Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

forever

Od autorki: No witam :3 Chciałam tylko na wstępie podziękować 3 osóbkom, które wzięły udział w pewnej zabawie na moim profilu, dzięki której powstał ten oneshot, a mianowicie:

GhelexiLenelox  candance12 @Nei_twuj_interes


[1897 słów]

~~NAMJOON POV~~

Przez chwilę nie słyszałem słów, które nieustannie próbowały do mnie dotrzeć. Choć jego delikatny głos próbował przywrócić mnie do rzeczywistości, a ja wpatrzony w ekran swojego komputera, nie potrafiłem odwrócić się od niego.

- Nam... - westchnął w końcu mój ukochany, po czym w końcu podniosłem głowę znad laptopa.

- Tak skarbie? - wstałem od razu, by do niego podejść.

- Znowu mnie ignorujesz...

- To nie tak... Wiesz, że muszę...

- Zawsze to powtarzasz... Niedługo nie zauważysz nawet, jak umrę...

- Nie mów tak - szepnąłem, drżąc na całym ciele. Nie lubiłem, jak tak mówił. Przytuliłem jego delikatne ciało, a on po chwili wahania odwzajemnił gest.

- Więc zajmij się mną - szepnął, a ja zacząłem głaskać go po jego jasnych włosach.

- Przepraszam - powiedziałem szczerze.

To wcale nie tak, że chciałem go ignorować, przecież Jin był dla mnie najważniejszy na świecie i nie dałbym rady bez niego żyć. Był dla mnie jak słońce, które rozpromienia każdą chwile mojej egzystencji. Był niczym najpiękniejszy kwiat, który starałem się ze wszystkich sił chronić.

- Chodź już spać... - mruknął cichutko, ledwo słyszalnie, jakby faktycznie nie miał już na nic siły.

Prawda była taka, że musiałem pracować dzień i noc, by osiągnąć swój cel, ale przez to moja ukochana kruszynka czuła się zaniedbana. Lecz robiłem to właśnie dla niego, by mógł żyć bez problemów i codziennie pokazywać mi ten swój słodki uśmiech, który napędza mnie do dalszego funkcjonowania.

Ale tym razem odpuściłem, nie chcąc się z nim znowu kłócić. Dawno nie spędzaliśmy dłuższej chwili ze sobą, bo ja wpatrzony w ekran laptopa, starałem się rozwiązać problem moich badań.

Poszliśmy w kierunku naszej sypialni, którą dzieliliśmy ze sobą ponad 3 lata. Ten czas tak szybko leciał, że nawet nie zauważyłem, kiedy minął. Było to trochę przerażające, bo zdałem sobie sprawę, że te wszystkie momenty z nim spędzone, przelatują mi przez palce niczym woda i nie mogę ich zatrzymać. Jedynie w swej pamięci mogę to wszystko ukryć.

Leżąc już w łóżku, przytuliłem chłopaka do siebie, obejmując go w pasie. Był taki drobny, a moje ramiona sprawiały wrażenie, jakby był jeszcze mniejszy.

Ucałowałem delikatnie jego kark, na co usłyszałem ciche westchnienie, które wywołało na moich ustach szczery uśmiech.

- Dobranoc kochanie - szepnąłem do ucha chłopaka.

- Dobranoc najdroższy.

~~🌺~~

- Skarbie co chcesz na obiad? - Jin wszedł do mojego gabinetu z lekkim uśmiechem na twarzy.

- A na co masz ochotę?

- Nie wiem... Jakoś dzisiaj nie mam zbytnio na nic ochoty - wzruszył ramionami i dalej wyczekiwał odpowiedzi ode mnie.

- Pizza?

- Zamówię Ci kurczaka z ryżem - powiedział, po czym wyszedł teatralnie niczym obrażona księżniczka, a ja tylko się zaśmiałem i wróciłem do pracy.

Po pewnym czasie zadzwonił dzwonek do drzwi, a nie słysząc, by Jin kierował się w stronę wyjścia, to postanowiłem sam otworzyć przybyszowi. Jak się okazało zamówione jedzenie właśnie do nas dotarło, dlatego szybko podziękowałem i od razu zapłaciłem dostawcy.

Mój ukochany zaś przeciągnął się, siedząc na kanapie.

- Przepraszam... Usnęło mi się.

- Wiesz, że to nie problem - uśmiechnąłem się, siadając obok - Po obiedzie idziesz się położyć do łóżka.

- Wiesz, jak ja Cię bardzo kocham? - odwzajemnił uśmiech, zaglądając do torebki.

Wiedziałem, bo ja kochałem go równie mocno.

~~🌺~~

Oczy dawały o sobie znać w formie niemiłego szczypania, które doprowadziło do pojawienia się niewielkich łez. Ściągnąłem okulary, by zaraz rozmasować bolący narząd i zaraz po tym miałem wrócić do pracy, gdy usłyszałem ciche kroki, rozchodzące się po pomieszczeniu

- Zmęczony? - szepnął mój ukochany, a ja mimowolnie uśmiechnąłem się do niego.

- Tylko trochę, ale zaraz kończę.

- To dobrze, bo ktoś powinien się mną zająć - stanął za sofą, a ja zaś oparłem się o mebel, by odchylić po chwili głowę i spojrzeć na Jina.

W pewnym momencie poczułem jego ręce, które wślizgnęły się pod moją koszulkę, by zacząć masować moje zmaltretowane mięśnie. Lecz jego bardzo zimne palce zamiast przynieść mi ukojenie, spowodowały nieprzyjemny dreszcz, który przebiegł po moich plecach.

Dlatego odsunąłem się i pociągnąłem go w dół, by bezpiecznie opadł na moje kolana. Jego zaskoczona mina po chwili zniknęła, by zastąpiona tym cudownym uśmiechem, a ja złożyłem motyli pocałunek na jego nosku.

Kochałem go tak bardzo

Po serii przytuleń i nieśmiałych całusów mój mały książę usnął wtulony do mojego torsu, dlatego też zaniosłem go do naszego łóżka, okrywając szczelnie kołdrą.

Wszystko wydawało się być idealne, niemalże jak w bajce, lecz był jeden niepasujący element, któremu starałem się zaradzić. Za wszelką cenę zatrzymam go przy sobie.

~~🌺~~

Gdy Jin słodko spał, wykorzystałem okazje i serfowałem po internecie w poszukiwaniu sklepu jubilerskiego, który miałby w swojej ofercie idealny pierścionek dla mojego szkraba. Nie miałem czasu, by jeździć od jednego miejsca do drugiego, dlatego też sprawdzałem co dany sklep ma do zaoferowania.

Mimo wszystko wiedziałem, że ta mała ozdoba nie przebije blaskiem uroku Jina, ale po prostu sam fakt możliwości nazywać go swoim narzeczonym i przyszłym mężem, sprawiała, że uśmiechałem się jeszcze szerzej.

W końcu znalazłem odpowiednią biżuterię, był to nieduży pierścionek z różowym diamencikiem, czyli w ulubionym kolorze mojego chłopaka. Ta barwa powodowała, że Jin stawał się bardziej delikatny i kruchy, a wtedy chciałem go schować w swoich ramionach i chronić przed złem tego świata jeszcze bardziej niż zwykle.

Zamówiłem, więc pierścionek, by czekał na mnie w sklepie. Po prostu nie chciałem, aby ktoś wykupił go przede mną.

W między czasie przygotowałem śniadanie Jinowi i zaniosłem je do sypialni, bo leniuszek lubił dłużej wygrzewać się pod pościelą.

Gdy odłożyłem tace na niewielką szafkę obok łóżka, złożyłem pocałunek na czole ukochanego. Wiedziałem, że nie śpi, bo na pewno zapach kimchi go obudził.

- Kotku, jadę na chwilę do biura, więc tak do 2 godzin powinienem wrócić - wyszeptałem mu do ucha, a chłopak zaraz wystawił swoje łapki w moją stronę, dlatego też przytuliłem go.

- Musisz?

- Tak... ale w nagrodę kupię Ci coś.

- Czekoladę?

- Może być czekolada, tą co zawsze?

- Jak ja Cię kocham - zaśmiał się melodycznie.

- A ja Ciebie - mruknąłem, całując go w czoło - Dobra, im szybciej pójdę, tym szybciej wrócę.

- Czekam więc - posłał mi na odchodne jeszcze małego całusa, co dało mi motywacji na szybszy powrót.

U jubilera zaopatrzyłem się w wybraną ozdobę, która czekała już spokojnie w kieszeni mojego płaszcza, a sam udałem się na dodatkowe zakupy, gdzie kupiłem różowe róże i ogromne pudełko czekoladek. I tak obładowany z szerokim uśmiechem kroczyłem w stronę naszego mieszkania.

Ciężko pracowałem przez parę lat, by nie tylko dopiąć swojego celu, ale także uzbierać odpowiednią ilość pieniędzy, by w prezencie ślubnym kupić niewielki domek, o którym tak marzył mój ukochany. A ja nie miałem serca, nie spełnić jego zachcianek. W końcu dla niego byłem w stanie zrobić wszystko.

- Ty leniuszku mały - powiedziałem, przekraczając próg naszej sypialni.

Chłopak dalej w najlepsze leżał na łóżku, podszedłem do niego i pierwsze co zrobiłem, to pogłaskałem go po blond kosmykach.

- Co powiesz na wspólną kąpiel?

- A zaniesiesz mnie?

- Oczywiście, tylko naleje wody do wanny i przyjdę po Ciebie.

I jak powiedziałem tak zrobiłem. Poświęciłem także jedną z różę, by rozsypać jej płatki po tafli wody, po czym zapaliłem kilka świec dla lepszego efektu. Wtedy mogłem wrócić po moje małe słońce, biorąc go w stylu panny młodej.

- Postarałeś się - pochwalił mnie chłopak, przez co na mojej twarzy zagościł uśmiech.

- Dla Ciebie wszystko - mruknąłem, całując jego kark.

Siedzieliśmy tak w ciszy, która nam w ogóle nie przeszkadzała. Cieszyłem się tą chwilą, kiedy mogłem trzymać go w ramionach.

- Powinniśmy tak częściej - usłyszałem, po dłuższym momencie.

- Ostatnio Cię zaniedbałem...

- Nie szkodzi, wiem, że ciężko pracujesz.

- Ale nie powinieneś na tym cierpieć.

- Namjoon spokojnie, przynajmniej śpimy razem i pracujesz w mieszkaniu, a ja tylko mówię o wspólnych kąpielach w wannie. Tak na przykład raz w tygodniu? Co ty na to?

- A może codziennie?

- A masz tyle czasu?

- Znajdę go dla Ciebie... i mam niespodziankę dla Ciebie.

- Tak? Jaką?

- Jak wyjdziemy to się przekonasz.

- W takim razie co jeszcze tu robimy?

Mimo, że byliśmy ze sobą szczęśliwi, to i tak się stresowałem. Chciałem być z nim już na zawsze, dlatego miałem nadzieję, że on też podziela moje zdanie.

- Jin - chwyciłem go za rękę, będąc już ogarnięci - Jesteśmy ze sobą już tyle lat, a moja miłość do Ciebie z każdym dniem jest coraz większa i nie potrafię wyobrazić sobie życia bez twojego udziału. Dlatego chciałbym zadać Ci to jedno z najważniejszych pytań... Czy wyjdziesz za mnie? - spytałem, drżąc.

Wyciągnąłem przed siebie pudełko z pierścionkiem i powoli otworzyłem wieczko. Moje serce nie wiedziało co robić, bo z jednej strony czułem, jak bije na tyle mocno, że dziwnym było nie słyszeć go na całym osiedlu, zaś z drugiej strony zamierało na kilka długich sekund.

Jin przyłożył ręce do ust, a jego oczy powiększyły się dwukrotnie. A cisza jaka między nami zapanowała, sprawiała, że denerwowałem się jeszcze bardziej. Nie chciał tego? Tak bardzo się myliłem?

Po chwili z oczu mojego ukochanego poleciał potok łez, przez co na początku kiwał tylko głową.

- T-tak - wychlipał ledwo, ale już pewną odpowiedzią było to, że wtulił się do mojego torsu.

A ja zastanawiałem się czy da się być bardziej szczęśliwym człowiekiem, niż byłem w tamtej chwili. I tak 18 lutego 2020 roku mój ukochany Jin został moim narzeczonym, a niedługo będę mógł nazywać go swoim mężem.

Z moich oczy również popłynęły łzy, były one dowodem ulgi, ale i niezliczonych pokładów radości. Dlatego też tego dnia świętowaliśmy nasz kolejny krok ku lepszej przyszłości.

~~🌺~~

- Przejrzyj w końcu na oczy Namjoon... To nie jest normalne... Nie możesz wiecznie...

- Nie! - krzyknąłem, chwytając się za głowę - Jin proszę... Nie każ mi tego robić... Tylko tutaj się czuje szczęśliwy... Tylko ty jesteś mi potrzebny...

- Namjoon... ale mnie już nie ma... Ocknij się wreszcie... - po jego anielskiej twarzy spłynęły łzy, które raniły moje serce.

Chciałem go dotknąć, objąć i nie pozwalać nigdy odejść

- Przepraszam Jin... Przepraszam - powtarzałem niczym mantrę, zaczynając sam płakać - Przepraszam, że nie mogłem Cię uratować...

Mój szloch roznosił się po czysto białym pokoju, z którego nie było ucieczki. W pewnym momencie zacząłem krzyczeć, mając ochotę zrobić sobie krzywdę za karę. Choć i tak moje ręce ozdobione w liczne rysy, które szpeciły niegdyś zadbane ciało.

Jak mogłem do tego do puścić? Tyle pracowałem, by pomóc mojemu ukochanemu, a okrutny los zabrał mi go w tak bestialski sposób. Codziennie musiałem patrzeć, jak robi się słabszy, a ja pomimo wszelkich starań, zamiast być bliżej wynalezienia leku, byłem coraz dalej.

Nie potrafiłem przyswoić do siebie prawdy, która niszczyła mnie przez ten cały czas. Nadal do mnie nie docierał fakt, że pewnego dnia obudziłem się koło martwego ukochanego, którego organizm wycieńczony chorobą poddał się. Wtedy nie dałem rady obudzić go czułym pocałunkiem, jak robiłem to zawsze każdego dnia. Lecz psychika wyparła ten fakt, tworząc chorą iluzje.

Jedynie co mi pozostało to uczucie pustki i żalu do samego siebie, że nie pracowałem jeszcze ciężej... Dlatego uciekam. Uciekam do tamtych chwil, gdy byliśmy razem na dobre i na złe.

Bo tylko wtedy... jestem szczęśliwy.

~~🌺~~

- Słyszałaś o tym pacjencie z czternastki? - odezwała się jedna z pielęgniarek, popijając ciepłą herbatę.

Jej koleżanka spojrzała w stronę niewielkiego kalendarza, leżącego na biurku. Była na nim zaznaczona data 25 lutego.

- Tego co wczoraj przywieźli? - spojrzała na swoją koleżankę, która w odpowiedzi kiwnęła głową - To nie, a co?

- Podobno mieszkał z trupem przez około 2 tygodni, czaisz? Sąsiedzi byli zaniepokojeni, bo on gadał cały czas do siebie, jakby z kimś rozmawiał.

- Co? - spojrzała na nią zaskoczona - to straszne...

- Co nie? Ale zadzwonili po policje, dopiero gdy zaczęło cuchnąć na klatce.

- Biedak... zwariował do reszty.

- Musiał strasznie kochać tego Jina, skoro nie potrafi przyjąć do wiadomości, że on nie żyje.


/////

Więc od czego by tu zacząć... Najpierw od przeprosin, bo znowu obiecałam, a potem wyszło jak zwykle... Dlatego z całego serduszka przepraszam was za nie dodawanie rozdziałów... Lecz niestety nałożyło się na to kilka czynników...

Tak jak było w opisie wylosowałam kilka punktów, do napisania tego shota, więc o to i one: 
1. Paring: Namjin 
2. Zawody: Top - praca mobilna, Bottom - brak pracy
3. Angst
4. Czas: Teraźniejszość
5. Gatunek/motyw: Dramat
Czy mi się udało, to już zostawiam wam do oceny, choć mam nadzieję, że w miarę wyszło ;;

A teraz odmeldowuje się wraz z kubkiem herbaty >w<

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro