Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

To twoja decyzja...

- Możecie usiąść, czuje się niezręcznie gdy tak mi stoicie nad głową- mruknął Fury w stronę zebranych.

Steve, Nat i Clint stali właśnie w sali konferencyjnej T.A.R.C.Z.Y. Byli jedynymi, z którymi Nick chciał omówić pewne rzeczy. Kiedy w końcu usiedli, przeszedł do rzeczy.

- Sytuacja w Dublinie została opanowana. Oczywiście jest to twoją zasługą- skinął w stronę Bartona- wezwałem was, jako że sprawa o której musimy porozmawiać dotyczy Starka... Jesteście tu tylko wy, bo od Bannera nie mamy żadnych wieści, z Thor załatwia coś w Asgardzie...

Nagle drzwi się otworzyły i do sali wszedł jakiś mężczyzna. Na oko miał jakieś 40 lat, zmęczoną twarz i wyglądał dość poważnie.

-Witam doktorze- rzekł Fury, wskazując mu miejsce aby również usiadł- to jest doktor Sharon. To on dba o stan Starka i również w tej sprawie przybył do nas. Słuchamy...

- Witam wszystkich. Tak więc jeśli chodzi o pana Starka, to sytuacja nie wygląda najlepiej. Maszyny są w stanie podtrzymywać go przy życiu jeszcze wiele lat, patrząc na Stark Industries, które opłaca jego pobyt w szpitalu. Będę jednak z wami szczery- przedarł twarz i zdjął okulary- ja nie widzę najmniejszych szans na to, aby się obudził. Jego mózg doznał mocnych obrażeń i nie mamy pewności w jakim stanie intelektualnym byłby gdyby się obudził. Być może do końca życia będzie w pewnym stopniu niepełnosprawny, ale mówię, niczego nie możemy być pewni dopóki się nie obudzi. A na to bym nie liczył. Przykro mi, ale trzy miesiące to bardzo długi okres czasu, jeśli człowiek leży w śpiączce. Przykro mi...

- Ale przecież są ludzie, którzy budzą się dopiero po wielu latacg, zawsze jest nadzieja- zaprotestował Steve

- Oczywiście, ludzie potrafią latami siedzieć przy łóżku bliskiej osoby, zupełnie zaniedbując swoje życie. Pytanie tylko czy wy możecie sobie na to pozwolić i czy warto...

- Czy WARTO?- Steve zerwał się z miejsca- jak może pan tak mówić? Czy warto walczyć o życie innego człowieka?!

- Kapitanie, usiądź.- zbeształ go Fury.- Nie czas teraz na sentymenty, ale na rozważane decyzje, zwłaszcza jeśli chodzi o twoją osobę.

- Nie zwracaj się tak do mnie. Doskonale wiesz, że nie jestem już Kapitanem Ameryką- warknął siadając z powrotem- dlaczego jeśli chodzi o moją osobę?

- Spójrz- lekarz wyciągnął teczkę z dokumentami- pan Stark kilka miesięcy temu zapisał w swojej woli, aby to Steven Rogers dokonał wyboru, czy oddać jego narządy po śmierci dla innych pacjentów, a także właśnie to, aby decydował pan za niego podczas pobytu w szpitalu, jeśli on nie byłby w stanie. To jest taka właśnie sytuacja.

- Moi eksperci stawdzali, te dokumenty są całkowicie autentyczne- dorzucił Nick, patrząc jak Steve bierze kartki w ręce- myślę, że zrozumiałeś. To ty musisz podjąć decyzję, czy odłączymy Tonyego czy też nnie

To był dla Stevea wstrząs. Wcześniej pozostawała mu nadzieja, że los sam pokaże kiedy Tony się obudzi, a teraz to on musiał o tym zadecydować.

- Ile mam czasu na decyzję?- starał się zachować spokój wertując dokumenty

- Nie ma ściśle określonego terminu, ale im szybciej podejmiesz decyzję tym lepiej- właściwie w każdej chwili możemy go odłączyć, więc możesz zwlekać ile chcesz...

Steve spojrzał na pozostałych. Lekarz wydawał się dość obojętny. Spotkał się już wiele razy z taką sytuacją, widział wiele śmierci, cudownych uzdrowień i była to dla niego codzienność. Nat patrzyła na niego z niepokojem i pewnym...współczuciem? Clint uparcie odwracał wzrok, nie wiedząc jak się zachować w tej chwili.

-Czy to wszytko?- zapytał- to jest ta poważna sprawą, czy mam się szykować na jakieś większe niespodzianki?

- Tak, to wszystko. Możecie odejść- pożegnał ich Fury- mądrze rozpatrz swoją sytuację..

Kiedy wyszli Steve zwrócił się do towarzyszy.

- Co o tym sądzicie?

- Nie mam pojęcia co powiedzieć...- zaczął Clint- to twoją decyzją i cokolwiek postanowisz, uznam to za słuszną decyzję

- Steve, idź do domu... Posprzątaj, zajmij się czymś i pomyśl o tym dopiero jak będziesz gotowy- poradziła mu Natasha- masz dużo czasu, wiem że to dla ciebie trudne, ale jesteśmy z tobą. Nie będziemy cię potępiać, pewnie wybierzesz słusznie...

- Dzięki- warknął Steve- serio, tylko to usłyszę? Radz sobie sam a nam to zwisa? Na prawdę nie macie zdania? Nikt nie zapewnia, że lepiej będzie jak będziemy wierzyć, że się w końcu obudzi?!

Po tych słowach opuścił budynek, nie dając im czasu do odpowiedzi.

- Cudownie- mruknął Barton- teraz będzie się zachowywać jak rozkapryszony nastolatek, któremu rodzice nie chcą powiedzieć na jakie studia powinien iść...

- Przestań- ofuknęła go Natasha- doskonale wiesz, jak on to przeżywa. Czuje się winny za całe zło tego świata, ma wyrzuty sumienia z powody Tonyego.

- Tak i może właśnie dlatego powinien odpuścić, sama słyszaś, że głupotą jest czekać aż się obudzi...

Zupełnie nie spodziewał się uderzenia. Popatrzył z zaskoczeniem na Natashę, która go właśnie spoliczkowała.

- Jak śmiesz tak mówić?! Jak możesz sądzić, że ta całą nadzeja jest na marne!- popatrzyła na niego z niedowierzaniem- A gdyby to chodziło o kogoś innego? Co ty byś zrobił, gdybym to ja była w szpitalnym łóżku, a ty musiał byś o mnie zadecydować?

- Nat... Okej, masz rację. Patrząc z tej strony, to rzeczywiście nie jest takie łatwe... Przepraszam.

- Cóż...- powiedziała, patrząc na drzwi, przez które niedawno wyszedł Rogers- pozostaje nam tylko nadzieja, że Steve nie będzie żałować swojego wyboru...

______________________________

Witom:) dzisiejszy rozdział nie do dłuższy, ale i tak nie napisałam w nim to co chciałam :') zdjęcie u góry jakieś takie trochę nieadekwatne ale no... co sądzicie? Jakieś sugestie do tego co powinien zrobić Steve?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro