Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2.2

Dean ze wściekłością rzucił torbę na rozkładane łóżko w pokoju gościnnym. Był tak nabuzowany, że musiał podjąć niezły wysiłek, aby nie trzasnąć drzwiami, ani nie wyładować złości na żadnej z niewinnych ozdób w pokoju.

Nawet przy zamkniętych drzwiach, głos Casa unosił się ku górze i przedostawał przez szparę pod drzwiami, niczym trująca mgła, z której Dean nie mógł uciec. Chichotał z czegoś - Dean nie słyszał żadnych słów - ale cokolwiek to było, musiało być cholernie przezabawne, skoro wyciągnęło z tego pozbawionego emocji, ograniczonego kutasa jakiekolwiek pozytywne uczucie.

Dean podniósł swoją torbę tylko po to, by móc ją rzucić z powrotem na kanapę. Zamknął oczy, zaczął liczyć do dziesięciu, tak jak zawsze mówił mu Sammy, i oddychał.

Więc Castiel zdecydowanie go pamiętał. I najwyraźniej nadal nie wybaczył mu skandalicznej zbrodni polubienia go. Dean prychnął. Tak, przynajmniej to nie będzie już problemem.

To, co sprawiało, że wszystko było dziesięć razy gorsze, to fakt, że Cas zrobił się gorący. I nie w sensie "tylko wydoroślałeś" gorący, ale "kurwa, cholera, czy ty jesteś modelem?" gorący. I to wkurzało Deana, bo Cas zawsze był piękny. Nikt inny w szkole nie wydawał się tego zauważać; Dean spędził cztery lata zastanawiając się, dlaczego, do cholery, Cas nigdy nie umawiał się z nikim, bo szczerze mówiąc, kolor jego oczu zapierał dech w piersi Deana. Cas uśmiechał się do niego czasami, zwykle wtedy, gdy Dean zdecydowanie na to nie zasługiwał, a jego serce biło razem z tym uśmiechem przez wiele tygodni.

Teraz stał w pokoju gościnnym swojego młodszego brata, dziesięć lat później, próbując nie dopuścić do tego, żeby to się powtórzyło. Jeśli zignorowałby by fakt, że Cas był homofobicznym dupkiem, okazało by się, że był również najbardziej oszałamiającym mężczyzną, jakiego Dean kiedykolwiek widział. Nie nosił już okularów i połowie Deana było żal z tego powodu, bo zawsze lubił sposób, w jaki oprawiały jego oczy. Druga połowa była zadowolona z niezakłóconego widoku na jego oczy. Był prawie wysoki jak Dean, miał silnie wyglądające ramiona i szczupłą sylwetkę, której Dean nigdy wcześniej nie dostrzegał pod wszystkimi warstwami obszernych swetrów, które wtedy nosił. Jego włosy wciąż były rozczochrane w sposób, który wydawał się celowy i jednocześnie całkowicie nie do opanowania. Miał także zarost, który Dean rozpaczliwie chciałby czuć po wewnętrznych stronach swoich ud, gdyby tylko nie należał on do kogoś tak cholernie irytującego.

Gardłowy głos Casa, który zwykle wysłałby ogień wzdłuż zakończeń nerwowych Deana, teraz sprawiał, że miał ochotę zgrzytać zębami.

Ponownie usłyszał śmiech Castiela dobiegający z dołu i w przypływie wściekłości Dean podniósł swoją torbę z kanapy i rzucił nią na podwójne łóżko dla gości. Dlaczego, do cholery, Cas tu w ogóle był? Przecież gdzieś w pobliżu musiał być jego dom.

Usiadł na łóżku i przeciągnął ręką po twarzy. I jakby tego było mało, Sam i Jess najwyraźniej uważali, że Cas był jakimś aniołem. Wydawali się być bardzo podekscytowani perspektywą spotkania swoich dwóch drużb, jakby mieli zostać najlepszymi psiapsiółkami przed końcem tygodnia. Czasami Dean martwił się nieudolnością oceny sytuacji przez Sama. Co mu przypomniało, dlaczego Sam wydawał się tak przejęty faktem, że Dean mógłby się z nim przespać? Jasne, bez wątpienia Cas był cholernie wspaniały. Właściwie niesprawiedliwie wspaniały i nie można było zaprzeczyć, że był inteligentny. Ale był też nudnym, osądzającym, nadętym sukinsynem. I tak nie chciałby się z nim przespać, biorąc pod uwagę, jak bardzo zniesmaczony był tym, że Dean zaprosił go na randkę. Był już zmęczony; przebywanie w towarzystwie Casa przez pięć minut sprawiło, że znów poczuł się jak przestraszony nastolatek.

W kieszeni jego jeansów zabrzęczał telefon; Dean przeczytał tekst parskając z uśmiechem. To od Charlie.

"CHCEMY SZCZEGÓŁÓW - QUEEN CHARLIE I SIR BENJAMIN"

Charlie zawsze waliła prosto z mostu. Niemal było mu żal Banny'ego, że musiał znosić jej ciągłe gadanie (Dean lubił udawać, że nie było to całkowicie urocze), gdyby nie fakt, że Benny, pomimo mówienia zupełnie czegoś innego, w rzeczywistości uwielbiał plotkować prawie tak samo jak ona. Dean pokręcił głową.

"seksowność Casa wydaje się wprost proporcjonalna do jego poziomu dupkowatości"

Odpisał i położył się na łóżku z nogami wciąż dotykającymi podłogi.

"Nadal jest jak z bajki?"

Odpowiedziała Charlie. Dean jęknął.

"zamknij się. jest pieprzonym palantem"

"Jak dużym?"

Dean napisał na klawiaturze "joffrey" i kliknął wyślij swoim rozdrażnionym kciukiem.

"Wow. Więc musi być bogiem seksu"

Dean znów jęknął i rzucił telefon obok siebie na łóżko. Zakrył twarz rękami i skupił się na oddychaniu. Kilka sekund później jego komórka znowu zabrzęczała i kiedy w końcu znalazł w sobie siłę, żeby ją podnieść, na jego twarzy zagościł uśmiech.

"Jeśli nadal chodzi o to, że jesteś bi, on nie jest wart twojego czasu, bracie"

I wiece co? Benny miał rację. Jeśli Cas chciał trzymać urazę, to w porządku. Dean przeprosił, otworzył się dla niego w sposób, który go przerażał, a jeśli Cas chciał to zignorować tylko dlatego, że miał problem ze swoją seksualnością, to był to jego problem. Dean będzie się cieszył rzadkim czasem spędzonym z rodziną.

Z tym wnioskiem poczuł się trochę luźniej. Dean wstał i rozciągnął się. To on będzie tutaj tym dojrzalszym. Kiedy miał zamiar chwycić swoją torbę i wrócić na kanapę, drzwi otworzyły się. Oczywiście, ponieważ Dean nie mógł nawet na chwilę odpocząć, w przejściu stał Cas.

— Cześć, Dean — powiedział. Jego głos był tak lodowaty, że Dean miał wrażenie, jakby cały pokój zamarzł. Obserwował, jak wzrok Casa spoczął na jego torbie, wciąż leżącej na łóżku, po czym spojrzał na niego. Nie skomentował tego, jednak Dean czuł, że opinia Casa o nim na pewno się nie poprawiła.

— Obiad jest na stole — powiedział i zanim Dean zdążył otworzyć usta, Cas obrócił się na piętach i maszerował w dół po schodach. Dean powstrzymał się od rzucenia czymkolwiek, przypominając sobie, że przecież już nie obchodziło go to, co myślał o nim Cas. Wziął wdech i ruszył za nim po schodach. Ozdoby w pokoju pewnie odetchnęły z ulgą.

Jednym z wielu powodów, przez które Jess była z o wiele wyższej ligi od jego młodszego, geekowatego braciszka, była umiejętność przygotowania posiłku bez zmieniania kuchni w prawdziwą katastrofę. Bobby zawsze się uśmiechał i klepał Deana po plecach, za każdym razem, gdy wracał do domu, by zobaczyć go gotującego obiad dla Sammy'ego, jakby robił coś heroicznego. A prawda była taka, że nie było w tym nic bezinteresownego; Dean po prostu wolał zachować swoje brwi.

— Jess — zaczął Dean, spoglądając na pieczywo, wędliny i sery atrakcyjnie ułożone na kuchennym stole. — Czy kiedykolwiek mówiłem, że jesteś zbyt dobra dla mojego brata?

Cas podniósł głowę z miejsca, w którym siedział, a było to dokładnie naprzeciwko Deana, z urażonym spojrzeniem, które Dean wyraźnie zignorował. Jess prychnęła.

— Obawiam się, że nie zważałam na twoje ostrzeżenia. Chyba za późno, żeby się teraz wycofać.

Westchnęła dramatycznie, a Sam wykrzywił twarz tak mocno, że Dean bał się, że zaraz coś sobie naciągnie.

— Twój brat jest więcej niż wystarczający dla Jess, aby posiadać z nią związek romantyczny, zarówno pod względem intelektu, jak i wartości moralnych.

Dean zacisnął pięści pod stołem, zanim spojrzał na Casa i przypomniał sobie, że nie da się zirytować. Jess i Sam wyglądali na rozbawionych.

— Dziękuję — powiedział Dean, a jego usta wykrzywiają się w sarkastycznym uśmiechu. — Tak się cieszę, że mój młodszy brat jest dla ciebie wystarczający.

Ramiona Jess lekko trzęsły się z rozbawienia. Sam uśmiechnął się do Casa, jakby opowiedział najlepszy dowcip świata.

— Stary — zaśmiał się. — Dean tylko sobie żartował. — Cas zmarszczył brwi, zdezorientowany, a Sam przewrócił oczami. — Lubi nabijać się z moich umiejętności gotowania.

— Albo ich braku — mruknęła Jess, mając buzię pełną placka. Sam trącił ją ramieniem.

— Och — wydobyło się z ust Casa. Dean poczuł się triumfalnie, widząc, że jego policzki zrobiły się bardziej zaróżowione niż wcześniej.

— Tak, och — powiedział Dean, biorąc łyk piwa. — Ale dobrze wiedzieć, że jesteś takim romantykiem.

Nie był pewny dlaczego Casowi tak łatwo udawało się schować w sobie, niczym piasek w skarpetce. Nie powiedziałby tego na głos, ale Sam był naprawdę niesamowity i jeśli już, to niespodziewane, że udało mu się znaleźć kogoś, kogo Dean uznał za dobrego dla niego. I Dean powinien się cieszyć, że Cas uważał tak samo. Powinien czuć się dumny, że wiedział, jak niesamowity był Sam, ale wkurzało go to, że najwyraźniej jego brat, praktykujący prawnik, był tylko godny bycia "wystarczającym" w oczach wspaniałego Castiela Novaka.

I może chodziło troszkę o to, że Sam i Jess otrzymali oficjalne błogosławieństwo Casa, podczas gdy Dean nie był nawet warty wybaczenia po dziesięciu latach. Tak czy inaczej, zignorował sposób, w jaki oczy Casa się zwęziły na jego komentarz i z zadowoleniem przeżuwał swoją kanapkę z wołowiną.

— Aww — powiedziała Jess, zupełnie nieświadoma, i sięgnęła, aby uszczypnąć Casa w policzek w sposób, w jaki Dean nie mógł uwierzyć, że ujdzie jej na sucho. — Nie słuchaj go, Cassie. Potrafisz być romantyczny, jeżeli byś tego chciał.

Cas przeniósł swoje spojrzenie na Jess, które od razu zaczęło łagodnieć, aż stało się ono całkowicie czułe.

— Dziękuję za wotum zaufania.

— Nie ma za co! — Uniosła widelec z kawałkiem placka w dziwnym pozdrowieniu i uśmiechnęła się. — Możesz na mnie liczyć.

Sam zachichotał trzymając szczerze nudno wyglądający widelec z nabitym króliczym jedzeniem. Dean odprężył się na tyle, że kiedy odchylił się do tyłu, by napić się piwa, jego uśmiech w kierunku Casa był prawie przyjazny.

— Więc nie masz zbytniego doświadczenia w romansowaniu, co Cas?

Wyraz twarzy Casa prawie się nie zmienił, jednak stał się on bardziej poważniejszy.

— Nie — odpowiedział, posyłając mu chłodne spojrzenie. Dean prychnął i wlepił wzrok w talerz.

— Szokujące — wymamrotał, po czym wziął kolejny kęs kanapki. Bo naprawdę, czy to takie dziwne? Jeśli facet traktował każdą romantyczną przygodę z tą samą unikalną mieszanką obrzydzenia i przemocy, z jaką potraktował Deana, to nie był zaskoczony, że Cas był singlem.

Kątem oka widział, jak palce Casa zaciskały się mocniej wokół trzymanych sztućców i czuł, jak spojrzenie Sama wypalało dziurę z boku jego głowy.

— Czy to był sarkazm? — zapytał Cas, a jego głos brzmiał niżej niż zwykle.

Dean podniósł głowę, gotowy, aby na niego warknąć, jednak zmieszany wyraz twarzy Jess sprawił, że powstrzymał się. W tym tygodniu nie chodziło o niego. Nie chodziło o to, że został zraniony w liceum, ani o frustrującą niezdolność do uodpornienia się na Casa. Chodziło o jego brata i wspaniałą narzeczoną, którzy chcieli spędzić tydzień weselny z ludźmi, których kochali najbardziej, a Dean naprawdę, naprawdę nie chciał tego popsuć.

Przełknął kęs kanapki i uniósł ręce w uspokajającym geście.

— Nie, jestem szczerze zszokowany — powiedział, doskonale wiedząc, że na takiego nie wyglądał. — Sammy powiedział mi przez telefon, że jesteś niezłą partią.

Cas zarumienił się i skierował swój wzrok na Sama. Och, dobrze, że teraz ktoś inny zmieni się w pył pod wpływem tego śmiertelnego spojrzenia, które najwyraźniej uważał, że posiadał. Sam kopnął Deana pod stołem.

— Nic takiego nie powiedziałem!

— To było zasugerowane — Dean wzruszył ramionami. Sam przewrócił oczami na słowa Deana i ponownie, kiedy widział, że Cas nadal go obserwował.

— Nie patrz tak na mnie, Cas, jesteś świetnym facetem! I chyba mogę o tobie rozmawiać z moim bratem.

Cas westchnął i wbił wzrok w swój talerz.

— Twój brat wydaje się zdolny do samodzielnego podjęcia decyzji.

— Ha! — krzyknął Dean z uśmiechem i triumfalnie brzęknął butelką o tę Sama. — Słyszysz to, Sammy? Ja jestem zdolny, a ty tylko odpowiedni!

Jess zaśmiała się i pogłaskała Sama po głowie, podczas gdy on udawał, że nie ruszył go ten komplement, a Dean posyłał Casowi zalotny uśmieszek.

— Masz niezłą gadkę, Cas — mrugnął sarkastycznie, a nerw w szczęce Casa drgnął, gdy ten patrzył na swój talerz.

Jess żartobliwie uderzyła Casa w ramię i kazała mu się rozluźnić, a rozmowa szybko przeszła na inne tematy; ich obowiązki na ten tydzień, wesele, osoby w domu. Ale Cas nie spojrzał już ponownie na Deana, a kiedy rozmowa zeszła na temat jego pracy, Dean nawet nie wiedział, czy słuchał.

---------------------------------------------------

Wesołych świąt kochani!

I dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze, one naprawdę motywują do dalszej pracy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro