~57~ "Ale boli!"
Violetta
Wycieczka mijała nam całkiem spokojnie. Jednak nie są organizowane zajęcia, z racji tego że nie ma gdzie ich robić. I bardzo dobrze. Jak na razie świetnie się bawimy z przyjaciółmi i to jest najważniejsze. Akurat jestem z Francescą, Camilą, Diego i Federico nad jeziorem. Chłopaki już się tak nie kłócą, bo Fede nie zabiera rzeczy Diego. I tak ma być. Więc siedzimy tak i praktycznie nic nie robimy. Nuuuudy. Diego gapi się w niebo, jakby czekając aż spadnie jakiś meteoroid. Diego to jednak Diego. Nawet jak się go woła - gapi się w niebo.
- Ziemia do Diego. Już nie wrócisz do kosmosu. - powiedziałam i zaczęłam mu machać ręką przed twarzą.
- A wiesz że jak byłem mały chciałem zostać astronautą? - zapytał. Słysząc jego słowa, zaśmiałam się. - Mówię serio. Fajnie by było polecieć na księżyc.
- A jak ja byłam mała, to chciałam być księżniczką. - odezwałam się.
Zorientowałam się dopiero w tym momencie że wszyscy już poszli. Chyba jednak razem z Diego byłam na księżycu.
- Jesteś księżniczką. Moją księżniczką. - odezwał się, po czym spojrzał na mnie. Uśmiechnął się. Jak ja uwielbiam ten jego uśmiech. Wyraża wszystko... - Gdzie wszystkich wywiało? Wreszcie jesteśmy sami.
Powiedział i uśmiechnął się do mnie.
Praktycznie cały czas podczas tej wycieczki jesteśmy sami, chyba że akurat pojawi się któreś z naszych przyjaciół lub jego ojciec. Ale jemu oczywiście ciągle mało czasu spędzonego ze mną. Uśmiechnęłam się do niego. Zrobiło się trochę zimno. Ale chyba nie dla Diego, bo zdjął swoją koszulę i okrył mnie nią. Spojrzałam na niego. Patrzył na mnie cały czas. Obserwował każdy mój ruch.
- Już nie patrzysz w niebo? - spytałam i zaśmiałam się. Przytuliłam się do niego.
- Jesteś ładniejsza niż niebo, wole patrzeć na ciebie.
Siedzieliśmy jeszcze tak jakiś czas, dopóki nie zaczęło padać. Nie chcieliśmy tak siedzieć w deszczu. Gregorio zabiłby nas oboje. Szliśmy tak, trzymając się za ręce. Po jakimś czasie, gdy byliśmy już niedaleko, Diego się poślizgnął na jakieś kałuży, a ja poleciałam wraz z nim bo oczywiście nie puścił mojej ręki. Oboje leżeliśmy na ziemi, chwilę ogarniając co się stało, a potem zaczęliśmy się śmiać jak głupi. Zauważył nas Gregorio. Nie wiem co on robi w tym deszczu. Może nas szuka?
- Co wy robicie? - spytał. Mój chłopak od razu wstał, ale chwilę potem upadł. Usłyszałam z jego ust wiązankę przekleństw, pierwszy raz odkąd go poznałam.
- Co się stało? - zapytałam.
- Noga mnie boli. - powiedział tylko krótko. Od razu wstałam, a Gregorio pomógł wstać Diego.
- Ty to nie możesz nigdzie wyjść żeby sobie krzywdy nie zrobić. - stwierdził i już po chwili szliśmy w kierunku domku. Oczywiście Gregorio pomagał Diego jakoś iść.
Diego.
- Powinniśmy z nim jechać do lekarza. Niech mu opatrzy te nogę. - powiedział Federico.
- Ile jeszcze razy mam wam powtarzać że nic mi nie jest i do jutra mi przejdzie? - zapytałem.
Oczywiście na jeden dzień jestem już uwięziony w łóżku. Na co najmniej jeden dzień, bo nie wiadomo co będzie jutro.
- Gregorio i tak zapewne cie zabierze do lekarza. Poszedł tylko do Pablo. - powiedziała Violetta.
- Albo mi się wydaje albo wy wszyscy za bardzo panikujecie jak coś mi się stanie.
- Albo mi się wydaje, albo ty za często robisz sobie krzywdę. - stwierdziła Ludmiła, która właśnie mijała otwarte drzwi do pokoju mojego i Violetty - Może zamieszkasz w szpitalu na stałe?
Po tych słowach po prostu sobie poszła. Jak ona czasami mnie denerwuje...
***
Rozdział wyszedł krótki i...dziwny?
Wiem, wiem. Nie miejcie mi tego za złe.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro