Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1


– Luke! – zakrywam głową poduszkę – Teraz twoja kolej.

Rosną mu ząbki i jest niespokojny. Ma problem ze spaniem we własnym pokoju, bo Luke cały czas trzymał go na rękach i nie lubi swojego łóżeczka.

Wcale nie chce mu się wstać. Tydzień temu wrócił na uczelnie. Nie pytał nikogo o zdanie, co do studiów. Po prostu przyszedł i oznajmił, że wziął urlop na uczelni. Chciałabym wstać, ale nie mam już siły.

Powoli podnosi się z łóżka.

– Co za mały łobuz – warczy pod nosem, w zaskakująco czuły sposób jak na sytuacje.

Po chwili płacz staje się głośniejszy zamiast na odwrót. Luke przynosi go do pokoju.

– Gdzie jest ta maść..

Siada na łóżku z nim w ramionach, a ja i tak muszę wstać.

Jest okropny w pamiętaniu gdzie odkłada rzeczy i w zostawianie ulubionego pluszaka tego małego potwora u swoich rodziców.

Wracam z maścią i dopiero to ona pomaga naszemu chłopczykowi. Opieram głowę o ramie mojego męża i przyglądam się naszemu synkowi.

– Taki kochany kiedy nie krzyczy – szepczę.

– Myślisz, że my też tak darliśmy ryja?

Uderzam go w ramie za dobór słów.

– No co? Tatuś jest zmęczony.

– On też – dotykam jego główki – Boli go.

– Powinniśmy przynieść łóżeczko do pokoju.

– Powinniśmy to zrobić pięć miesięcy temu – oświadczam – Tracimy cenną energię..

– Może to dlatego, że nie karmisz piersią?

Jego mama ma na tym punkcie obsesje, ale to było najbardziej frustrującym doświadczeniem świata. Bolało. A małemu wcale się nie podobało.

– Jesteś głupi – ostatnio nie prowadzimy zbyt ambitnych rozmów – Dobrze się rozwija i jest najedzony. Nie krzyczy już.. to po prostu rozwijający się szkrab.

– Wiem, przepraszam – całuje mnie w głowę.

– Jest najidealniejszym dzieciątkiem na świecie.

Głowa Luke'a opada na moją.

– To prawda.

– Nawet jak płacze? – upewniam się głupio.

– No, nawet wtedy. A może w szczególności wtedy, bo uświadamiam sobie, że zrobiłbym dla niego wszystko.

Nasz chłopczyk zamyka oczy, a po dłużej chwili słyszymy ciche pochrapywanie.

– Cóż, za godzinę będzie trzeba wstać go nakarmić.

Podaje mi go.

– Idę po łóżeczko. Teraz albo nigdy.

Cóż, jesteśmy wygodnymi, młodymi rodzicami.

– Będzie maminsynkiem.

– Mam to gdzieś.

Cóż, łóżeczko ląduje obok naszego łóżka. Mały wyjątkowo się nie budzi gdy przekładamy go do środka. Może czuje, że i tak jesteśmy blisko.

Mój mąż przyciąga mnie do siebie. Wtulając twarz w moją szyje.

– Co powiesz na szybki numerek podczas tej bezsennej nocy? – mruczy mi do ucha – Tydzień posuchy jest do dupy.

– Och, przepraszam bardzo, ja chciałam. To ty zasnąłeś.

– Wiem, przepraszam – głaszcze moją nagą nogę – Ojciec, mąż, student.

Kolejność jest nieprzypadkowa.

– Cóż, kochanie mógłbyś być też kochankiem.

– Znalazłabyś czas na kochanka? – proste pytanie.

– A ty? – rzuca we niego tym samym.

– Tak.

Jego usta dopadają moje i rozumiem, że chodziło mu tylko i wyłącznie o mnie, a nie o kogoś innego. Chyba spędzam za dużo czasu w domu i chyba szaleje.

– Zostawimy w piątek Harrisona z moją mamą i pójdziemy na imprezę?

Chce mi się śmiać.

– Studencką imprezę? – dopytuję.

– No a jaką?

– Czy to nie czyni z nas złych rodziców?

– Że chcą się trochę zabawić, żeby być zakochanymi i szczęśliwymi? Nie.

– Luke...

– Już zapytałem moją mamę czy z nim zostanie.

Obracam się do niego.

– Ostatni raz na studenckiej imprezie byłam..

– Gdy mnie poznałaś?

Kiwam głową.

– Cholera, dobrze, że jesteś moją żoną i nie muszę się bać, że pójdziesz z kimś innym do szafy.

– Tylko z tobą.

Zaczynamy się całować.

Gorąco.

Niecierpliwie.

Pragnąc wyciągnąć z tego jak najwięcej.

Jednak nasze zmęczenie wygrywa, prawie.

Bo jesteśmy tak zdesperowani, żeby siebie poczuć, że zaliczamy najwolniejszy seks w historii i rozbieramy się dopiero gdy on jest już we mnie, nie chcąc stracić ani chwili intymności.

Dosłownie sekundę przed orgazmem, Harry zaczyna płakać.

Dochodzimy spięci i niezadowoleni.

Po czym wybuchamy śmiechem.

– O Boże, kocham cię – mówię mu gdy opada na moje piersi – A teraz wstawaj, bo muszę nakarmić syna.

I wtedy sobie uświadamiam.

– Luke.. ale kuchnia jest na dole.

Śmieje się jeszcze głośniej.

Nie wiem skąd ma na to siłę.

– Weź go na ręce. Pójdę po butelkę.

I tak właśnie robię.

W piątek gdy mamy wyjść i szykujemy się do tego pierwszego od miesięcy wyjścia. Kończymy w łóżku, zamawiając pizzę i oglądając powtórki w telewizji. Jesteśmy zbyt zmęczeni na większe szaleństwo, ale obojgu nam to nie przeszkadza, dlatego gdy zasypiamy o północy i możemy spać spokojnie całą noc, korzystamy z tego.

Rano odbieramy syna z przyjemnością i zabieramy go na rodzinną wycieczkę. Popołudniu Luke się uczy, a my z Harrym bawimy się na dywanie w salonie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro