6
Sto pięćdziesiąt kilometrów z małym dzieckiem to sztuka. Chyba, że ma się szczęście i uda mu się przespać te podróż. Na szczęście nasze dziecko nas kocha i przesypia całą drogę. Myślałam, że Luke może wybrał jakiś hotel nad wodą. Nie to, żebym na to liczyła, ale jestem bardzo zaskoczona gdy Luke parkuje pod dużym domem, z kompletnie niewypielonym ogródkiem z suchą trawą i rozpadającym się dachem.
– Zgubiliśmy się?
Luke się uśmiecha.
– Luke?
– Chodźcie.
Wysiada z samochodu i wyciąga Harrego, który w końcu się budzi.
– Nie stawiaj go tu – jestem matką i czasem zachowuję się nad opiekuńczo.
Luke łapie mnie wolną ręką i prowadzi przed dom.
Dom.
Ruderę.
Bez znaczenia.
Jest tutaj.. przystań.
Mała, ale..
– Własna przystań – kończy za mną.
Woda jest piękna niebieska.
Urokliwe miejsce...
Dopóki stoi się tyłem.
Patrzę na przybudówkę, której nie widać z drugiej strony.
Jest ogromna.
Nie jestem głupia.
– Powiedz proszę, że tego nie kupiłeś.
– Kupka – nawołuje nasz syn.
– Luke! – krzyczę.
– Chodź do środka.
W środku jest tylko gorzej. Drewniane podłogi, w których brakuje desek. Nie ma lamp, nic tu nie ma, na niektórych ścianach nie ma tynku. Są schody, ale nigdy nie pozwolę na nie wejść Harremu, bo wyglądają na spróchniałe.
– Myślałem, że możemy wyremontować salon, kuchnie i pokój dla Harrego..
– Kupka! – krzyczy jeszcze raz.
– Zacznę budowę łodzi i otwieranie firmy. Tutaj jest dużo możliwości.
– Oszalałeś! – krzyczę.
– Kupa! – jest już nerwowy i czerwony na twarzy.
Musimy najpierw zająć się nim. Zawsze powinniśmy, a tutaj?
– Myślałem, że mógłbym to wyremontować przez wakacje, przy pomocy chłopaków i od nowego roku...
On oszalał.
Biorę od niego syna i wychodzę stamtąd do samochodu.
– To nie może być trudne – mówi – Rozmawiałem z paroma osobami. Brakuje im tu łodzi na połowy, a także tych średnio luksusowych.
– Nigdy tego nie robiłeś!
– Robię to od miesięcy – uświadamia mnie – Nic nie mówiłem..
– No bo co?
Harry czuje, że jestem zdenerwowana, dlatego zanim udaje mi się go donieść do samochodu, czuję smród. Patrzę na niego wilkiem, a on wybucha płaczem. Fantastycznie.
– Daj mi go.
Robię to z bezsilności.
– No i co zrobiłeś, kolego? – masuje mu plecki – Ciii, nie płacz. To nic takiego.
– Luke, dlaczego nie zapytałeś mnie o zdanie?
Próbuję się uspokoić.
– Bo chciałem tutaj już coś zrobić. Kupiłem deski, żeby uzupełnić luki w podłodze. Naprawiłem przybudówkę, żeby móc zacząć prace. Zatrudniłem pare osób do pomocy przy łodzi.
– Luke!
– Mieli zrobić coś z tym ogródkiem, ale nie wiedziałem, co byś chciała.
– O mój Boże – wtedy uświadamiam sobie... – A studia?
– Robiłbym je w weekendy – postradał rozum – Tutaj niedaleko jest uniwersytet..
– A my? Co z nami? Mówisz rodzina, rodzina.... a teraz co?!?
– Miałbym dla was dużo więcej czasu.
– Tutaj będzie dużo pracy. On jest małym chłopcem. Kto się nim zajmie? Będzie farba, narzędzia, Luke..
– Mogłem cię przywieść na gotowe – ciągnie się za włosy – Wiem, że to nie szczyt marzeń, ale... to by było nasze, Brenda. Kupiłem to za inne pieniądze.
– Od innego członka rodziny!
– Tak – przyznaje w końcu – Ale za bezcen.
– Co mam powiedzieć?
– Że ci się podoba – sadza syna na barkach – Że będziemy tu szczęśliwi i że masz gdzieś, że nie skończę medycyny i że nie chcesz, żebym robił to zaocznie. Chcę, żebyś mnie wsparła i powiedziała, że samodzielnie się utrzymamy.
– Luke...
– Sprzedamy samochody. Kupimy dwa tańsze..
Mam gdzieś te samochody.
– To dwadzieścia minut od Niny i od Ashtona i Caluma.
Mogę się z nim kłócić, ale on już podjął decyzje, a ja nie mam nic do stracenia. Chcę z nim być, a on to robi dla nas.
– Mogłabyś ty studiować w weekendy, a ja zajmowałbym się Harrym, jeśli weźmiemy studencki kredyt..
W tamtym życiu nigdy nie bralibyśmy kredytu, ale jego rodzice nigdy nie dadzą nam spokoju.
– Naprawdę mogłabym studiować?
To jak przekupstwo.
– Brenda, to nasze życie.
Chce być niezależny od rodziców i chce robić to co kocha, z nami.
Jestem głupia.
Ale zgadzam się.
– Słyszałeś, Harry? Już nie ma odwrotu! – Luke podskakuje.
Rodzina rodzinie nierówna i to chyba najsmutniejsze czego nauczyłam się wraz z dorosłością.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro