5.1
Wtorek, 10 czerwca 2014
Emocje były męczące. W ciągu ostatnich dziesięciu lat Cas zdołał zapomnieć, że czasami odczuwanie czegoś przez pięć minut mogło być bardziej męczące od przebiegnięcia kilometrów. Lata, które spędził z dala od Lawrence były w porządku, były nawet dobre, ale trzy dni w towarzystwie Deana Winchestera przywróciło jego paletę monochromatycznych emocji do żywych kolorów.
Był zmęczony. Był zmęczony trzepotaniem serca i malowaniem wnętrza swojej klatki piersiowej na wesołe żółcie i zielenie za każdym razem, gdy Dean uśmiechał się do niego, tylko po to, aby kilka sekund później, przy najmniejszej prowokacji, wszystko gwałtownie zmieniało się we wściekłe czerwienie i aksamitne, tajemnicze fiolety.
Był to zagmatwany rodzaj emocjonalnych tortur, do których Cas nie był przyzwyczajony ze swoim cichym, przewidywalnym życiem i uroczymi, szczęśliwymi przyjaciółmi. Czuł lodowaty chłód, do którego nie był przyzwyczajony, i niekontrolowany ogień, którego nie rozumiał.
Rozumiał jednak, że wszystko to brzmiało raczej melodramatycznie. Miał dziesięć lat spokojnego i rozsądnego życia bez żadnego dramatu i tłumionych uczuć. Dean Winchester sprawiał, że czuł się melodramatycznie, jak zawsze. Był miastem chaosu, który zakłócał przedmieścia emocji Casa; wirem tak niebezpiecznym i tak magnetycznym, że Cas prawie chciał zostać wessany. Ale Dean już raz go wciągnął w otchłań i po prostu nie mógł pozwolić, aby stało się to ponownie.
Był już zmęczony stąpaniem po cienkim lodzie. Czuł wyrzuty sumienia, granatowe, skręcające się w brzuchu, gdy wspominał wczorajszy dzień. Kiedy wrócili do domu z lekcji tańca, Cas wyjaśnił swoje nagłe wyjście fałszywym bólem głowy i postanowił zostać w domu, aby „dojść do siebie", podczas gdy pozostała trójka poszła na kolację. Nie byłby w dobrym humorze i nie był na tyle dobrym aktorem, by udawać, że Dean nie wywoływałby w nim burzy emocji swoim jednym spojrzeniem. To za dużo, a Sam i Jess zasługiwali na przynajmniej jeden posiłek, podczas którego nie wpadną w środek jakiejś niedorzecznej kłótni lub ostrej rywalizacji.
Zadzwonił do Gadreela i ugiął się w swoich postanowieniach o nierozmawianiu o Deanie. Jego przyjaciel zaśmiał się i powiedział, że chyba poczuł déjà vu. Cas przewrócił oczami i zamiast zwierzać się Gadreelowi, zadzwonił do Balthazara.
Chociaż, patrząc z perspektywy czasu, naprawdę wolałby tego nie robić. Mógłby żyć długo i szczęśliwie, nie wiedząc o ménage à douze swojego brata. Cas westchnął, tylko Balthazar użyłby pretensjonalnych słów, by nadać orgii eleganckie brzmienie.
Chodziło o to, że Cas spędził wieczór sam, próbując się pozbierać i chowając głowę w piasek. Udawał, że spał, kiedy Dean w końcu położył się do łóżka. Swoją drogą, Dean westchnął w chyba jego kierunku, przez co Cas był pewien, że nie zdołał go oszukać.
Dziś rano, kiedy zszedł na dół, Sam siedział przy kuchennym stole z tostem i rozłożoną przed sobą gazetą. Posłał Casowi ciepły uśmiech i poklepał krzesło obok niego. Cas usiadł we wskazanym miejscu z kubkiem kawy w dłoni.
— Czujesz się lepiej? — zapytał z zatroskaną miną, przez co Cas poczuł się jeszcze gorzej.
— Dużo lepiej, dziękuję.
— Jess i Dean poszli pobiegać — wyjaśnił Sam, a Cas zmarszczył brwi.
— Ale jest jeszcze rano — powiedział, na co Sam prychnął.
— Wiesz, niektórzy ludzie są zdolni do funkcjonowania przed dziesiątą — uśmiechnął się, trącając Casa stopą, na co przewrócił oczami.
— Czy zwykle Jess nie biega z tobą?
W rzeczywistości Cas doskonale pamiętał, jak słyszał wszystko o ich pierwszej randce podczas biegania, kiedy ich związek był jeszcze młody, a Cas był przedmiotem wszystkich błogich monologów zauroczonej Jess.
— Wiem, że przynajmniej na początku Jess była wielką fanką twoich szortów do biegania.
Sam zaśmiał się, a na jego policzkach pojawił się zdrowy różowy ocień.
— Tak powiedziała?
— Tak, po waszym pierwszym wspólnym bieganiu — Cas westchnął. — Powiedziała, że sprawiły, że twój tyłek wyglądał tak, jakby wszystko mogło się od niego odbić. Chociaż nie bardzo wiem, co miała na myśli.
Rumieńce na twarzy Sama pogłębiły się. Potrząsnął głową z cichym śmiechem.
— O rany, Cas. Definitywnie zapytam ją o to, kiedy wróci do domu, dzięki. I odpowiadając na twoje pytanie, tak, ale Dean musi dbać o formę, a Jess zaproponowała, że pokaże mu najlepszą trasę do biegania.
Cas pokiwał głową, sącząc kawę, i podziękował niebiosom, że nie widział Deana w spodenkach od biegania. Gdy wstał, by nalać sobie drugi kubek kawy i wyjąć kromki chleba z tostera, przypomina sobie o czymś.
— Och — zaczął, siadając z powrotem do stołu ze śniadaniem. — Zapomniałem ci podziękować za zostawienie mi śniadania. To były prawdopodobnie najlepsze naleśniki, jakie kiedykolwiek jadłem.
Sam westchnął tęsknie.
— Wiem, są niesamowite, prawda? Nie mów mu, że to powiedziałem, ale Dean to jakiś czarodziej w kuchni, przysięgam.
— Dean je zrobił? — zapytał zdumiony.
Sam uśmiechnął się i odchylił w swoim krześle.
— No tak. A co, myślisz, że ja je zrobiłem? Cas, wiesz nie za cholerę nie potrafię gotować.
To prawda, że Sam stanowił całkiem poważne zagrożenie pożarowe w kuchni, ale z jakiegoś powodu wydawało się to bardziej prawdopodobne niż Dean robiący naleśniki.
— Och — wymsknęło mu się. — Cóż. Mimo wszystko dziękuję. Za zostawienie mi trochę.
Sam cicho gwizdnął pod nosem i zaniósł talerz do zlewu.
— Właściwie to też był Dean. Uparł się, że zrobi ci trochę, mimo, że powiedzieliśmy mu, że pewnie będą już zimne jak wstaniesz.
I właśnie tego obawiał się Cas. Przełknął, próbując powstrzymać uczucie suchości w gardle, przez to, że był taki zirytowany. To kolejny powód, przez który Cas powinien uwielbiać Deana, a nie go nienawidzić i to wszystko sprawiało, że coraz trudniej było mu pamiętać, który Dean był prawdziwy.
Albo nie. To nawet nie to. Chodziło o to, że był całkiem pewny, że wiedział, który Dean był prawdziwy. Ale bał się znowu pozwolić sobie w to uwierzyć, ponieważ nadal zbyt wiele rzeczy nie pasowało do siebie.
Sam westchnął, gdy Cas nic nie mówił i usiadł z powrotem przy stole, pochylając się bliżej Casa i opierając ręce na stole. Miał dziwny wyraz oczu, zaciekawiony i zarazem oceniający.
— Cas — zaczął, splatając swoje place. — Czy coś dzieje się między tobą a Deanem?
Cas nagle się rozbudził i powstrzymał od zakrztuszenia się tostem.
— Co? — zapytał z szeroko otwartymi oczami. — Nie! Dlaczego tak uważasz?
Cas starał się wyglądać bardziej na zdezorientowanego niż spanikowanego, ale było to trudne i podejrzewał, że jego wyraz twarzy wszystko zdradzał. Sam tylko pokiwał głową, jakby nie mógł go rozgryźć.
— Nie wiem — wzruszył ramionami. — Wydawałeś się nieco... przybity w jego towarzystwie. A on wydawał się trochę zdenerwowany czymś, co się stało wczoraj, mimo, że udawał, że nie był — westchnął ponownie. — Po prostu mam wrażenie, że tak naprawdę się nie lubicie i szczerze mówiąc, ciężko mi jest zrozumieć dlaczego.
I po raz kolejny Cas upomniał się za to, jakim był fatalnym aktorem, który spowodował, że jego przyjaciele poczuli się nieswojo przez jego własny dyskomfort. Wiedział, że mógłby się bardziej postarać. Może mógłby, jakby to powiedział Dean "ogarnąć dupsko" i postarać się bardziej. Westchnął i spojrzał w dół na swój kubek.
— To nie tak, że go nie lubię, Sam — powiedział będąc zirytowany, że to nawet nie było kłamstwem. Sam pokiwał głową, na co Cas wzruszył ramionami. — Chyba po prostu nie wiem, co o nim myśleć — dodał, po czym Sam wyglądał na zdezorientowanego.
— Posłuchaj Cas, nie możesz mu powiedzieć tego co za chwilę ci powiem, ale Dean to najlepsza osoba, jaką znam. Jasne, czasami może się wydawać trochę sarkastyczny i niedojrzały — przewrócił oczami z uśmiechem na ustach tak czułym, że kąciki jego ust drgały — ale tak naprawdę taki nie jest. Jest najbardziej bezinteresowną osobą, jaką kiedykolwiek spotkałem, opiekuje się wszystkimi wokół siebie i jest tak lojalny, że byś nawet w to nie uwierzył, i wiem, że non stop rzuca głupimi żartami, ale obiecuję, że posiada tyle samo emocji co przeciętny facet i tak, udaję, że tego nie wiem, ale on potrafi być naprawdę czuły, kiedy tylko zechce.
Wziął oddech i zaśmiał się cicho, najwyraźniej będąc rozbawionym własną umiejętnością mówienia z taką pasją o Deanie. Cas nie mógł powstrzymać się od odczuwania coraz mniejszej niechęci do niego. Sam uśmiechnął się do siebie - widać było, jak bardzo kochał swojego starszego brata. Wzruszył ramionami.
— Wiesz, facet jest jednym, wielkim misiem w środku — dodał i usiadł na krześle, jakby nie wiedział, co mógłby jeszcze powiedzieć.
Cas pochylił głowę.
— Myślałem, że powiedziałeś, że spał z całą drużyną cheerleaderek.
Sam spojrzał na niego, jakby powiedział coś szczególnie głupiego, tak absurdalnego, że nie mógł uwierzyć czy w ogóle dobrze go usłyszał, i to przerażająco przypominało sposób, w jaki czasami patrzył na niego Gadreel.
— No tak — powiedział Sam, jakby rozmawiał z dzieckiem. — W liceum. To było jakieś... dziesięć lat temu! Wszyscy robimy głupie rzeczy w szkole średniej. — Zaśmiał się z niedowierzaniem i odgarnął włosy z twarzy. — Prawdę mówiąc, nie pamiętam, kiedy ostatnio Dean w ogóle był na randce. — Pochylił się do przodu i położył dłoń na ramieniu Casa. — Słuchaj, nie mówię, że musicie być najlepszymi przyjaciółmi, czy coś w tym stylu, chociaż przyznaję, że myśleliśmy z Jess, że szybko się zakumplujecie, ale może daj mu po prostu szansę, okej?
Cas westchnął i zdał sobie sprawę, że nawet bez tych śmiesznie przekonujących szczenięcych oczu Sama i tak prawdopodobnie by się zgodził. Sam mówił o Deanie, tak jak Cas kiedyś, potwierdzał wszystko, czego było pewne jego nastoletnie ja. I cokolwiek by nie zrobił, Sam miał rację. Po dziesięciu latach naprawdę powinien dać mu szansę. W końcu sam spodziewał się, że to Dean da mu szansę, gdy tylko przyjechał.
Próbował ignorować uczucie, które skręcało się w jego żołądku, kiedy myślał o tym, że Dean nie sypiał tak często z kim popadnie. To głupie, nieistotne i Cas naprawdę nie chciał o tym myśleć.
— Przykro mi, Sam — powiedział Cas, starając się wyglądać na skruszonego. — Nie zachowałem się najlepiej. Po prostu.. chyba po prostu założyłem, kiedy powiedziałeś, że był w drużynie piłkarskiej...
— Co, że był kretynem? — Sam się zaśmiał. — Tak, może tak. Ale to zazwyczaj tylko wtedy, gdy próbuje udawać, że nie ma żadnych uczuć. Frajer myśli, że jest na nie uczulony.
Sam czule przewrócił oczami, na co Cas nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. Tak, to brzmiało jak Dean, którego Cas kiedyś znał.
— Po prostu postaraj się nie oceniać go zbyt szybko, okej? — Sam przyjaźnie poklepał go po plecach, na co Cas pokiwał głową, paradoksalnie czując się zarówno cięższy, jak i lżejszy niż przedtem.
— Super — powiedział Sam, wstając. — Teraz muszę ci pokazać kalendarz charytatywny, do którego przystąpił w pracy, ponieważ już spędziliśmy wystarczająco czasu mówiąc o nim same miłe rzeczy.
I och. O cholera.
— O rany, to było takie zabawne, kiedy zadzwonił do mnie w tej sprawie — mówił Sam, grzebiąc w szufladzie. — Był taki zawstydzony i niezręczny, ale oczywiście w chwili gdy usłyszał „umierające dzieci na raka" nie potrafił powiedzieć nie. Idiota ma jakiś kompleks bohatera, mówię ci.
Cas zamknął oczy, gdy Sam mówił. Teraz czuł się jak największy dupek na świecie. Dean oczywiście zrobił te zdjęcia na cele dobroczynne. Cas poczuł się naprawdę winny, nic dziwnego, że Dean tak gwałtownie wypadł z domu.
— Aha! — Sam wyciągnął kalendarz i zaczął się śmiać. — Szkoda, że go nie słyszałeś, Cas! „Daczego dzieci potrzebują, żebym był nagi, Sammy?" — naśladował Deana piskliwym głosem, co było jeszcze zabawniejsze, biorąc pod uwagę fakt, że Dean miał niższy głos niż Sam. — „Dlaczego dzieci nie lubią rozsądnych warstw ubrań, Sammy?"
Sam pokazał mu zdjęcia z mściwą radością, która tak naprawdę nie potrafiła w ogóle ukryć jego dumy. Cas zaśmiał się słabo, aby nie wzbudzić podejrzeń.
I jejku, może naprawdę nie powinien był wspominać o pobudzaniu czegokolwiek, zwłaszcza w tym konkretnym momencie, ponieważ Sam był dosłownie tutaj, a to naprawdę nie czas i miejsce. Cas bardzo się starał, aby się uśmiechać i nie spuszczać wzroku z pustej przestrzeni nad cudownie odsłoniętym ramieniem Deana.
Zanim Dean i Jess wrócili, kalendarz na szczęście znalazł się bezpiecznie schowany z powrotem w szufladzie, a Cas i Sam zajęci byli czytaniem po przeciwnych stronach kanapy. Cas tylko rzucił okiem na nich oboje, zanim udali się na górę, aby wziąć prysznic, i prawdopodobnie lepiej by było, gdyby w ogóle nie podnosił wzroku. Uśmiech, który oferował Deanowi, mając nadzieję na zawarcie jakiegoś rodzaju rozejmu, nagle zastygł na jego twarzy.
Cas nagle poczuł się całkowicie i totalnie zobowiązany do dołączenia do Jess w fanklubie „Winchesterowie w szortach".
Na szczęście dla kutasa Castiela, który miał nieoczekiwanie pracowity poranek, kiedy Dean wrócił po schodach, był już w pełni ubrany w dżinsy i szarą koszulę w kratę. I... naprawdę wyglądał w tym niesamowicie. Może jego kutas wcale sobie nie odpocznie.
Zdaniem Casa wszystko robiło się trochę śmieszne. Jakby została naruszona jakaś brama przeciwpowodziowa. Teraz nie mógł nie zauważyć jak atrakcyjny był Dean podczas każdej małej rzeczy, którą robił. Kiedy Cas znowu uśmiechał się do niego niepewnie, Dean potrzebował trochę czasu, zanim odwzajemnił uśmiech, ale w końcu to zrobił, wyglądając na prawie przyjemnie zaskoczonego, a nawet spowodował, że na policzkach Casa pojawił się wyraz uznania, jakby znowu był nastolatkiem.
— Cześć, Dean — powiedział nieśmiało Cas, gdy Dean usiadł na fotelu naprzeciwko niego. Brwi Deana zmarszczyły się w zdezorientowaniu. Rzucił wzrokiem na Sama tylko na chwilę, zanim napotkał spojrzenie Casa.
— Hej, Cas — kiwnął głową i Cas zauważył kątem oka, jak Sam uśmiechał się do nich pobłażliwie.
— Chciałbym ci podziękować za naleśniki, które mi wczoraj zostawiłeś — dodał. — Sam powiedział mi, że sam je zrobiłeś i zadbałeś o to, żeby mi trochę zostawić.
— Och — powiedział Dean z zarumienionymi policzkami, podnosząc dłoń, by potrzeć kark. — To nic wielkiego, stary, i tak je robiłem, więc...
— Dean, porostu przyjmij wdzięczność jak normalna osoba, dobra? — Sam westchnął, na co Cas nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Dean przewrócił oczami i pochylił głowę.
— Dobra, dobra. W takim razie nie ma za co, jak sądzę.
Cas wrócił do swojej książki z delikatnym uśmiechem na twarzy. Nie był już pewien, co czuł i wiedział, że nadal nie zdołał pozbyć się całej swojej złości, ale Sam miał rację. Nie musiał być przyjacielem Deana, prawdopodobnie nigdy nim nie będzie, ale może z odrobiną czasu wszystko będzie dobrze.
Po obiedzie wszyscy wpadli do samochodu Casa, ponieważ on i Dean musieli przymierzyć swoje smokingi i najwyraźniej musieli jechać całą grupą.
— Och, przestań narzekać, marudo — Jess pochyliła się z przedniego siedzenia, aby zmierzwić włosy Casa. — Musiałeś patrzeć, jak przymierzałam suknię ślubną, to teraz ja muszę patrzeć, jak przymierzasz swój smoking.
Cas spojrzał na nią kątem oka.
— Mówisz, jakbym się niezmiernie dobrze bawił podczas tych przymiarek.
— Ale przynajmniej się wzruszyłeś i dobrze o tym wiesz — Jess uśmiechnęła się.
Ktoś z tylnego siedzenia, a Cas był prawie pewien, że to Dean, prychnął.
— Nie — sapnął Cas.
— Taaaak — zaśpiewała Jess. — Przestań się popisywać przed Deanem.
Casa zapiekły policzki na czerwono i spojrzał ze złością na drogę przed sobą, gdy Dean nieudolnie powstrzymywał śmiech.
— Nie wiem, z czego się tak śmiejesz — powiedział Sam z rozbawieniem w głosie. — Płakałeś podczas „Krainy Lodu".
Dean wydał z siebie oburzony pisk. Mimo, że Cas nigdy nie widział „Krainy Lodu", to i tak się zaśmiał.
— Jej rodzice zginęli, a siostra nie chciała lepić z nią bałwana, Sammy, to było cholernie smutne!
Jess odwróciła się, by zaśmiać się z nich obu. Cas pomyślał, że może pasowało by obejrzeć kiedyś ten film. Pomyślał o Michaelu i Annie, lepiących bałwany i robiących obok anioły, i poczuł się cieplej z powodu wybuchu Deana. Pamiętał również, jak zastanawiał się w swoim żałosnym, nastoletnim umyśle skupionym na Deanie, czy on lepił bałwany z Samem, czy też nie. To dziwne uczucie, gdy w końcu otrzymał odpowiedź.
— Nie widziałem „Krainy Lodu" — przyznał Cas. — Dlaczego tak was bawi płacz Deana?
— Nie płakałem! — Dean nalegał. — Miałem tylko trochę zeszklone oczy.
— Ta, nieważne, stary — prychnął Sam. — To zabawne, bo to film animowany.
Cas zmarszczył brwi.
— Nie rozumiem. Filmy animowane mają być tak samo fascynujące i emocjonalnie rezonujące jak filmy kręcone na żywo i często mają większy wpływ na odbiorców, ponieważ badają bardziej podstawowe i możliwe do odniesienia problemy ludzkości.
Sam i Jess wydawali się przez chwilę oszołomieni, ale Dean niemal od razu wydostał z siebie triumfalny śmiech.
— Aha! — wyciągnął rękę, aby poklepać Casa po ramieniu. — Dziękuję!
Cas nie widział Deana, ale czuł utrzymujący się ślad ciepła, które jego ręka zostawiła na ramieniu. Nie słuchał, jak Sam i Dean nadal naturalnie się sprzeczali na tylnym siedzeniu, po prostu skoncentrował się na drodze, a co jakiś czas dzielił się z Jess rozbawionymi spojrzeniami i oboje uśmiechali się pobłażliwie do Winchesterów jak para wytrzymałych rodziców.
Ale wszystko stało się niekomfortowe w chwili, kiedy weszli do krawca.
— Witam — zabrzmiał nadmiernie zalotny kobiecy głos zza kontuaru. — Czyżby to były moje urodziny?
Kobieta miała głowę pełną ciemnych loków i parę błyszczących oczu, które obecnie omiatały całe ciało Deana w sposób całkowicie nieodpowiedni.
— Spokojnie, dziewczyno — Jess przewróciła oczami. — Przykro mi, ci chłopcy są moi.
Kobieta zaśmiała się.
— Co, oni wszyscy? — Przesunęła wzrok w kierunku Casa, który zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie miała rentgena w oczach.
— Co za zachłanność.
Sam prychnął i skrzyżował ramiona.
— Och, wyluzuj Sam, wiem, że jesteś poza zasięgiem — powiedziała kobieta, na co Sam uśmiechnął się, kiedy podszedł i pocałował ją w policzek.
— Cieszę się, że masz jakieś granice, Pamela — powiedział. Pamela wzruszyła ramionami z uśmiechem.
— Mogę sobie pozwolić, kiedy przynosisz mi nowe zabawki — mrugnęła w ich stronę. Cas kątem oka widział, jak tył szyi Deana zrobił się różowy.
— Wy dwaj jesteście drużbami, tak?
— Tak, psze pani — odpowiedział Dean, robiąc krok do przodu, by uścisnąć jej dłoń. — Nazywam się Dean.
— Ach! — Uśmiechnęła się, trzymając go za rękę dłużej, niż było to absolutnie konieczne. — Więc ty musisz być Castiel?
Odwróciła się do Casa, na co on grzecznie pokiwał głową.
— W porządku, no to zaczynajmy!
Zniknęła na sekundę, by przeczesać pokój na zapleczu, podczas gdy Sam i Jess rozsiedli się wygodnie na dużej kanapie w rogu. Cas nerwowo przełknął ślinę. W sklepie nie było nikogo innego, a już samo przymierzanie smokingu tylko dla samej Jess byłoby wystarczająco niewygodne, a co dopiero przed jeszcze dwoma kolejnymi osobami, w tym przed Deanem, który prawdopodobnie będzie wyglądał o wiele lepiej w smokingu niż on.
— W porządku Dean, ty pierwszy — mrugnęła Pamela, wychodząc z pokoju na zapleczu z centymetrem w rękach. — Chcę tylko sprawdzić twoje wymiary, zanim założę na ciebie smoking. Jess przekazała mi je ostatnio, ale chcę się upewnić.
— Tak, tak — odpowiedział Dean, uśmiechając się do niej, gdy przesunęła taśmą mierniczą wokół jego klatki piersiowej. — Chcesz tylko pretekstu, żeby mnie obczaić.
Puścił jej oczko, na co Pamela zaśmiała się, zachwycona.
— Złapana na gorącym uczynku — powiedziała, klękając, aby przesunąć taśmę po nodze Deana.
Sposób, w jaki Dean nadal flirtował z Pamelą, podczas kończenia pobierania wymiarów, był całkowicie bezwysiłkowy, co trochę zirytowało Casa. Ale nie sądził, że był zdenerwowany na Deana. Teraz, po porannej rozmowie z Samem było oczywiste, że Dean nie czuł się tak komfortowo, jak to pokazywał. Jego policzki i uszy wciąż były zaczerwienione, a jego palce wystukiwały melodię o udo. To gra, kolejna tarcza uniesiona do ukrycia prawdziwego Deana Winchestera, a Cas był prawie pewien, że właśnie to go irytowało.
Cas stał w nieciekawej ciszy, podczas gdy Pamela dokonywała pomiarów, i wytrwale patrzył przez okno. Sam i Jess cicho mruczeli pod nosem o tym, o czym zwykle szeptały pary, a Pamela nuciła coś radosnego pod nosem.
— Kim jest Jesse? — zapytał Dean, przerywając ciszę. Kiedy Cas na niego spojrzał, zauważył, że Dean wpatrywał się w plecy Pameli, gdy ta kucała, aby zmierzyć nogawki Casa. Pamela zaśmiała się i wstała.
— Cóż, to nie było na zawsze — powiedziała z uśmiechem i odwróciła się plecami do Casa. Wzdłuż krzyża miała tatuaż „Jesse na zawsze".
— Jego strata — Dean wzruszył ramionami z uśmiechem i Cas nie widział twarzy Pameli, ale widział, jak stała nieprzyzwoicie blisko Deana.
— I być może zysk dla ciebie — mruknęła, a róż z uszu Deana wkradł się na jego policzki. Było wyraźnie niezręcznie przez chwilę i Dean wydawał się zbyt nieswój by odpowiedzieć, co tylko sprawiło, że Cas pochmurniał jeszcze bardziej.
Kiedy Pamela odwróciła się do Casa z satysfakcjonującym uśmiechem i przyłapała go na gapieniu się na nią, uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Podeszła do Casa i puściła mu oczko.
— Ty też jesteś zaproszony, marudo.
Jess i Sam cicho chichotali podczas całej tej rozmowy, a Dean, jeśli to możliwe, zrobił się jeszcze bardziej czerwony. Cas zmarszczył brwi, nie wiedząc, co powiedzieć, i odwrócił się, by zobaczyć, jak Pamela wracała do pokoju na zapleczu.
W końcu, kiedy razem z Deanem odwzajemnili swoje sporzenia z obawami, oboje zostali wprowadzenia do przymierzalni, gdzie Pamela stała przed boksami i kazała im wyjść, kiedy będą gotowi, aby mogła jeszcze dokonać niezbędnych poprawek.
Przebierali się w ciszy, z wyjątkiem odgłosów Deana, klnącego pod nosem co kilka chwil, gdy uderzał łokciem o ścianę lub gdy walczył z guzikiem. To sprawiło, że Cas czuł się nieco lepiej z tym, że nie był jedynym, który czuł się dziwnie nieswojo w tym otoczeniu.
Sam smoking wydawał się pasować o wiele lepiej niż jego stare garnitury, które nosił na wykłady na uniwersytecie. Przez chwilę patrzył na siebie w lustrze. Wyglądał dobrze, całkiem dobrze i nie było to nawet tak niewygodne, jak myślał, że będzie, ale jego nowa determinacja spadła, gdy tylko wyszedł z przymierzalni.
Dean odsunął zasłonkę dokładnie w tym samym momencie, a kiedy wyszli, prawie jednocześnie, Cas musiał bardzo się postarać, aby nie zgubić szczęki. Stali całkowicie naprzeciw siebie, a Dean wyglądał na nieco zmieszanego czymś. Być może chodziło o to, że Cas patrzył na niego raczej niedyskretnie, z szeroko otwartymi oczami i miał trudności z oddychaniem, w spodniach, które już nie pasowały tak dobrze, jak przed chwilą.
Dean wyglądał... wyglądał olśniewająco. Nie było innego sposobu, aby go opisać, a jeśli był, rozczłonkowany mózg Casa miał trudności z wyrażeniem tego. Czarna kamizelka idealnie na niego pasowała, ukazując muskularność jego klatki piersiowej, a marynarka otulała jego ramiona i podkreślała smukłą linię talii.
Cas przyłapał się na tym, że marzył o tym, aby Dean się odwrócił, zanim z powrotem przyciągnął swój wzrok na jego twarz w rozbłysku poczucia winy. Dean napotkał jego spojrzenie i Cas nie miał pojęcia, co zrobić z wirującymi w nim emocjami.
Dopiero po chwili, dość późno, Cas zdał sobie sprawę, że Pamela coś mówiła. Zauważył to teraz, ponieważ w jednej sekundzie próbował rozgryźć, co mówiły oczy Deana, a w następnej został odwrócony twarzą do Pameli, która zaczęła bawić się krawatem.
— Poważnie — przewróciła oczami. — Nie wiesz, jak się ubrać?
Drażniła się z nim, ale Casowi wciąż wysychały już i tak suche usta, a i tak nie próbował nawet wmyślić odpowiedzi.
Wypędziła ich do głównego pokoju, gdzie Jess i Sam natychmiast wpadli w euforię gwizdów i zachwytów. Cas zarumienił się i przewrócił oczami, gdy odwrócili się, by pokazać im całość swojego wyglądu. Bardzo wymownie zaczął wpatrywać się w podłogę, podczas gdy Dean kończył swój własny obrót. Absolutnie odmawiał spojrzenia na tyłek Deana. Jeśli w tych spodniach będzie wyglądać w połowie tak dobrze, jak się tego spodziewał, nie będzie w stanie odwrócić wzroku i na pewno nie będzie w stanie ukryć swojego zainteresowania, a dziś miał dosyć absurdalnych i niepotrzebnych chwil niechętnego podniecenia seksualnego.
Cas niemal pobiegł z powrotem do przymierzalni, gdy tylko dostali na to pozwolenie. Pamela tym razem za nimi nie poszła - była zbyt zajęta dzwonieniem do klientów i omawianiem pozostałych spraw ślubnych z dwojgiem zakochanych, więc Cas spodziewał się, że w ciszy przebierze się we własne ubranie.
Z wyjątkiem tego, że właśnie wtedy, gdy wkładał spodnie, po drugiej stronie przegrody pojawił się nerwowy kaszel.
— Hmm — zaczął Dean. Cas przestał się poruszać, aby przechylić głowę w kierunku dźwięku. — Czy tylko mi się tak wydaje, czy to naprawdę było niezręczne?
Cas zaśmiał się cicho i oparł głowę o ścianę.
— Nie tylko tobie się tak wydaje.
Dean wydał z siebie delikatny chichot.
— Dorze wiedzieć. Czułem się jak cholerna lalka do przebieranek.
Cas wciągnął skarpetki na stopy i z uśmiechem zaczął wiązać buty. Wyszli z przebieralni w tym samym momencie po raz drugi tego dnia i przeszli obok siebie do głównego pokoju.
Pamela pakowała ich smokingi, podczas gdy Sam próbował zdobyć informacje o sukni ślubnej Jess. Cas skorzystał z okazji, podczas gdy nikt nie zwracał na nich uwagi.
— Jeśli jest to dla ciebie jakieś pocieszenie — zaczął cicho. Jego głos był ostrożnie pusty, a oczy obserwowały Pamelę. — Garnitur ci pasuje.
Cas widział, jak Dean odchylił głowę i poczuł, jak jego wzrok ocieplał mu skroń.
— Tak? — zapytał Dean i nie było to wyrażone w sposób drażniący się, jak obawiał się Cas.
— Tak — odwrócił się i napotkał oczy Deana. — Jest z ciebie całkiem przyzwoita lalka do przebieranek.
Dean prychnął i przewrócił oczami.
— A ty będziesz najlepiej ubraną druhną, jaką kiedykolwiek widziałem.
Cas posłał Deanowi ponure spojrzenie i odwrócił się do pozostałych. Był prawie pewien, że Dean wciąż się uśmiechał, gdy wracali do samochodu.
--------------------------------------------------------
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro