~44~ "Znowu mogę nazwać go ojcem?"
Violetta
- Tato, idę do szkoły! - powiedziałam idąc do drzwi.
- Nie przyszedł dziś po ciebie Diego? - mój tata trochę się zdziwił - Pokłóciliście się?
- Nie... Po prostu... em... Diego jest chory i nie może wstać z łóżka. - odpowiedziałam.
Przez "chory" mój tata zapewne pomyślał o przeziębieniu, więc nie musiałam nic mu tłumaczyć. Od razu wyszłam z domu i skierowałam się do studio. Przed studio stały już dziewczyny.
- Nie ma dziś Diego? - spytały równocześnie.
- Mówił że postara się przyjść, ale jest pilnowany przez troje upartych ludzi, więc chyba raczej nie przyjdzie. - zaśmiałam się.
- Diego też jest uparty. - stwierdziła Francesca.
- Ale nie ma argumentów. No bo niby po co ma wyjść? Niech siedzi w domu i odpoczywa. Możemy do niego wpaść po zajęciach, bo podobno się nudzi.
- Dobry pomysł. Ja się zgadzam. - powiedziała Camila.
Po chwili już w trójkę ruszyliśmy na zajęcia. Diego wpadł na nie spóźniony. Gregorio, z którym akurat mieliśmy zajęcia spojrzał na niego.
- Co ty tu robisz? - spytał od razu. Widać i on wiedział że nie powinno go tu być. - Kto będzie tak miły i odprowadzi uciekiniera do domu?
Kiedy Gregorio zadał to pytanie, od razu zgłosiłam się na ochotnika.
- Tłumacz jak zwiałeś.
- Przez okno. - wyszczerzył się dumny z siebie.
- A chcesz tam wrócić przez okno, czy drzwiami?
- Wole chyba jednak drzwiami.
- Dobry wybór. - zaśmiałam się idąc wraz z chłopakiem do jego domu. Po chwili już tam byliśmy. Jego mama już stała przy drzwiach, gotowa by go ochrzanić. Najwidoczniej Gregorio już zadzwonił.
- Nie wiem co ty masz na celu, ale dopóki tu będę zostajesz w łóżku. - powiedziała od razu wskazując na drzwi. - Violetta, zostań z nim chwilę. Bo znowu ucieknie z nudów.
W sumie jakoś nie spieszyło mi się na zajęcia, więc postanowiłam z nim zostać. Weszliśmy razem do pokoju.
- Już widzę piękny tydzień. Będzie tu do soboty. - zaczął się śmiać, kładąc się do łóżka.
- Jak będziesz uciekać to jeszcze dłużej. - usłyszeliśmy za drzwiami głos jego mamy. Zaśmiałam się.
- Ja się nie zgadzam! - położył się od razu na łóżku, zasłaniając twarz poduszką. - Zwariuję, do soboty jeszcze tak długo. A w studio nie mam co się pokazywać bo jak zobaczy mnie tata to i tak odeśle do domu.
- Nie marudź że jest tak nudno. Jest Marco, Mora, no i twoja mama.
- Marco i Mora są w szkolę, a potem razem idą na jakąś imprezę. A ja będę tutaj cały czas siedział, bo mnie nie puści za żadne skarby świata.
- Na imprezę w środku tygodnia? - zdziwiłam się.
- Ktoś ma urodziny, nie pytałem dokładnie.
- A w sumie nieważne. Nie graj już tylko w tą siatkówkę ze ścianą.
- A mogę potańczyć?
- Diego!
- No co? - spytał i wstał. Włączył muzykę. - No chodź, tylko chwilę.
Wywróciłam oczami i wstałam. Już po chwili zaczęliśmy razem tańczyć. Do momentu w którym do pokoju weszła jego mama. W tym momencie tylko przewróciliśmy się na łóżko, śmiejąc się jak głupi. Tak, ten taniec to był bardziej wygłupianie się. Ale to chyba norma gdy tańczy się samemu w domu.
- Widzę że na serio nie można cie zatrzymać w łóżku. - powiedziała matka Diego i zaczęła się śmiać - Tata do ciebie przyszedł.
Diego natychmiast spoważniał i usiadł na łóżku.
- Tata? - spytał zdziwiony - Czego chce?
- Porozmawiać z tobą. Wpuścić go tutaj? - spytała. Było widać że wolała spytać czy chłopak ma ochotę na rozmowę ze swoim ojcem.
- Dobra, wpuść. - jego mama wyszła.
- Diego, ja już pójdę. Na zajęcia. Wpadnę potem z dziewczynami. Pa. - powiedziałam. Pocałowałam go w policzek i wyszłam z pokoju. Nie chciałam teraz przeszkadzać mu w rozmowie z ojcem.
Diego.
Zastanawiałem się przez dłuższą chwilę czego naprawdę chcę ode mnie mój ojciec. Siedziałem na tym łóżku, czekając aż wejdzie do pokoju. Po chwili jednak wszedł. Spojrzałem na niego.
- Cześć tato. - odezwałem się tylko, patrząc na niego. Po chwili już siedział obok mnie.
- Cześć. Możemy raz normalnie porozmawiać? Bez żadnych kłótni? - spytał. Kiwnąłem głową.
- Tak. - odpowiedziałem. Chociaż już samo to że powiedziałem do niego "tato" powinno być dla niego znakiem że powoli przyzwyczajam się do myśli że znowu mam ojca.
- Nadal mnie nienawidzisz? - spytał prosto z mostu.
Musiałem się chwilę zastanowić zanim mu odpowiedziałem. Był moim ojcem, kiedyś najbliższą mi osobą
- Nie... Wtedy mówiłem to w nerwach. Nie powinieneś brać tego do siebie. -odezwałem się po dłuższej chwili.
- Diego, to nie jest tak jak ty myślisz. - kiedy powiedział te słowa,spojrzałem na niego pytająco - Naprawdę nie chciałem cie zostawiać. Byłeś moim oczkiem w głowie, odkąd dowiedziałem się o twojej chorobie. Po prostu...Dostałem tutaj dobrą ofertę pracy, nie chciałem dokładnie mówić tego żadnemu z was. Z twoją matką i tak mi się nie układało, chciałem tylko dla ciebie jak najlepiej. Wysyłałem pieniądze na twoje lekarstwa, miałem kontakt z twoją mamą więc wiedziałem co się dzieje. Kiedy dowiadywałem się że znowu jesteś w szpitalu, lub cierpisz z mojego powodu miałem ochotę od razu wskoczyć do samolotu i pojechać do ciebie. Ale wiedziałem że jeśli już mnie zobaczysz, a ja wyjadę będziesz cierpiał jeszcze bardziej. Wiem, byłem wredny tutaj dla wszystkich, dla uczniów, nauczycieli... Ale tylko dlatego że tak bardzo za tobą tęskniłem i miałem ochotę do ciebie pojechać.
Kiedy to mówił, patrzyłem na niego. Nie umiałem tak po prostu wyobrazić sobie że ktokolwiek jest dla niego ważny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro