Rozdział 19
Dzisiaj ostatni rozdział, a jeszcze jutro będzie epilog!! :)
Megan Pov
Wstałam rano obolała. Spaliśmy wszyscy w dużym pokoju. Dobrze, że są tam aż trzy kanapy, bo inaczej byśmy się nie zmieścili. Była już 13. Poszliśmy spać o 4, więc się nie dziwię, że wstałam tak późno. Wczorajszy dzień był pełen wrażeń i chyba jednym z najlepszych.
-Wstałaś już? -zapytał Calum, wchodzący do salonu
-Tak, gdzie są wszyscy?
-Wyszli jakieś dwie godziny temu. Nie budziliśmy Cię, bo powinnaś się wyspać. Więc wyspałaś się?
-Trochę, ale plecy mnie bolą. Wolałabym spać u nas w łóżku. Tym bardziej, że jeszcze razem nie spaliśmy, przynajmniej nie tak normalnie jako para.
-Rozumiem twój ból. Sam się jakoś nie wyspałem tutaj.
Calum podszedł do mnie i wziął mnie na ręce.
-Co ty robisz? -zapytałam
-Niosę Cię do łóżka. -poszedł w stronę sypialni
-Przecież mam nogi.
-Wiem, ale po co się męczyć skoro sam mogę Cię zanieść?
-Ale..
-Nie ma żadnego ale.
Położył mnie na łóżko i sam ułożył się obok. Ciągle mi się przyglądał. Nie wiem o co chodzi temu człowiekowi.
-Dlaczego się tak na mnie patrzysz?
-Bo teraz mogę.
-A co wcześniej nie mogłeś?
-Nie tak jak teraz. Zawsze musiałem patrzyć na Ciebie jak na przyjaciółkę, a teraz już mogę patrzyć jak na moją drugą połówkę.
-No okej romantyku. Nie wiem jak ty, ale ja się prześpię. Więcej nie śpię na tej kanapie.
-No okej. Ja też się prześpię.
Przysunął się bliżej mnie a ja się w niego wtuliłam. Cieszę się, że mam go przy sobie. Nie tylko jako mężczyznę, którego kocham, ale także jako przyjaciela.
-Dobranoc kochana. -cmoknął mnie w czoło
-Dobranoc.
___
Calum Pov
Wstałem po 17. Kolację u rodziców Megan mieliśmy na 19. Chyba pora się obudzić. Zacząłem szeptać jej do ucha:
-Megan, ej wstawaj. Za niedługo kolacja u twoich rodziców.
-Daj mi jeszcze godzinkę.
-O nie. Nie ma spania. -zdjąłem z niej kołdrę.
-O Jezu. Jak zimnoo! -przeciągnęła się i wstała. -W co ja mam się ubrać?
-Ubierz się tak, żeby było Ci wygodnie.
-No tak.
Poszedłem zadzwonić, a Megan poszła wziąć kąpiel. Telefon został odebrany po 3 sygnale.
-Halo?
-I jak poszło? -zapytałem
-Genialnie! Powiedziała TAK!
-To się cieszę! Ja też chcę zrobić coś takiego, ale nie tak jak ty tylko w inny sposób. Może zrobiłbym to jutro? hmm?
-No tak, ale musiałbyś dzisiaj pojechać do sklepu i nawet nie wiem jak chcesz to zrobić, ale mogę Ci pomóć.
-Dzięki Ash. Może jutro rano na spokojnie pojadę do sklepu. I mam pomysł jak to zrobię!
-Jak? -zapytał przyjaciel
-Wezmę ją na piknik!
-Genialny plan. Ja wziąłem Monic do restauracji i zapytałem przy tych wszystkich ludziach, a jak już się zgodziła to zaczęli nam klaskać. Później jakiś dzidziuś podszedł do mnie i powiedział, że on i jego żona byli dokładnie tacy sami jak my i do tego też jej się oświadczył w restauracji.
-O! Pewnie już nie są razem czy coś prawda?
-Mylisz się Calumku! Są razem do dziś.
-Uuu to nieźle. Dobra idę się szykować, bo dzisiaj mam kolację u rodziców Megan.
-No dobra. Jakby co to jutro Ci pomogę z zorganizowaniem wszystkiego.
-No okej. Dzięki.
Rozłączyłem się i poszedłem do góry. Megs prostowała już włosy.
-Wybrałam sobie tą sukienkę w kwiaty do kolan. Lubię ją i jest wygodna. -powiedziała
-No i świetnie. Ja ubiorę czarne rurki i koszulę.
-Okej.
Wziąłem z szafy ubrania i poszedłem się umyć. Zajęło mi to 15 minut. Wyszedłem wytarłem się i ubrałem szybko. Spryskałem się jeszcze moją ulubioną perfumą i wyszedłem. Megan była już gotowa.
-Idziemy? -spytała
-Tak. Chodź.
Megan Pov
Wyszliśmy z domu. Calum zamkął drzwi, a ja czekałam na niego w samochodzie. Do domu rodziców dojechaliśmy w przeciągu 10 minut. Calum zaparkował i obiegł szybko auto otwierając mi drzwi od razu pomógł mi wyjść. Dżentelmen. Podeszliśmy do drzwi i zapukałam. Dziwnie się czułam tym bardziej, że jeszcze pare tygodni temu mieszkałam tutaj.
-O hej! -otworzyła mama -Czemu pukacie? Trzeba było wchodzić.
-No nie tak głupio -powiedziałam
-Megan przecież to zawsze będzie twój dom.
-No dobra. -Weszliśmy do domu.
-Hej! -Kate się na mnie rzuciła po czym przytuliła Cala
-Cześć. Gdzie Peter?
-W kuchni. Gotuje. -powiedziała Kate
-Okej. Pójdę się z nim przywitać. Chodź Cal poznasz Peter'a
Calum poszedł za mną do kuchni. Stanęłam w progu i chrząknęłam. Peter się odwrócił i momentalnie na jego twarzy zagościł uśmiech.
-Cześć Megan! Miło Cię widzieć. Wydoroślałaś i.. masz w brzuchu chyba piłkę -zaśmiał się
-Nie, to dziecko palańcie. -zaśmiałam się. Popatrzyłam na Caluma, a on na mnie wyczekująco. -To Calum mój chłopak. Calum to Peter narzeczony mojej siostry. -Calum podał mu ręke
-Cześć Calum miło Cię w końcu poznać. -Peter uścisnął jego dłoń.
-W końcu? -zapytał zdezorientowany
-No tak. Kate ciągle gada o tym jak to wy byliście najlepszymi przyjaciółmi od dzieciństwa i w końcu ze sobą jesteście po wielu przejściach, ale jesteście.
-To fajnie. -powiedział Calum -Idę przywitać się z twoim tatą. -po chwili Cal wyszedł z kuchni
-Co tam Peter? -zapytałam
-Nic słońce, a u Ciebie?
-Dobrze, tylko dziecko mogłoby w końcu wyjść. Już mnie plecy bolą taki wielki mam ten brzuch.
-Nie jest jeszcze aż taki wielki. Widziałem większe. A na kiedy masz termin?
-Termin mam na 28 września.
-Czyli powinnaś urodzić za tydzień?
-No tak, ale mogę urodzić tydzień wcześniej albo później, ale wolę wcześniej.
-No ja tam nie wiem kiedy urodzisz.
-Ja tym bardziej. -zaśmialiśmy się
-Pomożesz mi? -zapytał
-Pewnie. Co mam zrobić?
-Weź pomieszaj tylko sos do spaghetti.
-No okej. -wzięłam drewnianą łyżkę i zaczęłam mieszać.
W tym czasie Peter wyciągnął niewielką miskę i przełożył do niej makaron po czym poszedł i zaniósł ją do jadalni. Wrócił minutę później. Wyciągnął jeszcze jedną garnuszek.
-Dziękuję -powiedział. -możesz iść już do stołu.
I tak zrobiłam. Weszłam do jadalni i wszyscy się z czegoś śmiali, a mój tato i Calum najbardziej. Wolę nie pytać. Chwilę później do jadalni wszedł Peter z sosem w garnku. Każdy po kolei nakładał sobie makaronu a później sosu. Kolacja minęła wspaniale. Atmosfera była cudowna. Uwielbiam ich wszytkich. Po kolacji Kate i Calum zabrali się za sprzątanie.
-Dajcie pomogę wam. -powiedziałam
-O nie nie. Ty sobie wygodnie usiądziesz w salonie i nie będziesz się przemęczać. -powiedział Calum.
Wywróciłam tylko oczyma i poszłam do salonu. Przecież nie jestem jakaś chora. Jestem po prostu w ciąży, a to czy zaniosłabym pare talerzy do kuchni nie robiło różnicy. Usiadłam koło taty i oparłam się koło niego.
-Jestem ciekawy kiedy urodzisz. -powiedział nagle
-Mam nadzieję, że w tym tygodniu, bo nie mam już siły.
-Ee tam dasz radę.
-Muszę. Tato.. cieszysz się, że będziesz dziadkiem?
-Oczywiście kochana. -pocałował mnie w głowę. -Zaraz wracam. -powiedział
Wstał powoli i wyszedł z pokoju. Wszyscy teraz pewnie robili coś w kuchni, bo było słychać tylko śmiechy stamtąd dobiegające. Cieszę się, że wszyscy się świetnie dogadują. Nie minęło dziesięć minut i nagle zrobiło mi się morko. Zaczęłam mieć skurcze. Niemożliwe! Wody mi odeszły! Spanikowałam.
-Calum!! -zaczęłam krzyczeć.
Calum przybiegł, a za nim i wszyscy domownicy.
-Co się stało? -spytał zmartwiony
-Wody mi odeszły!!
-Co? Musimy jechać do szpitala. -powiedział
-To wy jedźcie, a my pojedzimy drugim. Od razu pojedziemy do was do domu i weźmiemy wam jakieś rzeczy i te najważniejsze dla dziecka.
-Okej. -powiedział Calum.
Pomógł mi założyć buty i zaprowadził mnie do samochodu. Ruszyliśmy szybko w stronę szpitala. To boli okropnie! Niewyobrażalny ból!
-Ale to boli! -krzyczałam
-Spokojnie już zaraz będziemy na miejscu.
-Wykrakałam.
-Co? -powiedział zdezorientowany
-No bo rozmawiałam z Peterem i powiedziałam, że fajnie by było jakby Mike wyszedł już na świat. To samo powiedziałam tacie.
-To źle?
-Wręcz przeciwnie. Wspaniale już mnie plecy bolały od tego brzucha.
Zatrzymaliśmy się na parkingu i Calum pomógł mi wyjść po czym powoli zaprowadził mnie do szpitala. Weszliśmy, ale nikt nie zwrócił na nas uwagi.
-Przepraszam moja żona rodzi. -krzyknął.
Czy on powiedział żona? Zdziwiło mnie to trochę. Ale nie mogę się tym teraz przejmować, bo okropny ból nie ustępował. Pielęgniarka gdzieś wybiegła i już zaraz wróciła z wózkiem inwalidzkim. Pomogli mi oboje na nim i ruszyliśmy w stronę windy.
Calum Pov
Boję się, bo nigdy czegoś takiego nie miałem. Kiedy Megan powiedziała, że wody jej odeszły wiedziałem, że musimy jechać do szpitala. Pielęgniarka od razu zabrała nas na porodówkę. Podszedł do mnie jakiś lekarz.
-Jest pan ojcem dziecka?
-Tak.
-Chce pan być przy porodzie?
-Jak najbardziej. -powiedziałem
-To proszę to ubrać.
Dał mi jakieś woreczki, które nakłada się na buty i coś niebieskiego, żebym się tym okrył. No dobra. Wszedłem tuż za nim. Widziałem Megan. Okropnie się męczyła. Usiadłem koło niej i złapałem ją za rękę.
-Wszystko będzie dobrze. -szepnąłem jej do ucha. Popatrzyła się na mnie i lekko uśmiechnęła.
-Wiem Cali. -powiedziała.
-Zaczynamy. -powiedział lekarz
Megan oddychała susami i już po chwili zaczęło się.
-Niech pani prze.
Megan ścisnęła mocniej moją ręke i zaczęła przeć wydając z siebie przy tym głośne jęki. Robiła tak jeszcze przez jakieś pół godziny.
-Dobrze, dobrze. -powiedział doktor. -Widzę główkę. Jeszcze ze 4 razy i po sprawie. -powiedział
Miał rację. Megan zaczęła przeć zrobiła to jeszcze 4 razy i po chwili było słychać głośny krzyk. Mike się urodził. Piękna chwila. Pocałowałem lekko Megan na co się tylko uśmiechnęła.
-Udało nam się Cal. -powiedziała.
Kobieta wyszła na chwilkę gdzieś i już po pięciu minutach wróciła z czystym Mike'm i owiniętym w jakiś kocyk. Podeszła do Megan i położyła jej Mike'a w ramiona. Ta się tylko uśmiechnęła.
-Cześć Mike. -powiedziała, rozklejając się przy tym. Popatrzyła na mnie cała w skowronkach.
-Chcesz go potrzymać? -spytała
-Oczywiście. -powiedziałem
Dała mi go powoli do rąk. Był taki malusi. Bałem się, że coś mu zrobię. Uśmiechnąłem się do niego tylko.
-Cześć synu -powiedziałem. Megan się zaśmiała -Nareszcie wyszedłeś na świat. Cieszymy się z mamą ogromnie. -spojrzałem na nią, a ona nadal się uśmiechała. Wstałem i oddałem jej powoli naszego małego synka.
-Jest wspaniały. -powiedziała.
-W pełni się zgadzam. Ale mam pytanie skoro na pierwsze imię ma Michael to jak damy my na drugie? -spytałem
-Może Aaron? -zapytała
-To jest świetne! Ty to masz głowę do imion. -zaśmialiśmy się. Po chwili weszła pielęgniarka
-Przepraszam, że psuję wam tą piękną chwilę -zaczęła pielęgniarka -ale muszę zabrać waszego syna na badania. Może pan pójść ze mną?
-Oczywiście powiedziałem.
Megan Pov
Zostałam przewieziona do sali. Jestem okropnie zmęczona, ale chyba poczekam aż wszyscy przyjdą.
____
Nawet nie wiem kiedy usnęłam. Zauważyłam, że w moich nogach siedzi Calum i patrzy na Mike'a, który leży w specjalnym łóżeczku.
-Hej -powiedziałam
-Cześć. -uśmiechnął się do mnie
-Długo śpię?
-Może godzinkę. Twoja mama i siostra wraz z tatą i Peterem byli tu już wcześniej i przywieźli rzeczy.
-Okej.
-Moja mama też tu była z tatą i Mali. Ona była taka podekscytowana. Miała Mike'a na rękach i powiedziała, że odwaliliśmy kawał niezłej roboty.
-To chyba dobrze?
-Wspaniale. Bałem się jak widziałem, że ktoś go bierze na ręce.
-Co? Czemu?
-Miałem wrażenie, że zaraz komuś spadnie. Jest taki malutki i taki bezbronny. -zaśmiałam się
-Ktoś jeszcze ma przyjechać?
-Chłopacy zaraz chcieli wpaść. I Tara wraz z Monic. Ana powiedziała, że przyjedzie jutro, bo dzisiaj musi siedzieć jeszcze w pracy.
-No okej. To fajnie. -powiedziałam.
<2 TYGODNIE PÓŹNIEJ>
Calum Pov
-I jak tam? -spytałem
-Mały śpi. -powiedziała Megan. Wtulając się we mnie.
-To był dobry pomysł dać łóżeczko do naszej sypialni będziemy mieli bliżej.
-Tak. Bardzo dobry. A swoją drogą jestem zmęczona i idę już spać. Idziesz?
-Nie. Nie możesz iść spać jest 18:30
-I co w związku z tym?
-To, że za godzinę wychodzimy.
-Co gdzie? Nie możemy. A kto zostanie z Mikeyem?
-Twoja mama zaraz przyjedzie.
-Dobra to przynajmniej powiedz mi gdzie mnie zabierasz..
-To niespodzianka. Idź się ładnie ubierz i chodź tu na dół
Megan Pov
Po pół godziny zeszłam na dół. Mama stała już w salonie. Powiedziałam jej co ma robić jak Mike wstanie albo coś. I powiedziałam jej gdzie są najpotrzebniejsze rzeczy.
-Idziemy? -zapytał Cal
-Tak tak. A i mamo pieluszki są w garderobie.
-Dobra, dobra. Idźcie już, bo się rozmyślę.
Powiedziałam jeszcze 'pa' i wyszliśmy. Przez cały czas na oczach miałam głupią przepaskę, którą Calum mi założył. Nie wiem co on kombinuję, ale już się boję.
-Jesteśmy. -powiedział
-Czyli mogę zdjąć opaskę? -zapytałam
-Nie, nie, nie. -usłyszałam jak wysiada z auta i pomógł mi też wysiąść. Szliśmy jeszcze przez chwilkę.
-Możesz już ściągnąć przepaskę. -powiedział Cal.
Tak więc zrobiłam. I to co zobaczyłam było piękne. Mini piknik. Rozłożony kocyk i na nim jedzenie, a wokół tego wszystkiego pare świeczuszek. Popatrzyłam się na Cala, a on tylko się uśmiechał.
-Cal to wszystko dla mnie? -powiedziałam
-Jak najbardziej.
Podszedł do mnie i pocałował namiętnie. Po całym moim ciele przeszedł dreszcz. Usiedliśmy i zjedliśmy w ciszy. Po chwili Cal zaczął grać na gitarze różne piosenki. Było wspaniale.
-Chodź. -powiedział
-Już idziemy? -zdziwiłam się
-Nie, nie. Chcę Ci pokazać jedno miejsce.
-No okej.
Szliśmy jakieś dziesięć minut, a mój kompan oczywiście trzymał dłonie na moich oczach abym nic nie widziała. Musiałam o coś zapytać
-Calum jak ty to wszystko zrobiłeś? Przecież cały dzień siedziałeś w domu.
-Chłopaki mi pomogli. Powiedziałem im co jak ma wyglądać, a oni to zrobili tak jak prosiłem i tyle.
-To fajnie.
-Jesteśmy -powiedział.
Zdjął mi dłonie z oczu, a ja zobaczyłam najpiękniejszą na świecie łąkę pełną różnych kwiatów. Jest piękna. Odwróciłam się do Calum, a on klękał. O Bosz! Miał w rękach pudełko! To nie może być prawda! Ja śnię!
-Calum? -zapytałam zdezorientowana.
-Cii. -powiedział
-Okej.
-Megan Hale.. czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? -uśmiechnął się
-Co? Ale.. Oczywiście, że tak! -prawie pisnęłam. Calum się tylko zaśmiał założył mi pierścionek na palec i wstał przytulając mnie.
-Kocham Cię Calum. -powiedziałam
-Ja Ciebie też kocham Megs
Posiedzieliśmy tak jeszcze chwilkę na tej łące po czym mój narzeczony złapał mnie za rękę i poszliśmy razem w stronę samochodu. Dojechaliśmy do domu. Mama siedziała na kanapie.
-I co zgodziła się? -powiedziała
-Oczywiście, że tak. -powiedział pewny siebie Calum.
-Dobra ja spadam dzieciaki. -powiedziała mama. -Miłego wieczoru. -wyszła
Poszłam się przebrać w piżamę. I położyłam się do łóżka. Calum zrobił to samo i chwilę później leżeliśmy już koło siebie. Przybliżyłam się do niego i położyłam głowę na jego klatce. Czułam jak jego klatka powoli się unosi i opada. Do tego słyszałam jego bicie serca.
-Dobranoc żonko. -powiedział Calum
-Jeszcze nie żonka, ale dobranoc. -cmoknęłam go w usta i chwilę później odpłynęłam już do krainy Morfeusza.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro