł pomruk. Wibracje w powietrzu niepokojąco szybko zmieniały się elektryzujące dreszcze biegnące przez ciało.
Otworzyłem oczy. Kiedy moje powieki były przymknięte, miałem wrażenie, że głos Sebastiana dobiega mnie z każdej strony, zupełnie jakby otaczał mnie z nich wszystkich. Nie czułem się jednak wtedy osaczony, przy nim jedynym czułem się na tyle bezpiecznie, by stracić czujność na dłużej niż sekundę. Tracenie przy nim kontroli było niemal jak hazard – pociągało pomimo oczywistego zagrożenia, a jednak nie dało się do tego nie wracać.
– Chciałeś o czymś porozmawiać, czyż nie? – Uniosłem dłoń, którą dotychczas pieściłem kieliszek i zanurzyłem ją w wodzie zmętniałej od mydeł. – Czy zwyczajnie wykorzystałeś fakt, że jako człowiek muszę spać, by odesłać Magalie?
– Gdzieżbym śmiał uciekać się do takich niecnych sztuczek.
Krople wody skapywały z dopiero co umytych włosów. Rozbijały się o krawędź wanny, gdy tylko oderwały się od pojedynczego pasma. Niektóre z nich strącały sprawne palce, które nieprzerwanie pieściły mój kark.
– Sam możesz sobie odpowiedzieć na to pytanie – odrzekłem wymijająco. – Wracając..?
Demon za mną westchnął ciężko, co poczytałem za znak, że atmosfera za chwilę najpewniej przestanie być taka przyjemna. Wydawało mi się nawet, że w pomieszczeniu zrobiło się chłodniej, a woda nieco ostygła. Nie oczekiwałem, że tego błogostanu nic nie zakłóci.
Odwróciłem się, by spojrzeć na Sebastiana, kiedy żadne słowo nie opuściło jego ust, a cisza w łazience przeciągała się niepokojąco. Jego wyraz twarzy wyrażał zafrasowanie, choć nie próbowałem nawet zgadnąć, co takiego mogło go zmartwić. Utkwiłem wzrok w jego zamyślonym profilu, chociaż był on nieco zasłoniony przez włosy, które nasiąknęły wilgocią. Nie ponaglałem go i czekałem cierpliwie, aż sam zacznie mówić.
– Jak już ci wspominałem, wielu rzeczy nie pamiętam, jeżeli chodzi o moją przeszłość. Właściwie nie wiem, co takiego robiłem przez większość swojego życia. W tej chwili wydaje mi się, że nie chciałbym tego wiedzieć. Nie zmienia to faktu, że za swoje postępowanie i czyny, które miały miejsce lata temu, jestem odpowiedzialny. Nie trudno mi się domyślić, że robiłem rzeczy straszne, gdyż nadal jestem do nich zdolny na czyjś rozkaz. Niemniej jednak chciałbym cię prosić, byś spróbował nie oceniać mnie przez pryzmat tego, co usłyszeć możesz od innych wiekowych istot. Nie będę w stanie zaprzeczyć temu, co rzekną, gdyż nie mam wspomnień, którymi mógłbym podeprzeć swoje usprawiedliwienie.
Demon mówił niespiesznie, chociaż nietrudno było zgadnąć, że do tego zwierzenia zbierał się już od jakiegoś czasu. Rozumiałem jego obawy, jednak mogłem sobie tylko wyobrażać, jak to jest być ograbionym z własnej przeszłości. Zupełnie, jakby ktoś ukradł jego część. Być może jednak faktycznie było dla niego lepiej żyć w niewiedzy? Czy dzięki temu mógł poczuć ulgę i coś na kształt radości?
– Zrozumiem jednak, jeżeli informacje, które do ciebie dotrą, zmienią twoje spojrzenie na moją osobę. Nie będę żywić o to pretensji. Chcę jednak, byś miał na uwadze, że nie tylko ludzie skorzy są do kłamstwa, jeżeli tylko miałoby im ono przynieść korzyści.
Umilkł na moment, a gdy nic już nie rzekł, stwierdziłem, że skończył.
– Nie będę oceniać tego, co zrobiłeś wiele lat temu. Ważne jest to, co robisz teraz. Chciałbym poznać twoją przeszłość choćby z relacji innych, lecz nie będę jej zgłębiać, jeżeli sobie tego nie życzysz. Dodatkowo nie mam w zwyczaju wierzyć bez zastanowienia we wszystko, co usłyszę. Dlaczego miałbym to robić, słuchając dotyczących ciebie plotek?
Nigdy nie byłem dobry w poważnych rozmowach, a chociaż w myślach miałem zamiar jakoś go uspokoić i pocieszyć, jak zwykle brzmiałem chłodno. Zupełnie jakbym dystansował się do małostkowego problemu.
– Ludzie często działają pod wpływem chwilowych emocji, a także szybko potrafią zmieniać poglądy. Nie chciałbym, abyś dał się zmanipulować komuś z tu obecnych czy przybyłych, jednak mogę cię tylko w ten sposób ostrzec. Zależy mi na tym, by nie stracić twojego zaufania. Tylko tyle chciałem ci powiedzieć.
Skinąłem głową z wolna. Gdyby zapytano mnie, co sądziłem o tych słowach, stwierdziłbym, że były bardzo intymne. Na szczęście nikt nie męczył mnie podobnymi pytaniami. Nie byłem na nie przygotowany, ale lampka wina, którą wcześniej wypiłem pozwoliła umniejszyć ich znaczenie.
– Nie jestem jak wszyscy ludzie – uciąłem temat. – Podasz mi ręcznik, proszę? Chcę już wyjść z wanny.
Powrót do prozaicznych rzeczy odegnał od Sebastiana aurę smutku. Ewentualnie dobrze ją ukrył. Niezależnie od tego, jaka była prawda, moje ramiona okrył miły w dotyku ręcznik, kiedy tylko się uniosłem.
– Senny?
– Właściwie nie do końca. Nie jestem zmęczony – odparłem zgodnie z prawdą, kiedy Sebastian uniósł mnie bez trudu. Chwilę później pod stopami poczułem włókna miękkiego dywaniku, gdy postawił mnie na ziemi. Nie wypiłem zbyt dużo, ale aby mieć pewność, że się nie przewrócę, oparłem się dłonią o bark mężczyzny. Przyklękał właśnie, by móc mnie wytrzeć. Zerknął na mnie, unosząc lekko brwi.
– Coś nie tak?
Cofnąłem rękę, zupełnie jakby to była odpowiedź na jego pytanie. Najwyraźniej odgadł, że niczego więcej nie powiem, więc spuścił wzrok. Odchyliłem głowę. Nie uważałem, że sufit, choć lekko zdobiony, był ciekawszy od klęczącego przede mną Sebastiana, ale uznałem, że będzie lepiej, jeżeli nie będę przyglądać się jego zabiegom. Czułem, że mu się nie śpieszy, ale nie skomentowałem tego, gdyż ostatecznie i tak z mojego ciała znikła każda kropla wody.
– Dołożysz jeszcze drewna do kominka, skoro nie kładę się spać?
– Nie widzę problemu. – Głos mężczyzny dobiegł zza moich pleców, gdy pomagał mi założyć szlafrok.
Wyszedłem z łazienki, a kiedy obróciłem się, by zobaczyć, czy demon za mną podąża, dojrzałem, jak gasną świece, gdy tylko przekroczył on próg pomieszczenia.
– Czy to przez moje słowa stałeś się taki osowiały?
– Nie, nie. To chyba alkohol lekko mnie otępił. Nie musisz się tym przejmować.
Usiadłem na sofie, podciągając na nią nogi i opierając plecami o jeden z podłokietników. Nie miałem ochoty kłaść się do łóżka, jednak nie miałem też pomysłu na to, co mógłbym robić ciekawego o tej porze. Poła szlafroka odchyliła się lekko, ale nie przejąłem się tym za specjalnie. W saloniku nie było chłodno. Dopiero kiedy Sebastian stanął nade mną, zacząłem zastanawiać się, czy nie zrobiłem czegoś porażająco nieodpowiedniego.
Demon przyklęknął przy mnie. Położył głowę na mojej odsłoniętej klatce piersiowej. Jego włosy, które rozpłynęły się po niej niby kałuża atramentu, połaskotały mnie w żebra. Serce przyspieszyło na tę nieoczekiwaną bliskość. Nie trudno było zgadnąć, że Sebastian miał tego świadomość, ale nie komentował reakcji mojego ciała. Nie miałem nad nim tak perfekcyjnej kontroli, jaką on miał nad swoim, nigdy zresztą bym jej nie osiągnął.
Czułem oddech mężczyzny na swojej odsłoniętej skórze. Na szczęście nie przyprawił mnie tym razem o zawstydzające dreszcze. Uniosłem dłoń, by móc ująć w palce kosmyk czarnych włosów. Zupełnie jakbym próbował sprawić wrażenie niewzruszonego sytuacją. Nie mogłem powiedzieć jednak, że była mi ona niemiłą.
Pozwoliłem sobie przymknąć oczy, ciesząc się ciężarem znajomego ciała. Zamierzałem pogładzić mężczyznę po karku, kiedy odsunął się niespodziewanie. Alkohol lekko mnie otępił, dlatego nie zdążyłem zareagować. Nie narzekałem jednak, gdy poczułem lekko chropowaty język na swoich wargach. Rozchyliłem je ostrożnie, mimo że nie musiałem obawiać się, że stanie mi się jakaś krzywda. Nie sądziłem jednak, że musiałem się z czymkolwiek spieszyć. Sebastian najwyraźniej wyszedł z podobnego założenia, nadal niespiesznie kreśląc kształt moich ust. Guziki jego koszuli i kamizelki otarły się o mój brzuch, gdy naparł na mnie nieco mocniej. Nie stawiałem się, dając mu przynajmniej w tej chwili robić, co chciał.
Sapnąłem cicho, kiedy jego ostatecznie jego język musnął mój. Dałem przejąć nad sobą kontrolę obezwładniającemu uczuciu bliskości. Przerażająco łatwo mi to przychodziło, czym powinienem był się niepokoić. Nie potrafiłem jednak tego zrobić, czując, jak duża dłoń sunęła leniwie wzdłuż mojego boku. Do dotyku palców, których nie skrywały rękawiczki byłem mniej przyzwyczajony, jednak nie nazwałbym go mniej przyjemnym.
Pocałunki stawały się coraz bardziej chaotyczne, gdy zaczynało braknąć mi tchu. Nie chciałem ich jednak przerywać, bojąc się, że każdy kolejny będzie ostatnim. Nie musiałem już próbować się opamiętać, skoro odcięto mnie od konwenansów współczesnego świata. Nie umiałem stwierdzić, czy w głowie kręciło mi się z powodu alkoholu, z niedoboru tlenu czy niemożnością poradzenia sobie z tak wieloma doznaniami naraz.
Wydawało mi się, że nie panuję nad dłońmi, które szarpnęły za kołnierz Sebastiana. Jego guziki ustąpiły, odsłaniając większą część zgrabnej szyi. Objąłem go, nie szarpiąc się dalej z guzikami, choć moje palce próbowały wślizgnąć się pod materiał koszuli.
Gdy mężczyzna odsunął się ode mnie, z moich ust wyrwał się zawstydzający jęk zawodu, którego nie zdołałem powstrzymać. W ramach rekompensaty otrzymałem cwany uśmiech. Prędko odwróciłem wzrok. Dopadło mnie zawstydzenie. To, że jedna z dłoni demona niewzruszenie spoczywała na mojej odsłoniętej talii, wcale nie pomagało. Jednocześnie chciałem kazać mu mnie zostawić, z drugiej wolałem, żeby nigdzie się nie ruszał. Przyciągnąłem go do siebie tak, by nie mógł widzieć mojego rozpalonego wyrazu twarzy. Odetchnąłem głęboko, jakby to miało przywrócić mi zmysły. Wdychając jednak zapach zwęglonego polana i popiołu, który unosił się z koszuli Sebastiana, wydawało mi się, że oderwałem się jeszcze bardziej od przepełnionego bezsensem profanum. Wciąż jednak trzymały mnie w pętach przykre przeżycia, a gdy raz dały o sobie znać, nie potrafiłem już się odprężyć.
– Zrobiłem coś nie tak? – Pytanie, zadane zmartwionym głosem, nie pozwoliło wspomnieniom porwać mnie na wycieczkę po dawnym koszmarze. Sebastian spędził ze mną tak wiele czasu, że bez problemu mógł zauważyć najdrobniejszą nawet zmianę mojego nastroju.
– Nie.
Nie było mnie stać na dłuższą odpowiedź. Zrobiło mi się zimno i ciężko, jakby w moich trzewiach pojawiła się gruda lodu. Demon przytulił mnie czule, a choć nie było w tym geście ani odrobiny erotyzmu, zadrżałem. Odruchowo podkurczyłem palce, zupełnie jakby to miało powstrzymać drżenie rąk.
– Nie zrobiłbym niczego, jeżeli miałoby ci się to nie spodobać. Wiesz o tym, prawda?
Skinąłem głową, a jednak nie powstrzymało to obrazów, które tkwiły w mojej podświadomości niczym drzazga pod skórą.
Siniaki, krwiaki, ślady po zębach, ropiejące rany zadane paznokciami.
Głośne krzyki, śmiechy, jęki ekstazy i bólu mieszające się ze sobą.
Odrętwienie mięśni.
Bezmyślność jako ostatnia deska ratunku w otaczającym szaleństwie, lecz także niema zgoda na to, co się działo.
Lepkość. Brud. Mdłości.
– Nie zmuszę cię do żadnej rzeczy. Wybacz, jeżeli cię uraziłem. Nie chciałem, żebyś poczuł się przeze mnie źle. Nie zamierzałem cię upokorzyć, dlatego przepraszam, jeżeli niezamierzenie to uczyniłem.
Spokojny głos i wielokrotnie powtarzane zapewnienia poskromiły obejmujące władzę poczucie zagrożenia. Nic nie sprawiało mi bólu. Nikt do niczego mnie nie zmuszał. Mężczyzna, którego ciepło czułem, nie zrobił mi krzywdy.
Oddech zwolnił, a mięśnie rozluźniły się. Nie musiałem nikomu się stawiać, dostarczając tym samym dodatkowej rozrywki. Poczucie własnej wartości, które tak długo odbudowywałem, nie zostanie mi w jednej chwili odebrane. Nie miałem powodów, by szukać drogi ucieczki czy sposobu, który pozwoliłby mi zaczerpnąć oddechu.
– Lepiej?
– Tak, dziękuję. Przepraszam za... za to. – Nie mogłem nic poradzić na łamiący się głos, który odebrał mi całą elokwencję.
– Nie przepraszaj. Jeżeli nie chcesz, żebym robił coś takiego, to już się nie powtórzy. Nie będzie to dla mnie ujmą, jeśli tak będziesz czuł się lepiej ze sobą. Znam źródło twojego strachu, jednak sądzę również, że nie powinieneś się wstydzić siebie ani swojego ciała. Uważam, że jest piękne i zrobiłbym wszystko, abyś myślał tak samo i byś mógł czerpać za jego sprawą satysfakcję. Czy to w porządku?
– Twój dotyk jest przyjemny – zacząłem. Doceniałem, że tak bardzo starał się, by nie odebrać mi komfortu, który częściowo też zapewniał. – Chyba będę potrzebował czasu, żeby... żeby to było dla mnie w porządku.
– Dobrze. Mamy czas – mruknął.
W jego silnych ramionach uspokoiłem się. Nie sądziłem, że mogłem potrzebować tego rodzaju bliskości czy zapewnień. W końcu obywałem się bez niej od wielu lat. Nawet jeśli znalazłem się w kompletnie niesprzyjających okolicznościach, czym różniło się to od mojego powrotu do społeczeństwa piętnaście lat temu? Wtedy żaden sposób fizycznego okazania wsparcia nie wchodził w grę. Najmniejszy dotyk drugiej osoby przyprawiał mnie o wymioty. Może podświadomie próbowałem zrekompensować sobie te wszystkie lata emocjonalnego dystansowania się do każdej myślącej istoty? Sam nie umiałem sobie odpowiedzieć.
Gdy zasypiałem, już zupełnie spokojny, poczułem jednak ukłucie niepokoju. Zupełnie jakbym usłyszał dźwięk tłuczonego szkła, chociaż dookoła panowała cisza przerywana jedynie brzęczeniem nocnych owadów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro