Fragile Love
Gdy Dean Winchester trafił do czyśćca, jego brat, Sam, był załamany. Znów opuścili go przyjaciele, mężczyzna czuł się samotny i zdradzony, choć nikt go nie oszukał. Gdy bracia byli młodsi wiele razy mówili, że nigdy się nie opuszczą. To przyrzeczenie łamane było wiele razy, ale teraz Winchester czuł dziwną pustkę.
Aby zapomnieć o stracie rzucił się w wir polowań. Na jednym z nich ja poznał ją - Cornelię Jackson, młodą łowczynie. Po tym, gdy kobieta skręciła sobie kostkę na polowaniu postanowił się nią zaopiekować. Polowali razem przez następne dwa miesiące, gdy coś zaczęło między nimi iskrzyć. Ukradkowe spojrzenia, natarczywe myśli - tak było aż do pewnego piątku.
,,Przestań! Sam, przestań o niej myśleć" Samuel próbował odgonić od siebie wizerunek brunetki.
Właśnie jechali polować w Kansas. Ona prowadziła, a on miał czas żeby dokładnie przyjrzeć się jej twarzy. Uważał, że była piękna - duże zielone oczy, do złudzenia przypominające oczy Dean'a, ciemne włosy upięte w kucyk i zadarty nos pełen piegów.
-Sam!- Cornelia mimo zmęczenia wysiliła się na uśmiech - Patrzysz się na mnie, jakbym była niespotykanie rzadką odmianą jakiegoś potwora.
-A nie jesteś?- Sam zaczął droczyć się z kobietą - Patrzcie państwo, oto Cornelia Jackson niezwykle rzadki okaz hybrydy wiedźmy i jędzy.
-Bardzo śmieszne - kobieta starała się brzmieć jakby była obrażona, ale uśmiech ją zdradził. Sam nie wytrzymał i wybuchł niepohamowanym, zaraźliwym śmiechem. Po chwili Cornelia również chichotała.
Gdy się uspokoili, jechali w ciszy, która już dawno przestała być dla nich niekomfortowa. Po około dwudziestu minutach dojechali do jakiegoś motelu. Cornelia zaparkowała na parkingu, i poszła wyjąć z tylnego siedzenia torbę z rzeczami zarówno jej jak i Sama. Mężczyzna w tym czasie załatwił im pokój.
-Ostatni- powiedział do kobiety, gdy ta weszła do recepcji.
Niestety, recepcjonistka nie powiedziała łowcom o jednym szczególe. Pokój faktycznie, był dwuosobowy, ale łóżko było małżeńskie.
- Jeśli chcesz, mogę spać na podłodze. - zaproponował Sam
-Nie, coś ty. Na podłodze się nie wyśpisz, a na polowaniu potrzebuję ciebie, Sam, a nie zombie.- Cornelia uśmiechnęła się.- Możesz spać ze mną, no chyba, że w nocy kopiesz!
Dwa dni później skończyli rozwiązywać sprawę. Wieczorem więc spakowali swoje rzeczy i wymeldowali się z motelu. W drodze powrotnej do domu Cornelii (w którym Sam obecnie mieszkał) łowczyni spytała mężczyznę :
-Sammy, jak to się stało? W sensie dlaczego polujesz. Wiesz, znam Cię ponad dwa miesiące, a wiem o tobie niewiele.
-Rodzinny biznes- Łowca nie zwrócił uwagi na zdrobnienie jego imienia.
-Ah... Czyli twoja rodzina to łowcy?
-Byli łowcami- odpowiedział ponuro, nie odwracając wzroku od drogi.
-Przepraszam, Sammy, nie wiedziałam. Mnie wkręciła w to przyjaciółka. - Cornelia próbowała zmienić temat- Jej rodzina też zajmuje się polowaniem. Polowałam z Susan przez trzy lata, a potem... Potem umarłam od strzału w tętnice. Ona poświęciła się dla mnie. Odtąd polowałam sama, a później spotkałam Ciebie -kobieta uśmiechnęła się blado, ocierając załzawione oczy.
-Mój brat, Dean, zmarł niedawno. Od śmierci ojca miałem tylko jego. Gdy go też zabrakło było mi strasznie ciężko, rzuciłem się w wir polowań. A potem spotkałem Ciebie - Sam spojrzał przelotnie na brunetkę, a później wrócił do obserwacji drogi. - Teraz ty jesteś Dean'em , więc jeśli umrzesz nie zawaham się ani sekundy. Bo wiesz, gdy się kogoś kocha, nie ważna jest cena.
-Oh... Sam, czy ty...
- Czy powiedziałem że Cię kocham? Tak! Myślisz pewnie, że to głupie, znamy się tylko dwa miesiące, ale czuję jakbym znał Cię od kilku lat...
-Ja czuję tak samo.
Później ich relacja przestała być przyjacielska. Obydwoje polowali, jeździli po kraju, a ich więź się umacniała.
Przez te kilka miesięcy wiele się zmieniło. Cornelia zapuściła włosy, a Sam zapomniał o bólu po stracie brata.
Niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy.
Było to rutynowe polowanie na mściwego ducha. Już na miejscu okazało się, że inni łowcy również byli zainteresowani sprawą. Niestety ani Henry, ani Anna nie było długo łowcami, a ich ręce nie celowały tak celnie jak ręce Cornelii czy Samuela. Henry i Cornelia poszli na górne piętro nawiedzonego domu, podczas gdy Sam razem z Anną przeszukiwali parter.
-Uważaj! -krzyknął Henry, widząc ducha niejakiej Belli Smith. Mężczyzna wystrzelił w zjawię, niestety doświadczona łowczyni również to zrobiła. Pech chciał, że kula wystrzelona z pistoletu mężczyzny trafiła Cornelię, która po chwili upadła na ziemię.
-Sam! - zawołał Henry, przerażony swoim czynem.
Po chwili Winchester wpadł do pomieszczenia. Ogarnął pokój wzrokiem, i przeklął, gdy jego wzrok spoczął na Cornelii.
-Cholera! - krzyknął.
Po chwili Cornelia poczuła jak ktoś ją podnosi, a następnie słyszała szybkie bicie serca Sama.
- Nie umieraj, Cor!
-Nigdzie się nie wybieram... Cholera!- łowczyni zaklęła, gdy próbując ustać na nogach zachwiała się i prawie upadła, gdyby nie silne ręce Sama chroniące ja przed upadkiem. -Wiesz... Tylko jeden na siedem strzałów kończy się śmiercią...
Samuel zastanawiał się, dlaczego jego ukochana była tak spokojna. Gdy kilka lat temu przyszedł jego czas i Jake go dźgnął, sam się bał.
Cornelia czuła się coraz gorzej, a gdy próbowała się zaśmiać, jedynie zakrztusiła się krwią. Sam widząc to zacisnął ręce na kierownicy, mimowolnie naciskając pedał gazu.
Byli w połowie drogi do szpitala, gdy Cornelia czuła, że jest w połowie drogi na drugą stronę. Czując, że więcej nie wytrzyma postanowiła pożegnać się ze swoim ukochanym.
-Sammy... Miłość nie kończy się tam, gdzie zaczyna się śmierć... Miłość kończy się, gdy o niej zapominamy... Kocham Cię... - Cornelia chciała dodać jeszcze parę zdań, zmotywować Winchestera do wyciągnięcia brata z czyśćca, ale nie zdążyła. Jej powieki zrobiły się ciężkie, a ból zależał. Po chwili nie czuła już nic.
Cornelia otworzyła oczy. Nadal siedziała w aucie, którym kierował Sam. Zmieniła do tylko jedna rzecz. Obok niej siedział ciemnowłosy mężczyzna w sile wieku.
-Kim ty....
-Król piekła, do usług.- powiedział przybysz
-Umarłam?
-Jeszcze nie, ale zdarzy się to za jakieś trzy minuty. Dlatego chce z tobą zawrzeć umowę. Oto co oferuję : Ty sprzedajesz mi swoją duszę i po śmierci (czyli za jakieś trzy minuty ) spędzasz wieczność w piekle. Ja daję Ci gwarancję, że nikt nie będzie mógł sprzedać swojej duszy, żeby Cię ratować. Wiem, że tego chcesz, złotko, zależy Ci prawie tak bardzo jak twojej przyjaciółce zależało na tobie lub jak mi zależy na twojej duszy. Co prawda nie jest ona tak cenna jak dusza Dean'a Winchestera, ale swoją wartość ma. To jak, umowa stoi?
-Zgoda - łowczyni zgodziła się prawie od razu, nie chciałam by ktoś za mnie zmarł jak Susan.
Od tej chwili minęło już kilka miesięcy. Sam starał się zapomnieć o Cornelii, raz nawet myślał, że się zakochał w kobiecie o imieniu Amelia, ale po dłuższym czasie okazało się, że nie jest w stanie kochać żadnej kobiety tak, jak kochał Cor Jackson.
***
Słowa : 1093
Specjalne podziękowania należą się @ProrokChucka , która sprawdziła to opowiadanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro