Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wake me up...

Czas zatrzymał się w miejscu. Umysł Steve'a nie zarejestrował momentu, kiedy we trójkę popędzili do czarnego auta, którym miała zwyczaj się wozić Romafov. Umknęło mu też kilka przekleństw rzuconych przez nią podczas gdy jacyś idioci blokowali drogę, uniemożliwiając szaleńczą jazdę. W głowie huczały mu tylko trzy słowa...
Tony się obudził...
Zanim się zorientował już pędzili szpitalnym korytarzem. Rogers wpadłby jak huragan do sali, gdyby nie powstrzymał go Clint. Chwycił go za ramię i wykorzystując rozkojarzenie Kapitana przycisnął go do ściany.
- Steve...- zaczął gdy ten spojrzał na niego ze zdziwieniem. Obaj zajerejstrowali tylko burzę rudych loków, które się nie zatrzymały i popędziły dalej. - Zanim tam wejdziemy mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że z nim może być nie najlepiej. To znaczy... No może przez tą śpiączkę...
- Co? Może mnie nie pamiętać? Może się na mnie rzucić z nienawiści? Może być robiącą pod siebie rośliną?- wymieniał Rogers odtrącając rękę Burtona.- To mój przyjaciel i jestem świadomy w jakim on może być stanie.
Hawkeye pozwolił sobie na ciche odetchniecie z ulgi. Widać Steve się przygotował na wszystkie ewentualności. Już miał się odwrócić, kiedy tym razem to on poczuł dłoń na swoim łokciu.
- Słuchaj. Mogę cię o coś prosić? Czy moja nieaktualna decyzja może zostać tylko między nami?- poprosił Steve.
- Jasne stary, nikt się nie dowie no bo niby po co? To już nieważne- uśmiechnął się pod nosem. Widać, zależało mu na tym, aby jego wątpliwości nie wyszły na światło dzienne. Nie dziwił mu się, sam wolałby aby ludzie myśleli, że nigdy nie stracił nadziei.
Gdy już powiedzieli sobie co im aktualnie na sercach leżało, mogli w końcu udać się do sali. Clint wszedł przez drzwi pełen zniecierpliwienia i ekscytacji. Steve'a jednak przytłaczał strach i niepewność. Niby chciał tam wejść, ale wszystko kazało mu odwrócić się i odejść. Może Stark wcale nie życzy sobie teraz go oglądać? Teraz jednak musiał na sekundę zamknąć oczy i otworzyć je gdy zamknęły się za nim drzwi. Spojrzał w kierunku łóżka. Stał przy nim Fury, Nat siedziała na krześle obok i patrzyła na pacjenta ze szczerą ulgą i troską.
- No staruszku, już mieliśmy robić zakłady kiedy w końcu skończysz się z nami drażnić- powiedział swobodnie Clint, jakby chciał wybadać grunt.
- I ile straciłeś Legolasie?- dopiero po tych słowach Steve odważył się spojrzeć na postać leżącą w łóżku. Tony siedział oparty na poduszkach i uśmiechał się lekko nieprzytomnie, ale z cieniem sarkazmu. Jego twarz miała już normalne kolory, a rozczochrane włosy nie sprawiały wrażenia jakby były kosmykami trupa. Minęło kilka sekund zanim Tony ponownie sie odezwał.
- Rogers... Zastanawiałem się czy jednak zaszczycisz mnie obecnością podczas powitania wśród żywych- powiedział z charakterystyczną, ale przyjazną kpiną.
Steve odetchnął z ulgą, jednak nie na głos. Jego obawy się nie sprawdziły i najwyraźniej Tony wszystko pamiętał. To znaczy teraz trudno stwierdzić jak wiele, ale najważniejsze że go rozpoznawał, oraz że nie stracił poczucia humoru.
- I jak tam z tobą?- zapytał niepewnie. Jednak sumienie nie odpuszczało i wydawał się kulić aby jak najmniej zwracać na siebie uwagę.
- Fizycznie raczej dobrze...- zawahał się Stark.
Sekundę później Natasha sięgnęła do brzegu kołdry i lekko ją uchyliła.
- Hej, nie robi pod siebie, wszystko spoko- stwierdzila z uśmiechem i ułożyła kołdrę z powrotem.
- Romanov, bo ci cofnę referencje- burknął Nick.
W tym momencie do sali wszedł doktor Sharon. Jego mina wyrażała pewnego rodzaju niedowierzanie, ale chyba też ulgę.
- No proszę, jednak słusznie pan na mnie krzyczał, panie Rogers- zaśmiał się pod nosem i zaczął sprawdzać aparaturę wpisując wyniki na kartce, którą właśnie trzymał- Nadzieja nigdy nie gaśnie w Pana sercu, prawda?
Steve nie odpowiedział, ale za to Tony spojrzał zdezorientowany niemo prosząc o wyjaśnienie.
- Steve nigdy nie zwątpił, że w końcu przestaniesz się wygłupiać- udzielił odpowiedzi Clint. Przyjął sobie za punkt honoru usprawiedliwienie przyjaciela.
- Tak, wiem- uśmiechnął się Stark z lekką kpiną- W końcu mogłem się wyspać, ale miałem już dosyć pieprzenia tego idioty.

Steve wiedział, że powinien teraz mu zwrócić uwagę za słownictwo, ale po pierwsze uznał to za dobry znak, że humor mu dopisuje, a po drugie wolał nie ściągać na siebie spojrzeń przyjaciół. Z resztą wolałby porozmawiać z Tonym na osobności, dowiedzieć się jak sprawa między nimi wygląda.
Niepewne milczenie przerwał doktor Sharon.
- Dobrze, myślę, że chyba powinni się państwo rozejść. Pacjent musi jeszcze wypocząć i przygotować się do badań...i testów- powiedział stanowczym tonem i odprowadził ich do drzwi.
- Jutro też przyjdziemy staruszku- zawołała jeszcze Wdowa zanim wszyscy opuścili pomieszczenie. Wszyscy, z małym wyjątkiem z opaską na oku. Fury został jeszcze chwilę w sali relacjonując Tony'emu ostatnie wydarzenia aby wprowadzić go w obecną sytuację.
- Wiecie o jakich testach mówił, prawda?- zapytał Steve wpatrując się w okienko drzwi.
Nie musiał otrzymać odpowiedzi, bo było jasne, że trzeba sprawdzić kondycję umysłową geniusza. Odkąd się obudził, nie miał okazji aby się jakoś poruszyć, czy wstać. Tak więc trudno na razie ocenić w jakim on jest stanie. A jeśli ma coś uszkodzone i już nigdy nie stanie na nogi...
- Wszystko będzie dobrze.- zapewnił go Clint- Przecież wiesz, że ten wariat wydostanie się z największych tarapatów.
- Wiem...- odpowiedział trochę bez przekonania. Nadzieja jak dotąd go nie zawiodła, ale chyba nie na darmo jest matką głupich. W tym momencie Nick wyszedł z sali.
- Dzisiaj czeka go kilka testów psycho-ruchowych. Wyniki będą jutro po południu. Tony mówi, że chce żebyście przyszli poznać je razem z nim. Bądźcie, to dla niego ważne.- jak zwykle był oszczędny w słowach. Nie musiał ich przekonywać. Każdy wiedział, że choćby świat się miał zawalić, to przyjdą poznać tę cholerne  wyniki.
- Jeszcze będziemy się z tego śmiać- powiedział Clint i wszyscy się rozeszli. Wszyscy mieli mieszane uczucia. Ulga, szczęście i radość. Tylko Steve'a trawiła niepewność. Nie miał pojęcia jak się zachowywać. Wiedział, że to wszystko jego wina, więc nie mógł udawać, że nic się nie stało. Nie chciał jednak dramatyzować i wyjść na głupka. Zostało mu tylko modlić się o to, żeby jak najszybciej wyjaśnić  całą sytuację. Kiedy wrócił do domu zaczął wertować papiery, które podrzuciła mu Natasha i które zalegały już od kilku tygodni. Skoro sprawy już się nieco ustabilizowały, to należało powrócić do porządku dziennego. Siedział do późna w nocy, a kiedy zaczęła męczyć go senność udał się do łóżka. Ta noc była pewna ukojenia, nic mu się nie śniło. Nie żeby mu to przeszkadzało, bo brak snów był dużo lepszy od męczących nocnych wizji i mar...
__________________
Wybaczcie za tak długą przerwę, ale dopiero wyjazd do teatru mnie wystarczająco zmotywował :')

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro